Przejdź do głównej zawartości

 31 .10.2020r.



Uparta miłość r.24 [2]



        Tomka wciąż nie było, aż nareszcie w sobotę podjechał pod dom nie swoją starą syrenką, tylko piękną wiśniową ładą braciszka.
 Wyjmował z bagażnika torby i siatki, aż Mirka patrząca przez okno, zaczęła się denerwować, że mąż kazał nakupić tyle akcesoriów; pewnie do modernizacji ganku. Okazało się, że to nie farby i kleje, tylko wspaniałości z kuchni cioci Jadwini!
 Gospodyni załamała ręce
 – Kto to wszystko zje? Tomek rzekł krótko:
  – Mamusia mówi, że musisz się dobrze odżywiać! Tu macie bigos, tu świeżutki gulasz w słoikach, w tym pudełku jest pasztet z borowikami, a tu pieczeń – dzisiejsza! -  Opróżniał torby i spoglądał na drzwi, jakby kogoś czekając.
 Adam zamierzał skoczyć po Stasiów, Mirka wstawiła wodę na herbatę. Chcieli pogadać, co i jak będą robili, skosztować tego i owego. Tymczasem z góry zeszła wystrojona panna Lila, oboje śpiesznie, niczego nie wyjaśniając, wyszli i gdzieś pojechali.
  Rano gospodarz twierdził, ze słyszał, jak Tomek lokatorkę przywiózł. Żona zaś utrzymywała, że dziewczyny nie ma. Pod wieczór Liliana skądś przyszła i zaraz poszła spać. Mirka westchnęła głęboko i rzekła 
 -  A nie mówiłam?
 – W co ten chłopak się pakuje? Na jaką cholerę mu ta panna? I jak to wczoraj wyglądało; żeby na pięć minut nie usiąść, nie porozmawiać?! To aż do Tomka nie podobne – denerwował się Adam
 – A najbardziej boli cię to, że ganek sam będziesz malował, co?
 Toteż, gdy w następną sobotę znowu przed posesją  zatrzymał się wiśniowy samochód, Adaś aż podskoczył z uciechy.
 – Jest Tomek! Nareszcie! Pojeździł pobrykał i w końcu się stawił. Wszystko sobie wyjaśnimy i bierzemy się do roboty – zacierał ręce.. Nim się obejrzeli, do samochodu wsiała Lila i pojazd zniknął  na końcu alejki.
  – Dajcie spokój, ludzie; co to się wyrabia?! Co ona zrobiła, że taki mądry młodzian do tego stopnia zgłupiał? Co to za zwyczaje? – zżymał się Adam. 
 -U wujka rzadko go widuję, nie będą go nachodził w jego kawalerce, no ale, jak tu się pojawi, to ja mu wygarnę!
 W poniedziałek, skoro świt, musiał stawić się na dyżurze, więc w niedzielę po południu szykował się do drogi. Przyszła Renia, swoim zwyczajem z talerzem ciasta. Nagabywany poczęstował się, ale z paniami nie usiadł, zajęty pakowaniem. Sąsiadka poczekała, aż Mirka pożegna męża i zapytała
 – Jest już, wróciła? – wskazała ruchem głowy na piętro.
 - Chyba nie, w każdym razie ja nie widziałam ani Tomka, ani jej. ~

         – Jakiego Tomka? Przecież wczoraj zabrał ją Barański! Ten pożal się Boże inżynier z budowy. Mirka zrobiła wielkie oczy.

          – Ty może nie wiesz, Adam też takimi sprawami się nie interesuje, ale ona już od roku chodzi do Barańskiego. W każdym razie chodziła, jak oni wszyscy spali w barakach obok  wykopów. Teraz ponoć Barański zamieszkał w szkole, u Baciarkowej, no ale spotkania, jak widać trwają.
 – No popatrz, a ja go miałam za poważnego człowieka. Taki dystyngowany..
  – A daj spokój ,łachmyta i tyle!. Nasz listonosz ma rodzinę w Banistowie; kiedyś mówił Stasiowi, że on ma tam żonę i dzieci! Diabli z nim, tylko Tomasza szkoda. Poznaliśmy go bliżej, jak tu gospodarował. Przemiły, uczynny chłopak. Stasiu był taki zadowolony, że coś się między nim a Lilą zrodziło, był pewien, że z Barańskim skończyła. A tu masz -  pani nauczycielka , do tego daleka Stasia krewna;  tu wszyscy wszystko wiedzą! No i popatrz kochana, cały dzień, cała noc – co taka dziewczyna warta? Co ty radzisz, Mirusia, przecież nie możemy udawać, ze nic nie wiemy i że wszystko jest w porządku.

