Przejdź do głównej zawartości
17.08.2019r


Uparta miłość R.3[2]





          Energiczny Jacek był  człowiekiem czynu. Razem z rzeczową Mirką zorganizowali mecz – cywile kontra wojskowi, potańcówkę z konkursami dla młodszych i starszych, no i przygotowali program na dożynki. Działali szybko i skutecznie, nie było wyboru – wakacje dobiegały końca. Grzelakowa często spoglądała przez płot na obejście sąsiadów i dziwiła się, co też jest takiego w tej niepozornej dziewczynie, że jej tak słuchają, że się z nią liczą, no i szanują. Dlaczego do jej urodziwych córek nie przychodzi żaden taki, co nawet ręce by parzył, byle by pobyć z wybranką serca.
            Tak, jak Grzelakowa patrzyła, co u Lisów, tak i oni śledzili życie sąsiadów. Jasiu Grzelak był już trzeci raz w szpitalu i sprawa była jasna – z Jasiem było źle. Długie lata pijaństwa i ciężka praca traktorzysty zjadły zdrowie do tego stopnia, że nie było szans na wyleczenie. Krysia wcześniej często jeździła do szpitala, teraz przeważnie wysyłała dzieci. Przestała się go bać, nie musiała już liczyć się z tym, co by chciał, a czego nie. Kiedyś Lis załatwiając sprawy pegeerowskie  wstąpił do szpitala, do sąsiada i ten pożalił mu się, że nie widział żony od tygodni. Poprosił, by jakoś wpłynął na Krysię, by przyjechała. Pan Piotr przekazał wszystko żonie i wysłał do  Grzelakowej z poleceniem, żeby ją skłoniła do odwiedzenia męża.
            Po długim, żarliwym monologu Lisowej, zapadła cisza; po czym Krysia odrzekła: 
           - Pani Lucyno kochana, ja do niego nie pojadę! Ani teraz, ani... –tu chciała coś powiedzieć o śmierci, ale się powstrzymała.- Nie pojadę i już, moje serce skamieniało. To nie było życie, lecz piekło! Zmarnował moje młode lata, wdeptał w błoto. Jakie on świństwa potrafił wymyślać na mnie, to strach powtarzać.
  Dziewczynom też nie darował, każda była wyzywana od najgorszych, nawet Brygidka. Jedynie swego synka Jaśka nie wyzywał. Czy ja miałam kiedy jakie święta, jak u ludzi? Nigdy! Uchlał się, naubliżał, zawsze coś potłukł, nabałaganił i było po wszystkiemu.
 A pani wie , ile ja się musiałam  na te święta narobić przy czwórce dzieci – pranie, sprzątanie, szykowanie – wszystko psu pod ogon! Popłakałam sobie w kącie, żeby dzieciaki nie widziały i tyle.
 - Pani Krystyno, ale przecież czworo dzieci z nieba nie spadło, musiało i tego dobrego być trochę miedzy wami. Przypomnij sobie to wszystko, kobieto i jedź do niego.
Nawet wedle dzieci, niech się i one uczą przebaczania. Jak ksiądz głosi? Chorych nawiedzajcie!

