16 września 2018r.
Witajcie!
Kolendra poprawia smak potraw i przetworów. W wielu krajach stosuje się ziarna kolendry, jako lek - oczyszcza organizm, pomaga strawić tłuszcz, obniża cholesterol, działa przeciwbólowo, goi rany.
Daj kurze grzędę...
Panna Joasia była wyjątkowo urodziwa, przy tym niegłupia i z dobrej
rodziny. Miejscowi kawalerowie nie mieli u niej żadnych szans – czekała na
księcia z bajki. Pojawił się on niespodziewanie szybko.
Dzięki funduszom unijnym ukończono nareszcie budowę nowej przychodni, przy
niej dobudowano dom , żeby nowo zatrudniani lekarze mieli gdzie mieszkać.
No i kiedy w Ośrodku zaczął
przyjmować młody, przystojny stomatolog, każdy wiedział, że to ktoś dla Joasi.
Ona też tak pomyślała. Wyleczyła wpierw
zęby w sąsiednim miasteczku, potem dopiero poszła do miejscowego dentysty, niby
do kontroli. Ten zachwycił się wpierw stanem uzębienia pięknej pacjentki, a
później i nią samą. Do tego stopnia uległ jej czarowi, że zaprosił ją do
kawiarenki. Sprawy potoczyły się gładko i nie minął rok, jak zostali
małżeństwem. Byli piękni, zakochani, szczęśliwi. Mieli ładnie urządzone
mieszkanie i zachwycający ogród przydomowy, w którym nieustannie coś
kwitło. Wkrótce na świat przyszło
dziecko, i zaraz po nim – następne.
To szczęście małżeńskie zakłócił nieco młody lekarz, który nastał na
miejsce poprzednika, już emeryta. Młody doktor zamieszkał tuż obok i był
zupełnie sam. Pani Joasia uznała, że należy się nim zająć. Zapraszała na
obiady, kolacje; obwoziła po okolicy w celach nie tylko krajoznawczych.
Antoni patrzył na poczynania żony
spokojnie – wierzył jej, zresztą sam też polubił doktora. Młody lekarz miał
narzeczoną, ale ona nie chciała opuszczać stolicy, no i zerwali ze sobą.
Pani Joasia
pomyślała, że gdyby się tak głupia nie śpieszyła, to miałaby teraz męża
lekarza! Kto wie, jak by się to wszystko skończyło, gdyby młoda lekarka nie
stęskniła się za narzeczonym i nie przyjechała za nim na prowincję.
Doktorek przestał się Joasi kłaniać, a ta zrozumiała, że to koniec
schadzek. Ogródek, nieco zaniedbany, znów zagrał kolorami, a Antoni znów dumnie
spacerował z żoną i dziećmi ulicami miasteczka.
Jakoś jesienią wrócił z Kosowa Andrzej. Był tam w siłach wojskowych ONZ. Od
razu stał się osobą numer jeden w miasteczku – zapraszano go na obrady sesji
Rady Narodowej, do zakładów pracy, do szkół.
Pani Joanna spotkała go w Domu
Kultury. Pamiętała chudego dryblasa, który chodził z nią do szkoły podstawowej,
a tu stał przed nią piękny, postawny, opalony na brąz mężczyzna. Zapachniało
egzotyką i przygodą. Od tego wieczoru Andrzej zaczął śnić się jej każdej nocy. Żołnierz, wiadomo, na
obczyźnie tęskni za ojczyzną, rodziną, no i za miłością. Koleżanka z podstawówki
była teraz przepiękną kobietą spragnioną nowych wrażeń , w zasadzie – gotową na
wszystko.
Przylgnęli do siebie i nie bacząc na
zgorszenie, jakie sieją dookoła – poczęli się spotykać, co wieczór . Nadeszła zima, a oni płonęli
coraz gorętszym uczuciem, oszaleli na swoim punkcie. Zmysły zawładnęły nimi,
odebrały rozum i poczucie czasu.
Andrzej nigdzie nie pracował, miał za to sporo grosza za służbę. Zaszywali się
w zacisznych pensjonatach i kochali się do utraty tchu.
Rodzina Joasi na wszystkie możliwe sposoby próbowała przemówić jej do
rozumu – na próżno.
A Antoni na pozór bardzo spokojnie
znosił coraz częstsze i coraz dłuższe nieobecności małżonki, przygarbił się
tylko i schudł. Dla swych pacjentów był, jak dawniej bardzo miły, zdarzały mu
się jednakże chwile głębokiego zamyślenia, z których budził się do
rzeczywistości bardzo smutny.
Przyszła wiosna. Joasi więcej nie
było w domu , jak była; wobec tego Antoni poprosił swoją mamę, by zabrała
dzieci.
Nie krzyczał na żonę, niczego nie
nakazywał – prosił tylko, by się dobrze zastanowiła, zanim podejmie ostateczną
decyzję. Widać coś postanowiła, bo wyprowadziła się i zamieszkała z Andrzejem w
wynajętym mieszkaniu.
