Przejdź do głównej zawartości
Uparta miłość rIV [1]





Magazynier Fabisiak przeprowadził się do pałacu i zaczęła się rewolucja, jakiej jeszcze w Pogórzu nie było. Stasia, jego żona urządzała pałac po swojemu, najpierw w myślach, później w czynach
 – Łukowscy mają czteropokojowe mieszkanie, niech mają – rozważała przy mężu.-
  ale już poddasze, to przecież można inaczej zagospodarować.
  Były tam dwa urocze salony z wielkimi oknami i przeszklonym dachem; być może w pierwotnym założeniu – pracownia malarska. Obydwa te pomieszczenia zawłaszczyła sobie pani Melania! Były od strony południowej, doskonale udawały się tam wszelkie nowalijki i można było wyhodować piękne flance. Latem, wśród kwiatów, /Łukowscy lubili przyjmować gości. Bywało też, że się opalali, bo okna można było rozsuwać. O, nie! Tak to nie będzie – postanowiła Fabisiakowa. Gdzie była dziedziczką, to była, ale nie tu w naszym pegeerze! Jeden salonik musi komuś oddać, a jakby było więcej chętnych, to niech stelmach Zahota poprzegradza oba i będą do wzięcia cztery. Najpierw przedstawiła plan mężowi, a ten powtórzył wszystko w biurze i to przy kierowniku Łukowskim!
 Albo drugie obszerne pomieszczenie na poddaszu – ktoś powiedział, że tam to w ping-ponga można grać. A dlaczego nie?
 Niech Łukowskie powynoszą stamtąd swoje graty i niech sobie chłopaki przychodzą grać, albo jakie inne gimnastyki robić.
 Jednakże prawdziwa wojna  wywiązała się o piwnicę. Fabisiakom należało się tam niewiele – jedno małe pomieszczenie. A tych różnych piwniczek to przecież było, jak pałac długi i szeroki!
 I pralnia z suszarnią, i piekarnia z dużym piecem i chłodna piwnica, gdzie można było zatapiać beczki – pewnie kiedyś z ogórkami. Było też obszerne pomieszczenie do przechowywania wszelakich płodów ziemi. 
 Fabisiakowa spotkała kiedyś panią Melanię na skwerku przed pałacem i  poprosiła, ba – zażądała kluczy od pralni. Kierownikowa  zaniemówiła ze zdziwienia, tylko fuknęła i pobiegła, dysząc z oburzenia do biura, do męża. Trzeba poskromić, te bezczelną babę  - czego jej się zachciewa?!
  Pan Paweł był jednakże czymś bardzo zajęty i kwestia ta musiała poczekać aż do wieczora. Wtedy siedli oboje i poczęli rozważać, co to się dzieje, skąd taka odwaga u Stasi  Fabisiakowej? Dlaczego oni w ogóle przenieśli się do pałacu? Mieli domek z ogrodem, mało tego mieli kawałek łączki z dostępem do stawu.
  Ileż to gęsi, kaczek Stasia wyhodowała wszyscy im zazdrościli; i co? Tak szast, prast, zostawić wszystko bez żalu i iść do pałacu? Po to, żeby szukać dziury w całym? Przewracać wszystko do góry nogami i to nie dla siebie – dla innych! Kto za tym stoi? Przecież ktoś musi, bo tak sami z siebie, to by się nie odważyli.
 Tak rozważywszy wszystko Łukowscy doszli do wniosku, że ktoś pod nimi ryje, że trzeba iść na ustępstwa A to całe gadanie Fabisiaków że niby tamta chałupa była wilgotna, nabawili się chorób i przez to przyszli pod sam nos kierownictwu – trzeba między bajki włożyć.  Łukowscy doszli do wniosku, że należy się przychylić do żądań Stasi zanim ludzie zaczną szemrać, albo zwierzchność zwali im się  z jaką ,nie daj Boże ,kontrolą.
 Kierownik polecił Halince, by powiadomiła kobiety, że mogą prać i suszyć w pałacowej pralni i piec chleb w piekarni – to znaczy w wielkim piecu obok kuchni.
  Trzeba tylko dobierać się po trzy, cztery, bo dla paru bochenków nie opłaci się palić w takim kolosie. Społeczność przyjęła te  wszystkie rewelacje, jako dowód niezwykłej dobroci i troski kierownika Łukowskiego. Taki to o wszystkim myśli, taki dba o pracownika; ach ,co to za zwierzchnik!,
 Kiedy Mirka przyjechała prze Bożym Narodzeniem, mama przekazała jej wszystkie nowiny, była bardzo podekscytowana zmianami i zapowiedzią dalszych po Nowym Roku.
