17.08.2019r
Uparta miłość R.3[2]
Grzelakowa tylko zacisnęła usta, nic nie odrzekła. Rodzina przez tyle lat poniewierana, dręczona – teraz jakby odżyła.
Odmalowali mieszkanie, kupili trochę sprzętów, inaczej poustawiali meble; dom poweselał. Starsze dziewczyny: Basia i Helenka nie pokończyły żadnych szkół, teraz podjęły stałą pracę w majątku – nie musiały się już martwić, że ojciec odbierze im zarobione pieniądze.
Młodsza Brygidka i Jasiek jeszcze chodzili do podstawówki do Pogórza – wsi.
Ostatnie dni sierpnia przyniosły ranne mgły i deszcz. Trudno było myśleć o dożynkach przy takiej pogodzie, trudno też było sprzątnąć resztę zbóż z pól.
Mirka z wielką biedą wyprosiła pozwolenie wyjazdu do domu w kolejne dwie niedziele września. Udało się przeprowadzić próby programu na dożynki z dziećmi i młodzieżą. Od kiedy Halinka oświadczyła, że tym razem do niczego ręki nie dołoży, nie miał kto sprawy doglądać.
A postanowienie to miało związek z ogólnym , dosyć negatywnym nastawieniem pracujących żołnierzy do sekretarki. Czekała, by jej czapkowali, by się kłaniali, liczyli się z nią, jak z kierownikiem – a tu nic z tych rzeczy
Skoro tak, to nich sobie radzą bez niej; zobaczymy, co pokażą. Co taka dajmy na to Mirka Lisów może wiedzieć, co się ludziom podoba, a co nie. I z jakiego to niby powodu ta dziewczyna tak głowę zadziera, a ci durni żołnierze zrobiliby wszystko, co tylko by chciała. Poszła do szkoły, no to i co?
Nie jedna poszła, ale nie każda skończyła. Takimi rozważaniami pocieszała się Halinka, póki co, zepchnięta na boczny tor.
W gorący czas przygotowań do dożynek, przyjechał do Pogórza Adam Zalewski . Nie był , jak dawniej ani taki wesoły, ani zainteresowany miejscowymi pięknościami. Chodził na dalekie spacery i to najchętniej tam, gdzie pola były już puściuteńkie, poorane.
Od pani Melanii do Halinki, a później na całą wieś przesiąknęła rewelacyjna wiadomość, że Adaś został wystawiony do wiatru. Rodzina już szykowała wesele – a tu się okazało, że panienka znalazła prawdziwego tatusia dziecka, które wmawiała Zalewskiemu. Powolutku rewelacje te dotarły i do Mirki.
Poszedł do pokoju swego kuzyna . Siadł na łóżku i rozmyślał. Waldek uczył się w Technikum Naftowym w Pile, nie lubił przyjeżdżać do domu. Dla niego Pogórze to była wiocha, do której wstyd było się przyznawać. Dziwił się Adamowi, że on, student medycyny, lubi tu przyjeżdżać; zamiast Korzystać z rozrywek w Stargardzie, lub Szczecinie.
Uparta miłość R.3[2]
– Energiczny Jacek był
człowiekiem czynu. Razem z rzeczową Mirką zorganizowali mecz –
cywile kontra wojskowi, potańcówkę z konkursami dla młodszych i starszych, no i
przygotowali program na dożynki. Działali szybko i skutecznie, nie było wyboru
– wakacje dobiegały końca. Grzelakowa często spoglądała przez płot na obejście
sąsiadów i dziwiła się, co też jest takiego w tej niepozornej dziewczynie, że
jej tak słuchają, że się z nią liczą, no i szanują. Dlaczego do jej urodziwych
córek nie przychodzi żaden taki, co nawet ręce by parzył, byle by pobyć z
wybranką serca.
–
Tak, jak Grzelakowa
patrzyła, co u Lisów, tak i oni śledzili życie sąsiadów. Jasiu Grzelak był już
trzeci raz w szpitalu i sprawa była jasna – z Jasiem było źle. Długie lata
pijaństwa i ciężka praca traktorzysty zjadły zdrowie do tego stopnia, że nie
było szans na wyleczenie. Krysia wcześniej często jeździła do szpitala, teraz
przeważnie wysyłała dzieci. Przestała się go bać, nie musiała już liczyć się z
tym, co by chciał, a czego nie. Kiedyś Lis załatwiając sprawy pegeerowskie wstąpił do szpitala, do sąsiada i ten
pożalił mu się, że nie widział żony od tygodni. Poprosił, by jakoś wpłynął na
Krysię, by przyjechała. Pan Piotr przekazał wszystko żonie i wysłał do Grzelakowej z poleceniem, żeby ją skłoniła
do odwiedzenia męża.
–
Po długim, żarliwym
monologu Lisowej, zapadła cisza; po czym Krysia odrzekła:
–
- Pani Lucyno kochana, ja do niego nie pojadę! Ani teraz,
ani... –tu chciała coś powiedzieć o śmierci, ale się powstrzymała.- Nie pojadę
i już, moje serce skamieniało. To nie było życie, lecz piekło! Zmarnował moje
młode lata, wdeptał w błoto. Jakie on świństwa potrafił wymyślać na mnie, to
strach powtarzać.
