Przejdź do głównej zawartości
08.01. 2019r.


Tylko ty 3

. Przyglądali się sobie, jakby chcieli zapamiętać swoje twarze przed rozłąką. Dwoje ludzi bardzo pragnących ciepła, uczucia , bliskości. Prawił jej komplementy, delikatnie dotykał dłoni, patrzył w oczy i prosił, by kontynuowali znajomość. Był gotów zboczyć z trasy, kiedy będą wracać do Warszawy, żeby móc znowu tak posiedzieć i porozmawiać. Umówili się, że napisze list na adres hotelu i poda dokładną datę , kiedy  będzie
  
 
Jak to dobrze, że spotkałam kogoś takiego! O ileż więcej mam siły, aby znosić swój los – rozmyślała jednego dnia, by następnego ulec wątpliwościom i wyrzutom sumienia: przecież ja zdradzam chorego męża, może jeszcze nie uczynkiem, ale myślą z całą pewnością. Tylko, że ja od lat cierpiałam niewinnie, no to teraz przynajmniej wiem, że czegoś tam się dopuszczam..
  Nie mogła się doczekać następnego spotkania, on chyba też, bo widząc ją podszedł , objął ją i pocałował.
   Z ochotą odwzajemniła by ten niewinny pocałunek, lecz jedyne na co się zdobyła, to był lekki uścisk jego ręki. Umówili się, że będą ze sobą korespondować. Listy do Sabiny miały czekać w portierni hotelu.

 Pod wpływem znajomości z tym pełnym ciepła i uroku mężczyzną ,coś się w Sabinie zmieniło. W rozmowach z mężem umiała odgrodzić się murem obojętności.
   Już złośliwości tak nie raniły, a jad słów nie zatruwał duszy. Cokolwiek mówił, pozostawało bez oczekiwanej reakcji, cokolwiek czynił – nie wywierało na niej wrażenia.
   Wypisano go do domu, potrzebował nieustannej opieki, potrzebował odrobiny serca zainteresowania – a nie znajdując tego, począł rozmyślać, jak zmusić żonę do zmiany postawy. Najczęściej powtarzał:
-         Już niedługo się doczekasz, zamknę oczy, a ty będziesz używać życia do woli!
Niby chciał być lepszy, lecz byle co powodowało wybuch wściekłości; tak, że i żona i dzieci odetchnęli z ulgą, gdy po miesiącu znów trafił do szpitala.
   Sabina udręczona niedostatkiem i chorobą męża biegała do hotelu wśród jesiennej słoty, poprzez zimowe zadymki -  po listy Marcina, jak po drogocenne lekarstwo. Zawierały słowa otuchy, niezliczone, piękne komplementy , a wszystko poprzeplatane fragmentami wzruszających wierszy.
   Było coraz cieplej i radośniej; zbliżała się wiosna. Ten czas zawsze napawał Sabinę nową nadzieją i otuchą – teraz było inaczej; Paweł bardzo schudł i osłabł, czy to w domu, czy w szpitalu – przeważnie milczał. Sabina zdała sobie sprawę, że to mogą być ostatnie miesiące jego życia. Ogarnął ją lęk i straszny żal  - i za szczęściem, co  go było tak mało i za młodością, za tym wszystkim, co pozostawało tylko marzeniem...
 
