Przejdź do głównej zawartości
29.02.2020r.


Uparta miłość r.12[1]







 Syn większość czasu spędzał z Mirką i na rozmowach i na milczeniu. Tulił i pieścił ukochaną; oboje zapominali wtedy o bożym świecie.
 Rodzice odczuwali niedosyt rozmów i opowieści, tak, że kiedy dziewczyna wracała do domu, żegnali ją z ulgą i radością – nareszcie jedynak będzie tylko dla nich!
   W zasadzie wszystko było przygotowane do przyjęcia po ślubie cywilnym ; gdy Adam przyjechał po paru dniach. Lisowie z dumą pokazywali mu odnowione mieszkanie.
 Dla młodych nastały dni, które mijały, jak w transie, jak we śnie.
 Wciąż ktoś przyjeżdżał; coś się uzgadniało, opłacało, zwoziło – ale jakby Mirkę wieczorem zapytać, jakie na przykład ciasta wybrała, albo napoje – nic by nie pamiętała. Wszak Adam był tuż obok; patrzył, dotykał, przytulał – zakochany i stęskniony.
;To  mąciło tak zawsze uporządkowane myśli. Ani się obejrzeli, jak przeleciał tydzień; przyjechała Paulina. Mama początkowo było niezadowolona, szybko jednak zmieniła zdanie, bo jeśli ktoś tu był przytomny i zaradny – to głównie ona.
   Wszystko już było pozałatwiane i dograne, więc Adam pojechał do domu.
  Przed powrotem ukochanego, Mirka nieraz rozmyślała, jaki też on teraz będzie po tak długim rozstaniu. A on okazał się być taki, jakiego sobie wymarzyła: czuły, delikatny , powściągliwy. Tak się stało, że tamten Adam, tak gwałtowny w swej namiętności spokorniał i stal się nieśmiałym.
  Mimo przemęczenia, nie mogła spać po nocach. Rozpamiętując czułe, słodkie ,
choć tak nieliczne chwile – gdy mogli być sami; dochodziła do wniosku, że to dopiero jest prawdziwy on.
  Tamto wszystko, było tylko grą zmysłów, uczucie dojrzało – warto było cierpieć i czekać.
  Przyjęcie po ślubie cywilnym, to był jeden wielki niewypał.
  Pomysł początkowo wydawał się znakomity: szwedzki stół - najrozmaitsze potrawy w jednym miejscu.
 Goście biorą na talerz, co chcą. Kto chce siedzieć, siada przy stole, kto chce stać – stoi. Można pobyć w mieszkaniu, albo wyjść na podwórko.
  Okazało się, że ta dowolność odpowiada tylko przyjezdnym.
 Szczególnie panie były zachwycone. Były to żony lekarzy i żony profesorów z Adasia uczelni. Wystąpiły w niezwykle strojnych, długich sukniach, przechadzały się z kielichami wina po pokojach, po podwórku i ogrodzie. Prezentowały zachwyconej, pegeerowskiej publiczności swoje kreacje i czuły się, jak artystki na scenie.
   Gorzej było z miejscowymi. Siedzieli skrępowani pod ścianami, mało kto ośmielił się nałożyć sobie czegoś na talerz, a wobec przyjezdnych czuli trudne do przezwyciężenia skrępowanie.
  Na próżno dwoił się i troił kierownik Łukowski, by choć trochę zbliżyć jednych do drugich. Na darmo uwijała się Halinka z tacami zastawionymi trunkami i wszelkimi przysmakami.
 I byłaby totalna klapa, gdyby nie zadziwiająca moc przewidywania pani Lusi
 Od początku obawiała się tej innowacji, lecz rodzice Adama chcieli pokazać, że choć to tylko PGR – a proszę, jaki postęp!   No to się nie sprzeciwiała,
  Teraz widząc, co się święci, czekała tylko, żeby miejscowi poszli do wieczornych obrządków. Gdy się przerzedziło, kazała powynosić stoły na podwórko.  Na szczęście była tam ułożona podłoga z desek do tańców.
  Wieczór był piękny, ciepły i pachnący; jeden z takich cudownych wieczorów, które zapadają głęboko w duszę i już tam pozostają. Zastawili stoły jadłem., muzykanci przygrywali, jak umieli – goście ruszyli do tańca i to dopiero było trochę podobne do wesela.
 Miejscowi  wymieszali się z przyjezdnymi; śpiewali i tańczyli do świtu.
  Po tym weselu w Pogórzu aż huczało od plotek. Rasowe plotkarki aż się zachłystywały  przytaczając coraz to nowe szczegóły, świadczące o tym, że to nie było żadne wesele, tylko jakieś dziwowisko.
 , Ze też Lisowie coś takiego wyprawili! Krążyły też najrozmaitsze domysły, dlaczego nie było takiego wesela, jak u ludzi. Przeważały opinie, że młody Zalewski był już żonaty i dlatego ślub cywilny, a te wymysły o wyjeździe do Częstochowy są po to by mydlić ludziom oczy!
  Rodzina nie miała czasu, ani głowy by dociekać, co ludzie mówią; a już zupełnie nie dbali o to, by cokolwiek prostować.
  Trwały pośpieszne przygotowania do tej swoistej pielgrzymki i podróży poślubnej młodych. Ledwo jako, tako doprowadzili dom do stanu normalnego, a już był czas, by ruszyć w drogę.
  Nastał sierpień, dni były słoneczne i ciepłe, ale w powietrzu już była ta nostalgiczna mgiełka – zapowiedź jesieni. A noce widne, z ogromnym pomarańczowym księżycem zganiały sen z powiek, jakby się człowiek bał przespać coś pięknego, niepowtarzalnego, W taki cudowny czas, młodzi czekali dnia ślubu.
     

