11.04.2020r.
Uparta miłość r.14 [2]
Dom trzeba było wykończyć i urządzić; Adam miał przed sobą jeszcze dwa lata studiów – więc zadania tego podjęła się Mirka.
Pod koniec września mąż wyjechał do Szczecina, ona- mimo protestów kierownictwa, zwolniła się z pracy i z udziałem domowników szykowała się do opuszczenia rodzinnego gniazda.
Chłopcy nie odstępowali jej na krok. Mama bywała w złym humorze, tato zmęczony – a starsza siostra zawsze niezawodna i do zabawy i do porady i wszelkiej pomocy. Teraz wyjeżdża i na spotkanie trzeba będzie długo czekać.
Pani Lusia popłakiwała po kątach. Szkoda jej było, że córka tak mało użyła młodości, swobody; ledwo skończyła szkołę, już weszła w małżeństwo. A trwałość tego związku? Adam, to piękny, atrakcyjny mężczyzna, jak to młodziutkie i naiwne biedactwo zdoła zapewnić sobie jego wierność? Chciałaby ją ustrzec, osłonić przed cierniami życia, a tymczasem dzieciak rwie się na swoje, choć tam jeszcze nic nie gotowe.
– Miruś, córeczko, a może byś jeszcze u nas przezimowała? – przekonywali przy każdej okazji. Pojechałoby się, wzięło majstrów i niech pomału robią, a ty byś sobie mieszkała, czy tu, czy w Stargardzie...
– To nie ma sensu – odpowiadała niezmiennie - jechać trzeba i to szybko, bo pan Dalszewski obiecał załatwić dwóch fachowców i zapytać o pracę w GS –się. No i jak się okaże, że majstrowie są i zaczynają pracę, to trzeba być na miejscu i doglądać A widząc łzy w oczach matki, dodawała
– Może też tak być, że z robotą trzeba będzie poczekać do wiosny, wtedy wrócę razem z tatą.
Pan Stasiu faktycznie znalazł chętnych do prac wykończeniowych. Robić było co, bo trzeba było dokończyć instalacje w łazience, pozalewać posadzki we wszystkich pomieszczeniach oprócz kuchni i jednego pokoju na dole.
Tam mieszkali poprzedni właściciele, to było wykończone i umeblowane. Brat, co prawda pozabierał lepsze sprzęty, ale od biedy było na czym spać i gdzie ugotować jedzenie.
Szefem firmy był pan Waluś, znany w okolicy pijaczyna, po dwóch wyrokach i po paru latach odsiadki w więzieniu. Jego głównym pomocnikiem był pan Mieciu z pobliskiej wsi i specjalista od instalacji wodnych – pan Alek.
Wszyscy się stawili, gdy przyjechała Mirka z tatą. Byli pełni chęci do pracy , choćby od zaraz. Obeszli posesję, zrobili rozeznanie , jakie materiały budowlane są, a co trzeba dokupić. Podali przystępną ceną za całość. Zaraz też przystąpili do porządkowania jednego z pokoi, by można było zalać posadzkę.
Tato pokiwał z uznaniem głową i stwierdził, że lepiej nie mogli trafić. Teraz można było jechać do miasta, by dowiedzieć się , co z pracą w biurze GS-u. Gdy wrócili, już był tylko Waluś, poprosił o zaliczkę; a dotrzymawszy pieniądze, ulotnił się tak szybko, że nie zdążyli nawet zapytać, czy nazajutrz zamierzają pracować.
Uparta miłość r.14 [2]
Doktor Zalewski zaproponował, że wraz z Adamem odwiozą
rodzącą do Szamotuł do szpitala, w drodze będą nad nią czuwać. To zajmie
mniej czasu, niż gdyby miała przyjechać karetka.
Już wsiadając do samochodu Pani Dalszewska zarządziła, by mąż zabrał się do miasta i dokupił brakujące rzeczy - jest okazja, jest komu zając się starszym dzieckiem - Maciusiem. Mały, gdy stracił rodziców z oczu , rozpłakał się tak, że trudno go było uspokoić.
