Przejdź do głównej zawartości
14.12. 2019r.


Uparta miłość r. VIII[2]




        Przystanęła, popatrzyła mu w twarz oświetloną pałacowymi światłami i powiedziała dobitnie;
   - Nie Julian, nigdzie z tobą nie pojadę, ani teraz, ani nigdy!
  Te słowa odebrały mu głos i władzę w nogach. Po chwili milczenia z trudem  powiedział:
  - Proszę cię, nie przebieraj miary, bo pożałujesz, Zawsze byłaś postrzelona, ale czas zmądrzeć. Wiesz, co to znaczy wychować dwoje dzieci? A jak się okaże, że nie mają należytej opieki, to ci je odbiorę!
   - Tak? – zadrwiła nie zbita z tropu – zawsze twierdziłeś, że dzieci nie twoje, a teraz chcesz zabierać?
   I tak stali na schodach i kłócili się. Głos Sabiny był coraz cichszy, a Julian wpadł w szał; zostawiła go wrzeszczącego i poszła do mieszkania. 
         Zebrała zabawki, słodycze i zrzuciła na dół wprost pod jego  nogi. Właśnie nadeszła pani Melania, usilnie zapraszała  do siebie w gościnę, ale wymówił się pośpiechem i poszedł na stację.
   Końcówka listopada była zimna i wietrzna. Bywało, że i trzy dni w internacie nie było prądu. W taki przykry czas coraz więcej uczniów zapadało na grypę.
  Mirkę też położyło do łóżka. Miała nadzieję że dwa, trzy dni i przejdzie, ale nie przeszło i profesorka do takich , jak ona musiała wzywać lekarza. Wielu chorych rodzice zabrali do domu, pokoje opustoszały. Woźne i kucharki przynosiły posiłki i doglądały chorych. Mirka nie mogąc niczym się zająć, nieustannie rozmyślała o Adasiu. Falami napływały wspomnienia, - widziała jego głodne, gorące usta, przeszywało ją spojrzenie jego pięknych, czarnych oczu.
 – Ratuj mnie mój ty lekarzu kochany – powtarzała w półśnie – przyjdź bym mogła choć dotknąć twojej ręki. Ty wiesz, że czekam, że kocham i bardzo tęsknię. ,
 Po chwili myślała przytomnie – A jeśli przebrałam miarę? Jego cierpliwość też ma swoje granice. A może już wyjechał do Francji, może stamtąd nie wróci. Miał tam przecież kogoś. Wszystkie te myśli podwyższały i tak wysoką temperaturę. Wstawała z zamiarem napisania listu, ale, ze kręciło jej się w głowie , kładła się i znów rozmyślała. W końcu wymęczona dochodziła do wniosku, że trzeba zostawić sprawy swojemu biegowi.
   Natomiast Adam, jak tylko uporał się z najpilniejszymi zaliczeniami, postanowił ponowić próbę spotkania. Wymyślił, że najpewniej to zaskoczyć dziewczynę w szkole, jeśli nie uda się porozmawiać, to choć chwile na nią popatrzy.
Wyjechał wcześnie i przed obiadem zajechał pod szkołę. Uprosił sekretarkę, by wywołała Łisównę z zajęć, mówiąc, że jakiś starszy pan czeka.
 Hol był prawie pusty; dwie panienki krążyły z zeszytami wkuwając coś zawzięcie, później  przebiegło paru chłopców z piłką.
  Woźna ścierała naniesione błoto. Mirka niespokojnie rozglądała się za ojcem, a może wujek? Może się coś stało?
 Adaś ze swej ławeczki sycił głodne oczy jej widokiem. Zdała mu się , jak piękne zjawisko ze snu. Była wyższa, smuklejsza niż przed rokiem, nieco blada po chorobie; ale jakże upragniona; poczuł się onieśmielony.
 Ruszył naprzeciw i dopiero go spostrzegła. Podeszła i podała mu rękę, sztywno – jak kapitan kapralowi. Niepodobna było tu rozmawiać, więc wyszli i wsiedli do samochodu.
   –Odjedź stąd – poprosiła. Chwilę krążyli szukając spokojnego miejsca, aż znaleźli je koło poczty.
  – Pójdziemy gdzieś? – zapytał.
   – Mowy nie ma, mam tylko tę godzinę wolną, później mam matematykę i muszę być.  Adam aż podskoczył na siedzeniu. Przycisnął zaciśnięte pięści do czoła i z trudem wyrzucał słowa.
  – Nie, to jakaś paranoja! Ja chyba zwariuję! Dziewczyno, rok czasu ciebie nie widziałem, wyjeździłem setki kilometrów, żeby się spotkać, porozmawiać. A jak już to się spełniło, to masz dla mnie aż godzinę czasu?! – miał w oczach tyle udręki, że Mirka musiała się uśmiechnąć. Widząc tę chwilową odwilż, zaraz ją przygarnął.
  – Miruś, jak mogłaś być tak okrutna dla mnie? Przecież można było wszystko wyjaśnić, wytłumaczyć. Mogłabyś mnie zbesztać, zwymyślać; to byłoby stokroć lepsze niż taka  niepewność, czekanie. Czemu uciekałaś przede mną?. Przecież to dziecinada.
   Mirka, gdy go ujrzała, poczuła, jak nagły gorący dreszcz przebiega jej ciało. Drżenie to narastało gdzieś w środku, tak, że wolała się nie odzywać, by drżenie głosu nie zdradziło, co przeżywa.
 A gdy ujął jej dłonie, gdy popatrzył w oczy z niezmiernym oddaniem – przyszło uspokojenie, prawie senność. Jakaś daleka, dla niej tylko słyszalna muzyka kołysała jej serce. O, jakże dobrze, cudownie było mieć go tak blisko. Zamyśliła się, zasłuchała w jego głos, nie rozumiała , co mówi. – Powiedz, dlaczego nie chciałaś mnie widzieć przez tyle czasu?
 – Wtedy, latem gdybyśmy się spotkali, to byłoby nasze ostatnie spotkanie.
  – Miruś, kochanie moje, uwierz - nikt, nigdy nie zawładnął moim sercem oprócz ciebie! Jeśli ktoś coś innego ci doniósł, to kłamał. Przecież przez parę nic nie znaczących spotkań z jakąś dziewczyną nie przekreślimy tego, co nas łączy.
  

























