03.10. 2020r.
Uparta miłość r.23 [1]
Młodzi pakowali
torby szykując się do powrotu. Mirka, gdy była u rodziców, lubiła skoro świt,
wyjść na podwórko, pochodzić po ogrodzie; cieszyć się każdą chwilą. Teraz, gdy
tak spacerowała, z nagła zakręciło jej się w głowie, a żołądek podjechał pod
gardło.
Postała chwilę trzymając się płotu i
pomyślała: - Czyżbym była w ciąży?
Matce też córka wydawała się podejrzanie blada, lecz nie pytała przekonana, że
gdyby coś , to sama powie. Tymczasem, choćby pytali i choćby była pewna – nie
przyznałaby się, gdyż wiedziała, że rodzicom nie podoba się to, że Adam znów
wyjeżdża. Gdy tylko były same, matka utyskiwała;
- Więcej tych kosztów i kłopotu, niż
zarobku. A wyuczyć się to miał czas, siedział tam rok czasu. Nie trzeba było
się zabawiać, tylko korzystać z okazji i patrzeć, jak tam ludzi leczą.
– To jeszcze nic pewnego – Mirka oszukiwała sama siebie, choć
każdy dzień utwierdzał ją w przekonaniu, że to ciąża.
Adam, pochłonięty przygotowaniami,
póki co, nic nie zauważył. Czkało go parę spotkań z kierownikami laboratorium,
trochę ślęczenia w bibliotece, no i wizyta u rodziców. Sam pobyt w Paryżu
zapowiadał się interesująco i opłacalnie. Doktor Florian czekał z
niecierpliwością i na niego i na materiały, które miał przywieźć.
Młody doktor
pojechał do Szczecina, Mirka chodziła do pracy, lecz teraz wszystko
przychodziło jej z wielkim trudem. Narastało osłabienie, męczyły ją wymioty,
wciąż była zmęczona i senna.
Poszła do lekarza, potwierdził jej
stan, przepisał jakieś kropelki i uspokoił, że to minie. Postanowiła, ze
spokojnie powie mężowi , że będą mieli dziecko, ale ani słowem nie wspomni, że
od samego początku tak źle znosi ciążę. Nawet próbowała dzwonić, ale połączenie
było byle jakie i Adam jej nie słyszał.
– Boże mój, co ja mam robić? – rozmyślała. Zatrzymywać go, teraz, gdy już wszystko pozałatwiał? Przecież tak bardzo potrzebujemy pieniędzy. Tymczasem wróciła z wakacji panna Lila; zaniepokoił ją wygląd gospodyni, a kiedy poznała przyczynę – zaoferowała swą pomoc.
Zaraz następnego
dnia natknęła się na nią w łazience, trzeba było pomóc jej wrócić do łóżka.
Wystraszona pobiegła po Renię Chciały wzywać karetkę, lecz Mirka kategorycznie
zabroniła. Ledwo żywa powlokła się do pracy, ale nie dotrwała do końca.
Sam prezes zawiózł ją do przychodni, a
później do domu. Nawet proste czynności
były ponad jej siły; Lila sprzątała i gotowała. Inna rzecz, że jedzenie prawie
nietknięte zostawało na talerzu.
Gdy wrócił Adam,
próbowała go zwieść bagatelizując swoje dolegliwości. Ten był niezmiernie
poruszony wyglądem żony; z jednej strony cieszył się, że będą mieli dziecko, a
z drugiej drżał o jej zdrowie. Nie mógł spać, rozmyślając, co począć.
-To minie, to przejściowe; a ja jak teraz nie pojadę, to drugiej takiej
okazji nie będzie. Praca, dziecko, obowiązki. Zasnął z postanowieniem, że
załatwi zwolnienie lekarskie, zawiezie żonę do rodziców, do Stargardu i jednak
pojedzie.
Rano Mirka zasłabła w łazience,
przyniósł ją na tapczan, była leciutka, jak piórko. Uśmiechał się do niej,
gładził po twarzy, uspakajał, że to nic.
Działał tak, jakby minuty miały o wszystkim decydować.
Gdy tylko znalazł się sam w
samochodzie – zapłakał. Czuł trwożne drżenie w całym ciele, jakby za chwilę
miał ją stracić. Telegraficznie odwołał wyjazd do Paryża, przez przyjaciela ze
studiów zamówił wizytę u znanego poznańskiego położnika. Później kupił parę
rzeczy, które mogły przydać się w szpitalu i wrócił po żonę. Nie było tłumaczenia, stanowczo i ostro
uświadomił jej , że igra ze zdrowiem swoim i dziecka!
Siwiutki, miły doktor po badaniu
zaprosił oboje na rozmowę. Oświadczył przejętym rodzicom, że wygląda mu to na
ciążę bliźniaczą.
Ponieważ organizm mamy jest wyczerpany wymiotami, koniecznie
trzeba go wzmocnić w szpitalu. Mirka trącała męża pod stołem i na wszystkie
sposoby tłumaczyła, że to się da osiągnąć w domu.
Nic nie pomogło i już po godzinie
leżała na szpitalnym łóżku. Adam zamieszkał u wujka Józefa; każdego dnia
przychodził do szpitala. Żona źle znosiła pobyt w szpitalu, gdy odchodził, za
każdym razem z płaczem prosiła, by ją stąd zabrał. Takiej słabej, płaczliwej –
nie znał. Miał dla niej wiele
wyrozumiałości, tkliwości, lecz taki stan począł go niepokoić. Raz zdarzyło
się, że pożegnali się na półpiętrze, zszedł na dół i usłyszał łkanie – Czyżby
ona? Wrócił, stała za ciężką kotarą
okienną i płakała.