Nosili i bujali go na zmianę; ale Mirka widziała, że tato sam źle się czuje. Kazała mu wyjść na powietrze, sama ułożyła małego na kozetce przycupnęła przy nim i szepcząc bajeczki pełne krasnali, słonecznych polanek z poziomkami – uspokoiła go do tego stopnia, że słodko zasnął.
Wrócił pan Stanisław z zakupami i we troje czekali powrotu doktora i Adama.
-
Do Szamotuł nie jest tak daleko, już powinni być – denerwował się. Chyba, że po drodze były jakieś komplikacje. U niej tak właśnie jest -do końca biega, zajęta robotą i nagle bóle. Maciuś urodził się po czterech godzinach. W szkole żartowali, że drugie urodzi na przerwie i na następną lekcję już pójdzie – opowiadał Mirce i Lisowi, jak starym znajomym.
Nareszcie przyjechali Zalewscy, nie było żadnych sensacji, zawieźli pacjentkę na izbę przyjęć i to wszystko. -
- No to dobrze, że na czas – co w szpitalu, to w szpitalu – uspokoił się pan Stasiu. Posiedzieli przy herbacie, porozmawiali i poszli oglądać dom.
Gdy finalizowali transakcję, byli traktowani, jak dobrzy znajomi. Nikt nie pamiętał, że na początku były jakieś kombinacje z ceną domu, okres niepewności; wszystko poszło w niepamięć
Teraz liczyło się tylko to, ze przy ich udziale szczęśliwie przyszła na świat dorodna córeczka. W czasie wspólnej przechadzki teściowa Mirki., zażartowała, że kiedy będą wybierać rodziców chrzestnych, powinni pomyśleć o sąsiadach. Nikt się nie odezwał, ale kiedy przyszło do chrzcin , poprosili Mirkę na matkę chrzestną!
Tak, tak w tamtym domu nieszczęścia, a tu radość – nowe życie; to dobrze
wróży nowym właścicielom – podsumowała
pani Lusia emocje związane z kupnem domu podczas uroczystego obiadu z
Zalewskimi.Już wsiadając do samochodu Pani Dalszewska zarządziła, by mąż zabrał się do miasta i dokupił brakujące rzeczy - jest okazja, jest komu zając się starszym dzieckiem - Maciusiem. Mały, gdy stracił rodziców z oczu , rozpłakał się tak, że trudno go było uspokoić.
Nosili i bujali go na zmianę; ale Mirka widziała, że tato sam źle się czuje. Kazała mu wyjść na powietrze, sama ułożyła małego na kozetce przycupnęła przy nim i szepcząc bajeczki pełne krasnali, słonecznych polanek z poziomkami – uspokoiła go do tego stopnia, że słodko zasnął.
Wrócił pan Stanisław z zakupami i we troje czekali powrotu doktora i Adama.
-
Do Szamotuł nie jest tak daleko, już powinni być – denerwował się. Chyba, że po drodze były jakieś komplikacje. U niej tak właśnie jest -do końca biega, zajęta robotą i nagle bóle. Maciuś urodził się po czterech godzinach. W szkole żartowali, że drugie urodzi na przerwie i na następną lekcję już pójdzie – opowiadał Mirce i Lisowi, jak starym znajomym.
Nareszcie przyjechali Zalewscy, nie było żadnych sensacji, zawieźli pacjentkę na izbę przyjęć i to wszystko. -
- No to dobrze, że na czas – co w szpitalu, to w szpitalu – uspokoił się pan Stasiu. Posiedzieli przy herbacie, porozmawiali i poszli oglądać dom.
