Przejdź do głównej zawartości
11.04.2020r.


Uparta miłość r.14 [2]




 Doktor Zalewski zaproponował, że wraz z Adamem odwiozą  rodzącą do Szamotuł do szpitala, w drodze będą nad nią czuwać. To zajmie mniej czasu, niż gdyby miała przyjechać karetka. 
   Już wsiadając do samochodu Pani Dalszewska zarządziła, by mąż zabrał się do miasta i dokupił brakujące rzeczy -  jest okazja,  jest komu zając się starszym dzieckiem  - Maciusiem. Mały, gdy stracił rodziców z oczu , rozpłakał się tak, że trudno go było uspokoić.
  Nosili i bujali go na zmianę;  ale Mirka widziała, że tato sam źle się czuje. Kazała mu wyjść na powietrze, sama ułożyła małego na kozetce  przycupnęła przy nim i szepcząc bajeczki pełne krasnali, słonecznych polanek z poziomkami – uspokoiła go do tego stopnia, że słodko zasnął.
  Wrócił pan Stanisław z zakupami i we troje czekali powrotu doktora i Adama.
  -
   Do Szamotuł nie jest tak daleko, już powinni być – denerwował się. Chyba, że po drodze były jakieś komplikacje. U niej tak właśnie jest -do końca biega, zajęta robotą i nagle bóle. Maciuś urodził się po czterech godzinach. W szkole żartowali, że drugie urodzi na przerwie i na następną lekcję już pójdzie – opowiadał Mirce i Lisowi, jak starym znajomym.
   Nareszcie przyjechali  Zalewscy, nie było żadnych sensacji, zawieźli pacjentkę na izbę przyjęć i to wszystko. -
   - No to dobrze,  że na czas – co w szpitalu, to w szpitalu – uspokoił się pan Stasiu. Posiedzieli przy herbacie, porozmawiali i poszli oglądać dom.
  Gdy  finalizowali transakcję, byli traktowani, jak dobrzy znajomi. Nikt nie pamiętał, że na początku były jakieś kombinacje z ceną domu, okres niepewności; wszystko poszło w niepamięć
 Teraz liczyło się tylko to, ze przy ich udziale szczęśliwie przyszła na świat dorodna córeczka.  W czasie wspólnej  przechadzki teściowa Mirki., zażartowała, że kiedy będą wybierać rodziców chrzestnych, powinni pomyśleć o sąsiadach.  Nikt się nie odezwał, ale kiedy przyszło do chrzcin , poprosili Mirkę na matkę chrzestną!
Tak, tak w tamtym domu nieszczęścia, a tu radość – nowe życie; to dobrze wróży nowym właścicielom – podsumowała  pani Lusia emocje związane z kupnem domu podczas uroczystego obiadu z Zalewskimi.
   Dom trzeba było wykończyć i urządzić; Adam miał przed sobą jeszcze dwa lata studiów – więc zadania tego podjęła się Mirka.
 Pod koniec września mąż wyjechał do Szczecina, ona- mimo protestów kierownictwa, zwolniła się z pracy i  z udziałem domowników szykowała się do opuszczenia rodzinnego gniazda.
  Chłopcy nie odstępowali jej na krok. Mama bywała w złym humorze, tato zmęczony – a starsza siostra zawsze niezawodna i do zabawy i do porady i wszelkiej pomocy. Teraz wyjeżdża i  na spotkanie trzeba będzie długo czekać.
   Pani Lusia  popłakiwała po kątach. Szkoda jej było, że córka  tak mało użyła młodości, swobody; ledwo skończyła szkołę, już weszła w małżeństwo. A trwałość tego związku? Adam, to piękny, atrakcyjny mężczyzna, jak to młodziutkie i naiwne biedactwo zdoła zapewnić sobie jego wierność? Chciałaby ją ustrzec, osłonić przed cierniami życia, a tymczasem dzieciak rwie się na swoje, choć tam jeszcze nic nie gotowe.
  – Miruś, córeczko, a może byś jeszcze u nas przezimowała? – przekonywali przy każdej okazji. Pojechałoby się, wzięło majstrów i niech pomału robią, a ty byś sobie mieszkała, czy tu, czy w Stargardzie...
  – To nie ma sensu – odpowiadała niezmiennie - jechać trzeba i to szybko, bo pan Dalszewski obiecał załatwić dwóch fachowców i zapytać o pracę w GS –się.  No i jak się  okaże, że majstrowie  są i zaczynają  pracę, to trzeba być na miejscu i doglądać A widząc łzy w oczach matki, dodawała
  – Może też tak być, że z robotą trzeba będzie poczekać do wiosny, wtedy wrócę razem z tatą.
   Pan Stasiu faktycznie znalazł chętnych do prac wykończeniowych. Robić było co, bo trzeba było dokończyć instalacje w łazience, pozalewać posadzki we wszystkich pomieszczeniach oprócz kuchni i jednego pokoju na dole.
 Tam mieszkali poprzedni właściciele, to było wykończone i umeblowane.  Brat, co prawda pozabierał lepsze sprzęty, ale od biedy było na czym spać i gdzie ugotować jedzenie.
   Szefem firmy był  pan Waluś, znany w okolicy pijaczyna, po dwóch wyrokach i po paru latach odsiadki w więzieniu. Jego głównym pomocnikiem był pan Mieciu z pobliskiej wsi i specjalista od instalacji wodnych – pan Alek.
  Wszyscy się stawili, gdy przyjechała Mirka z tatą. Byli pełni chęci do pracy , choćby od zaraz. Obeszli posesję, zrobili rozeznanie , jakie materiały budowlane są, a co trzeba dokupić. Podali przystępną ceną za  całość. Zaraz też przystąpili do porządkowania jednego z pokoi, by można było zalać posadzkę.
  Tato pokiwał z uznaniem głową i stwierdził, że lepiej nie mogli trafić.  Teraz można było jechać do miasta, by dowiedzieć się , co z pracą w biurze GS-u. Gdy wrócili, już był tylko Waluś, poprosił o zaliczkę; a dotrzymawszy pieniądze, ulotnił się tak szybko, że nie zdążyli nawet zapytać, czy nazajutrz zamierzają pracować.
  

