9.11.2019r.
Uparta miłość r.VII[1]
Najpierw śmiała się z tego, a później wstawała do dnia , kładła koc w kuchni i ćwiczyła.
Lata mijały, Szymon wyrósł na kawalera, a rodzice jakoś się zrównali. Dziś nie pamiętają już sąsiedzi, że taka różnica lat jest miedzy nimi.
Uparta miłość r.VII[1]
Ukojenie ma smak lekkiego osłabienia , smak słodkiego spokoju, kolor niebieskiego
zmierzchu i mgły i pachnie jeziorem. Dla Mirki ten wieczór był, jak
ocknienie po długim, męczącym
śnie. Ten letarg trwał i w szkole, i w
domu i u babci, aż do tego wieczoru.
Wujek Szymon popłynął na drugi brzeg jeziora po sprzęt rybacki. Wieczór gęstniał, żaby kumkały. Dziewczyna westchnęła głęboko, popatrzyła na różowe zorze i rzekła głośno;
Boże mój, jak cudnie, jak dobrze jest żyć!
Nic nie złowili, późno wrócili do domu – babcia powitała ich wymówkami:
- Mówiłam, że jutro jedziemy do Lichenia? Mówiłam, czy nie? Wyjeżdżamy o piątej rano, czyli wstać trzeba o czwartej! Masz ty dziewczyno co uszykowane? Chodzisz, jak zakochana. Jazda przygotować wszystko i do spania, bo jutro was nie dobudzę! – komenderowała wynosząc torby z prowiantem do chłodnej sieni.
Babcia była już dobrze po sześćdziesiątce, ale nikt jej tyle lat nie dawał. Mama stanowczo zbyt surowo ją oceniała:
- Grób ojca trawą zarósł, a mamie zachciało się młodego męża – wyrzekała nie raz – Tylko by się stroiła, trefiła, malowała, kto to słyszał w jej wieku?!
Jednakże, gdy długo nie było żadnej wieści z Białośliwia, niepokoiła się, czy aby mama nie straciła werwy i zdrowia. Przynaglała męża, by dzwonił do jej brata Józefa, który w swoim kantorku, w fabryce miał telefon.
On był łącznikiem, który bywał i u swojej mamy i u Łisów.
Mirka pierwszy raz pojechała do babci na dłużej i zaraz z przyjemnością stwierdziła, że babcia to naprawdę ktoś! Bardzo aktywna przewodnicząca Koła Gospodyń Wiejskich; niezmordowana organizatorka zabaw, konkursów, wycieczek, wszelkich kursów i co by kto nie chciał.
Teraz też zaraz po pielgrzymce do Lichenia miał być rozstrzygnięty konkurs na najpiękniejszy ogródek.
Przyjechali na parking, koło sanktuarium i pośpiesznie poszli na mszę świętą. Tłum zasłaniał Mirce nie tylko wejście do kościółka, ale i wszelki widok. Stała z innymi pod lipami i wcale nie była zawiedziona. Przeciwnie owładnęło nią słodkie uczucie błogości, jakiego jeszcze nie doświadczyła. Czuła się bardzo spokojna i szczęśliwa bez żadnej przyczyny. Przestała tak przez całe nabożeństwo, a gdy się rozluźniło udało jej się wejść do środka i uczestniczyć w następnym.
Teraz mogła przyjrzeć się cudownemu obrazkowi. Doznała wzruszenia: - Boże mój, obrazeczek taki maleńki, a próśb ludzkich - całe morze. Rozmodlona, zamyślona straciła z oczu swoich. Przy kiosku z pamiątkami dojrzała znajome kobiety, widziały, jak babcia szła w stronę jeziora. Poszła tam, babcia siedziała na brzegu i moczyła zmęczone nogi.. Nieopodal siedział Szymek i szukał w przepastnej torbie czegoś do jedzenia.
– Babciu, nie szkoda ci czasu tu siedzieć? Byłaś na nabożeństwie?
– A kto by się tam dopchał? Weszliśmy bocznym wejściem na chór, zobaczyliśmy Najświętszą Panienkę, pomodliliśmy się i wszystko. Ileż się będę Panu Bogu naprzykrzać? = odrzekła wycierając nogi. W drodze powrotnej babcia zagadnęła;
- No jak, wnusiu, podobało ci się?
