7 sierpnia 2018r.
Wyjść na prostą
Wyjść na prostą
Iwona marzyła i śniła po nocach o tej chwili, ale
nie wierzyła, że kiedyś marzenia się spełnią. A jednak udało jej się uciec z
zakładu poprawczego.
Klucząc, dobiegła do przedmieścia. Zapadał dżdżysty,
październikowy wieczór, gdy dobrnęła do ogródków działkowych. Włamała się do
bardzo przyzwoicie wyglądającego domku i tam przenocowała. Znalazła ubranie,
żeby się przebrać i parę dość cennych rzeczy, które udało jej się sprzedać na
targu. Bez przeszkód wsiadła do pociągu. Rozparta na siedzeniu myślała – Cuda
się zdarzają, jestem wolna!
Jednakże podróż mogła się skończyć przy pierwszej kontroli biletów.
Zaryzykowała i znów się udało. Poszła do konduktora i powiedziała:
- Jadę na gapę, chcę przejechać całą Polskę i
dotrzeć do Szczecina. I co pan na to?- zapytała. Zrozumiał w czym rzecz,
znalazł pusty przedział i skorzystał z okazji. Przemycił Iwonę do Poznania, tam
przekazał nowej drużynie konduktorskiej, prowadzącej skład do Szczecina. Już
prawie była na miejscu, gdy pociąg zatrzymał się w szczerym polu. Na złodzieju
czapka gore, dziewczyna pomyślała, że w Szczecinie pewnie czeka na nią policja
i wyskoczyła z pociągu wprost na jakieś mokre krzaki.
Szła wzdłuż torów zastanawiając się , co z sobą
począć. Myślała też o swoim dotychczasowym życiu.
Matka jej żyła z nierządu, młodsza siostra była w
Domu Dziecka, a Iwonę wychowywali dziadkowie. Gdy zaczęła dojeżdżać do szkoły
średniej, nauka okazała się być coraz trudniejsza, a możliwości miłego
spędzania czasu coraz bardziej kuszące. W rezultacie z jednej szkoły ją wylali,
a w drugiej za nic w świecie nie mogła wyjść z drugiej klasy. Dziadkom
brakowało sił, by się borykać z narastającymi problemami, wezwali matkę.
Ta rzekła krótko
-Jak ci się nie chce uczyć, to żyj tak, jak ja!
Tak się zaczęło. Miała dwóch fagasów do obstawy,
którzy także domagali się świadczeń w naturze. Brali ją też do pomocy, gdy
okradali sklepy; a ostatnio wzięli ją, kiedy chcieli wydusić trochę grosza od
pewnego restauratora. Tylko, że jeden z kelnerów bardzo się stawiał, trochę za mocno
oberwał , no i niestety zmarł.
Szajkę schwytano, panowie trafili do więzienia, a
Iwona jako niepełnoletnia – do poprawczaka.
Zmęczona i głodna brnęła wśród ciemności, a w oddali
łuną świateł jaśniał Szczecin.
-To strasznie daleko – myślała – do rana nie zajdę.
W pobliżu dostrzegła światła jakiejś wsi i przeszła
przez pola w jej kierunku. W polu stał niewykończony dom, świeciło się w
przybudówce. Przez szparę w deskach dostrzegła brodacza. Siedział przy stole i
coś jadł. Pod krzesłem leżał pies, po
chwili zaczął ujadać. Poganiana
strasznym głodem, zastukała w okienko. Zaskoczony, zaprosił ją do środka. Nie
był stary, tylko trochę oszpecony: szyję i policzki miał zniekształcone
bliznami po oparzeniu. O nic nie pytał, nakarmił i wskazał drewnianą pryczę.
-
Jak
chcesz, możesz przenocować. Ja tu jestem stróżem. Do wiosny będę pilnował
budowy i materiałów budowlanych. No i muszę przepalać, żeby obsychało.
Nie wiadomo dlaczego,
poczuła się bardzo bezpieczna; szybko zasnęła.