  Zaraz też wieczorem poszły do Zahotów, żeby się umówić w który dzień będą piekły świąteczne placki.  Będą we trzy – Lisowa, Grzelakowa i Kasia Zahotowa. Pani Lusia z werwą i weselem przygotowywała wszystko do Świąt, a Pan Piotr coś ostatnimi czasy przycichł, posmutniał i choć się nie skarżył, widać było, że źle się czuje.
  Przeczekał Święta i zaraz po Nowym Roku pojechał do lekarza. Żona gderała, że gorzej nie mógł wybrać, bo ksiądz po kolędzie miał chodzić. Na szczęście  Mirka miała ferie do Trzech Króli i była chętna do pomocy.  Po wyjściu proboszcza, przywołała braci i zabrali się za rozbieranie choinki. Chcieli uporać się ze wszystkim zanim ojciec wróci ze Szczecinka. Rozgardiasz był niezły, mama wyszła do wieczornych obrządków; a tu dało się słyszeć uparte stukanie do drzwi.
 Piotruś schował za pazuchę garść cukierków zarwanych z choinki, poszedł zobaczyć kto przyszedł. Przybiegł zaraz bardzo poruszony i oznajmił , że przyszedł ten pan od kierownika.
 – Waldek? – zapytała Mirka bardzo niezadowolona z tych odwiedzin nie w porę 
  - Nie, ten inny pan, co latem przyjeżdża do swego wujka. Mirka pobladła gwałtownie  i na chwiejnych nogach wyszła do sieni. W drzwiach stał uśmiechnięty Adaś  We włosach miał biały puch, bo śnieg nieźle prószył.
        Ja tylko na chwilę do pana Piotra – wskazał na jakieś papiery jako usprawiedliwienie – otrzymałem list od pani Rozalii i chciałem....
          – Bardzo proszę – rzekła, jak się Adamowi wydawało  chłodno i obojętnie. Tymczasem dziewczyna dygotała, jak w febrze, serce wprost chciało jej wyskoczyć  z niespodziewanego szczęścia.
Oto ten wyśniony, wytęskniony stoi przed nią, ma go na wyciągniecie ręki, może do woli sycić oczy jego widokiem.
 Musiała sprostać sytuacji; mimo drżenia rąk, tak błyskawicznie obcinała ostatnie błyskotki, że chłopcy ledwo nadążali chwytać.
         Adaś siedział na tapczanie i rozglądał się czekając na pana Piotra. Mama skończyła obrządki , ogarnęła się nieco i zaprosiła gościa do kuchni. W tym czasie chłopcy wynieśli choinkę, a Mirka okurzyła dywan. Nakryła stół najpiękniejszym obrusem , jaki mieli w domu, mama przygotowała herbatę i już po chwili mogli usiąść do podwieczorku.
 Gość wyglądał na zadowolonego z miłego przyjęcia, chętnie częstował się ciasteczkami i drożdżowego ciasta skosztował; były jednak pewne wątpliwości, czy widział, co je, gdyż głównie przyglądał się Mirce.
 Taka dziewczyna, skąd ona się wzięła w tym pegeerze? Co za śliczne oczy, trudno się napatrzeć – myślał, prowadząc lekką, dowcipną rozmowę z chłopcami i panią Lusią. Oczy są zwierciadłem duszy, więc jaka jest ta dusza, jeśli oczy są takie piękne?
        Mirka odzyskała spokój na tyle, że mogła swobodnie rozmawiać, żartować, ale cała jej istota  powtarzała jedno:
 O, gdybyś kiedyś pokochał mnie tak, jak ja ciebie... Boże spraw niech tak się stanie.
  -Czy możliwe, aby drugi człowiek usłyszał, to co mówi się tylko w duchu? Jak to się dzieje, że nie powie się słowa – a myśli zmieniają sytuację.? 
 Faktycznie, Adaś , wychodząc od Lisów , był kimś innym, niż wtedy, gdy tu szedł.
        Minęła godzina, jak to się stało, że ta dziewczyna tak wryła się w jego duszę, że nie mógł jej zapomnieć.
        Ferie się skończyły i Mirka wyjechała do internatu, a pani Lusia nieraz wspominając wizytę młodego Zalewskiego, myślała :  -Mam nadzieję, że nasza  córka i ten piękniś to się tak minęli, jak pociągi na trasie i każde podąży w swoim kierunku. No bo, jeśliby nie daj Boże miało być inaczej- to by się ten nasz dzieciak zapłakał! Przecież niepodobna, żeby ten przystojniak nie robił użytku ze swojej urody – a na cóż jej ktoś taki? Co innego ten Jacek, co latem tu przychodził. Ten by nam pasował na zięcia. 