– Bardzo mi się podobało. Tylko nie wiem, czy tu chodzi o podobanie. Nigdy nie byłam w takim miejscu i nigdy czegoś takiego nie przeżyłam To jest bardzo specyficzne miejsce, dobre.
– Pewnie, że dobre i niezwykłe – odrzekła babcia oglądając zakupione pamiątki - A w Częstochowie byłaś?
– Przecież mówię, że nigdy w takim miejscu nie byłam.
Wujek Szymon popłynął na drugi brzeg jeziora po sprzęt rybacki. Wieczór gęstniał, żaby kumkały. Dziewczyna westchnęła głęboko, popatrzyła na różowe zorze i rzekła głośno;
Boże mój, jak cudnie, jak dobrze jest żyć!
Nic nie złowili, późno wrócili do domu – babcia powitała ich wymówkami:
- Mówiłam, że jutro jedziemy do Lichenia? Mówiłam, czy nie? Wyjeżdżamy o piątej rano, czyli wstać trzeba o czwartej! Masz ty dziewczyno co uszykowane? Chodzisz, jak zakochana. Jazda przygotować wszystko i do spania, bo jutro was nie dobudzę! – komenderowała wynosząc torby z prowiantem do chłodnej sieni.
Babcia była już dobrze po sześćdziesiątce, ale nikt jej tyle lat nie dawał. Mama stanowczo zbyt surowo ją oceniała:
- Grób ojca trawą zarósł, a mamie zachciało się młodego męża – wyrzekała nie raz – Tylko by się stroiła, trefiła, malowała, kto to słyszał w jej wieku?!
Jednakże, gdy długo nie było żadnej wieści z Białośliwia, niepokoiła się, czy aby mama nie straciła werwy i zdrowia. Przynaglała męża, by dzwonił do jej brata Józefa, który w swoim kantorku, w fabryce miał telefon.
On był łącznikiem, który bywał i u swojej mamy i u Łisów.
Mirka pierwszy raz pojechała do babci na dłużej i zaraz z przyjemnością stwierdziła, że babcia to naprawdę ktoś! Bardzo aktywna przewodnicząca Koła Gospodyń Wiejskich; niezmordowana organizatorka zabaw, konkursów, wycieczek, wszelkich kursów i co by kto nie chciał.
Teraz też zaraz po pielgrzymce do Lichenia miał być rozstrzygnięty konkurs na najpiękniejszy ogródek.
Przyjechali na parking, koło sanktuarium i pośpiesznie poszli na mszę świętą. Tłum zasłaniał Mirce nie tylko wejście do kościółka, ale i wszelki widok. Stała z innymi pod lipami i wcale nie była zawiedziona. Przeciwnie owładnęło nią słodkie uczucie błogości, jakiego jeszcze nie doświadczyła. Czuła się bardzo spokojna i szczęśliwa bez żadnej przyczyny. Przestała tak przez całe nabożeństwo, a gdy się rozluźniło udało jej się wejść do środka i uczestniczyć w następnym.
Teraz mogła przyjrzeć się cudownemu obrazkowi. Doznała wzruszenia: - Boże mój, obrazeczek taki maleńki, a próśb ludzkich - całe morze. Rozmodlona, zamyślona straciła z oczu swoich. Przy kiosku z pamiątkami dojrzała znajome kobiety, widziały, jak babcia szła w stronę jeziora. Poszła tam, babcia siedziała na brzegu i moczyła zmęczone nogi.. Nieopodal siedział Szymek i szukał w przepastnej torbie czegoś do jedzenia.
– Babciu, nie szkoda ci czasu tu siedzieć? Byłaś na nabożeństwie?
– A kto by się tam dopchał? Weszliśmy bocznym wejściem na chór, zobaczyliśmy Najświętszą Panienkę, pomodliliśmy się i wszystko. Ileż się będę Panu Bogu naprzykrzać? = odrzekła wycierając nogi. W drodze powrotnej babcia zagadnęła;
- No jak, wnusiu, podobało ci się?
– Bardzo mi się podobało. Tylko nie wiem, czy tu chodzi o podobanie. Nigdy nie byłam w takim miejscu i nigdy czegoś takiego nie przeżyłam To jest bardzo specyficzne miejsce, dobre.
– Pewnie, że dobre i niezwykłe – odrzekła babcia oglądając zakupione pamiątki - A w Częstochowie byłaś?