Obudziło ją wesołe
trzaskanie ognia w wielkim piecu co. Brodacz rzucał doń wielkie polana surowego
drewna. Przyjrzeli się sobie w świetle dnia. Mężczyzna był wyraźnie poruszony
jej urodą, a ona myślała – Gdzie też on spał? Dziwne, że w takiej pustce ten
samotnik nawet nie próbował jej dotknąć. Jeszcze takiego nie spotkała.
– Coś z nim jest nie tak –
myślała kokietując go przez cały dzień. Wieczorem nie wytrzymała i sama
zaproponowała mu zapłatę za gościnność. Był zażenowany, jakby się wstydził za
nią.
-
A
może ty nie tylko twarz masz poparzoną? – śmiała się prowokująco, bez cienia
zażenowania.
-
Ze
mną wszystko w porządku, za to ty z całą pewnością nie należysz do dziewczyn,
które się szanują! A szkoda. – odrzekł i wyszedł
-
Ale
święty, ciekawa jestem, co powie, jak się dowie o mnie prawdy?
Przy kolacji opowiedziała mu
o sobie; słuchał w milczeniu, a ona miała wrażenie, że te wynurzenia sprawiają
mu przykrość.
-
Szczerość
za szczerość. Dziś jesteś tu, jutro daleko stąd i chyba więcej się nie
zobaczymy. Ale powiem ci, jak to ze mną jest. Wychowałem się w bardzo bogatym
domu, miałem wszystko. Zacząłem szukać mocnych wrażeń – alkohol, narkotyki.
Kiedy rodzice chcieli mnie przytemperować, pokazałem rogi. Nie będę opowiadał
szczegółów – w każdym razie ojciec mi powiedział:
-
-Nie jesteś już moim synem!
-
Jestem już czwarty rok poza domem. Dwa lata
temu miałem wypadek – jechałem na haju. Wyszedłem cało, mimo, że wybuchło
paliwo i samochód spłonął. Każdy mówił, że to cud. Ja w tym piekle się
modliłem. Więc powiedziałem sobie, że skoro Bóg mnie ocalił, to nie mogę być
świnią i żyć byle jak. Czekam na dziewczynę, wartą mojej miłości. Wtedy będzie
ślub przed ołtarzem i wierność po grób!
-
Ależ ty jesteś staroświecki, po prostu
śmierdzisz naftaliną – śmiała się w odpowiedzi wymuszonym śmiechem.
Następnego dnia przyjechał właściciel budowy z
cegłami, Iwona zabrała się z nim do Szczecina. Starszy pan nie miał takich
zahamowań, jak Marcin. Zatrzymał się w lesie; później, w domu stwierdził brak
portfela, zegarka, a nawet telefonu.
-
Dziewczyna
czerpała pełnymi garściami z uroków życia. Z dnia na dzień odkładała wizytę u
matki, raz ze strachu, że na nią
czekają, a dwa, że jakoś nie tęskniła za swoją rodzicielką. Po dwóch tygodniach
wpadła i musiała wrócić do zakładu. Było o czym opowiadać koleżankom;
najchętniej słuchały o Marcinie.
-
Ale
frajer!- mówiły jedne. –Że też są jeszcze tacy faceci – rozmarzały się inne.
-
Iwona
nie miała większych nadziei, że jeszcze kiedyś go spotka. Nie mogła liczyć na
przepustkę, o ucieczce nie było mowy –
miała zwiększony nadzór.
Zdarzyło się inaczej; wczesną wiosną przyjechał
dziadek i załatwił dla wnuczki tydzień wolnego ze względu na ciężką chorobę
matki. Iwona szalała z radości. Niedomaganiem mamusi wcale się nie przejęła –
Wystarczy, że przystopuje z piciem, a wyzdrowieje! – podsumowała cały problem.
W pociągu dziadek wyjawił straszną prawdę:
-
Matka
nie żyje, tydzień minął, jak ją pochowaliśmy. Przygodny kochaś pchnął ją nożem
i uciekł. Teraz jesteś potrzebna ,bo walczymy, żeby nie przepadło mieszkanie.