         Mirka kosztowała ciasta, kiwała głową, ale nie wiedziała, co należałoby zrobić. Najchętniej wymówiłaby lokatorce mieszkanie, ale to było niemożliwe. Postanowiła przedstawić problem mężowi.
  Liliana wróciła w nocy, rano poszła do pracy i w następne dni skrzętnie unikała gospodyni.
 Tymczasem Adamowi udało się namówić Tomka do pomocy przy odnowieniu ganku; pozamieniał się dyżurami tak, ze i piątek i sobotę miał do dyspozycji.
 W doskonałej harmonii pracowali do wieczora, później gość gdzieś wybył.
 W sobotę podobnie. Mirka czekała na odpowiedni moment, by porozmawiać, ale wciąż nie było spokojnej chwili.  W niedzielę zaraz po obiedzie obaj panowie odjechali. Ganek był pięknie odnowiony, ale gospodyni jakoś było ciężko na sercu.
 Na początku marca  przyszedł list z Pogórza, który bardzo Mirkę poruszył. Tato donosił, że zadzwoniła do niego, do biura Brygidka, że znowu jest w szpitalu i żeby przekazać matce, by przyjechała i zabrała Anulkę do siebie.
 Gdy o tym powiedział w domu, żona postanowiła jechać z Grzelakową. 
 Jest okazja, by odwiedzić matkę, przywieźć poszyte kaftaniki dla dzieci, no i pomóc sąsiadce w podróży z dzieckiem .
  Tato donosił też, że udało mu się namówić żonę na wizytę u lekarza. Tylko, że mama skierowanie do szpitala zostawiła na biurku, a doktora skrzyczała, że zamiast leczyć -  odsyła ją do innych. I tu jest prośba do Adama, żeby z teściową poważnie porozmawiał.
  Adaś, gdy wszystkiego wysłuchał nie mógł sobie darować, że przestał się interesować zdrowiem Brydgidki.

  -Mogliśmy do nich podjechać, czasu było dosyć zanim wróciłaś do pracy. To było do przewidzenia, że po lekkiej poprawie zaniechała leczenia.
 Dobrze, że wiem, będziemy ją odwiedzać, jak nie ja, to wujek Józek, albo ciocia Jadwinia.  Poza tym trzeba próbować zostawić małą z dziadkami, może się uda.
 To szansa dla wszystkich – rozważał  i planował, że pojedzie z teściową do Białośliwia.
 Mama przyjechała przed obiadem, posiedziała u Dalszewskich i zniecierpliwiona czekaniem na córkę, wyszła jej naprzeciw. A widząc ją nadchodzącą, wykrzyknęła
 – Mirusia, pomału! Słońce śnieg roztopiło, pod spodem ślisko; a ty sadzisz, jak sarna!
  – Raczej toczę się, jak beczułka. – śmiała się Mirka ściskając rodzicielkę.
  Od pierwszego spojrzenia uderzył ją mizerny wygląd mamy; niczym się jednak nie zdradziła, by nie psuć jej i sobie radości ze spotkania.  Postanowiła poczekać na męża, naradzić się, jak delikatnie, rzec można podstępnie, skłonić mamę do podjęcia leczenia, jak trzeba, to i w szpitalu.
 Adamowi udało się zamienić poniedziałkowy dyżur na nockę, tym sposobem dysponował czasem i mógł zawieźć mamę do Białośliwia, a później obie panie do Pogórza. Tymczasem wypytywał teściową, co tam u Miłorzębów.
 – Jakoś sobie radzą, Szymon z ojcem przy robocie, a babcia z Anulką. Gorzej będzie, jak się robota w polu zacznie, a ona nie wróci z tego szpitala.
 – Czemu ma nie wrócić? Niedawno ciocia Jadwinia chwaliła Brygidkę, że nareszcie zaczęła jeść „ jak ludzie” A swoją drogą, to skąd u tak młodej dziewczyny takie zniszczone nerki?
 – 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