– Przecież mówię, że nigdy w takim miejscu nie byłam.
–
No ładnie was ta matka chowa. - A oni choć bywają na jakichś pielgrzymkach?
– Tato był chyba ze dwa razy, a mama wcale.
– Ale, co ty opowiadasz, przecież obie byłyśmy w Częstochowie, zaraz po wojnie. – rzekła dobitnie – No to moja kochana wnusiu, jak Bóg da zdrowie, to na przyszły rok pojedziesz z naszym kołem do Częstochowy. Już mam cały plan w głowie; zrobi się parę zabaw, resztę wpłacą chętni i w drogę! Kraków, proszę ciebie, Wieliczka. Zakopane, no i Jasna Góra – rozmarzyła się babcia.
Parę dni później babcia, patrząc, jak Szymek z Mirką uwijają się przy bieleniu ścian obórki, rzekła do męża:
- Popatrz Zyguś , jak się ta dziewczyna odmieniła po Licheniu. Zyguś tylko głową pokiwał nie zgłębiając tajemnicy przemiany przyszywanej wnuczki.
Był to mężczyzna niewysoki, przysadzisty o cygańskiej urodzie. Późno się ożenił, dobrze po trzydziestce, a żonę wziął sobie dziesięć lat starszą.. No bo tak – przed wojną była tylko robota i robota, później wojaczka zabrała szmat czasu i zdrowie. No i wbrew roli rodziny ożenił się z Henią, bo mu wciąż drogę zachodziła.
– Tato był chyba ze dwa razy, a mama wcale.
– Ale, co ty opowiadasz, przecież obie byłyśmy w Częstochowie, zaraz po wojnie. – rzekła dobitnie – No to moja kochana wnusiu, jak Bóg da zdrowie, to na przyszły rok pojedziesz z naszym kołem do Częstochowy. Już mam cały plan w głowie; zrobi się parę zabaw, resztę wpłacą chętni i w drogę! Kraków, proszę ciebie, Wieliczka. Zakopane, no i Jasna Góra – rozmarzyła się babcia.
Parę dni później babcia, patrząc, jak Szymek z Mirką uwijają się przy bieleniu ścian obórki, rzekła do męża:
- Popatrz Zyguś , jak się ta dziewczyna odmieniła po Licheniu. Zyguś tylko głową pokiwał nie zgłębiając tajemnicy przemiany przyszywanej wnuczki.
Był to mężczyzna niewysoki, przysadzisty o cygańskiej urodzie. Późno się ożenił, dobrze po trzydziestce, a żonę wziął sobie dziesięć lat starszą.. No bo tak – przed wojną była tylko robota i robota, później wojaczka zabrała szmat czasu i zdrowie. No i wbrew roli rodziny ożenił się z Henią, bo mu wciąż drogę zachodziła.
–
Przez pierwsze lata
było całkiem dobrze, dopiero później, jak ochłonął z wielkiej namiętności,
zaczął żałować, że tak się dał omotać. Do tego
w domu była dorastająca córka – Lucynka i nie wiadomo, co by było gdyby
nie to , że Piotr wrócił i dziewczynę zabrał.
Później urodził się Szymon, Henia się roztyła, wstydził się pokazywać w jej towarzystwie. Dla babci Heni to był trudny czas. Postanowiła schudnąć; pościła w każdy piątek o chlebie i wodzie.
Później urodził się Szymon, Henia się roztyła, wstydził się pokazywać w jej towarzystwie. Dla babci Heni to był trudny czas. Postanowiła schudnąć; pościła w każdy piątek o chlebie i wodzie.
–
Umartwienia te miały
dwa cele, redukcja wagi i uproszenie łaski bożej, żeby mąż nie odszedł.
Schudła faktycznie, tylko
obwisły brzuch został. Poszła do lekarza i prosiła o jakieś lekarstwo na to. A
ten, nieużyty, kazał robić gimnastyki, nawet pokazał jak. Najpierw śmiała się z tego, a później wstawała do dnia , kładła koc w kuchni i ćwiczyła.
Lata mijały, Szymon wyrósł na kawalera, a rodzice jakoś się zrównali. Dziś nie pamiętają już sąsiedzi, że taka różnica lat jest miedzy nimi.
Komentarze
Prześlij komentarz