Jest strasznie zapuszczone, wymaga remontu, ale jest w dobrym punkcie, ma swoją
wartość. Bóg jeden tylko wie, ile wyrzeczeń nas to kosztowało, kiedyśmy je
matce kupowali. W każdym pomieszczeniu plamy od krwi; babka z grubsza
sprzątnęła, reszta czeka na ciebie, popatrzysz sobie ,to może zastanowisz się
nad swoim życiem.- dziadek patrzył w okno na puste pola zalane złotym blaskiem
marcowego słońca. Wypowiadał słowa z twarzą tak nieruchomą, jakby mówił o
prostych sprawach; Iwona słuchała struchlała z przerażenia. Serce rozrywał tępy
wyrzut:
-
Czemu
do niej nie poszłam? Byłam tak blisko, przecież nie widziałyśmy się od dwóch
lat!?
W tak krótkim czasie nie
udało się wyprostować wszystkich spraw związanych z bardzo zadłużonym
mieszkaniem. Tymczasowo nadzór miał sprawować dziadek, on też zobowiązał się
spłacić ratami zadłużenie.
Ostatni dzień urlopu
dziewczyna poświęciła na szukanie tamtego domostwa i Marcina. Pragnęła tylko
paru słów otuchy – on jeden był zdolny zrozumieć, co przeżywa.
Na miejscu okazało się, że nie bardzo można pogadać. Trwało tynkowanie pokoi, a Marcin pracował, jako pomocnik. Dopiero kiedy robotnicy siedli, by spożyć posiłek, była chwila na krótką rozmowę. Wymienili adresy, Iwona zdziwiła się widząc szczeciński adres. Marcin wyjaśnił:
Na miejscu okazało się, że nie bardzo można pogadać. Trwało tynkowanie pokoi, a Marcin pracował, jako pomocnik. Dopiero kiedy robotnicy siedli, by spożyć posiłek, była chwila na krótką rozmowę. Wymienili adresy, Iwona zdziwiła się widząc szczeciński adres. Marcin wyjaśnił:
-
Moim życiem często rządzą przypadki. Szef
wysłał mnie do banku. Traf chciał, że w kolejce do okienka spotkałem kuzyna,
który mi powiedział, że mamę czeka poważna , ryzykowna operacja. Tego dnia
wróciłem do domu.
Zaczęły przychodzić listy od
Marcina; Iwona w swoje wkładała całą duszę. Doznania ostatnich miesięcy bardzo
zmieniły dziewczynę. Tak jakby pancerz z niej spadł, ale przez to stała się”
miękka”, wrażliwa. Poprosiła o przeniesienie do tej części, gdzie siostry
zakonne uczyły opieki nad chorymi.
Tam zaprzyjaźniła się z siostra Zofią, która kiedyś
pracowała w Szczecinie. Za dobre sprawowanie skrócono jej karę i pod koniec
sierpnia wyszła na wolność.
-
Szukała
swego miejsca i sposobu na życie. Póki co wszędzie było źle; i w mieszkaniu
matki , i u dziadków, i u dawnych kumpelek; jedynie, gdy szła do Ośrodka dla
dzieci upośledzonych - czuła się potrzebna i zapominała o sobie. W tym
zakładzie kiedyś pracowała siostra Zofia.
Postanowiła odwiedzić Marcina i pochwalić się tym, że pomaga tym najbardziej potrzebującym.
Postanowiła odwiedzić Marcina i pochwalić się tym, że pomaga tym najbardziej potrzebującym.
Przyjechała pod znany adres i nie śmiała wejść do
środka – w takiej wilii jeszcze nie była!
W domu był tylko ojciec; okazało się, że Marcin
pojechał do Kudowy po matkę, która skończyła leczenie sanatoryjne. Przyjął
dziewczynę bardzo uprzejmie, zaprosił na kawę – gdy poszedł ja parzyć, Iwona
rozglądała się po pięknym salonie. Na etażerce stały zdjęcia, pośród
innych, jedno poruszyło ją szczególnie:
Marcin z piękną blondynką na żaglówce! Miała ochotę uciekać, ale to odcięłoby
ją od Marcina na dobre. Zaczęła więc opowiadać starszemu panu o swoich perypetiach
z mieszkaniem. Odrzekł, że jego kancelaria prowadzi takie sprawy, spisał na kartce, jakie będą
potrzebne dokumenty, dał też wizytówkę z terminem wizyty . Prawie biegiem
oddalała się od tego domostwa:
-
O
ty głupia - myślała chlipiąc - na coś ty liczyła?! Nie dla psa kiełbasa – za
wysokie progi na twoje „łajdaczki’,
nogi! Zagubiona, wróciła na ulicę , zarabiała, jak dawniej; Jednakże
czuła się podle - już wiedziała, że to nie dla niej.