        Plany, planami – a brygada budowlana ściągnęła do Pogórza dopiero w maju. Jednakże, kiedy już budowlańcy osiedli w swoich barakowozach, to nowe obiekty rosły w oczach budząc niemałe zainteresowanie tak małych , jak i dorosłych mieszkańców.
         Najpierw stanęła kotłownia, później dwa bloki czterorodzinne; a już późną jesienią udało się ukończyć i mały pawilonik na sklep!
         Kierownik Łukowski dwoił się i troił, bo i budowami trzeba było się interesować i majątkiem zarządzać. Po Nowym Roku odetchnął – przydzielono mu do pomocy młodego człowieka po studiach – agronoma Romana  Bojarskiego.
         Pan Paweł ze wszystkiego był rad – sprawy bardzo dobrze się układały. Żona zaprzyjaźniła się ze Stasią Fabisiakową, w dużej mierze dzięki Lisowi.
 Kierownikowa nie cierpiała  Lisowej, ale pana Piotra bardzo ceniła. A że Fabisiakowa była chrzestną matką Mirki, Lisom zależało by w pałacu nareszcie poczuła się , jak  na swoim. No i  Piotr, tkając misternie zbliżył skłócone panie do siebie. Stasia przejęła jeden z przeszklonych salonów na poddaszu i teraz, od wczesnej wiosny obie panie  razem siały, przesadzały, flancowały i były w swoim żywiole, zgodne i zadowolone.
 Dobre tempo na budowach, pochwały zwierzchników, wszystko dawało zadowolenie Łukowskiemu – gdyby  jeszcze wiedział , co u Sabiny, czułby się naprawdę szczęśliwy
        Przed Wielkanocą dostali zaproszenie na ślub, a zaraz po nim list, że  uroczystość przełożyli. Od tego czasu cisza, a ni dziadek, ani nikt  z majątku nie wiedział, gdzie  i jak żyje ta dziewczyna.
  Dziadek Czyżewski ostatnimi czasy   często gościł u Grzelaków. Pomagał, jak mógł za to dostawał jedzenie dla siebie i córki. Zresztą i matkę Sabiny widywało się w obejściu Krysi Grzelakowej Od kiedy jej się polepszyło, to nawet można było z nią pogadać.
 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

31 październik 2018r.  W życiu bywa różnie5       W             zasadzie nikt nie był jej teraz potrzebny, najtrudniejszy okres minął.   Agnieszka dostawała stypendium, były małżonek od czasu do czasu przypominał sobie, że ma troje dzieci i przysyłał parę złotych. Dzieciaki były na tyle samodzielne, że mogła brać dodatkowe dyżury i radziła sobie całkiem nieźle z utrzymaniem rodziny. Postanowiła, że nic w swoim życiu zmieniać nie będzie. Kończył się właśnie kolejny rok i Iwona umyśliła sobie, że urządzi u siebie składkowego Sylwestra - korzystając z tego, że babcia wzięła do siebie dzieci na przerwę świąteczną.   Dobrze wstawiona Bożka przyjęła pierścionek zaręczynowy od swego adoratora i starała się nie myśleć, co będzie jutro. Zaraz po północy przyszedł niespodziewanie nieproszony gość - Rysiek. Był trzeźwiutki i bardzo poważny. Złożył Iwonie życzenia, a później ukląkł przed nią i wyrzekł głośno -Pani Bożeno, ja panią kocham. Jest pani dla mnie najukochańsza, jedyna
6.01.2024r. Uparta miość .III r.6[2] Pani Pelagia, widząc, że Mirce wrócił spokój, siadła naprzeciwka i poczęła wykładać swoje racje. - Pani Aldona nawet połowy swoich sprzętów nie zabrała; kazała mi szukać kupca. Na co jej stare graty, przecież te Żaki, to bogacze - mają rzeźnię, prowadzą sklep mięsny, co im bida zrobi? - . Nasza Aldonka dobrze zrobiła, ze nie patrzyła, że ten Jakub gruby, że prostak - liczy się serce. Ona by pani wszystko darmo dała, tylko na co to dyrektorce? - Komu oddała klucze? - Jeszcze nikomu, ale , kochana, pomyśl, gdzie się pakujesz.Ja dobrze pamiętam Baciarkową; przemiła kobieta. Jeszcze szkoła nie była gotowa - oni zamieszkali. No i co? Może trzy może cztery lata i zmarniała. Baciarek - młody wdowiec uwijał się i w domu, bo było dwoje dzieci i w pracy. Szkołę wykończył, dzieci wykształcił i niestety rozm stracił. Pani już była, jak ta Wioletta tu nastała/? Zadręczyła chłopa. Kiedy go brakło, to takie Sodomy, Gomory tu wyprawiała, że strach! Na szczę