Przejdź do głównej zawartości


 4.02. 2019r    Szkoda miała być naprawiona w ciągu dwóch tygodni. Mama popukała się w czoło, gdy zostali sami. 
  – Myślałam, ze jesteś mądrzejszy; a ty stary a głupi. Będziesz sam wszystko naprawiał, zobaczysz!
  Stało się inaczej; już po paru dniach Ala  spostrzegła z okien autobusu dwóch mężczyzn uwijających się przy naprawie ogrodzenia.  Po pracy przyszli umyć ręce. Ojciec, niezmiernie rad, że i płot naprawiony i nowa, zrobiona na miarę brama zamontowana, zaprosił robotników na poczęstunek. Panowie przyglądali się ładnej dziewczynie , która podawała do stołu. Gdy któryś raz zwróciła się do młodzieńca per pan, starszy , jak się okazało wujek – zaoponował;
   - Co z niego za pan; kawał chłopa jest, ale ma dopiero dziewiętnaście lat.
   Chłopak wstał, skłonił się przed  Alą i przedstawił się;
   - Krzysiek jestem. Okazało się , że mieszkają w pobliskim mieście. Krzyś kończy Technikum Mechaniczne i pomaga w firmie transportowej wujka. Miłą rozmowę przerwało wejście babci, przyprowadziła Bartka z przedszkola. Mały przywarł do Ali i zaczął relację, co się wydarzyło.
   – Mama, a wiesz... Krzysiek patrząc na to zaczerwienił się, jak panienka, spuścił głowę i do końca wizyty nie odezwał się. Żegnając się popatrzył Ali w oczy, a ona mocno uścisnęła jego dłoń.. Była przekonana, że nigdy więcej go nie zobaczy.
  W środku lata wybrała się rowerem z małym nad jezioro. W drodze powrotnej spadł jej łańcuch i nie mogła sobie z tym poradzić. Gdy tak się mozoliła, dogoniło ją trzech mężczyzn; zatrzymali się i zaoferowali pomoc. Wyprostowała się i oniemiała – jednym z nich był Krzysiek!
   - Co ty tu robisz człowieku?! – wykrzyknęła rozradowana.
        Aktualnie idziemy do sklepu, a tak w ogóle wypoczywamy pod namiotem.
           Szli więc razem do wsi. Krzyś prowadził rower, a że Bartkowi było niewygodnie i na ramie i na bagażniku wziął go na barana, gdy się zmęczył nieśli go pozostali. Z rozmowy dowiedziała się, że skończył szkołę i dostał się na studia. Wieczorem,  mały nie omieszkał opowiedzieć o wszystkim dziadkom. 
  – Mam nadzieję, że nie zamierzasz zadawać się z tym młodzieniaszkiem? Ile lat masz ty, a ile on! – zagadała matka, gdy zostały same. Ala tylko westchnęła i poszła spać.
  I ona i Krzyś marzyli o tym, by się spotkać; on już wiedział, że nie ma męża.. Parę razy udało im się pospacerować brzegiem jeziora, porozmawiać, potrzymać się za ręce i to było wszystko.
  Dał jej adres i prosił by pisała. Wiedziała, że mama kontroluje korespondencję, więc umówili się, że póki co, on pisać nie będzie. Nocami rozmawiali przez telefon, za dnia on nie miał czasu, a ona spokojnego kąta.
   Jesienią wynajęła w miasteczku skromną kawalerkę i wyniosła się od rodziców. Teraz Krzyś mógł ją odwiedzać. Synek polubił  przyjaciela mamy, czekał wizyt; a jak już się spotkali, to wyprawiali takie łamańce, takie figle, ze skóra cierpła
   Gdyby nie te spotkania, pewnie wkrótce by skapitulowała i wróciła  pod rodzinny dach. Ledwo wiązała koniec z końcem, do tego nachodził ją i zaczepiał Waldek, któremu nie układało się w małżeństwie. Mama od czasu do czasu składała niezapowiedziane wizyty, a powodem była  chęć dostarczania świeżego nabiału i jajek dla wnusia...
