10.10. 2020r.
Uparta miłość r.23 [2]
–
Wszystko wskazuje na to, że za troje – rzekł Adaś z uśmiechem.
To stwierdzenie podwoiło serdeczność gospodarzy. Miło się rozmawiało,
lecz Mirce kleiły się oczy ze zmęczenia, widząc to gospodyni zaprowadziła ją do
dawnego mieszkania Sabinki i
wróciła po Adasia. Ten jednak wolał
wrócić do teściów. Wobec tego gospodarze zajęli się resztą towarzystwa. Było
miło, lecz zrobiło się późno. Przed odejściem Adam, zajrzał do żony – spała
smacznie rozrzuciwszy ramiona.
–
Chłopcy pobiegli
przodem, żeby wszystko opowiedzieć mamie; panowie szli spacerkiem rozmawiając.
Tato zwierzył się ze swego kłopotu; niepokoiło go zdrowie żony.
– Boję się, że to może być coś
poważnego, mówię ci nieraz to aż przykucnie z bólu. A wspomnij jej o lekarzu,
to by cię przetrąciła. Może byś z nią pogadał, nawet trochę postraszył.
– Tato, tu nie trzeba wymyślać
strachów, wygląda to na przypadłość
kobiecą. A wśród nich bywają bardzo groźne niestety.
W domu czekała ich druga kolacja, przy
niej zięć musiał dokładnie opowiedzieć,
o pobycie żony w szpitalu, co mówili lekarze, co z pracą, no i kto
będzie pomagał, gdy Adam pojedzie do Poznania , do pracy. Tu mama
zapowiedziała, że w najbliższym czasie
przyjedzie, żeby posprzątać, a jest co robić, bo podczas nieobecności
gospodyni nareszcie kompletnie
urządzono dwie łazienki – na górze i na dole. Adam stanowczo odradzał przyjazd,
bo raz, że trzeba jeszcze pomalować, a dwa, że Tomek obiecał zająć się
tym.
– Pomieszkuję, jak wiecie u wujka
Józefa, no i tak się zgadało, że dobrze by Tomkowi zrobił pobyt na wsi. Ma
jakiś przymusowy urlop w tej swojej gazecie i powinien zniknąć na jakiś czas.
Poza tym, coś mama słabo wygląda. Dobrze by było porobić badania. My chcemy
mieć babcię na chodzie, jak się maluszki urodzą.
– Józka chłopaki za bardzo w politykę się wdają. Dziennikarz
dobrze, jak jest obiektywny; inaczej czekają go kłopoty – rzekł tato popijając
ziółka na noc.
Adam patrzył na teściową, ta dłuższą chwilę milczała.
–
– E tam – machnęła
ręką – samo się przyplątało, to i samo przejdzie! A jakby nie daj Boże coś, to słyszałam o takim jednym pod Łodzią,
co leczy przez dotyk.. Adam przerwał:
- Mamo, zawsze byłem pełen uznania dla
mamy, jako osoby mądrej, rozsądnie postępującej, twardo stąpającej po ziemi,
skąd takie niemądre pomysły? Przecież ci wszyscy niby leczący, to zwykli
oszuści, ; zbijają kokosy na ludzkim nieszczęściu.
– A ta wasza medycyna, to wszechmocna?
Mało ludzi na tamten świat wysyłacie trując ich chemią?! Mało umiera przy
operacjach źle przeprowadzonych?! I mama tak się zaperzyła, że obaj panowie
pośpieszyli łagodzić, uspakajać, bo po co się denerwować przed spaniem?
– Rano Adam zamierzał pójść z tatą do biura i zadzwonić do rodziców, że przyjedzie z żoną. Na to weszła Mirka wyspana, rześka i zadowolona. Jej gospodarze już poszli do pracy. Zaraz od progu oświadczyła, że sobie wszystko przemyślała i że chce jakiś czas pobyć u babci.
– – A gdzież ty dziecko pojedziesz tam na kupę? I zaraz oboje rodzice poczęli opowiadać, jak Szymon przyjechał bagażówką, jak spakowali rzeczy i pojechali do Białośliwia. Córka upierała się przy swoim, więc tato obiecał, że zadzwoni do babci i uprzedzi o wizycie młodych. Adam liczył, że po drodze uda mu się przekonać żonę i po krótkich odwiedzinach u babci, pojadą do Stargardu. Ale Mirka trwała przy swoim, więc jechali pełni obaw, co zastaną.
–
Niepokój rósł w
miarę, jak zbliżali się do zabudowań Miłorzębówe. A babcia wyszła im naprzeciw,
wyściskała oboje z taką wylewnością, jakiej się nie spodziewali. Zapraszała do
mieszkania i opowiadała, jak się popłakała, jak jej syn Józef powiedział, że
wnusia w szpitalu. Ożywienie i serdeczność zniknęły jednakże, gdy zapytali o
Brygidę.
Westchnęła głęboko i wyznała, że jest
samiuteńka, bo syn całkowicie od niej się odwrócił, a mąż - stary osioł – jest po stronie młodych.
- A i Józek, taki niby do mnie
przywiązany, a obiecał bratu, że
pozałatwia wszystko tak, żeby oni w Poznaniu wzięli ślub! Zajęła się obiadem ,
bardzo rada, że ma kogo karmić i komu się wyżalić. I powtarzała wciąż;
- Nic lepszego nie mogliście wymyślić,
bardzo dobrze, żeście o mnie pomyśleli. Nie bój się, Adam , tu nie ma żadnych awantur. Tu jest cicho, aż za cicho! Oni siedzą na swojej stronie,
Brygidki prawie nie widuję; jak mała się wyrwie na podwórko, to ją zabiera,
jakby jej coś groziło. Szymon odzywa się tyle, co musi, ojciec to samo. Mirusia
tu sobie odpocznie, świeżego mleczka popije, jajek prosto od kury poje. I
babcia tuliła oboje, rada, że ma komu okazać dobroć swego serca. Dusza jej
bowiem tak ściemniała, że nieraz własnych myśli się bała
–
No i byłoby Mirce,
jak u pana Boga za piecem, gdyby nie chodziła do Brygidki i nie próbowała ich
pogodzić. Dziewczyna źle wyglądała i źle się czuła. Puchły jej nogi, miała
skoki ciśnienia ; przyjmowała różne leki, ale bez poprawy. Mirka nie mogła
sobie darować, że nie poszli do młodych z Adamem, na pewno znalazłby jakiś
ratunek. – Brygidka opowiadała, jak Józef namawiał ją do przyjazdu do Poznania
i wizyty u dobrego urologa.
– Tylko, że ślub za miesiąc, muszę
jakoś wytrzymać.
– A może lepiej, żebym umarła, tyle ludzi cierpi prze ze mnie. W domu było źle, mama płakała po kątach, siostry wstydziły się mnie i tu jest nie lepiej.
Komentarze
Prześlij komentarz