Przejdź do głównej zawartości
14.09.2019r.


Uparta miłość r.IV.[3]




 Zapadł wieczór, wielki , pomarańczowy księżyc wyłonił się spoza chmurek. Pachniało maciejką, końcem lata; było niewiarygodnie pięknie i romantycznie. Poszli do parku. Mirka była rozmarzona, szczęśliwa; mogłaby tak krążyć z tym wytęsknionym pod cudnym gwiaździstym niebem w nieskończoność. Żadne słowa nie były potrzebne, a przypadkowe muśnięcie jego ręki sprawiało ogromną przyjemność.
  Była jednakże ciekawa jego życia. Pytany o studia, opowiadał chętnie , dowcipnie z nutką autoironii. O wyjeździe do Francji też mówił szczerze, że o nim marzy, a jednocześnie boi się, bo słabo zna język.
 Adam  utrwalił  sobie już pewien schemat postępowania z  panienkami prowadzący do szybkiego nasycenia zmysłów. Teraz męczył się niezmiernie , bo nie śmiał dotknąć tej pięknej, świeżej i  - czuł to – czystej dziewczyny
.- Niech pan uważa, bo tu jest grząski kawałek – ostrzegła, gdy zbliżali się do strumyka.
 -  Jaki pan?  Nie możemy mówić sobie po imieniu?
 - Możemy. Jestem Mirosława – odrzekła podając mu rękę, gdy przechodzili przez mostek 
- Adam.  No i jeszcze buzi i nie ma panowania. Zatrzymał ją i przyciągnął do siebie.
 – Bez wina i tak buziak nieważny -odsunęła go i chciała iść dalej.
 – A właśnie, że ważny – wyszeptał i pocałował ją. Nie wyrywała się , ale i ochoty do całowania nie przejawiała.   Tylko, że w nim diabeł rozpalił już szalony taniec krwi.    Zapomniał się; przygarnął ją namiętnie i począł całować skronie , włosy, dłonie. Kręciło jej się w głowie, wyrwała się jednak.
 – Spokojnie , proszę pana, rączki przy sobie! – głos suchy, rzeczowy, choć trochę drżący na chwile go otrzeźwił.
         – Dziewczyno, ja jutro wyjeżdżam[ to była prawda; zadzwonił ojciec Krzysia i przynaglał, by wracali] Tyle czasu na ciebie czekałem
         – Ja też czekałam, ale nie na takie spotkanie, przecież my się nie znamy..
        – Jak to się nie znamy; od chwili, kiedy zobaczyłem cię wtedy, w zimie, nieustannie o tobie myślę...- znów próbował objąć. Odepchnęła go tak, że zatoczył się  wprost w kępę mokrych od rosy pokrzyw.
- Czy pana agronoma też tak byś wepchnęła w pokrzywy? – chciał jej jeszcze przygadać, ale spostrzegł, że biegnie przed siebie niczego nie słuchając.
 – Ale się spisałem, ona ucieka ode mnie. – zganił się w duchu. Dogonił, przeprosił, wracali w milczeniu. Czekał aż się odezwie, nie wierzył, że pójdzie do domu i tak doszli do opłotków przy domu Łisów
 – Mireczko, nie odchodź, przecież nie porozmawialiśmy – ucałował jej dłoń podaną na pożegnanie, próbował przytrzymać. Wyrwała rękę i pomachała na pożegnanie już zza furtki. Stał, jak pies, gdy go znienacka obleją wodą. Żałosny. Wróciła, ujęła  jego twarz w swoje dłonie musnęła ustami oczy, usta. A gdy oniemiały ze szczęścia chciał ją objąć, już jej nie było. 
– Napisz do mnie, Adasiu  – zawołała z ogrodu
 – Nie mam adresu  - odkrzyknął. 
– Napisz do domu – i już cisza, tylko jego cień na dróżce od poświaty księżyca
 Wracał do pałacu zły, roztrzęsiony.
  – Zepsuć taki wieczór! Mogło być tak cudownie, wszystko przepadło – rozmyślał. Przysiadł na ławeczce , obok schodów i zapatrzył się w dalekie gwiazdy  -Czego się wściekasz?– mówił sobie – Justynę zaprowadziłeś do pokoju po godzinie wspólnego tańca – pomyślał o dziewczynie, z którą omal się nie ożenił. Okazało się, że jesteś jednym z wielu, przeważnie jesteś jednym z wielu. Trafiła ci się prawdziwa perełka, nietknięta, a ty jak ten  napalony prostak... Nie musisz o nią zabiegać, szukaj łatwych – kpił sam z siebie. A właśnie, że będę zabiegał !– wyrzekł głośno i humor mu się poprawił. W piekarniku czekała zostawiona przez ciocię kolacja, zjadł i ostrożnie położył się obok śpiącego Krzysia.