  Kiedyś przyjechała w niedzielę, raniutko, a dzień był wietrzny i chłodny prawdziwie jesienny. Otworzył jej Krzysiek w  slipach i koszulce.  Aż się cofnęła, później w kuchni z impetem opróżniała torby, nie wiedząc, co począć -  poszła do kościoła. Gdy wróciła chłopaka już nie było.
          Wzburzona, czerwona, jak piwonia  przystąpiła do ataku:
   - Czy ty nigdy nie zmądrzejesz? Po coś się uczepiła tego gówniarza?! Przykrzy ci się za drugim bękartem? – wykrzykiwała z trudem łapiąc powietrze.  Ala posadziła ją na krześle, podała jej kubek wody po czym rzekła:
   – Uspokój się mamo, ja tu nie mam żadnych leków. Nie lepiej było w domu ładnie świętować niedzielę? Potrzebne ci te nerwy? Ja mam swoje życie. Nic od was nie chcę. Proszę tylko daj mi, mamo, wreszcie spokój!
   – Tak?! No to jeszcze zobaczymy! – wykrzyknęła, trzasnęła drzwiami i poszła na przystanek autobusowy.
  Krzysiek przytłoczony ogromem nauki, jak to na Politechnice, zmuszony szukać pracy i zarobku, przyjeżdżał teraz rzadko.
   Dla Ali nastał trudny czas,  bywało że wpadał tato, wręczał jej parę złotych i znikał. Mama czekała, aż nie wytrzyma ciężaru życia i wróci.
   Na drugim roku już było lżej; chłopak od zawsze korzystał z pomocy rodziny, gdyż matka wcześnie owdowiała i sama wychowywała gromadkę dzieci. Tak było i teraz; jedna z kuzynek załatwiła mu robotę w stadninie koni. Pracując tam dorywczo dowiedział się, ze potrzebują  pracowników do biura, głównie w dziale księgowości.
          Alicja  jechała z dzieckiem i ubogim dobytkiem w nieznane z taką radością, taką ochotą, jakby się przed nią bramy raju  uchyliły. Dostała służbowe, nieduże  mieszkanie, Bartka przyjęto do  przyzakładowego  przedszkola W stołówce można było wykupić tanie obiady. Krzyś przyjeżdżał dwa, trzy razy w tygodniu. Dla dziewczyny to było więcej, niż mogła sobie wymarzyć.
  Gdy  Chłopak był na czwartym roku, okazało się, że będą mieli dziecko. Wtedy przeniósł się na wydział zaoczny i zamieszkali razem. Byli ogólnie lubiani i  cenieni, jako sumienni pracownicy; niedługo więc trwały starania o przydzielenie większego mieszkania.
  Wkrótce na skromnej uroczystości, w gronie współpracowników fetowali aż  trzy okazje; narodziny synka, dyplom magisterski Krzyśka i ślub!  Życiowa huśtawka skończyła się – nastało spokojne, uporządkowane życie.
   Po wyjeździe Ala kilkakrotnie odwiedzała rodziców, głównie ze względu na ojca, który bardzo podupadł na zdrowiu. Rodzice zaś odwiedzili ich dopiero  po latach.
   Bartek chodził do szkoły, mały Daniel do przedszkola; mieli ładnie urządzone mieszkanie, przy nim mały ogródek. Każde dysponowało swoim samochodem.
   Po obiedzie młodzi zapraszali na spacer, by pokazać, jak u nich  pięknie. Zaczynały się wakacje i wszystko było w pełnym rozkwicie.
  Tato został z wnukami, nie czuł się zbyt dobrze, mama zaś miała okazję podziwiać i  konie na wybiegu i pokaźne zabudowania gospodarcze, zabytkowy pałacyk i wspaniały  kipiący kolorami ,park za nim.
   Gdy wracali, ujęła oboje pod ręce i rzekła
  – Nie wiadomo, co życie przyniesie, ale jakbym została sama, to chciałabym z wami tu zamieszkać. U was jest tak miło, tak rodzinnie.










































































4.02.2019r.


