Przejdź do głównej zawartości
16.05.2020r.


Uparta miłość r.16




        . 
          Adam zaliczał bieżące kolokwia,  tak, że za tydzień nie przyjechał A że męczyło go to, że rozstali się niezupełnie pogodzeni – napisał sążnisty list, wszystko wyjaśnił i za wszystko po stokroć przepraszał. Czekał spotkania, pewny, że wszystko wróciło do normy, ale tak nie było.
          Żona była mniej rozmowna, niż zwykle, wciąż też była czymś zajęta; tak, ze chcąc pogadać, dreptał za nią po mieszkaniu.
  Wieczorem długo krzątała się w kuchni, a że był niewyspany, gdyż wkuwał po nocach – zasnął  nie doczekawszy się , aż przyjdzie i położy się obok.
 Następnego dnia było podobnie – on w pokoju nad podrecznikami, ona wciąż w kuchni. 
          Robiło się późno; czekając na żonę; pilnował piecyka, by nie zgasło. Ogień buzował otworzył okno i patrzył w noc, chwilami padał drobny śnieżek. Powietrze pachniało dalekimi, zimnymi stronami. 
  – Mój Boże, co ja narobiłem, tak nam było razem dobrze. Przecież tak walcząc – stracę ją. Z drugiej strony, ileż można się gniewać. ?!
  Otworzył drzwi do kuchni, Mirka siedziała przy ciepłej kuchni i cerowała jego skarpetki.
   – Znów czekasz, aż zasnę? – nie odezwała się – Dokąd zamierzasz się gniewać?  Przecież przeprosiłem i przepraszam jeszcze raz. Pościel mi tu na krzesłach, a sama idź spać. Albo nie, pościel mi pod drzwiami, będę warował u twych wrót!
  Mówił to wszystko mierzwiąc włosy, zgnębiony, komiczny w przykrótkiej pidżamie. Mirka wybuchnęła  śmiechem. Adam też chciał się śmiać, ale jakoś nie mógł.
         Porwał ją na ręce i zaniósł do pokoju; było tam tak gorąco, że nie było czym oddychać. Otworzyli okno, śnieżek wciąż prószył. Stali zasłuchani w ciszę, zapatrzeni, przytuleni. Mirka czuła, jak mocno bije serce jej męża.
W połowie grudnia przyszły listy, prawie jednocześnie, z Pogórza i Stargardu. Tato zapowiadał swoją wizytę a Zalewscy zapraszali młodych na Święta do siebie. Bardzo czekała Świąt, ale nadziei na spotkanie ze swoimi raczej nie miała. Taka niespodzianka – przyjadą!
  Co za radość! I tak parę dni przed Gwiazdką, w niedzielny ranek w drzwiach kuchni ukazała się głowa Pawełka, a za nią uradowana twarz taty! 
          Mirka bardzo kochała swoich braci, lecz z Pawełkiem było jakieś porozumienie dusz, rozumieli się bez słow. Teraz obsypywała swego braciszka pocałunkami, a on tylko spoglądał spod długich rzęs i nie wiadomo dlaczego zbierało mu się na płacz.
   – Strasznie długo nie byłaś w domu – szepnął.
          - Teraz tu jest mój dom – odpowiedziała – Ty też kiedyś zamieszkasz poza Pogórzem, tak to już jest.  Paweł myślał nad tym chwilę, po czym zmienił temat i już weselszym tonem rzekł
           – Piotrek też miał jechać, ale mama była na wywiadówce i powiedziała, że nic z tego! Tato nawiózł wiktuałów z maminej spiżarni, trochę ciepłych ubrań i wielką, puchową pierzynę!
  Siedzieli do późna i rozmawiali. Córka chwaliła się postępem prac a tato przekazywał nowiny z Pogórza.
  Najpierw o sąsiadach, żer biedna Grzelakowa ma kłopoty, bo Jasiek, choć młokos już pali i piwkiem nie gardzi A dziadek Czyżewski, podpora tej rodziny ostatnio chorował poważnie; aż Sabinę wzywali.   Dama się z niej zrobiła, że trudno było poznać. Niedawno  też przyjechała do Łukowskich w odwiedziny Halinka z dwoma adoptowanymi córeczkami; kupiła dom w Kołobrzegu, dosyć duży. Latem wynajmuje pokoje letnikom
 . Łukowscy mieszkają teraz w nowym bloku, syn często przyjeżdża, może nie tyle do rodziców, co do Brygidki. Pomaga jej, bo ciężko idzie dziewczynie w tym wieczorowym ogólniaku.
   Mirka chłonęła te nowiny, zapytała nawet o pana Romana. 
          – To nie wiesz? No tak, skąd masz wiedzieć, pewnie będzie się żenił. Mamy teraz gabinet lekarski, lekarz przyjeżdża raz w tygodniu, a na co dzień jest pielęgniarka. Jakaś krewna naszego nowego kierownika, no i tak sobie przypadli do gustu z Bojarskim, że pewnie będzie ślub!
          Tato zapraszał na Święta, zaznaczył, że matka nie wyobraża sobie , by córki nie było.  Żeby coś postanowić, trzeba było rozmawiać z mężem, tymczasem ten nie przyjeżdżał ani nie pisał. Skoro świt, włączała radio i słuchała o zawiejach i śnieżycach, o nieprzejezdnych drogach. Nie wiedziała, jak lepiej – by jechał pociągiem, czy ojca samochodem.
   Przyjechał  parę dni przed Wigilią; witając go , płakała z radości. Mąż był wychudzony, wybiedzony, jak po chorobie. Położył się, by odsapnąć po trudnej drodze, a ona w głowę zachodziła, co go tak wymęczyło. Dopiero wieczorem przyszedł czas na spokojną rozmowę. Relacjonowała mu pobyt taty, czytała list od rodziców, nie dawała dojść do słowa radośnie podniecona.
   – Pojedziemy wpierw do Pogórza. Wigilię spędzimy z moimi, a później się zobaczy. Może tato zawiezie nas do Stargardu; to na wypadek, gdybyś musiał oddać samochód. O, jak się cieszę tymi Świętami i że nareszcie jesteś!
           – Wiesz, jak jechałem, to był taki moment, ze myślałem, że już po mnie. O centymetry wyminął mnie ogromny jelcz...
          – Jak to o centymetry!  To jak oni jeżdżą?! – pobladła, a kartki listy wysunęły jej się z ręki. 
   – Na drogach jest ślisko, a ja coś ostatnio jestem w słabej formie.
  – Właśnie widzę, chorowałeś?
   – Po prostu nie wytrzymuję tego napięcia, jakie ostatnio panuje na uczelni. Sześciu moich kolegów odbywa karną służbę wojskową, dwóch siedzi w więzieniu. A mnie paru profesorów prześladuje za mój pobyt we Francji i utrudnia zaliczenia.
   – To jeszcze nie ucichło od marca o tym wszystkim?
  – Oj dziewczyno, ty chyba radia nie słuchasz. Przecież na V Zjeździe Partii, głównie o tym się mówiło; a ilu starych polityków poleciało ze stanowisk!. Breżniew w Warszawie zadeklarował, że gdyby coś, to on gotów „pomóc”
   Faktycznie, Mirka nie interesowała się polityką, a że Adam chciał znać zdanie ojca w wielu sprawach, postanowili jechać do Stargardu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