Tulił, całował ,
tłumaczył, że musi być dzielna, dla dzieci. Uspokojoną ułożył na łóżku i
jeszcze dłuższy czas musiał z nią
pobyć. Nazajutrz przyniósł serwetki i nici do wyszywania, książki, gazety –
niby była tym zainteresowana, lecz na krótko. Odkładała wszystko, szła do okna
i ocierała łzy.
Tak minął miesiąc i ku uciesze lekarzy,
męża i samej chorej; ta słabość powoli ustępowała. Najpierw zaczął wracać
apetyt, później zwykły u niej spokój i opanowanie. Jeszcze po jakimś czasie –
chęć do działania. Były kobiety po zabiegach, chętnie im usługiwała, zaglądała
do mam po cesarkach z maleństwami,
pomagała przewijać, kołysać, uspakajać.
Pod koniec września wrócili do domu.
Adaś bał się, ze żona swoim zwyczajem
zaraz zabierze się za porządki. Obawiał się też, nowych kłopotów z odżywianiem,
dlatego postanowili, ze jakiś czas spędzi u rodziców w Pogórzu. Jego rodzice
perswadowali, ze tam nie ma żadnej opieki lekarskiej i że nigdzie tak dobrze i
bezpiecznie jej nie będzie, jak u nich. A że Mirka nie chciała, pojechali do
Pogórza.
U rodziców czekało
ich radosne powitanie; niestety Mirka ledwo przekroczyła próg – wycofała się do
przedsionka.
– Co wyście tu robili?! Czym tu tak
strasznie śmierdzi? – zatkała sobie nos chusteczką i widać było, że nie może
znieść woni, która wszechwładnie panowała w mieszkaniu.
– Teraz to już nic, wywietrzyło się. My
już nic nie czujemy. Wymieniali nam podłogi, a drewno było nasączone jakimś
środkiem konserwującym – wyjaśnili rodzice.
– Cud, żeście się nie zatruli,
faktycznie aż dusi, a wam nie
przeszkadza?? No nic, idę poproszę o nocleg u wujostwa, a jutro będziemy
musieli wracać.
– Nie masz po co iść, w blokach też
śmierdzi – powstrzymała go mama. Jedynie w pałacu jeszcze nic nie robili, tam
nie śmierdzi. Trzeba prosić pana Romana, nich da klucze do mieszkania po
Sabinie. Bo wy pewnie nie wiecie, że mieszkała tam pielęgniarka, a że są po
słowie z Bojarskim, to zamieszkała z nim.
Wobec tego tato poszedł do pałacu, do
pana Romana.
–
No widzisz, córcia, tak się cieszyliśmy, gdy Adam zadzwonił;
chłopaki to ci tak podłogę wyfroterowali, ze błyszczy, jak lustro. A to wyszło,
że ty wcale u nas nie pobędziesz. Mirka przytuliła się do matki
– Pobędę, jeszcze nie raz.
Gospodyni przygotowała kolację, jednak
jedzenie też miało zapach tego impregnatu i przyszła mama, choć bardzo głodna,
nic przełknąć nie mogła. Wrócił tato z wiadomością, ze jak najbardziej, że
czekają. Chłopcy ujęli siostrę pod ręce i prowadzili uważając na drogę, bo już
się dobrze ściemniło.
– Znacie tę panią, z którą mieszka pan
Bojarski?
– Znamy. To jest najbrzydsza kobieta w
województwie – odrzekł Piotrek poważnie. Mirka parsknęła śmiechem. Tato
wyjaśnił, że to daleka krewna nowego kierownika. Jest szkolną pielęgniarką w
Pogórzu – wsi i pomaga lekarzowi, gdy przyjmuje w majątku.
–
- Bo raz w tygodniu
mamy tu lekarza.
– Faktycznie taka brzydka? –
zainteresował się Adam.
– – Trochę brzydka jest, ale się ładnie śmieje i jak daje zastrzyk, to nic nie boli – ujął się Pawełek za panią Elą.
– – Czy to ta sama, o której wspominałeś w zeszłe lato, czy już kolejna? – drążyła Mirka.
–
- Ta sama, ślub odłożyli, bo Roman poddał się
operacji; to była jakaś paskudna przepuklina, albo coś w tym rodzaju. W każdym
razie już dochodzi do zdrowia i tryska humorem, zresztą sami zobaczycie.
Gdy
byli na schodach, drzwi się otworzyły i zapraszali do środka: smukły,
jak nigdy pan Roman i niewysoka, miła pani o ujmującym uśmiechu. Zdążyli już oblec pościele i przygotować
kolację: tak to wyglądało, jakby ugoszczenia młodych Zalewskich było
zaszczytem, a nie kłopotem. Gdy Mirka pochłonęła talerz jajecznicy, gospodyni
była rozczulona
– No tak, młoda mama musi jeść za
dwoje!
– Wszystko wskazuje na to, że za
troje – rzekł Adaś z uśmiechem.
To stwierdzenie podwoiło serdeczność gospodarzy. Miło się rozmawiało,
lecz Mirce kleiły się oczy ze zmęczenia, widząc to gospodyni zaprowadziła ją do
dawnego mieszkania Sabinki i
wróciła po Adasia. Ten jednak wolał
wrócić do teściów. Wobec tego gospodarze zajęli się resztą towarzystwa. Było
miło, lecz zrobiło się późno. Przed odejściem Adam, zajrzał do żony – spała
smacznie rozrzuciwszy ramiona.
Komentarze
Prześlij komentarz