Komentarze

Popularne posty z tego bloga

31 październik 2018r.  W życiu bywa różnie5       W             zasadzie nikt nie był jej teraz potrzebny, najtrudniejszy okres minął.   Agnieszka dostawała stypendium, były małżonek od czasu do czasu przypominał sobie, że ma troje dzieci i przysyłał parę złotych. Dzieciaki były na tyle samodzielne, że mogła brać dodatkowe dyżury i radziła sobie całkiem nieźle z utrzymaniem rodziny. Postanowiła, że nic w swoim życiu zmieniać nie będzie. Kończył się właśnie kolejny rok i Iwona umyśliła sobie, że urządzi u siebie składkowego Sylwestra - korzystając z tego, że babcia wzięła do siebie dzieci na przerwę świąteczną.   Dobrze wstawiona Bożka przyjęła pierścionek zaręczynowy od swego adoratora i starała się nie myśleć, co będzie jutro. Zaraz po północy przyszedł niespodziewanie nieproszony gość - Rysiek. Był trzeźwiutki i bardzo poważny. Złożył Iwonie życzenia, a później ukląkł przed nią i wyrzekł głośno -Pani Bożeno, ja panią kocham. Jest pani dla mnie najukochańsza, jedyna
6.01.2024r. Uparta miość .III r.6[2] Pani Pelagia, widząc, że Mirce wrócił spokój, siadła naprzeciwka i poczęła wykładać swoje racje. - Pani Aldona nawet połowy swoich sprzętów nie zabrała; kazała mi szukać kupca. Na co jej stare graty, przecież te Żaki, to bogacze - mają rzeźnię, prowadzą sklep mięsny, co im bida zrobi? - . Nasza Aldonka dobrze zrobiła, ze nie patrzyła, że ten Jakub gruby, że prostak - liczy się serce. Ona by pani wszystko darmo dała, tylko na co to dyrektorce? - Komu oddała klucze? - Jeszcze nikomu, ale , kochana, pomyśl, gdzie się pakujesz.Ja dobrze pamiętam Baciarkową; przemiła kobieta. Jeszcze szkoła nie była gotowa - oni zamieszkali. No i co? Może trzy może cztery lata i zmarniała. Baciarek - młody wdowiec uwijał się i w domu, bo było dwoje dzieci i w pracy. Szkołę wykończył, dzieci wykształcił i niestety rozm stracił. Pani już była, jak ta Wioletta tu nastała/? Zadręczyła chłopa. Kiedy go brakło, to takie Sodomy, Gomory tu wyprawiała, że strach! Na szczę