Dziewczynom też nie darował, każda była wyzywana od najgorszych, nawet Brygidka. Jedynie swego synka Jaśka nie wyzywał. Czy ja miałam kiedy jakie święta, jak u ludzi? Nigdy! Uchlał się, naubliżał, zawsze coś potłukł, nabałaganił i było po wszystkiemu.
A pani wie , ile ja się musiałam na te święta narobić przy czwórce dzieci – pranie, sprzątanie, szykowanie – wszystko psu pod ogon! Popłakałam sobie w kącie, żeby dzieciaki nie widziały i tyle.
- Pani Krystyno, ale przecież czworo dzieci z nieba nie spadło, musiało i tego dobrego być trochę miedzy wami. Przypomnij sobie to wszystko, kobieto i jedź do niego.
Dziewczynom też nie darował, każda była wyzywana od najgorszych, nawet Brygidka. Jedynie swego synka Jaśka nie wyzywał. Czy ja miałam kiedy jakie święta, jak u ludzi? Nigdy! Uchlał się, naubliżał, zawsze coś potłukł, nabałaganił i było po wszystkiemu.
A pani wie , ile ja się musiałam na te święta narobić przy czwórce dzieci – pranie, sprzątanie, szykowanie – wszystko psu pod ogon! Popłakałam sobie w kącie, żeby dzieciaki nie widziały i tyle.
- Pani Krystyno, ale przecież czworo dzieci z nieba nie spadło, musiało i tego dobrego być trochę miedzy wami. Przypomnij sobie to wszystko, kobieto i jedź do niego.
Nawet wedle
dzieci, niech się i one uczą przebaczania. Jak ksiądz głosi? Chorych
nawiedzajcie!
Grzelakowa tylko zacisnęła usta, nic nie odrzekła. Rodzina przez tyle lat poniewierana, dręczona – teraz jakby odżyła.
Odmalowali mieszkanie, kupili trochę sprzętów, inaczej poustawiali meble; dom poweselał. Starsze dziewczyny: Basia i Helenka nie pokończyły żadnych szkół, teraz podjęły stałą pracę w majątku – nie musiały się już martwić, że ojciec odbierze im zarobione pieniądze.
Młodsza Brygidka i Jasiek jeszcze chodzili do podstawówki do Pogórza – wsi.
Ostatnie dni sierpnia przyniosły ranne mgły i deszcz. Trudno było myśleć o dożynkach przy takiej pogodzie, trudno też było sprzątnąć resztę zbóż z pól.
Mirka z wielką biedą wyprosiła pozwolenie wyjazdu do domu w kolejne dwie niedziele września. Udało się przeprowadzić próby programu na dożynki z dziećmi i młodzieżą. Od kiedy Halinka oświadczyła, że tym razem do niczego ręki nie dołoży, nie miał kto sprawy doglądać.
A postanowienie to miało związek z ogólnym , dosyć negatywnym nastawieniem pracujących żołnierzy do sekretarki. Czekała, by jej czapkowali, by się kłaniali, liczyli się z nią, jak z kierownikiem – a tu nic z tych rzeczy
Skoro tak, to nich sobie radzą bez niej; zobaczymy, co pokażą. Co taka dajmy na to Mirka Lisów może wiedzieć, co się ludziom podoba, a co nie. I z jakiego to niby powodu ta dziewczyna tak głowę zadziera, a ci durni żołnierze zrobiliby wszystko, co tylko by chciała. Poszła do szkoły, no to i co?
Nie jedna poszła, ale nie każda skończyła. Takimi rozważaniami pocieszała się Halinka, póki co, zepchnięta na boczny tor.
W gorący czas przygotowań do dożynek, przyjechał do Pogórza Adam Zalewski . Nie był , jak dawniej ani taki wesoły, ani zainteresowany miejscowymi pięknościami. Chodził na dalekie spacery i to najchętniej tam, gdzie pola były już puściuteńkie, poorane.
Od pani Melanii do Halinki, a później na całą wieś przesiąknęła rewelacyjna wiadomość, że Adaś został wystawiony do wiatru. Rodzina już szykowała wesele – a tu się okazało, że panienka znalazła prawdziwego tatusia dziecka, które wmawiała Zalewskiemu. Powolutku rewelacje te dotarły i do Mirki.
–
W sobotę cały zarząd majątku pochłonięty był końcowymi przygotowaniami do dożynek. Sprawa
była poważna, bo na dożynkach mieli być goście z powiatu, jako, że Pogórze
zajęło pierwsze miejsce jeśli chodzi o wydajność z hektar \
Przyszła pora, by wydać pracownikom mleko, lecz i magazynier i oborowy byli potrzebni w biurze, kierownik wyjrzał – korytarzem przechodził Adam. Krótko wyjaśnił w czym rzecz, wręczył mu listę i polecił obsłużyć ludzi
Mirka stała w kolejce wraz z innymi, zniecierpliwiona oczekiwaniem; czekała ją jeszcze próba i strojenie sali. Czekając, kobiety przekazywały sobie ostatnie ploteczki, dzieciaki dokazywały, te małe na rękach matek popłakiwały głodne i senne.