-
Nadszedł
dzień wizyty w kancelarii adwokackiej ojca Marcina, poszła z wielkimi oporami.
Natknęła się na syna, jakże była szczęśliwa! Pytał, co porabia , skwapliwie
opowiedziała o Ośrodku dla dzieci upośledzonych, zachęcał, by się starała o
zatrudnienie.
-
Pytałam,
ale nie mam wykształcenia, takich nie biorą.
-
- To zapisz się do wieczorowego ogólniaka.
-
Mam
zaległości, nie dam rady.
-
- Ja pomogę, nie martw się, też wróciłem na
studia.
Właściwie wszystkie sprawy
dobrze się układały. Mieszkanie było jej własnością, bez kosztów – Marcin wziął
to na siebie, w szkole jakoś szło; do Ośrodka mogła przychodzić pomagać, póki
co, za wyżywienie.
Tylko to uczucie, że się jest gorszym, splamionym, parszywym - od tego nikt nie mógł jej uwolnić. Jedynie, kiedy bawiła się ze swymi podopiecznymi w Ośrodku, widziała w ich oczach takie ciepło i takie przywiązanie, że serce tajało. Po jakimś czasie pozwolono jej też odwiedzać młodszą, dziesięcioletnią siostrę w Domu Dziecka – ona również patrzyła na Iwonę z wielką miłością. Na tych obszarach postanowiła bazować.
Tylko to uczucie, że się jest gorszym, splamionym, parszywym - od tego nikt nie mógł jej uwolnić. Jedynie, kiedy bawiła się ze swymi podopiecznymi w Ośrodku, widziała w ich oczach takie ciepło i takie przywiązanie, że serce tajało. Po jakimś czasie pozwolono jej też odwiedzać młodszą, dziesięcioletnią siostrę w Domu Dziecka – ona również patrzyła na Iwonę z wielką miłością. Na tych obszarach postanowiła bazować.
Po roku zatrudniono ją na okres próbny, a po następnym , kuwali – Iwona znienacka
zapytała swego korepetytora:
-Oświadczył mi się Włodek,
nasz intendent, co mi radzisz?
Wyjdź za niego. – odrzekł
bez namysłu i wrócili do zadań. na stałe. Z Marcinem łączyła ją wielka
przyjaźń, widywali się dwa, trzy razy w miesiącu
-
Przeważnie
w związku z kłopotami z przedmiotami
ścisłymi z jakimi borykała się w szkole. Przed samą maturą, gdy ostro w
-
A
później, tego samego wieczoru przyjechał
bardzo wzburzony, by jej wykrzyczeć w nos:
-
Wyjdź za niego, jeśli nie kochasz kogoś
innego, bo zapomniałem ci powiedzieć, że ja cię kocham i to od bardzo dawna!
Jeszcze przez rok byli
narzeczeństwem. Marcin dopiero teraz uzmysłowił sobie, że ryzykuje. Ona, jakby
wyczuwając jego obawy, dawała mu wciąż szansę wycofania się. Ale oboje czuli,
że są dla siebie.
Po ślubie sprzedali mieszkanie Iwony, pan mecenas nie szczędził
grosza i stali się właścicielami pięknego mieszkania w szeregowcu. Kiedyś, gdy
przygotowywali Wigilię , Iwona nakrywając stół w pokoju, pomyślała:
- Kto by pomyślał, że ja
kiedyś wyjdę na prostą... Sama siebie przekreśliłam, niczego dobrego nie
oczekiwałam dla siebie, myślałam, że tylko będę spadać niżej i niżej. Nie
zbadane są zamierzenia Pana Boga.
Obecnie czynią starania, żeby stać się rodziną
zastępczą dla siostry Iwony. Bardzo też by chcieli mieć własne
Komentarze
Prześlij komentarz