Przejdź do głównej zawartości


-         wybrała więc autobus, na szczęście niedługo musiała czekać na swój pociąg. Była pewna, że rodzice zadzwonili i że Paweł wie, że gdzieś się zatrzymała; spodziewała się, że czeka ją szalona awantura. Postanowiła powiedzieć prawdę i wręcz była ciekawa, jakie to zrobi na mężu wrażenie.
-            I tu – chyba pierwszy raz w życiu – pomyliła się w swoich oczekiwaniach. Rodzice nie dzwonili. Obaj panowie – syn i mąż powitali ją z wielką radością. Usta im się nie zamykały, tak się starali opowiedzieć jej, jak sobie radzili.
-         Wczoraj było tak cieplutko, byliśmy z tatą na balkonie, posprzątaliśmy, i tatuś kazał przynieść skrzynki z piwnicy i posiał kwiatki!- relacjonował  Aruś. Zjedli przygotowany przez dzielnych gospodarzy posiłek.
Uszczęśliwiona i uspokojona  Sabina , siadła na stołeczku przy męża tapczanie i rzekła:
-         Ja wiem, że u ciebie porządek, to rzecz święta, ale teraz musisz się oszczędzać, to raz, a dwa, że te nasiona mają już ze trzy lata, nie wiadomo, czy coś urośnie.
-          Popatrzyła na męża, jak za dawnych lat i opowiedziała o wizycie u rodziców, pomijając nieprzyjemną rozmowę z matką. Na koniec wspomniała, że ojciec ma szukać znanego z licznych sukcesów lekarza  pochodzącego z Rosji.
-          To na nic, przecież ja nie pojadę do Sochaczewa, nie dam rady – odrzekł Paweł ze smutkiem.
-         - Ojciec będzie go namawiał, żeby przyjechał do ciebie. – mąż tylko machnął ręką, uznając taką możliwość za niedorzeczną. Sabina chciała wstać, delikatnie ujął jej dłoń.
-          Mam dużo czasu, rozliczam się powoli ze swojego życia. Chciałbym, żebyś mi wybaczyła to wszystko, co ci złego uczyniłem – popatrzyła mu w oczy i mocno ścisnęła dłoń- Nigdy cię nie wsparłem w trudnych chwilach, a ty mnie nie odstępujesz w chorobie. Zmarnowałem ci życie, Sabinko – i chyba już nie zdążę niczego naprawić..
 Przytuliła się do męża i rozpłakała się.
-         Ty, taki twardziel i uparciuch, poddajesz się? –usiłowała się uśmiechnąć i nadać rozmowie mniej tragiczną formę. – A jak te nasionka powschodzą, a jak tato skłoni tego doktora do przyjazdu, to zechcesz powalczyć?
-           To wszystko głupstwo, powalczę, bo cię kocham i mam odrobinę nadziei, że i ty mnie kochasz. Warto, bo mamy siebie i dzieci – odrzekł cichutko
z trudem hamując łkanie.
Jeśli chodzi o dzieci, to młodsze było nieobecne, a starsze zamknęło się w toalecie i długi czas nie chciało wyjść, może czekało, żeby oczy całkiem obeschły.
              W drugi dzień Świąt Wielkanocnych nastała taka pogoda, że gdyby nie kwitnące przebiśniegi, krokusy, obsypane kwieciem forsycje – to by można było pomyśleć, że to listopad. Wiał zimny, przenikliwy wiatr i padał deszcz ze śniegiem  W taki przykry czas przyjechał ojciec Pawła i przywiózł tak bardzo oczekiwanego doktora Siergieja!
Już w przedpokoju zaniepokoił się, że syn ich nie wita. Synowa wyjaśniła, że leży, bo dziś przy tej pogodzie gorzej się czuje. Jednakże widok syna – żałosny cień tego zawsze tak silnego, sprężystego Pawła – omal nie zwalił ojca z nóg. Opanował się jednak i ściskając mu chudą, pomarszczoną dłoń,  zagadał:
-         Twoja matka, twoja siostra i twoja  córka pojechały modlić się za ciebie do Lichenia, twój ojciec tłukł się trzysta kilometrów w ścisku i niewygodzie, by ci przywieźć lekarza – a ty tymczasem wylegujesz się na wysokich poduchach i tylko czekasz, żeby koło ciebie latać! Takiemu to dobrze, taki pożyje! – Paweł uśmiechał się blado. A ojcu starczyło jeszcze sił , by poopowiadać o wnuczce, że ma już dwie koleżanki, że skądś przywlokła małego kota. Jak się okazało chorego i zapchlonego; zaraz się z nim pojechało do weterynarza , no i teraz są nierozłączni.- Tak, że musicie się liczyć z tym, że mała go tu wam przywiezie.
 Kiedy doktor przystąpił do badania, ojciec wyszedł do kuchni i zapłakał:
-         Sabina, na litość boską, co jemu jest?! Czy to rak?
-         Niby badania wykazują, że to marskość wątroby, ale nie wszyscy lekarze są tego zdania  -  no i co z tego, kiedy powoli wszystkie narządy odmawiają pracy. Paweł już nie chce iść do szpitala, mówi, że jak straci świadomość, to będę go mogła tam zawieźć.