Ciepły wiaterek niósł z pól zapach świeżo oranej ziemi, z sadów zapach jabłek i czegoś jeszcze – słodkiego, nostalgicznego – właściwego tej wczesnojesiennej porze.
Kolejka posuwała się niemrawo, ale w końcu była na tyle blisko, że spostrzegła, kto wydaje mleko
Serce skoczyło gwałtownie z niespodziewanej radości. Raz przywarłszy wzrokiem do kochanej twarzy, nie mogła już oczu odwrócić. W końcu siła jej spojrzenia sprawiła, że Adam, choć tak skupiony przy swoim zajęciu, musiał na nią popatrzeć. Zastanowiło go to spojrzenia spokojne, badawcze, a jednocześnie przesycone dziwnym żarem
Speszył się – kto to? Zastanawiał się i nie wiedział. Nie była to żadna z dziewczyn , które się widziało na podwórkach, czy w kawiarence. Podeszła blisko, a jemu litery skakały tak, ze nie mógł odczytać nazwiska. – dwa i pól – powiedziała miłym, niskim głosem i już jej nie było.
Teraz nie mógł o niczym innym myśleć, tylko o tej niebieskookiej. Wszedł do biura i ledwo spojrzał na krzesło Lisa, doznał olśnienia: To musi być ta, którą widywał z dwoma urwisami, bliźniakami, od Lisów! Chciał pogadać z wujkiem, ale ten jeszcze coś uzgadniał z Fabisiakiem, a na korytarzu czekały kucharki, które też miały wiele spraw do omówienia.
W Głównym holu pełno było i miejscowych i młodych ludzi z Pogórza – wsi; trwało strojenie dużej sali i ustawianie stołów w mniejszej. Potrącany przez zajętych , podekscytowanych chłopaków.
Adaś stracił ochotę na jakiekolwiek rozmowy.Przyszła pora, by wydać pracownikom mleko, lecz i magazynier i oborowy byli potrzebni w biurze, kierownik wyjrzał – korytarzem przechodził Adam. Krótko wyjaśnił w czym rzecz, wręczył mu listę i polecił obsłużyć ludzi
Mirka stała w kolejce wraz z innymi, zniecierpliwiona oczekiwaniem; czekała ją jeszcze próba i strojenie sali. Czekając, kobiety przekazywały sobie ostatnie ploteczki, dzieciaki dokazywały, te małe na rękach matek popłakiwały głodne i senne.
Ciepły wiaterek niósł z pól zapach świeżo oranej ziemi, z sadów zapach jabłek i czegoś jeszcze – słodkiego, nostalgicznego – właściwego tej wczesnojesiennej porze.
Kolejka posuwała się niemrawo, ale w końcu była na tyle blisko, że spostrzegła, kto wydaje mleko
Serce skoczyło gwałtownie z niespodziewanej radości. Raz przywarłszy wzrokiem do kochanej twarzy, nie mogła już oczu odwrócić. W końcu siła jej spojrzenia sprawiła, że Adam, choć tak skupiony przy swoim zajęciu, musiał na nią popatrzeć. Zastanowiło go to spojrzenia spokojne, badawcze, a jednocześnie przesycone dziwnym żarem
Speszył się – kto to? Zastanawiał się i nie wiedział. Nie była to żadna z dziewczyn , które się widziało na podwórkach, czy w kawiarence. Podeszła blisko, a jemu litery skakały tak, ze nie mógł odczytać nazwiska. – dwa i pól – powiedziała miłym, niskim głosem i już jej nie było.
Teraz nie mógł o niczym innym myśleć, tylko o tej niebieskookiej. Wszedł do biura i ledwo spojrzał na krzesło Lisa, doznał olśnienia: To musi być ta, którą widywał z dwoma urwisami, bliźniakami, od Lisów! Chciał pogadać z wujkiem, ale ten jeszcze coś uzgadniał z Fabisiakiem, a na korytarzu czekały kucharki, które też miały wiele spraw do omówienia.
W Głównym holu pełno było i miejscowych i młodych ludzi z Pogórza – wsi; trwało strojenie dużej sali i ustawianie stołów w mniejszej. Potrącany przez zajętych , podekscytowanych chłopaków.
Poszedł do pokoju swego kuzyna . Siadł na łóżku i rozmyślał. Waldek uczył się w Technikum Naftowym w Pile, nie lubił przyjeżdżać do domu. Dla niego Pogórze to była wiocha, do której wstyd było się przyznawać. Dziwił się Adamowi, że on, student medycyny, lubi tu przyjeżdżać; zamiast Korzystać z rozrywek w Stargardzie, lub Szczecinie.
Komentarze
Prześlij komentarz