Przejdź do głównej zawartości
3.04.2020r.


Uparta miłość r.14[1]




 Rostowo jest małym, przytulnym miasteczkiem, urządzonym od początku tak, by było wszystko, co jest ludziom potrzebne do życia. Jest więc kościół i przychodnia lekarska, jest dom handlowy i wiele małych sklepików   Działa Urząd Miasta i Gminy i stacja kolejowa i tartak i niewielka fabryka mebli. Jest szkoła podstawowa i szkoła średnia a przedszkola są aż dwa!  Jest wreszcie duży, piękny rynek i  dookoła czyste przytulne uliczki. A czas płynie tu jakby wolniej.
  Na obrzeżach miasta było kiedyś parę stawów rybnych,  naprzeciw nich, w wielkim ogrodzie stał niewielki pałacyk
  Z gościńca prowadziła do niego malownicza alejka obsadzona akacjami. Pałacyk dawno runął, na jego miejscu bracia Dalszewscy pobudowali duży dom – bliźniak.
  Starszy z braci – Stanisław uczył w miejscowej szkole, a młodszy pływał po morzach i oceanach, był bowiem marynarzem.
  Ten to marynarz – Boguś Dalszewski; zakochał się kiedyś nieopatrznie w pięknej solistce zespołu młodzieżowego, a co gorsza – ożenił się z nią! Póki dawał żonie wolną rękę i cały zarobek za rejsy; zgoda była wprost idealna.
  Jednakże, gdy razem z bratem zaczęli budować dom i żonie powierzył nadzór nad inwestycją – harmonia zaczęła się psuć. Piękna Alinka miała lekką rękę, jak chodziło o wydawanie pieniędzy i żadnej stanowczości w postępowaniu z majstrami.
  Budowa szła kulawo, a mąż wciąż był niezadowolony. Na domiar złego, szwagier wtrącał się do wszystkiego i  - paskudny – opowiadał bratu o jej rozrywkach umilających smutne dni czekania na męża.
  Perspektywy też były nieciekawe- życie pod stałą kuratelą rodziny, budowa, jako skarbonka bez dna – a kiedy żyć? Przemyślała to wszystko dokładnie, poczekała, aż mąż wróci z forsą z rejsu – zabrała pieniądze i zniknęła którejś nocy. Pan Boguś długo dochodził do siebie po tym ciosie; żeby zapomnieć, zaciągnął się na duński okręt, a bratu polecił sprzedać swoją połowę domu.
   Kiedy pan Stanisław oznajmił Lisowi, że trzeba poczekać z transakcją, aż brat wróci z rejsu, obie rodziny najbardziej obawiały się tego, że marynarz od zamiaru sprzedaży odstąpi.
  Minął luty i pan Dalszewski w rozmowie telefonicznej poinformował Lisa, że owszem sprzedają połowę bliźniaka , lecz za znacznie podwyższoną cenę.
  Nastąpił czas konsultacji i narad, ojcowie najchętniej szukaliby czegoś innego, bo tu gra nie warta była świeczki. Młodzi jednak uparcie twierdzili, że innego domu nie chcą.
   Adamowi w zasadzie zwłoka była na rękę. Z powodu marcowych zawirowań na uczelni, podczas których wielu kolegów trafiło na dłużej, lub krócej do więzienia, a kilku profesorów z dnia na dzień-  gdzieś wybyło. A on  miał właśnie u nich wciąż parę nie zaliczonych egzaminów. Wszelkie sprawy związane z kupnem domu powierzył ojcu. 
  Mirka była w gorszej sytuacji: czekała na swoje nowe lokum, jak na zbawienie. Kierownictwo, mimo jej starań, permanentnie było z niej niezadowolone. A widząc, jak skrupulatnie podchodzi do powierzonej pracy – dokładali jej obowiązków. Zaciskała zęby, zostawała po godzinach, ale się nie skarżyła.
   Ojcu serce się krajało, gdy patrzył na jawną dyskryminację , na wciąż wytykane błahe błędy.
 Bywało, że oboje siedzieli po nocy i porządkowali nikomu nie potrzebne dokumenty.
 Maćkowiakowie lubili jej dokuczać, pan Bóg jeden wie dlaczego.  Myślała o studiach zaocznych w Poznaniu, nawet złożyła dokumenty, a tu się okazało, że trzeba dalej pracować, gromadzić fundusze że nie ma gdzie się wynieść.
    Ojciec wziął  nowy kredyt, Zalewscy dołożyli resztę i latem byli gotowi kupić  wymarzony dom.
  Pan Stanisław  obiecał pozałatwiać co trzeba i wyznaczyć termin transakcji.
  Mijały dni i tygodnie – telefon milczał. Co robić w tej sytuacji, jechać, dzwonić, przynaglać? Adam skończył letnią praktykę w szpitalu, przyjechał do Pogórza odpocząć. Naradził się z żoną i poradził teściowi, by wziąć tamtych na przeczekanie.
   -  Niech oni się martwią, że my być może domu nie kupimy, kto im da tyle pieniędzy?
   I Lis przestał wydzwaniać do Dalszewskich. Cisza trwała miesiąc, po czym pan Stasiu wyznaczył dzień na  spisanie wstępnej umowy.
  Po suchym i upalnym sierpniu, nastał dżdżysty, chłodny wrzesień,
   Pan Piotr wymęczony po żniwach, kiedy to i w biurze robił swoje  roboty i doglądał żniwiarzy na polu – marzył o paru dniach wolnego  Jednakże ,kiedy zadzwonił Dalszewski, całe zmęczenie ustąpiło i z radosną werwą przewodniczył wyprawie do Rostowa. Tato Zalewski domu nie widział,
 więc przez drogę opowiadali mu, jak tam jest pięknie i żeby niczego nie zepsuł swoją krytyką i stawianiem jakichś warunków.
  Dotarli na miejsce i okazało się, że gorzej trafić nie mogli
 . Żona pana Stasia – Renata, spodziewała się drugiego dziecka i właśnie chwyciły ją bóle porodowe, o wiele za wcześnie – jak twierdziła.
   Nikt nie miał czasu, ani głowy, by rozmawiać z kupcami, pan Stanisław zamierzał jechać na pocztę, wezwać pogotowie, bo ich telefon był zepsuty. Usilnie prosił , by go podwieźli do miasta, a kupować niech przyjadą innym razem.
   Skoro jednak okazało się, ze na miejscu jest aż dwóch lekarzy, którzy mogą się  zająć rodzącą, nawet poród odebrać – twarze obojga małżonków rozjaśnił pełen ulgi, uśmiech. Dopiero teraz poproszono ich, by siedli. Pobieżnie, bo pobieżnie ale opowiedzieli, co w domu jest, a co trzeba w pierwszej kolejności zrobić. Oboje Dalszewscy  z wielką sympatią przyglądali się przyszłym, bliskim sąsiadom.  Po chwili rozmowy pani Renia  musiała iść położyć się, gdyż bóle wróciły. Doktor Zalewski  poszedł za nią, by zorientować się , jak daleko jeszcze do rozwiązania.
  