Gdy finalizowali transakcję, byli traktowani, jak dobrzy znajomi. Nikt nie pamiętał, że na początku były jakieś kombinacje z ceną domu, okres niepewności; wszystko poszło w niepamięć
Teraz liczyło się tylko to, ze przy ich udziale szczęśliwie przyszła na świat dorodna córeczka. W czasie wspólnej przechadzki teściowa Mirki., zażartowała, że kiedy będą wybierać rodziców chrzestnych, powinni pomyśleć o sąsiadach. Nikt się nie odezwał, ale kiedy przyszło do chrzcin , poprosili Mirkę na matkę chrzestną!
Dom trzeba było wykończyć i urządzić; Adam miał przed sobą jeszcze dwa lata studiów – więc zadania tego podjęła się Mirka.
Pod koniec września mąż wyjechał do Szczecina, ona- mimo protestów kierownictwa, zwolniła się z pracy i z udziałem domowników szykowała się do opuszczenia rodzinnego gniazda.
Chłopcy nie odstępowali jej na krok. Mama bywała w złym humorze, tato zmęczony – a starsza siostra zawsze niezawodna i do zabawy i do porady i wszelkiej pomocy. Teraz wyjeżdża i na spotkanie trzeba będzie długo czekać.
Pani Lusia popłakiwała po kątach. Szkoda jej było, że córka tak mało użyła młodości, swobody; ledwo skończyła szkołę, już weszła w małżeństwo. A trwałość tego związku? Adam, to piękny, atrakcyjny mężczyzna, jak to młodziutkie i naiwne biedactwo zdoła zapewnić sobie jego wierność? Chciałaby ją ustrzec, osłonić przed cierniami życia, a tymczasem dzieciak rwie się na swoje, choć tam jeszcze nic nie gotowe.
– Miruś, córeczko, a może byś jeszcze u nas przezimowała? – przekonywali przy każdej okazji. Pojechałoby się, wzięło majstrów i niech pomału robią, a ty byś sobie mieszkała, czy tu, czy w Stargardzie...
– To nie ma sensu – odpowiadała niezmiennie - jechać trzeba i to szybko, bo pan Dalszewski obiecał załatwić dwóch fachowców i zapytać o pracę w GS –się. No i jak się okaże, że majstrowie są i zaczynają pracę, to trzeba być na miejscu i doglądać A widząc łzy w oczach matki, dodawała
– Może też tak być, że z robotą trzeba będzie poczekać do wiosny, wtedy wrócę razem z tatą.
Pan Stasiu faktycznie znalazł chętnych do prac wykończeniowych. Robić było co, bo trzeba było dokończyć instalacje w łazience, pozalewać posadzki we wszystkich pomieszczeniach oprócz kuchni i jednego pokoju na dole.
Tam mieszkali poprzedni właściciele, to było wykończone i umeblowane. Brat, co prawda pozabierał lepsze sprzęty, ale od biedy było na czym spać i gdzie ugotować jedzenie.
Szefem firmy był pan Waluś, znany w okolicy pijaczyna, po dwóch wyrokach i po paru latach odsiadki w więzieniu. Jego głównym pomocnikiem był pan Mieciu z pobliskiej wsi i specjalista od instalacji wodnych – pan Alek.
Wszyscy się stawili, gdy przyjechała Mirka z tatą. Byli pełni chęci do pracy , choćby od zaraz. Obeszli posesję, zrobili rozeznanie , jakie materiały budowlane są, a co trzeba dokupić. Podali przystępną ceną za całość. Zaraz też przystąpili do porządkowania jednego z pokoi, by można było zalać posadzkę.
Tato pokiwał z uznaniem głową i stwierdził, że lepiej nie mogli trafić. Teraz można było jechać do miasta, by dowiedzieć się , co z pracą w biurze GS-u. Gdy wrócili, już był tylko Waluś, poprosił o zaliczkę; a dotrzymawszy pieniądze, ulotnił się tak szybko, że nie zdążyli nawet zapytać, czy nazajutrz zamierzają pracować.
Komentarze
Prześlij komentarz