31 październik 2018r.  W życiu bywa różnie5       W             zasadzie nikt nie był jej teraz potrzebny, najtrudniejszy okres minął.   Agnieszka dostawała stypendium, były małżonek od czasu do czasu przypominał sobie, że ma troje dzieci i przysyłał parę złotych. Dzieciaki były na tyle samodzielne, że mogła brać dodatkowe dyżury i radziła sobie całkiem nieźle z utrzymaniem rodziny. Postanowiła, że nic w swoim życiu zmieniać nie będzie. Kończył się właśnie kolejny rok i Iwona umyśliła sobie, że urządzi u siebie składkowego Sylwestra - korzystając z tego, że babcia wzięła do siebie dzieci na przerwę świąteczną.   Dobrze wstawiona Bożka przyjęła pierścionek zaręczynowy od swego adoratora i starała się nie myśleć, co będzie jutro. Zaraz po północy przyszedł niespodziewanie nieproszony gość - Rysiek. Był trzeźwiutki i bardzo poważny. Złożył Iwonie życzenia, a później ukląkł przed nią i wyrzekł głośno -Pani Bożeno, ja panią kocham. Jest pani dla mnie najukochańsza, jedyna
7.03.2020r. Uparta miłość r.12[2]  Mszę ślubną przesunięto aż na godzinę dziewiętnastą, bo wchodziły pielgrzymki i dla nich głównie odprawiały się nabożeństwa.   W czasie trwania obrządków ślubnych   też weszło dwie grupy pielgrzymów- niewielka   kobiet w strojach góralskich i druga, większa = młodzieży z Rybnika.     Pani Melania od rana przyglądała się wchodzącym pielgrzymom.   Widok ludzi utrudzonych drogą, przemęczonych, zakurzonych – a tak bardzo szczęśliwych, wprawiał ją w stan zdumienia i wzruszenia.   Mijały godziny; jej mąż i inni z grona weselników, chodzili po mieście , krążyli wśród straganów z pamiątkami, a ona   siedziała w przedsionku Kaplicy Cudownego Obrazu i syciła oczy widokiem rozmodlonego tłumu. Jakaś siła trzymała ją w tym miejscu; a z sercem i duszą działo się coś dziwnego. Najpierw męczący rozgardiasz, a później coraz słodszy spokój i ukojenie.   -Panie Boże dziękuję ci, że tu jestem – szeptała wśród modlitwy   . Msza ślubna skończyła się i Młoda
16 września 2018r. Witajcie! Kolendra poprawia smak  potraw i przetworów. W wielu krajach stosuje się ziarna kolendry, jako lek - oczyszcza organizm, pomaga strawić tłuszcz, obniża cholesterol, działa przeciwbólowo, goi rany.                     Daj kurze grzędę... Panna Joasia była wyjątkowo urodziwa, przy tym niegłupia i z dobrej rodziny. Miejscowi kawalerowie nie mieli u niej żadnych szans – czekała na księcia z bajki. Pojawił się on niespodziewanie szybko. Dzięki funduszom unijnym ukończono nareszcie budowę nowej przychodni, przy niej dobudowano dom , żeby nowo zatrudniani lekarze mieli gdzie mieszkać.    No i kiedy w Ośrodku zaczął przyjmować młody, przystojny stomatolog, każdy wiedział, że to ktoś dla Joasi. Ona   też tak pomyślała. Wyleczyła wpierw zęby w sąsiednim miasteczku, potem dopiero poszła do miejscowego dentysty, niby do kontroli. Ten zachwycił się wpierw stanem uzębienia pięknej pacjentki, a później i nią samą. Do tego stopnia uległ jej czarowi, że za