-         Z  niepokojem czekali, co powie Siergiej. Ten o dziwo był dobrej myśli, oświadczył, że z tego, co widział w wypisach ze szpitali, to pacjent był nie tyle leczony, co intensywnie zatruwany wciąż nowymi specyfikami. Późnym wieczorem siedział z Sabiną i sporządzali spis tego, co będzie potrzebne. Była pielęgniarka co chwila otwierała szeroko oczy, ale zapisywała bez szemrania: 10 główek białej kapusty, 10 kg. czerwonych buraków, 10 kg marchwi; cała lista ziół  ze skrzypem i nagietkiem na czele.
-          – Boże mój kochany i to ma pomóc? – myślała trwożnie – tak czekaliśmy na tego wszechstronnie niby wykształconego lekarza , a on mi tu wyjeżdża z burakami...? Wszystko zostało jednakże zakupione i doktor przystąpił do działania. Były to masarze stóp, dłoni, jakichś, tylko jemu znanych punktów na ciele,  gorące okłady z ziół na wątrobę  - i zamiast posiłków, soki z warzyw. Trzeciego dnia nastąpił  kryzys, Paweł przez pół dnia wymiotował. Ojciec trzymał się za serce, Sabina miała ochotę wyrzucić Siergieja z domu – a sam doktor skupiony i uważny siedział przy chorym i modlił się. Po tym naturalnym oczyszczeniu, Pawłowi zaczęło się poprawiać. Uspokojony nieco tato, wrócił do domu. Po paru dniach i Siergiej oświadczył, że jego obecność nie jest już konieczna. Późnym wieczorem poprosił Sabinę na rozmowę. Wlał w jej duszę przekonanie , że mąż wyzdrowieje. A później popatrzył
 przenikliwymi, czarnymi oczami  i rzekł: nu piszi – rano podasz-  tu wymieniał rodzaj soku i kaszki, później z czego okład i jak długo ma być na brzuchu i tak niemal godzina po godzinie, co trzeba będzie robić, kiedy on wyjedzie.
-          A kiedy już przyszedł dzień wyjazdu, doktor długo rozmawiał z Pawłem; na koniec podał mu rękę i rzekł dobitnie; ja oczyścił ciało, ale duszę sam musisz. Powyrzucaj, kochany, wszystko niedobre – strach, złość, zazdrość i co tam jeszcze masz.. U nas powiadają; ”Grzeszne ciało duszę zjadło”
-          A u nas się mówi; „ W zdrowym ciele, zdrowy duch” odrzekł Paweł śmiejąc się i uściskał serdecznie Siergieja.
-         Chory powoli powracał do zdrowia. Proces ten przebiegał skokami – już było dobrze i z nagła przychodziło pogorszenie i zwątpienie. Wtedy oboje walczyli i fizycznie i duchowo, żeby nie stracić nadziei. Jednakże  z tygodnia na tydzień było lepiej. Wieczorami Sabina padała z nóg. Szła do swego pokoju i tylko się modliła, by Paweł nie wołał w nocy, jak to często bywało .
-          Któregoś wieczoru długo nie mogła zasnąć i z nagła – ach, co za piękny trel za oknem: słowik śpiewa!- No tak, przecież to maj. Świata bożego człowiek nie widzi i nie słyszy biegając przy chorym – rozmyślała zasłuchana. – Jak cudnie byłoby, gdybyśmy tak oboje mogli tego posłuchać. Ale Paweł pewnie śpi, niech śpi.  Minęło parę dni i wszystko się powtórzyło z tym, że wyraźnie słyszała, że mąż nie śpi.
-         Zajrzała do jego pokoju, a on uchylił kołdry i zaprosił ją na swój tapczan. Leżeli zasłuchani w rozkoszny śpiew nocnego artysty.
-         - Ja tego koncertu słucham już od paru dni i tak bardzo chciałem żebyśmy mogli posłuchać tego razem - szepnął  - ale nie chciałem cię budzić. Ostatnio jesteś przemęczona. Bogu dziękuję, że cię mam i że mi nie pamiętasz tego wszystkiego..
-         Cokolwiek oboje uczyniliśmy złego, teraz to już nie ma żadnego znaczenia- odrzekła również szeptem-Zaczęliśmy nowe życie. Dla mnie byłeś i jesteś zawsze tylko ty! – przerwała mężowi. Pojednani, przytuleni, szczęśliwi, zasłuchani w tajemne trele -  posnęli nie wiadomo kiedy.
-          Na początku lipca przyjechała mama z Marzenką i kotem Murzynkiem. Paweł był już podleczony, lecz rodzicielka i tak załamała ręce :O, ja widzę, że będę musiała pobyć tu, stanąć przy kuchni i gotować, żebyś ty dzieciaku ciała nabrał..
-         Oczywiście , mamusiu, ale w przyszłym roku, póki co, jestem na ścisłej diecie i...
