Przejdź do głównej zawartości
8.02.2020r.


Uparta miłość r.11[1]





 Długo oczekiwani państwo Zalewscy przyjechali do Pogórza dopiero na początku maja. Chłopcy ich widzieli, jak poszli do Łukowskich. Pani Lusia aż się zatrzęsła z oburzenia :
  -  Albo się przyjeżdża na zmówiny do teściów syna, albo w odwiedziny do rodzinki! Przecież doktor dobrze wie gdzie mieszkamy. Jak nadskakiwać Rozalii, by pomogła synkowi, to drogę znał! Szlachta zasmarkana – utyskiwała – gdyby to nie była niedziela, poszłabym do ogrodu i niechby mnie szukali!
  Tymczasem Paweł z Piotrkiem stali na czatach i patrzyli, czy goście nie nadchodzą. Przyszli dopiero pod wieczór; dostojnie, spacerkiem w asyście Melanii i kierownika.
  Lis wyszedł przywitać i zaprosić całe towarzystwo, ale Łukowscy dyplomatycznie oświadczyli, że oni na spacer na pola i że tylko ten kawałek drogi wypadł im wspólny. Opanowując rozdrażnienie pani Łusia usilnie zapraszała do stołu, lecz doktor Zalewski koniecznie wpierw chciał poznać Mirkę. Dowiedziawszy się, że poszła po mleko, zapragnął wyjść jej naprzeciw, pan Piotr pospieszył towarzyszyć.
        Na dobra sprawę, to my nie znamy wybranki serca naszego syna. A czas najwyższy byśmy naszą przyszłą – można powiedzieć  - córkę poznali, nieprawdaż? Decyzje młodych bywają zmienne, czekaliśmy jakiś czas, czy syn nic innego nie postanowi– ale on trwa w zamiarze poślubienia Mirosławy, więc cóż robić? Trzeba poznać i synową i jej rodziców i porozmawiać o ewentualnym weselu....
           Doktor Zalewski mówił to nie patrząc na Lisa z miną, jakby mu cos pod nosem nieładnie pachniało. Szedł, ostrożnie stawiając nogi, bał się widać ubłocić eleganckie, drogie buty.  Jego zachowanie i to, co mówił ogromnie drażniło pana Piotra, lecz i tak był rad, że żona nie musi tego słuchać. Przy jej porywczości z całą pewnością doszłoby do nieprzyjemnej wymiany zdań.
  Tymczasem obie mamy siedziały już przy kolacji i prowadziły swobodną rozmowę, jakby się znały od lat.
  Pani Marynia chwaliła pączki, zachwycała się serwetkami wyhaftowanymi  przez Mirkę i opowiadała o sobie. Kiedy nadeszli panowie z przyszła synową, ucałowała ją serdecznie, jakby już była członkiem rodziny.
  Po kolacji nadszedł czas na omówienie  konkretnych spraw, choć miało się wrażenie, że Zalewscy traktują te ustalenia, jakby to jeszcze  nie było całkiem pewne.
          Pani Lusia lubiła konkrety  i doktor musiał   przedstawić swoją wizję uroczystości.  
   – Uważam, drodzy państwo, że ślub cywilny i małe przyjęcie po nim będzie u was; a ślub kościelny i właściwe wesele odbędzie się w Stargardzie. 
  – A mowy nie ma! – wykrzyknęła pani Lisowa – z jakiej racji u Pana Młodego? 
  - A z takiej racji, droga pani, że wy tu nie macie warunków, żeby przyjąć większą ilość gości; trzeba dodać – gości, którzy mają pewne wymagania.
  Doktor ani myślał ustąpić, pani Lusia też nie wyglądała na gotową do ugody.
  – Wiciu, proszę cię, nie zaperzaj się – pośpieszyła łagodzić żona – pamiętasz, co napisał Adaś? Naradźcie się z rodzicami, a zróbcie tak, jak zechce Mireczka. Było tak napisane?
           – Było, było – tylko że tu musi przemówić wpierw zdrowy rozsądek, a dopiero później Mireczka – odciął się doktor.
          – Powiedz no nam dziewuchna, jak to ma być, jak byś chciała? – zwróciła się pani Marynia do dziewczyny siedzącej cicho na kanapie.
  – Ze ślubem cywilnym mogłoby być, jak pan powiedział, a  w kościele ślubować, to ja bym chciała w Częstochowie. Napisałam o tym Adasiowi, ale jeszcze nie ma listu z odpowiedzią.
  Rodzice siedzieli długą chwilę kompletnie zaskoczeni Pierwszy ochłonął pan Witold.
  – Wybaczcie państwo, ale jeśli tu są takie wymysły, to ja nie zamierzam niczego organizować! Kto to słyszał, żeby jechać na drugi koniec Polski brać ślub! Czy tu, czy tam; to przecież jeden obrządek, jedna przysięga i jeden Bóg! Uważam to wszystko za niepotrzebne dziwactwo i to kłopotliwe i kosztowne dziwactwo.
   – Ja wszystko załatwię – odezwał się cicho pan Piotr. Pojadę zamówię ślub rozejrzę się też a jakimś lokalem na przyjęcie weselne. Musielibyście państwo jak najszybciej dać znać ile osób od was by jechało.
   Po wyjściu Zalewskich Mirka siadła do książek, bo była w trakcie egzaminów maturalnych, a rodzice  poszli do kuchni, by trochę ochłonąć
 . Pani Lusia naparzyła ziółek i popijając gorzki napar rozważali wszystko, co się zdarzyło.
           – Widzisz – zaczął Piotr – dziwiłaś się, czemu nie przyjechali na Trzech Króli, czekali, że Adamowi się odmieni. Doktorek nie jest zachwycony wyborem syna. A oglądał Mirusię, mówię ci, jak konia na targu.
   – Na szczęście teściowa wygląda na dobrą kobietę – odezwała się żona – Opowiadała o sobie; jej matka była guwernantką, uczyła dzieci po dworach, a Zalewscy faktycznie mieli szmat ziemi koła Lwowa. Wszystko Ruscy zajęli, a rodzinę wywieźli na Sybir, został tylko ten Witek i nasza Melania.  Wszystko rozumiem, tylko tej wyniosłości, pogardy pojąć nie mogę. Czasy się zmieniły; czyś ty był wysoko, czy nisko – nic nie pomoże, tamto nie wróci. Dobrze, że Adam nie ma nic z tej jaśniepańskości.
           =Pożyjemy, zobaczymy - rzekł Piotr i spojrzawszy na zegar, że dochodziła północ, poszedł spać.
   Pani Lusia zajrzała do córki, ta spała, jak dziecko rozłożywszy  ręce. Wyszła przed dom, pachniało nadciągającym deszczem; pomodliła się i już całkiem uspokojona  czyniła przygotowania by udać się na spoczynek. -Taka mądra dziewczyna, chciała studiować, podróżować. Użyć młodości, wolności. A teraz pragnie tylko jednego – zostać żoną Adama – rozmyślała przed zaśnięciem.
   