Rodzice Pawła wiedzieli o chorobie, lecz nie zdawali sobie sprawy, że  jest tak źle. To nie była rozmowa na telefon, trzeba by było pojechać i opowiedzieć, jak  jest naprawdę
  . Decyzja była trudna, gdyż rodzice uważali, że gdyby Sabina była inna, to byliby szczęśliwym małżeństwem. Była nie lubianą synową, mimo to postanowiła pojechać, tym bardziej, że narastały problemy z Marzenką.
   Dziecko bardzo źle znosiło ciężką domową atmosferę i zarówno  opiekunki w przedszkolu, jak i lekarz zalecali, by mała zmieniła na jakiś czas otoczenie.
-Skoro  będę w Sochaczewie, to może... -Tak bardzo potrzebowała teraz wsparcia, odrobiny ciepła, dobrego słowa. Miotana sprzecznymi uczuciami, napisała do Marcina, że mogą się spotkać, że będzie niedaleko.
Spodziewała się, że u teściów nie będzie zbyt miło, lecz, że aż tyle będzie musiała znieść – nie przypuszczała: teściowa nie przyjmowała do wiadomości, że syn jest bardzo chory.-
-         Przecież to młody chłop, wojskowy! Jak mogłaś dopuścić, żeby tak osłabł, dlaczego nie szukałaś lepszej lecznicy!? A jak sama nie potrafisz, to czmuś nas nie poprosiła?- wykrzykiwała stojąc przed znękaną Sabiną tak, że dziadek wziął małą do ogrodu, żeby tego wszystkiego nie słuchała.
   Nie było sensu tłumaczyć się. Zresztą wiedziała, że Marcin będzie czekał na dworcu, więc nie dokończywszy nawet obiadu poczęła się zbierać. Zdawała sobie sprawę, że sprawi teściowi przykrość, lecz na jego propozycję, że odwiezie ją na pociąg ,musiała odpowiedzieć stanowczo:
-         :-Dziękuję , poradzę sobie! Odprowadzili ją oboje do furtki i czekali, aż przyjedzie taksówka. Teść, bardzo zmartwiony, przypomniał sobie, że słyszał o jakimś lekarzu z Rosji, który tu leczył w okolicy. Obiecał, że dowie się, jak można do niego trafić. Sabina podziękowała mu gorąco , uściskała córeczkę i już trzeba było wsiadać do samochodu.
-         Marcin wyglądał wspaniale; opalony, radosny; powitał Sabinę szeroko otwartymi ramionami. Wprost kipiał energią, a wizyta tej, o której ostatnio nieustannie myślał , dodatkowo go uskrzydlała.  Mówił bez przerwy, żartował dowcipkował, w końcu, widząc, że Sabina nie bardzo za nim nadąża, zapytał, co u niej. Opowiedziała krótko o wizycie u teściów i ze ściśniętym sercem przedstawiła stan w jakim był mąż. Nie, nie mogła się mylić, choć siedząc obok kierowcy, tylko kątem oka widziała jego twarz – spostrzegła jednak, że Marcin absolutnie się ciężką chorobą Pawła nie zmartwił, wprost przeciwnie...
-          Widząc jej chmurną, zamkniętą twarz począł przemawiać:
-          
-         Sabinko, jesteś piękną i bardzo dobrą kobietą, wspaniałą matką i żoną; jesteś krystalicznie czysta! Przecież o takiej kobiecie marzy każdy chłop! Ciebie się powinno na rękach nosić, obsypywać prezentami, że o pieszczotach i pocałunkach już nie wspomnę – a czego ty w życiu doświadczyłaś, no przyznaj się – czego?
 Sabina nie wiedziała, co na to odpowiedzieć, uśmiechnęła się więc i żeby zmienić temat, zapytała:
-         - Gdzie i kiedy zdążyłeś tak pięknie się opalić?
-         A byliśmy prawie przez miesiąc w Krynicy i okolicach. Chałtura, chałturą, ale był czas i na narty i na błogie wylegiwanie się na leżakach. My tu gadu, gadu – a ty pewnie jesteś głodna? Co byś powiedziała na spóźniony obiad i pyszną kawę gdzieś po drodze.
-         Nie, nie jestem głodna.
-         Jednakże licz się z tym, że  musimy przejechać przez całą niemal stolicę, by dotrzeć do mego Rembertowa.
-         Nic nie szkodzi, wytrzymam. Mam nadzieję, że u ciebie da się odpocząć, że tramwaje nie jeżdżą pod samymi  oknami? –
-         Bądź spokojna, do tramwaju mam bardzo daleko ,mieszkam na willowej ulicy. Jest cichutko i powiedziałbym sielsko. U nas co starsi mieszkańcy co roku o tej porze bielą pnie drzew owocowych. Wiesz, jak to pięknie wygląda?
    Zbyt długo oboje marzyli i śnili o takim spotkaniu, by coś mogło ich powstrzymać przed upragnionym  zbliżeniem. Tylko, że Sabina oczekiwała innych, piękniejszych doznań. Spełniło się, lecz nie dało radości, tylko niesmak i wstyd. Do tego Marcin zamiast przytulić się i ukołysać ją do snu, cmoknął w policzek, życzył dobrej nocy i poszedł spać do sąsiedniego pokoju. Tłumaczył, że nie chce budzić jej wczesnym rankiem; on jednakże musi wstać skoro świt, bo ma próbne zdjęcia w telewizji, jak się powiedzie – przez najbliższy rok będzie miał stałe zajęcie. Rano spostrzegła, że brał środek na sen i że zostawił wszędzie straszny bałagan.
Plan był taki, że wróci najszybciej, jak się da i ruszą pozwiedzać miasto, pogościć  w najlepszych restauracjach, no i wieczorem  odwiezie Sabinę na pociąg.
-         W pustym, obcym mieszkaniu zdała sobie nagle sprawę z bezsensu swojej tu obecności. Przypomniało jej się, że Marcin wręcz ucieszył się słysząc o tym, w jakim stanie jest jej mąż.-
-         Po co mi to było?  Co zyskałam? Ależ jestem głupia i do tego podła – rozmyślała gorączkowo zbierając do torby swoje rzeczy. Ogarnęła z grubsza pokoje i  w zasadzie można było wyjść. Ale tak bez słowa pożegnania? Usiadła i napisała krótki list, w którym podziękowała, że był z nią w bardzo trudnym okresie jej życia, że wspierał, że okazał tyle serca. Ale teraz już – cokolwiek się zdarzy – sama musi stawić temu czoła; wobec tego prosi, by nie pisał i nie szukał z nią kontaktu. Pomyślała- Nigdy więcej ! – i mocno zatrzasnęła drzwi.
Miała za mało  pieniędzy na taksówkę

