Przejdź do głównej zawartości

 21.11.2020r.

 

 

 Uparta miłość 25[2]


  Renia też była chętna do pomocy; bywało że bawiąc się ze swymi dziećmi na podwórku, doglądała śpiące w wózku bliźniaki.. A wieczorem, gdy swoje pociech ułożyła spać, lubiła przyjść do Mirki pogadać.   Jednakże sąsiadkę zajmowały wyłącznie sprawy związane z maluchami, ile wypiły mlecza, albo, że nie chciały jeść. Poza tym Henryś pewnie ma zeza, a Jagusia nieraz dostaje dreszczy. 
 Gdy Renia z wielkim ożywieniem opowiadała o tym, że ten kierownik z budowy – Barański, na dobre zamieszkał w szkole u Baciarkowej; Mirka puściła to mimo uszu, podobnie jak inne nowiny ze szkoły, czy GS-u.   Mąż starał się przyjeżdżać na dwa trzy dni i bardzo chciał stanąć na wysokości zadania. Włączał się we wszystkie zajęcia przy maluchach; a jak już był wprowadzony we wszystkie niuanse – co które lubi, musiał wyjeżdżać.   Za tydzień okazywało się, że na przykład Jagusia już nie lubi, by ją mocno zawijać kocykiem, a Henryś zasypia tylko na rękach, nie we wózku. 
 W piękną słoneczną niedzielę majową, z samego rana, przyjechali rodzice z babcią Henią. Mirka wieszała za domem pieluszki i chcąc dokończyć zajecie, patrzyła na wysiadających z daleka. Mama wysiadła pierwsza. – Chyba jest faktycznie lepiej, wyraźnie przytyła i te ruchy, po dawnemu zamaszyste – myślała. Chwyciła wiaderko i pobiegła witać gości.
 Popołudnie było wręcz upalne, wylegli więc przed dom, usiedli w cieniu i bujając wózkami rozmawiali 
 -  Te wasze dzieciątka, to bladziutkie – zauważyła babcia – Nasza to już opalona na brąz. Brygidka wszędzie ją bierze: i do ogrodu, i do sklepu, nawet jak wiezie Szymkowi jedzenie na pole, bierze ją na rower.    

 -= Anulka nie musi być na słońcu, ona i bez tego ma śniadą cerę za matką. Brygidka urodziwa dziewczyna, wyszła z choroby i znowu błyszczy tą swoją urodą. Ładną mam bratową. – dodała mama.  
 – Co prawda, to prawda, zazdroszczą nam takiej synowej. Szymek motor kupił, ale tylko ze dwa razy pojeździł z żoną. Dziadek krzyczy.  – Mało było kłopotu? Chcesz ją przeziębić – mówi.  Mirka zrobiła oko do mamy, zachowały pełną powagę wysłuchując relacji babci do końca. 
 
– A jak robotna! W każdą sobotę to weźmie i wysprząta, pozmywa, podłogi wypastuje, aż pachnie. A jakie ciasta piecze!

  Pod wieczór tato z babcią odjechali, a mama została pomagać. Mirka jednakże drżała ze strachu, że takie schylanie, dźwiganie, nieustanne chodzenie może mamie zaszkodzić i od każdej roboty wręcz ją oganiała.
 – A co ty się tak trzęsiesz nade mną? – zapytała, gdy już ułożyły wykąpane i nakarmione maluchy do spania; trzeba było tylko delikatnie pobujać wózkiem. – Jakbym nie mogła, to bym się nie brała. Czuję się całkiem dobrze, sił mi przybyło, inaczej bym tu nie przyjeżdżała.
 – Te zioła tak pomogły?
 – Zioła owszem, ale przede wszystkim Pan Bóg! – no co tak patrzysz? Myśmy się tak nauczyli, że Bóg -  to niech sobie cicho siedzi w kościele; no nie? A życie niech się toczy po swojemu. A to tak nie jest. Pan Bóg jest tuż, tuż – trzeba tylko otworzyć czyste serce.
 -Tak wam powiedział ten ksiądz?
 - Że powiedział, to jeszcze nic – ja w to uwierzyłam! Powiedział : oddajcie Panu swoje strapienie i uwierzcie, że on ma moc zabrać to od was. I jak tak pomyślałam i zaufałam.
 – No skoro miał moc dać nam życie i to życie kiedyś zakończyć; to chyba i cierpienia może zabrać – rozważała Mirka .