 Na huśtawce 2

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

31 październik 2018r.  W życiu bywa różnie5       W             zasadzie nikt nie był jej teraz potrzebny, najtrudniejszy okres minął.   Agnieszka dostawała stypendium, były małżonek od czasu do czasu przypominał sobie, że ma troje dzieci i przysyłał parę złotych. Dzieciaki były na tyle samodzielne, że mogła brać dodatkowe dyżury i radziła sobie całkiem nieźle z utrzymaniem rodziny. Postanowiła, że nic w swoim życiu zmieniać nie będzie. Kończył się właśnie kolejny rok i Iwona umyśliła sobie, że urządzi u siebie składkowego Sylwestra - korzystając z tego, że babcia wzięła do siebie dzieci na przerwę świąteczną.   Dobrze wstawiona Bożka przyjęła pierścionek zaręczynowy od swego adoratora i starała się nie myśleć, co będzie jutro. Zaraz po północy przyszedł niespodziewanie nieproszony gość - Rysiek. Był trzeźwiutki i bardzo poważny. Złożył Iwonie życzenia, a później ukląkł przed nią i wyrzekł głośno -Pani Bożeno, ja panią kocham. Jest pani dla mnie najukochańsza, jedyna
7.03.2020r. Uparta miłość r.12[2]  Mszę ślubną przesunięto aż na godzinę dziewiętnastą, bo wchodziły pielgrzymki i dla nich głównie odprawiały się nabożeństwa.   W czasie trwania obrządków ślubnych   też weszło dwie grupy pielgrzymów- niewielka   kobiet w strojach góralskich i druga, większa = młodzieży z Rybnika.     Pani Melania od rana przyglądała się wchodzącym pielgrzymom.   Widok ludzi utrudzonych drogą, przemęczonych, zakurzonych – a tak bardzo szczęśliwych, wprawiał ją w stan zdumienia i wzruszenia.   Mijały godziny; jej mąż i inni z grona weselników, chodzili po mieście , krążyli wśród straganów z pamiątkami, a ona   siedziała w przedsionku Kaplicy Cudownego Obrazu i syciła oczy widokiem rozmodlonego tłumu. Jakaś siła trzymała ją w tym miejscu; a z sercem i duszą działo się coś dziwnego. Najpierw męczący rozgardiasz, a później coraz słodszy spokój i ukojenie.   -Panie Boże dziękuję ci, że tu jestem – szeptała wśród modlitwy   . Msza ślubna skończyła się i Młoda
16 września 2018r. Witajcie! Kolendra poprawia smak  potraw i przetworów. W wielu krajach stosuje się ziarna kolendry, jako lek - oczyszcza organizm, pomaga strawić tłuszcz, obniża cholesterol, działa przeciwbólowo, goi rany.                     Daj kurze grzędę... Panna Joasia była wyjątkowo urodziwa, przy tym niegłupia i z dobrej rodziny. Miejscowi kawalerowie nie mieli u niej żadnych szans – czekała na księcia z bajki. Pojawił się on niespodziewanie szybko. Dzięki funduszom unijnym ukończono nareszcie budowę nowej przychodni, przy niej dobudowano dom , żeby nowo zatrudniani lekarze mieli gdzie mieszkać.    No i kiedy w Ośrodku zaczął przyjmować młody, przystojny stomatolog, każdy wiedział, że to ktoś dla Joasi. Ona   też tak pomyślała. Wyleczyła wpierw zęby w sąsiednim miasteczku, potem dopiero poszła do miejscowego dentysty, niby do kontroli. Ten zachwycił się wpierw stanem uzębienia pięknej pacjentki, a później i nią samą. Do tego stopnia uległ jej czarowi, że za