  Grzelakowa tylko zacisnęła usta, nic nie odrzekła. Rodzina przez tyle lat poniewierana, dręczona – teraz jakby odżyła.
 Odmalowali mieszkanie, kupili trochę sprzętów, inaczej poustawiali meble; dom poweselał. Starsze dziewczyny: Basia i Helenka nie pokończyły żadnych szkół, teraz podjęły stałą pracę w majątku – nie musiały się już martwić, że ojciec odbierze im zarobione pieniądze.
 Młodsza Brygidka i Jasiek jeszcze chodzili do podstawówki do Pogórza – wsi.
  Ostatnie dni sierpnia przyniosły ranne mgły i deszcz. Trudno było myśleć o dożynkach przy takiej pogodzie, trudno też było sprzątnąć resztę zbóż z pól.
 Mirka z wielką biedą wyprosiła pozwolenie wyjazdu do domu w kolejne dwie niedziele września. Udało się przeprowadzić próby programu na dożynki z dziećmi i młodzieżą. Od kiedy Halinka oświadczyła, że tym razem do niczego ręki nie dołoży, nie miał kto sprawy doglądać.
 A postanowienie to miało związek z ogólnym , dosyć negatywnym nastawieniem  pracujących żołnierzy do sekretarki. Czekała, by jej czapkowali, by się kłaniali, liczyli się z nią, jak z kierownikiem – a tu nic z tych rzeczy  
 Skoro tak, to nich sobie radzą bez niej; zobaczymy, co pokażą. Co taka dajmy na to Mirka Lisów może wiedzieć, co się ludziom podoba, a co nie. I z jakiego to niby powodu ta dziewczyna tak głowę zadziera, a ci durni żołnierze zrobiliby wszystko, co tylko by chciała. Poszła do szkoły, no to i co?
 Nie jedna poszła, ale nie każda skończyła.  Takimi rozważaniami pocieszała się Halinka, póki co, zepchnięta na boczny tor.
 W gorący czas przygotowań do dożynek, przyjechał do Pogórza Adam Zalewski . Nie był , jak dawniej  ani taki wesoły, ani zainteresowany miejscowymi pięknościami. Chodził na dalekie spacery i to najchętniej tam, gdzie pola były już puściuteńkie, poorane.
  Od pani Melanii do Halinki, a później na całą wieś przesiąknęła rewelacyjna wiadomość, że Adaś został wystawiony do wiatru.  Rodzina już szykowała wesele – a tu się okazało, że panienka znalazła prawdziwego tatusia dziecka, które wmawiała Zalewskiemu. Powolutku rewelacje te dotarły i do Mirki.
           W sobotę cały zarząd majątku pochłonięty był  końcowymi przygotowaniami do dożynek. Sprawa była poważna, bo na dożynkach mieli być goście z powiatu, jako, że Pogórze zajęło pierwsze miejsce jeśli chodzi o wydajność z hektar \
 Przyszła pora, by wydać pracownikom mleko, lecz i magazynier i oborowy byli potrzebni w biurze, kierownik wyjrzał – korytarzem przechodził Adam. Krótko wyjaśnił w czym rzecz, wręczył mu listę i polecił obsłużyć ludzi
 Mirka stała w kolejce wraz z innymi, zniecierpliwiona oczekiwaniem; czekała ją jeszcze próba i strojenie sali.  Czekając,  kobiety przekazywały sobie ostatnie ploteczki, dzieciaki dokazywały, te małe na rękach matek popłakiwały głodne i senne.
 Ciepły wiaterek niósł z pól zapach świeżo oranej ziemi, z sadów  zapach jabłek i czegoś jeszcze – słodkiego, nostalgicznego – właściwego tej wczesnojesiennej porze.
 Kolejka posuwała się niemrawo, ale w końcu była na tyle blisko, że spostrzegła, kto wydaje mleko
 Serce skoczyło gwałtownie z niespodziewanej radości. Raz przywarłszy wzrokiem do kochanej twarzy, nie mogła już oczu odwrócić. W końcu siła jej spojrzenia sprawiła, że Adam, choć tak skupiony przy swoim zajęciu, musiał na nią popatrzeć. Zastanowiło go to spojrzenia spokojne, badawcze, a jednocześnie przesycone dziwnym żarem
 Speszył się – kto to? Zastanawiał się i nie wiedział. Nie była to żadna z dziewczyn , które się widziało na podwórkach, czy w kawiarence. Podeszła blisko, a jemu litery skakały tak, ze nie mógł odczytać nazwiska.  – dwa i pól – powiedziała miłym, niskim głosem i już jej nie było.
 Teraz nie mógł o niczym innym myśleć, tylko o tej niebieskookiej. Wszedł do biura i ledwo spojrzał na krzesło Lisa, doznał olśnienia:  To musi być ta, którą widywał z dwoma urwisami, bliźniakami, od Lisów! Chciał pogadać z wujkiem, ale ten jeszcze coś uzgadniał z Fabisiakiem, a na korytarzu czekały kucharki, które też miały wiele spraw do omówienia.
 W Głównym holu pełno było i miejscowych i młodych ludzi z Pogórza – wsi; trwało strojenie dużej sali i ustawianie stołów w mniejszej. Potrącany przez zajętych , podekscytowanych chłopaków.
 Adaś stracił ochotę  na jakiekolwiek rozmowy.
  Poszedł do pokoju swego kuzyna  . Siadł na łóżku i rozmyślał. Waldek uczył się w Technikum Naftowym w Pile, nie lubił przyjeżdżać do domu. Dla niego Pogórze to była wiocha, do której wstyd było się przyznawać. Dziwił się Adamowi, że on, student medycyny, lubi tu przyjeżdżać; zamiast Korzystać z rozrywek w Stargardzie, lub Szczecinie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

31 październik 2018r.  W życiu bywa różnie5       W             zasadzie nikt nie był jej teraz potrzebny, najtrudniejszy okres minął.   Agnieszka dostawała stypendium, były małżonek od czasu do czasu przypominał sobie, że ma troje dzieci i przysyłał parę złotych. Dzieciaki były na tyle samodzielne, że mogła brać dodatkowe dyżury i radziła sobie całkiem nieźle z utrzymaniem rodziny. Postanowiła, że nic w swoim życiu zmieniać nie będzie. Kończył się właśnie kolejny rok i Iwona umyśliła sobie, że urządzi u siebie składkowego Sylwestra - korzystając z tego, że babcia wzięła do siebie dzieci na przerwę świąteczną.   Dobrze wstawiona Bożka przyjęła pierścionek zaręczynowy od swego adoratora i starała się nie myśleć, co będzie jutro. Zaraz po północy przyszedł niespodziewanie nieproszony gość - Rysiek. Był trzeźwiutki i bardzo poważny. Złożył Iwonie życzenia, a później ukląkł przed nią i wyrzekł głośno -Pani Bożeno, ja panią kocham. Jest pani dla mnie najukochańsza, jedyna
6.01.2024r. Uparta miość .III r.6[2] Pani Pelagia, widząc, że Mirce wrócił spokój, siadła naprzeciwka i poczęła wykładać swoje racje. - Pani Aldona nawet połowy swoich sprzętów nie zabrała; kazała mi szukać kupca. Na co jej stare graty, przecież te Żaki, to bogacze - mają rzeźnię, prowadzą sklep mięsny, co im bida zrobi? - . Nasza Aldonka dobrze zrobiła, ze nie patrzyła, że ten Jakub gruby, że prostak - liczy się serce. Ona by pani wszystko darmo dała, tylko na co to dyrektorce? - Komu oddała klucze? - Jeszcze nikomu, ale , kochana, pomyśl, gdzie się pakujesz.Ja dobrze pamiętam Baciarkową; przemiła kobieta. Jeszcze szkoła nie była gotowa - oni zamieszkali. No i co? Może trzy może cztery lata i zmarniała. Baciarek - młody wdowiec uwijał się i w domu, bo było dwoje dzieci i w pracy. Szkołę wykończył, dzieci wykształcił i niestety rozm stracił. Pani już była, jak ta Wioletta tu nastała/? Zadręczyła chłopa. Kiedy go brakło, to takie Sodomy, Gomory tu wyprawiała, że strach! Na szczę