Przejdź do głównej zawartości
14 czerwca 2018r.


Witajcie! Dziś ostatni odcinek opowiadania. Bohaterowie tej opowieści Ala i Jurek niedawno świętowali Złote Gody, uroczystość była podniosła. Pięknej pani Klary nie ma już na tym świecie, a jej mąż ożenił się drugi raz. Życie pisze swoje scenariusze.


Słomiany wdowiec[5]

Byłem zły, zawiedziony, zawstydzony; tylko jakie ja mam do niej prawo, czy mogę mieć jakieś pretensje? Odszedłem pośpiesznie. I to był ten dzień, gdy się obudziłem z letargu

  Smutna, niezadowolona z urlopu u mnie synowa, naburmuszony wnuczek, zaniedbany ogród i w środku ja -żałosny, odrzucony. Zdałem sobie sprawę ze swej głupoty i pożałowałem straconego czasu. Zdrowiałem powoli, jak po grypie, ale z każdym dniem było lepiej, a wielce pomocna okazała się praca. Nadrabiałem  zaległości – odnowiłem łazienkę, wypieliłem grządki w ogrodzie.

   Od żony przyszła wiadomość, że  Maciek przyjedzie teraz, a ona zabawi jeszcze tydzień. – Dobrze, bardzo dobrze – myślałem, do tego czasu będę wyleczony.

Żeby udobruchać wnuczka, wziąłem go któregoś dnia z sobą do lasu. Chciał, nie chciał, nogi same zaprowadziły mnie w pobliże leśniczówki, Klara wracała z córką z wyprawy po jeżyny. Zupełnie przypadkowe spotkanie. Siliłem się na swobodę, ona nie musiała – była spokojna, , rozmawiała

 jakby nigdy nic. Na koniec rzekła zniżając głos:

-         No i co, nie lepiej tak? Teraz możemy być prawdziwymi przyjaciółmi.

Może i lepiej. Wszystko zostało w sferze marzeń i pragnień, zawieszone w tym wonnym, leśnym powietrzu. Przez to stało się jeszcze piękniejsze. Ostrożnie badałem grunt: co synowa wie, czy bardzo mnie potępia, czy zostanie do powrotu teściowej? Odpowiadała wymijająco. Przyjazd małżonki to było wielkie, rodzinne święto. Przy suto zastawionym stole podróżnicy opowiadali, co widzieli i przeżyli; ja siedziałem, jak trusia - milczałem, a synowa pochwaliła mnie za to, że takie mnóstwo grzybów  przyniosłem i wszystko czeka w słoikach!  Moje Alątko we wszystko wierzyło; całowała mnie i tuliła, jak za młodych lat.

Żyjemy z żoną, jak żyliśmy – raz lepiej, raz gorzej. A gdy jest źle, myślę, co by było, gdybyśmy z Klarą zabrnęli za daleko, rozkochali się w sobie? Mogło tak być- oboje byliśmy sobą zafascynowani, było nam razem niebiańsko dobrze – to jej siła woli sprawiła, że ostały się nasze małżeństwa.

Szczególnie, gdy przychodzą święta -  moja żona tak pięknie wszystko umie przygotować; wtedy jestem Klarze głęboko wdzięczny, że nie weszła w moje życie. Nie poszerzyłem mego stanu posiadania, przez to potrafię docenić to, co mam – a że się czasem pomarzy...no cóż marzenia  - ludzka rzecz.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

11.08.2025r. Uparta miłość t.III r. 17[3] Dzień był wyjątkowo zimny, jak na połowę listopada. Adam uwijał się przy drzewie; później pilnował pieca . w końcu pomyślał, że w ciepłym domu można by było spędzić trochę czasu wspólnie.Zniecierpliwiony czekaniem zajrzał do pokoju, żona siedziała nad stertą dokumentów, machnęła ręką, wskazując na śpiącą córeczkę. Widząc, że czeka, poszła za nim do kuchni. - Jeszcze pół godzinki i miałabym koniec. - Twoja robota ma to do siebie, ze nie ma końca - uśmiechnął się. Mam dla ciebie pyszne jedzonko i ciekawe wiadomości - co najpierw? - Jeść! Wyjął z piekarnika pachnącą zapiekankę. - No, po prostu poezja- oceniła po chwili. - To ta nasza z makaronem i piersią kurczaka, czym przyprawiłeś, że taka smaczna? - Ubiłem pianę z jajek i dałem do gorącego piekarnika - odrzekł zadowolony, dokładając sobie nową porcję - Teraz powiedz, co to za nowiny, tylko oszczędź mi przykrych przed nocą - patrzyła wyczekująco na kończącego kolację męża. - Gadałem ...
16.10.2021r. Uparta miłość t.II r. 13 [2] moralności, jak wy niegdyś? Przed Bożym Narodzeniem nastała pogoda zmienna i kapryśna. W taki czas Zalewscy wybierali się do Szczecina na wesele . Pan Andrzej – przyjaciel rodziny, u którego mieli się zatrzymać, nalegał, by przyjechali w przeddzień. Tak też zrobili; razem spożyli wieczerzę wigilijną i w świąteczne popołudnie, wypoczęci, pojechali na ślub. Choć Elwira nie miała, oprócz paru dalszych kuzynów, żadnej rodziny; wesele było okazałe. Hulało na nim pół akademika, wielu dostojnych profesorów, oraz rodzina i przyjaciele Przemka. Panna Młoda subtelna i piękna tak się zalewała łzami w czasie ceremonii ślubnej, że Mirka zapomniała, że był czas, kiedy najchętniej odradziła by Przemkowi ten związek. – Co może miłość! Popatrz na nich – jacy zadowoleni, piękni. Daj Boże, niech im się wszystko ułoży jak najlepiej – szeptała do ucha mężowi, gdy stali w długiej kolejce, by złożyć życzenia. – Ano tak i ja życzę im jak najlepiej, szkoda t...
12.02.2025r. Po mokrej jesieni nastal suchy, mroźny grudzień; przed samymi Świętami sypnęło śniegiem i zrobiło się uroczyście, nastrojowo. Przygotowania do Bożego Narodzenia szły pełną parą. Wszyscy bardzo chcieli spędzić je razem; było tylko wciąż nie wiadomo, czy dziadek przyjedzie, czy trzeba jechać do niego , by nie był sam. Zadzwonił na parę dni przed Wigilią, że czeka na rodzinkę, najlepiej w same Święta, bo tak to musi dotrzymać towarzystwa Andrzejowi.Wobec tego pierwszego dnia Świąt Jagusia z mężem i Henio, skoro świt ruszyli na stację,by rannym pociągiem dotrzeć do Szczecina. Na miejscu okazało się , że obaj starsi panowie pomagają Siostrom Felicjankom na Wieniawskiego: dziadek przyjmuje bezdomnych w ich gabinecie, a Pan Andrzej pomaga w kuchni. Przygotowania do Wigilii dla dziesiątków bezdomnych, wyczerpało obu, tak, że poszli spać z kurami, dopiero świętować zaczęli, gdy młodzież przyjechała. Panowie, w dziadka mieszkaniu ,nagromadzili wszelkiego jadła z zakonnej kuchni, ...