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

31 październik 2018r.  W życiu bywa różnie5       W             zasadzie nikt nie był jej teraz potrzebny, najtrudniejszy okres minął.   Agnieszka dostawała stypendium, były małżonek od czasu do czasu przypominał sobie, że ma troje dzieci i przysyłał parę złotych. Dzieciaki były na tyle samodzielne, że mogła brać dodatkowe dyżury i radziła sobie całkiem nieźle z utrzymaniem rodziny. Postanowiła, że nic w swoim życiu zmieniać nie będzie. Kończył się właśnie kolejny rok i Iwona umyśliła sobie, że urządzi u siebie składkowego Sylwestra - korzystając z tego, że babcia wzięła do siebie dzieci na przerwę świąteczną.   Dobrze wstawiona Bożka przyjęła pierścionek zaręczynowy od swego adoratora i starała się nie myśleć, co będzie jutro. Zaraz po północy przyszedł niespodziewanie nieproszony gość - Rysiek. Był trzeźwiutki i bardzo poważny. Złożył Iwonie życzenia, a później ukląkł przed nią i wyrzekł głośno -Pani Bożeno, ja panią kocham. Jest pani dla mnie najukochańsza, jedyna
6.01.2024r. Uparta miość .III r.6[2] Pani Pelagia, widząc, że Mirce wrócił spokój, siadła naprzeciwka i poczęła wykładać swoje racje. - Pani Aldona nawet połowy swoich sprzętów nie zabrała; kazała mi szukać kupca. Na co jej stare graty, przecież te Żaki, to bogacze - mają rzeźnię, prowadzą sklep mięsny, co im bida zrobi? - . Nasza Aldonka dobrze zrobiła, ze nie patrzyła, że ten Jakub gruby, że prostak - liczy się serce. Ona by pani wszystko darmo dała, tylko na co to dyrektorce? - Komu oddała klucze? - Jeszcze nikomu, ale , kochana, pomyśl, gdzie się pakujesz.Ja dobrze pamiętam Baciarkową; przemiła kobieta. Jeszcze szkoła nie była gotowa - oni zamieszkali. No i co? Może trzy może cztery lata i zmarniała. Baciarek - młody wdowiec uwijał się i w domu, bo było dwoje dzieci i w pracy. Szkołę wykończył, dzieci wykształcił i niestety rozm stracił. Pani już była, jak ta Wioletta tu nastała/? Zadręczyła chłopa. Kiedy go brakło, to takie Sodomy, Gomory tu wyprawiała, że strach! Na szczę