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

31 październik 2018r.  W życiu bywa różnie5       W             zasadzie nikt nie był jej teraz potrzebny, najtrudniejszy okres minął.   Agnieszka dostawała stypendium, były małżonek od czasu do czasu przypominał sobie, że ma troje dzieci i przysyłał parę złotych. Dzieciaki były na tyle samodzielne, że mogła brać dodatkowe dyżury i radziła sobie całkiem nieźle z utrzymaniem rodziny. Postanowiła, że nic w swoim życiu zmieniać nie będzie. Kończył się właśnie kolejny rok i Iwona umyśliła sobie, że urządzi u siebie składkowego Sylwestra - korzystając z tego, że babcia wzięła do siebie dzieci na przerwę świąteczną.   Dobrze wstawiona Bożka przyjęła pierścionek zaręczynowy od swego adoratora i starała się nie myśleć, co będzie jutro. Zaraz po północy przyszedł niespodziewanie nieproszony gość - Rysiek. Był trzeźwiutki i bardzo poważny. Złożył Iwonie życzenia, a później ukląkł przed nią i wyrzekł głośno -Pani Bożeno, ja panią kocham. Jest pani dla mnie najukochańsza, jedyna
7.03.2020r. Uparta miłość r.12[2]  Mszę ślubną przesunięto aż na godzinę dziewiętnastą, bo wchodziły pielgrzymki i dla nich głównie odprawiały się nabożeństwa.   W czasie trwania obrządków ślubnych   też weszło dwie grupy pielgrzymów- niewielka   kobiet w strojach góralskich i druga, większa = młodzieży z Rybnika.     Pani Melania od rana przyglądała się wchodzącym pielgrzymom.   Widok ludzi utrudzonych drogą, przemęczonych, zakurzonych – a tak bardzo szczęśliwych, wprawiał ją w stan zdumienia i wzruszenia.   Mijały godziny; jej mąż i inni z grona weselników, chodzili po mieście , krążyli wśród straganów z pamiątkami, a ona   siedziała w przedsionku Kaplicy Cudownego Obrazu i syciła oczy widokiem rozmodlonego tłumu. Jakaś siła trzymała ją w tym miejscu; a z sercem i duszą działo się coś dziwnego. Najpierw męczący rozgardiasz, a później coraz słodszy spokój i ukojenie.   -Panie Boże dziękuję ci, że tu jestem – szeptała wśród modlitwy   . Msza ślubna skończyła się i Młoda
16 września 2018r. Witajcie! Kolendra poprawia smak  potraw i przetworów. W wielu krajach stosuje się ziarna kolendry, jako lek - oczyszcza organizm, pomaga strawić tłuszcz, obniża cholesterol, działa przeciwbólowo, goi rany.                     Daj kurze grzędę... Panna Joasia była wyjątkowo urodziwa, przy tym niegłupia i z dobrej rodziny. Miejscowi kawalerowie nie mieli u niej żadnych szans – czekała na księcia z bajki. Pojawił się on niespodziewanie szybko. Dzięki funduszom unijnym ukończono nareszcie budowę nowej przychodni, przy niej dobudowano dom , żeby nowo zatrudniani lekarze mieli gdzie mieszkać.    No i kiedy w Ośrodku zaczął przyjmować młody, przystojny stomatolog, każdy wiedział, że to ktoś dla Joasi. Ona   też tak pomyślała. Wyleczyła wpierw zęby w sąsiednim miasteczku, potem dopiero poszła do miejscowego dentysty, niby do kontroli. Ten zachwycił się wpierw stanem uzębienia pięknej pacjentki, a później i nią samą. Do tego stopnia uległ jej czarowi, że za