Dyskusja pewnie jeszcze by potrwała, tylko, że kotek uciekł i najpierw dzieci, a później i reszta rodziny musiała śpieszyć go szukać  Żeby uniknąć takich niespodzianek, następnego dnia Sabina kupiła szelki do spacerów i po obiedzie wszyscy wyszli na skwerek osiedlowy uczyć i kota i Marzenkę owego spacerowania.  Obok przechodziły dwie panie z sąsiedniego bloku; wiodły taką rozmowę:
-         Patrz, pani, i ten Butner  wykaraskał się jakoś z choroby, a jak się słyszało, to dni miał policzone.
-         O tak. Kiepsko z nim było. Jak mój był u niego w lutym, to ledwo go poznał, taki był chudy, dosłownie skóra i kości. A teraz wygląda coraz lepiej.
-         Ludzie mówią, że przywieźli jakiegoś znachora z Warszawy i ten go uleczył.
-         Tak, tak ja widziałam tego człowieka -  taki czarny, zarośnięty. Takiego zobaczyć wieczorem gdzieś w ustronnym miejscu, bo by się chyba umarło ze strachu .
Słyszałam, że Sabina od jesieni wraca do pracy w szpitalu, już ponoć jeździ na szkolenia. Jak ją spotkam, to muszę się zapytać jaką odmianę nasturcji kupiła. Wspaniale jej rosną, cały balkon zasłoniły. Coś pięknego!


Tylko ty 4

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

22.06.2024r. Uparta miłość t.III r.9[4] patrywała się w twarz babci; w głowie była pustka, w sercu ból nie do zniesienia , po chwili z oczu popłynęły łzy i wraz nimi słowa: -Babciu najukochańsza bardzo cię przepraszam. Proszę, wybacz mi.Ty teraz z tamtej strony widzisz i rozumiesz wszystko. Popatrz na moje serce - naprawdę chciałam do Ciebie pojechać, opiekować się Tobą. Gdybym wiedziała...Wiem, że bardzo mnie kochałaś. Pamiętam te, najpiękniejsze na świecie, lale, książeczki, które mi czytałaś. To ty mi kupiłaś pierwszą gitarę, wynajęłaś nauczyciela, żeby mnie uczył grać. Nigdy nie zapomnę, jak cudownie nam było w Pradze; zawsze chciałaś, by mi było dobrze, żebym nie miała żadnych zmartwień. Pamiętam twój uśmiech, twoje kochane ręce, najczulsze serce... Kochana, moja, jedyna - bądź ze mną, jeśli możesz; niech czuję twoją obecność. Ból odrobinę zelżał. Pomyślała, że rodzice lada moment nadjadą, trzeba przygotować posiłek, posprzątać. Uwinęła się z robotą i patrzyła w okno. Powinn...
16 września 2018r. Witajcie! Kolendra poprawia smak  potraw i przetworów. W wielu krajach stosuje się ziarna kolendry, jako lek - oczyszcza organizm, pomaga strawić tłuszcz, obniża cholesterol, działa przeciwbólowo, goi rany.                     Daj kurze grzędę... Panna Joasia była wyjątkowo urodziwa, przy tym niegłupia i z dobrej rodziny. Miejscowi kawalerowie nie mieli u niej żadnych szans – czekała na księcia z bajki. Pojawił się on niespodziewanie szybko. Dzięki funduszom unijnym ukończono nareszcie budowę nowej przychodni, przy niej dobudowano dom , żeby nowo zatrudniani lekarze mieli gdzie mieszkać.    No i kiedy w Ośrodku zaczął przyjmować młody, przystojny stomatolog, każdy wiedział, że to ktoś dla Joasi. Ona   też tak pomyślała. Wyleczyła wpierw zęby w sąsiednim miasteczku, potem dopiero poszła do miejscowego dentysty, niby do kontroli. Ten zachw...
12.02.2025r. Po mokrej jesieni nastal suchy, mroźny grudzień; przed samymi Świętami sypnęło śniegiem i zrobiło się uroczyście, nastrojowo. Przygotowania do Bożego Narodzenia szły pełną parą. Wszyscy bardzo chcieli spędzić je razem; było tylko wciąż nie wiadomo, czy dziadek przyjedzie, czy trzeba jechać do niego , by nie był sam. Zadzwonił na parę dni przed Wigilią, że czeka na rodzinkę, najlepiej w same Święta, bo tak to musi dotrzymać towarzystwa Andrzejowi.Wobec tego pierwszego dnia Świąt Jagusia z mężem i Henio, skoro świt ruszyli na stację,by rannym pociągiem dotrzeć do Szczecina. Na miejscu okazało się , że obaj starsi panowie pomagają Siostrom Felicjankom na Wieniawskiego: dziadek przyjmuje bezdomnych w ich gabinecie, a Pan Andrzej pomaga w kuchni. Przygotowania do Wigilii dla dziesiątków bezdomnych, wyczerpało obu, tak, że poszli spać z kurami, dopiero świętować zaczęli, gdy młodzież przyjechała. Panowie, w dziadka mieszkaniu ,nagromadzili wszelkiego jadła z zakonnej kuchni, ...