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

11.08.2025r. Uparta miłość t.III r. 17[3] Dzień był wyjątkowo zimny, jak na połowę listopada. Adam uwijał się przy drzewie; później pilnował pieca . w końcu pomyślał, że w ciepłym domu można by było spędzić trochę czasu wspólnie.Zniecierpliwiony czekaniem zajrzał do pokoju, żona siedziała nad stertą dokumentów, machnęła ręką, wskazując na śpiącą córeczkę. Widząc, że czeka, poszła za nim do kuchni. - Jeszcze pół godzinki i miałabym koniec. - Twoja robota ma to do siebie, ze nie ma końca - uśmiechnął się. Mam dla ciebie pyszne jedzonko i ciekawe wiadomości - co najpierw? - Jeść! Wyjął z piekarnika pachnącą zapiekankę. - No, po prostu poezja- oceniła po chwili. - To ta nasza z makaronem i piersią kurczaka, czym przyprawiłeś, że taka smaczna? - Ubiłem pianę z jajek i dałem do gorącego piekarnika - odrzekł zadowolony, dokładając sobie nową porcję - Teraz powiedz, co to za nowiny, tylko oszczędź mi przykrych przed nocą - patrzyła wyczekująco na kończącego kolację męża. - Gadałem ...
16.10.2021r. Uparta miłość t.II r. 13 [2] moralności, jak wy niegdyś? Przed Bożym Narodzeniem nastała pogoda zmienna i kapryśna. W taki czas Zalewscy wybierali się do Szczecina na wesele . Pan Andrzej – przyjaciel rodziny, u którego mieli się zatrzymać, nalegał, by przyjechali w przeddzień. Tak też zrobili; razem spożyli wieczerzę wigilijną i w świąteczne popołudnie, wypoczęci, pojechali na ślub. Choć Elwira nie miała, oprócz paru dalszych kuzynów, żadnej rodziny; wesele było okazałe. Hulało na nim pół akademika, wielu dostojnych profesorów, oraz rodzina i przyjaciele Przemka. Panna Młoda subtelna i piękna tak się zalewała łzami w czasie ceremonii ślubnej, że Mirka zapomniała, że był czas, kiedy najchętniej odradziła by Przemkowi ten związek. – Co może miłość! Popatrz na nich – jacy zadowoleni, piękni. Daj Boże, niech im się wszystko ułoży jak najlepiej – szeptała do ucha mężowi, gdy stali w długiej kolejce, by złożyć życzenia. – Ano tak i ja życzę im jak najlepiej, szkoda t...
12.02.2025r. Po mokrej jesieni nastal suchy, mroźny grudzień; przed samymi Świętami sypnęło śniegiem i zrobiło się uroczyście, nastrojowo. Przygotowania do Bożego Narodzenia szły pełną parą. Wszyscy bardzo chcieli spędzić je razem; było tylko wciąż nie wiadomo, czy dziadek przyjedzie, czy trzeba jechać do niego , by nie był sam. Zadzwonił na parę dni przed Wigilią, że czeka na rodzinkę, najlepiej w same Święta, bo tak to musi dotrzymać towarzystwa Andrzejowi.Wobec tego pierwszego dnia Świąt Jagusia z mężem i Henio, skoro świt ruszyli na stację,by rannym pociągiem dotrzeć do Szczecina. Na miejscu okazało się , że obaj starsi panowie pomagają Siostrom Felicjankom na Wieniawskiego: dziadek przyjmuje bezdomnych w ich gabinecie, a Pan Andrzej pomaga w kuchni. Przygotowania do Wigilii dla dziesiątków bezdomnych, wyczerpało obu, tak, że poszli spać z kurami, dopiero świętować zaczęli, gdy młodzież przyjechała. Panowie, w dziadka mieszkaniu ,nagromadzili wszelkiego jadła z zakonnej kuchni, ...