 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

11.08.2025r. Uparta miłość t.III r. 17[3] Dzień był wyjątkowo zimny, jak na połowę listopada. Adam uwijał się przy drzewie; później pilnował pieca . w końcu pomyślał, że w ciepłym domu można by było spędzić trochę czasu wspólnie.Zniecierpliwiony czekaniem zajrzał do pokoju, żona siedziała nad stertą dokumentów, machnęła ręką, wskazując na śpiącą córeczkę. Widząc, że czeka, poszła za nim do kuchni. - Jeszcze pół godzinki i miałabym koniec. - Twoja robota ma to do siebie, ze nie ma końca - uśmiechnął się. Mam dla ciebie pyszne jedzonko i ciekawe wiadomości - co najpierw? - Jeść! Wyjął z piekarnika pachnącą zapiekankę. - No, po prostu poezja- oceniła po chwili. - To ta nasza z makaronem i piersią kurczaka, czym przyprawiłeś, że taka smaczna? - Ubiłem pianę z jajek i dałem do gorącego piekarnika - odrzekł zadowolony, dokładając sobie nową porcję - Teraz powiedz, co to za nowiny, tylko oszczędź mi przykrych przed nocą - patrzyła wyczekująco na kończącego kolację męża. - Gadałem ...
16.10.2021r. Uparta miłość t.II r. 13 [2] moralności, jak wy niegdyś? Przed Bożym Narodzeniem nastała pogoda zmienna i kapryśna. W taki czas Zalewscy wybierali się do Szczecina na wesele . Pan Andrzej – przyjaciel rodziny, u którego mieli się zatrzymać, nalegał, by przyjechali w przeddzień. Tak też zrobili; razem spożyli wieczerzę wigilijną i w świąteczne popołudnie, wypoczęci, pojechali na ślub. Choć Elwira nie miała, oprócz paru dalszych kuzynów, żadnej rodziny; wesele było okazałe. Hulało na nim pół akademika, wielu dostojnych profesorów, oraz rodzina i przyjaciele Przemka. Panna Młoda subtelna i piękna tak się zalewała łzami w czasie ceremonii ślubnej, że Mirka zapomniała, że był czas, kiedy najchętniej odradziła by Przemkowi ten związek. – Co może miłość! Popatrz na nich – jacy zadowoleni, piękni. Daj Boże, niech im się wszystko ułoży jak najlepiej – szeptała do ucha mężowi, gdy stali w długiej kolejce, by złożyć życzenia. – Ano tak i ja życzę im jak najlepiej, szkoda t...
12.02.2025r. Po mokrej jesieni nastal suchy, mroźny grudzień; przed samymi Świętami sypnęło śniegiem i zrobiło się uroczyście, nastrojowo. Przygotowania do Bożego Narodzenia szły pełną parą. Wszyscy bardzo chcieli spędzić je razem; było tylko wciąż nie wiadomo, czy dziadek przyjedzie, czy trzeba jechać do niego , by nie był sam. Zadzwonił na parę dni przed Wigilią, że czeka na rodzinkę, najlepiej w same Święta, bo tak to musi dotrzymać towarzystwa Andrzejowi.Wobec tego pierwszego dnia Świąt Jagusia z mężem i Henio, skoro świt ruszyli na stację,by rannym pociągiem dotrzeć do Szczecina. Na miejscu okazało się , że obaj starsi panowie pomagają Siostrom Felicjankom na Wieniawskiego: dziadek przyjmuje bezdomnych w ich gabinecie, a Pan Andrzej pomaga w kuchni. Przygotowania do Wigilii dla dziesiątków bezdomnych, wyczerpało obu, tak, że poszli spać z kurami, dopiero świętować zaczęli, gdy młodzież przyjechała. Panowie, w dziadka mieszkaniu ,nagromadzili wszelkiego jadła z zakonnej kuchni, ...