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

11.08.2025r. Uparta miłość t.III r. 17[3] Dzień był wyjątkowo zimny, jak na połowę listopada. Adam uwijał się przy drzewie; później pilnował pieca . w końcu pomyślał, że w ciepłym domu można by było spędzić trochę czasu wspólnie.Zniecierpliwiony czekaniem zajrzał do pokoju, żona siedziała nad stertą dokumentów, machnęła ręką, wskazując na śpiącą córeczkę. Widząc, że czeka, poszła za nim do kuchni. - Jeszcze pół godzinki i miałabym koniec. - Twoja robota ma to do siebie, ze nie ma końca - uśmiechnął się. Mam dla ciebie pyszne jedzonko i ciekawe wiadomości - co najpierw? - Jeść! Wyjął z piekarnika pachnącą zapiekankę. - No, po prostu poezja- oceniła po chwili. - To ta nasza z makaronem i piersią kurczaka, czym przyprawiłeś, że taka smaczna? - Ubiłem pianę z jajek i dałem do gorącego piekarnika - odrzekł zadowolony, dokładając sobie nową porcję - Teraz powiedz, co to za nowiny, tylko oszczędź mi przykrych przed nocą - patrzyła wyczekująco na kończącego kolację męża. - Gadałem ...
16.10.2021r. Uparta miłość t.II r. 13 [2] moralności, jak wy niegdyś? Przed Bożym Narodzeniem nastała pogoda zmienna i kapryśna. W taki czas Zalewscy wybierali się do Szczecina na wesele . Pan Andrzej – przyjaciel rodziny, u którego mieli się zatrzymać, nalegał, by przyjechali w przeddzień. Tak też zrobili; razem spożyli wieczerzę wigilijną i w świąteczne popołudnie, wypoczęci, pojechali na ślub. Choć Elwira nie miała, oprócz paru dalszych kuzynów, żadnej rodziny; wesele było okazałe. Hulało na nim pół akademika, wielu dostojnych profesorów, oraz rodzina i przyjaciele Przemka. Panna Młoda subtelna i piękna tak się zalewała łzami w czasie ceremonii ślubnej, że Mirka zapomniała, że był czas, kiedy najchętniej odradziła by Przemkowi ten związek. – Co może miłość! Popatrz na nich – jacy zadowoleni, piękni. Daj Boże, niech im się wszystko ułoży jak najlepiej – szeptała do ucha mężowi, gdy stali w długiej kolejce, by złożyć życzenia. – Ano tak i ja życzę im jak najlepiej, szkoda t...
12.02.2025r. Po mokrej jesieni nastal suchy, mroźny grudzień; przed samymi Świętami sypnęło śniegiem i zrobiło się uroczyście, nastrojowo. Przygotowania do Bożego Narodzenia szły pełną parą. Wszyscy bardzo chcieli spędzić je razem; było tylko wciąż nie wiadomo, czy dziadek przyjedzie, czy trzeba jechać do niego , by nie był sam. Zadzwonił na parę dni przed Wigilią, że czeka na rodzinkę, najlepiej w same Święta, bo tak to musi dotrzymać towarzystwa Andrzejowi.Wobec tego pierwszego dnia Świąt Jagusia z mężem i Henio, skoro świt ruszyli na stację,by rannym pociągiem dotrzeć do Szczecina. Na miejscu okazało się , że obaj starsi panowie pomagają Siostrom Felicjankom na Wieniawskiego: dziadek przyjmuje bezdomnych w ich gabinecie, a Pan Andrzej pomaga w kuchni. Przygotowania do Wigilii dla dziesiątków bezdomnych, wyczerpało obu, tak, że poszli spać z kurami, dopiero świętować zaczęli, gdy młodzież przyjechała. Panowie, w dziadka mieszkaniu ,nagromadzili wszelkiego jadła z zakonnej kuchni, ...