  Gdy maluch posnęły, poszły wywiesić pranie. Majowy wieczór pachniał upojnie młodą zielenią, świeżymi brzozowymi liśćmi, wilgotną ziemią – wiosną!

        Czyż nie pięknie jest żyć, wciąż jeszcze żyć? – zapytała mama przytulając córkę.
 – O, tak. Dziękujmy Panu Bogu za wszystko – szepnęła Mirka  obejmując matkę.
 Nazajutrz, gdy Mirka krzątała się przy garnkach, mama, sadowiąc się na małym stołeczku, poczęła wyjmować z torby sprawunki.
  – Tu masz kocyki od Sabiny – podała córce spore zawiniątko. – Tam u nich na Śląsku wszystko dostaniesz i to takie lepsze, jak zagraniczne.
 – A co tam u niej słychać?
 – Sama Sabina wygląda, jak jaka aktorka. Włosy przyciemniła, modnie podcięła; do tego modny paltocik – było na co popatrzeć. Jednakże, jak opowiadała Krysi, z mężem znowu źle. Zamęcza ją zazdrością, bo Sabina sprzedaje teraz w kantynie oficerskiej. Coś więcej się dowiemy, jak Jasiek Grzelakowej u niej będzie. Już miał z nią jechać, lecz Krysia nie pozwoliła. Mają pół hektara buraków do obrobienia, a przyjdą żniwa, to obaj z dziadkiem pójdą do suszenia zboża. Zarobią i pszeniczki nanoszą, że ho, ho.
 U Grzelaków teraz się poprawiło, świniaków mają chyba pięć, do tego całe podwórko drobiu. A u nas puściutko; jak odstawiliśmy świniaki jesienią, tak już ojciec prosiąt nie chciał. Kurczaków z wylęgarni nie zamawiałam, najwyżej jak mi kura zakwocze, to nasadę. Parę królików i  kilka kurek, to całe nasze gospodarstwo..
  – Dojdziesz, mamo do lepszego zdrowia, to sobie przychowasz wszystkiego, jak dawniej. Chodź, pij te swoje ziółka, póki ciepłe.
  Siadły przy stole i rozmawiały, kogo zaprosić na chrzestnych
 .- Ja wybrałam Sabinę i Brygidkę, Adaś  proponuje Tomka  Bondosa i Stasia Dalszewskiego. 
 – Może być, tylko niechby Sabina trzymała Henia, bo nie daj Boże, jakby się dziewuszka miała wdać w chrzestną...
 – To się jeszcze zobaczy, chrzciny chcemy zrobić pod koniec czerwca, Liliana wyjedzie, góra będzie wolna, jakby ktoś chciał nocować. 

 Mąż przyjechał na całe trzy dni. Mirka uznała, że jest doskonała okazja, by nareszcie wyskoczyć do miasta. Były sprawy do załatwienia, zakupy trzeba było zrobić, no i troszkę odetchnąć.
  -  Dacie sobie radę, dzieciaki nakarmione, poprzewijane, wystarczy pokołysać i będą spały- rzekła Mirka w progu i czym prędzej pobiegła po rower, w obawie, by maluchy nie uderzyły w płacz; wtedy musiałaby wrócić. Teściowa z zięciem kolebali łagodnie wózkami i półgłosem rozmawiali.
 – Jak u mamy ze zdrowiem?
 – A dobrze, dziękować Bogu – odrzekła krótko i widać było, że nie chce drążyć tematu.
 – Pytam, bo przechodzę teraz na ginekologię i jakby mama chciała, to mógłbym załatwić, czy miejsce, czy też  badanie u dobrego specjalisty.
 – Nie, nie trzeba. Tam jest pewnie dosyć miejscowych chorych, po co komu głowę zawracać. I to już będzie ostatni oddział ta ginekologia?
 – Jeszcze płucny i koniec stażu. Już wszystkie oddziały obkolędowałem. Od września myślę zacząć pracę w szpitalu klinicznym na Polnej.
 – A na miejscu nie dałoby się czegoś załatwić?
  – Tu przyjmuje ogólny i pediatra, dla mnie być może wykroi się pół etatu, ale to nic pewnego.
  