31 październik 2018r.  W życiu bywa różnie5       W             zasadzie nikt nie był jej teraz potrzebny, najtrudniejszy okres minął.   Agnieszka dostawała stypendium, były małżonek od czasu do czasu przypominał sobie, że ma troje dzieci i przysyłał parę złotych. Dzieciaki były na tyle samodzielne, że mogła brać dodatkowe dyżury i radziła sobie całkiem nieźle z utrzymaniem rodziny. Postanowiła, że nic w swoim życiu zmieniać nie będzie. Kończył się właśnie kolejny rok i Iwona umyśliła sobie, że urządzi u siebie składkowego Sylwestra - korzystając z tego, że babcia wzięła do siebie dzieci na przerwę świąteczną.   Dobrze wstawiona Bożka przyjęła pierścionek zaręczynowy od swego adoratora i starała się nie myśleć, co będzie jutro. Zaraz po północy przyszedł niespodziewanie nieproszony gość - Rysiek. Był trzeźwiutki i bardzo poważny. Złożył Iwonie życzenia, a później ukląkł przed nią i wyrzekł głośno -Pani Bożeno, ja panią kocham. Jest pani dla mnie najukochańsza, jedyna
7.03.2020r. Uparta miłość r.12[2]  Mszę ślubną przesunięto aż na godzinę dziewiętnastą, bo wchodziły pielgrzymki i dla nich głównie odprawiały się nabożeństwa.   W czasie trwania obrządków ślubnych   też weszło dwie grupy pielgrzymów- niewielka   kobiet w strojach góralskich i druga, większa = młodzieży z Rybnika.     Pani Melania od rana przyglądała się wchodzącym pielgrzymom.   Widok ludzi utrudzonych drogą, przemęczonych, zakurzonych – a tak bardzo szczęśliwych, wprawiał ją w stan zdumienia i wzruszenia.   Mijały godziny; jej mąż i inni z grona weselników, chodzili po mieście , krążyli wśród straganów z pamiątkami, a ona   siedziała w przedsionku Kaplicy Cudownego Obrazu i syciła oczy widokiem rozmodlonego tłumu. Jakaś siła trzymała ją w tym miejscu; a z sercem i duszą działo się coś dziwnego. Najpierw męczący rozgardiasz, a później coraz słodszy spokój i ukojenie.   -Panie Boże dziękuję ci, że tu jestem – szeptała wśród modlitwy   . Msza ślubna skończyła się i Młoda
16 września 2018r. Witajcie! Kolendra poprawia smak  potraw i przetworów. W wielu krajach stosuje się ziarna kolendry, jako lek - oczyszcza organizm, pomaga strawić tłuszcz, obniża cholesterol, działa przeciwbólowo, goi rany.                     Daj kurze grzędę... Panna Joasia była wyjątkowo urodziwa, przy tym niegłupia i z dobrej rodziny. Miejscowi kawalerowie nie mieli u niej żadnych szans – czekała na księcia z bajki. Pojawił się on niespodziewanie szybko. Dzięki funduszom unijnym ukończono nareszcie budowę nowej przychodni, przy niej dobudowano dom , żeby nowo zatrudniani lekarze mieli gdzie mieszkać.    No i kiedy w Ośrodku zaczął przyjmować młody, przystojny stomatolog, każdy wiedział, że to ktoś dla Joasi. Ona   też tak pomyślała. Wyleczyła wpierw zęby w sąsiednim miasteczku, potem dopiero poszła do miejscowego dentysty, niby do kontroli. Ten zachwycił się wpierw stanem uzębienia pięknej pacjentki, a później i nią samą. Do tego stopnia uległ jej czarowi, że za