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

31 październik 2018r.  W życiu bywa różnie5       W             zasadzie nikt nie był jej teraz potrzebny, najtrudniejszy okres minął.   Agnieszka dostawała stypendium, były małżonek od czasu do czasu przypominał sobie, że ma troje dzieci i przysyłał parę złotych. Dzieciaki były na tyle samodzielne, że mogła brać dodatkowe dyżury i radziła sobie całkiem nieźle z utrzymaniem rodziny. Postanowiła, że nic w swoim życiu zmieniać nie będzie. Kończył się właśnie kolejny rok i Iwona umyśliła sobie, że urządzi u siebie składkowego Sylwestra - korzystając z tego, że babcia wzięła do siebie dzieci na przerwę świąteczną.   Dobrze wstawiona Bożka przyjęła pierścionek zaręczynowy od swego adoratora i starała się nie myśleć, co będzie jutro. Zaraz po północy przyszedł niespodziewanie nieproszony gość - Rysiek. Był trzeźwiutki i bardzo poważny. Złożył Iwonie życzenia, a później ukląkł przed nią i wyrzekł głośno -Pani Bożeno, ja panią kocham. Jest pani dla mnie najukochańsza, jedyna
6.01.2024r. Uparta miość .III r.6[2] Pani Pelagia, widząc, że Mirce wrócił spokój, siadła naprzeciwka i poczęła wykładać swoje racje. - Pani Aldona nawet połowy swoich sprzętów nie zabrała; kazała mi szukać kupca. Na co jej stare graty, przecież te Żaki, to bogacze - mają rzeźnię, prowadzą sklep mięsny, co im bida zrobi? - . Nasza Aldonka dobrze zrobiła, ze nie patrzyła, że ten Jakub gruby, że prostak - liczy się serce. Ona by pani wszystko darmo dała, tylko na co to dyrektorce? - Komu oddała klucze? - Jeszcze nikomu, ale , kochana, pomyśl, gdzie się pakujesz.Ja dobrze pamiętam Baciarkową; przemiła kobieta. Jeszcze szkoła nie była gotowa - oni zamieszkali. No i co? Może trzy może cztery lata i zmarniała. Baciarek - młody wdowiec uwijał się i w domu, bo było dwoje dzieci i w pracy. Szkołę wykończył, dzieci wykształcił i niestety rozm stracił. Pani już była, jak ta Wioletta tu nastała/? Zadręczyła chłopa. Kiedy go brakło, to takie Sodomy, Gomory tu wyprawiała, że strach! Na szczę