29 września 2018r.
Witajcie!
Lawenda to przyprawa[ trzeba zachować umiar, bo ma intensywny zapach] ale też i lek: pobudza trawienie, zwalcza drobnoustroje, goi rany, uspakaja, odmładza skórę.
Odmiana losu 3
Poruszyłam niebo i ziemię, wszystkie znajomości moje i rodziców, by ratować tę dzielną kobietę. Na nic – Gosia gasła w oczach. Patrząc na jej męża - Piotra; przypominałam sobie słowa z hymnu do miłości św. Pawła:” Miłość wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję.” Ten młody, zdawało by się lekkomyślny mężczyzna ,teraz zdawał swój życiowy egzamin. Mimo cierpienia i gasnącej nadziei, był najczulszym mężem i najtroskliwszym ojcem. Zmagania z chorobą trwały dwa i pół roku i Małgosia odeszła
. Znów byłam do granic możliwości wymęczona i najchętniej wyjechałabym, lecz nie miałam sumienia zostawić
Witajcie!
Lawenda to przyprawa[ trzeba zachować umiar, bo ma intensywny zapach] ale też i lek: pobudza trawienie, zwalcza drobnoustroje, goi rany, uspakaja, odmładza skórę.
Odmiana losu 3
Doznania ostatnich miesięcy
sprawiły, że byłam chora, ledwo trzymałam się na nogach. Nie było odwrotu – po
dwóch rozprawach, rozwód był faktem.
Rodzice nie ułatwiali mi
życia. Albo były rozmowy w stylu: a nie mówiliśmy, nie ostrzegaliśmy; albo
przyprowadzali potencjalnych kandydatów, żebym zapomniała.
Musiałam odpocząć, dojść do jakiej takiej równowagi,
wyprowadziłam się więc do dziadka na peryferie Poznania.
Dom był duży, po śmierci babci, dziadek część domu wynajmował młodemu małżeństwu. Sam zaś większość czasu spędzał w ogrodzie pielęgnując swoje ukochane kwiaty.
Zaprzyjaźniłam się z
młodymi. Grzałam się przy cieple ich domowego ogniska. A gdy urodziła im się
druga córeczka poprosili mnie na matkę chrzestną. Dziecko miało dwa latka, gdy
zaczęły się kłopoty ze zdrowiem ich mamy – Małgosi.Dom był duży, po śmierci babci, dziadek część domu wynajmował młodemu małżeństwu. Sam zaś większość czasu spędzał w ogrodzie pielęgnując swoje ukochane kwiaty.
Poruszyłam niebo i ziemię, wszystkie znajomości moje i rodziców, by ratować tę dzielną kobietę. Na nic – Gosia gasła w oczach. Patrząc na jej męża - Piotra; przypominałam sobie słowa z hymnu do miłości św. Pawła:” Miłość wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję.” Ten młody, zdawało by się lekkomyślny mężczyzna ,teraz zdawał swój życiowy egzamin. Mimo cierpienia i gasnącej nadziei, był najczulszym mężem i najtroskliwszym ojcem. Zmagania z chorobą trwały dwa i pół roku i Małgosia odeszła
. Znów byłam do granic możliwości wymęczona i najchętniej wyjechałabym, lecz nie miałam sumienia zostawić
Komentarze
Prześlij komentarz