Rodzice Andrzeja spokojnie i wytrwale przekonywali syna, że zabrnął w ślepy
zaułek. Wycofać się jak najszybciej i wyjechać – oto wyjście.
Może
szybciej posłuchałby tych rad,
gdyby nie moc przekonywania Joasi. Jej udało się wmówić kochankowi, że są ze
sobą i będą na zawsze, bo tak chce Opatrzność. Owładnięty namiętnością, wierzył
Joasi, choć w głębi duszy czuł, że buduje na grząskim gruncie.
Tymczasem rodzice skontaktowali się z dalszą rodziną i załatwili mu robotę
w warsztacie samochodowym u wujostwa; aż pod Kielcami. Pieniądze się kończyły, zapał miłosny osłabł
iprzynaglany, zdecydował się pojechać do tej dalekiej i mało znanej cioci
Anieli.
Siedział smutny w dworcowym barze i czekał na pociąg z Kielc do
Sandomierza; podeszła kelnerka – niewysoka brunetka z szerokimi brwiami i
przemiłym uśmiechem. Pytała, co podać? Nim się ocknął z zamyślenia, przyniosła
bigos i herbatę. Wodził za nią wzrokiem, bo biła z niej jakaś dziwna pogoda i
spokój
Po tygodniu, gdy załatwiał sprawy meldunkowe, znów zajrzał do baru, ale
panienki nie było; dowiedział się tylko, że ma na imię Aniela.
-No proszę – pomyślał –jechałem przez pół Polski do Anieli i staje na mojej
drodze jakaś Aniela.
Pracował u wujka; lato było wyjątkowo
szare – zimne i deszczowe. Dni sunęły jednostajnie smutne i monotonne. Często
miał ochotę rzucić wszystko w diabły i wrócić do Joasi.
Kiedyś załatwiał sprawunki dla cioci
i choć czas naglił – wpadł na chwilę do dworcowego baru; ot tak sobie
.Przywitała go panna Anielcia przemiłym, ujmującym uśmiechem, zupełnie jakby na
niego czekała.
Zjadł, co podała, patrząc więcej na
panienkę, niż na talerz; przy płaceniu rachunku zapytał, czyby nie umówiła się z nim na spotkanie. Zgodziła
się chętnie – a czarujący uśmiech nie schodził jej z twarzy.
Spotkania z tą pogodną i serdeczną
dziewczyną zaczęły nadawać życiu nowego
sensu. Przy niej czuł się swobodnie i bezpiecznie, a Anielcia zawsze radosna,
delikatna i pełna godności – poczęła przesłaniać tkwiący w pamięci obraz Joasi.
Tak minęły trzy miesiące. Któregoś
jesiennego dnia wujek wręczył mu list – osłupiały stwierdził, że to od
Joanny. Wyznaniom i zaklęciom nie było końca, no i to zasadnicze pytanie –
kiedy wraca?
Tego dnia zapytał Anielkę, czy wyjdzie za niego. Uszczęśliwiona – bez
wahania, odpowiedziała, że tak! Ta decyzja ostatecznie zakończyła przygodę z
Joasią, gdyby odpowiedź była inna – przy pierwszej okazji wróciłby do swej kochanki.
A tak napisał krótki list, że się żeni, że nie zamierza wracać.
Joasia studiowała kiedyś, za tatusia pieniądze, marketing i zarządzanie,
lecz studia przerwała, do tego nigdy nie pracowała – teraz imała się
przeróżnych zajęć. Zbliżała się zima, prace sezonowe powoli się kończyły, a
dług u właściciela mieszkania rósł, a
na życie brakowało grosza.
Rodzina już dawno odcięła się od
wyrodnej, wstyd przynoszącej córki, jedyna nadzieja to był mąż. Tylko jak , po
tym wszystkim prosić go o pomoc? Pod koniec listopada, jak co miesiąc, poszła
do małżonka, żeby spotkać się z dziećmi. Po wizycie, gdy już wychodziła,
podając Antoniemu rękę na pożegnanie, zapytała szeptem:
-Czy ty mnie już tak do końca... czy ty mnie już całkiem skreśliłeś...?
-Joasiu, a pamiętasz, jak
ślubowaliśmy w kościele? – zawstydzona próbowała wyrwać dłoń z jego ręki i uciec, lecz Antoni trzymał mocno. Musiała
więc stać przed nim, a nogi miała, jak z waty.
-Czy tam były jakieś warunki, że nie opuszczę cię jeśli to i tamto... Nie!
Po prostu przysięgałem, że nigdy cię nie opuszczę, aż do śmierci. I chcę
dochować przysięgi, oczywiście, jeśli zechcesz!
Mieszkańcy tego cichego miasteczka widują teraz rodzinę dentysty, jak
sobie spacerują każdej niedzieli – szczęśliwi, jak nigdy dotąd. A ich ogródek w
minione lato grał wszystkimi kolorami tęczy, zachwycając wszystkich, którzy zdążali do Przychodni.
Komentarze
Prześlij komentarz