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

31 październik 2018r.  W życiu bywa różnie5       W             zasadzie nikt nie był jej teraz potrzebny, najtrudniejszy okres minął.   Agnieszka dostawała stypendium, były małżonek od czasu do czasu przypominał sobie, że ma troje dzieci i przysyłał parę złotych. Dzieciaki były na tyle samodzielne, że mogła brać dodatkowe dyżury i radziła sobie całkiem nieźle z utrzymaniem rodziny. Postanowiła, że nic w swoim życiu zmieniać nie będzie. Kończył się właśnie kolejny rok i Iwona umyśliła sobie, że urządzi u siebie składkowego Sylwestra - korzystając z tego, że babcia wzięła do siebie dzieci na przerwę świąteczną.   Dobrze wstawiona Bożka przyjęła pierścionek zaręczynowy od swego adoratora i starała się nie myśleć, co będzie jutro. Zaraz po północy przyszedł niespodziewanie nieproszony gość - Rysiek. Był trzeźwiutki i bardzo poważny. Złożył Iwonie życzenia, a później ukląkł przed nią i wyrzekł głośno -Pani Bożeno, ja panią kocham. Jest pani dla mnie najukochańsza, jedyna
7.03.2020r. Uparta miłość r.12[2]  Mszę ślubną przesunięto aż na godzinę dziewiętnastą, bo wchodziły pielgrzymki i dla nich głównie odprawiały się nabożeństwa.   W czasie trwania obrządków ślubnych   też weszło dwie grupy pielgrzymów- niewielka   kobiet w strojach góralskich i druga, większa = młodzieży z Rybnika.     Pani Melania od rana przyglądała się wchodzącym pielgrzymom.   Widok ludzi utrudzonych drogą, przemęczonych, zakurzonych – a tak bardzo szczęśliwych, wprawiał ją w stan zdumienia i wzruszenia.   Mijały godziny; jej mąż i inni z grona weselników, chodzili po mieście , krążyli wśród straganów z pamiątkami, a ona   siedziała w przedsionku Kaplicy Cudownego Obrazu i syciła oczy widokiem rozmodlonego tłumu. Jakaś siła trzymała ją w tym miejscu; a z sercem i duszą działo się coś dziwnego. Najpierw męczący rozgardiasz, a później coraz słodszy spokój i ukojenie.   -Panie Boże dziękuję ci, że tu jestem – szeptała wśród modlitwy   . Msza ślubna skończyła się i Młoda
16 września 2018r. Witajcie! Kolendra poprawia smak  potraw i przetworów. W wielu krajach stosuje się ziarna kolendry, jako lek - oczyszcza organizm, pomaga strawić tłuszcz, obniża cholesterol, działa przeciwbólowo, goi rany.                     Daj kurze grzędę... Panna Joasia była wyjątkowo urodziwa, przy tym niegłupia i z dobrej rodziny. Miejscowi kawalerowie nie mieli u niej żadnych szans – czekała na księcia z bajki. Pojawił się on niespodziewanie szybko. Dzięki funduszom unijnym ukończono nareszcie budowę nowej przychodni, przy niej dobudowano dom , żeby nowo zatrudniani lekarze mieli gdzie mieszkać.    No i kiedy w Ośrodku zaczął przyjmować młody, przystojny stomatolog, każdy wiedział, że to ktoś dla Joasi. Ona   też tak pomyślała. Wyleczyła wpierw zęby w sąsiednim miasteczku, potem dopiero poszła do miejscowego dentysty, niby do kontroli. Ten zachwycił się wpierw stanem uzębienia pięknej pacjentki, a później i nią samą. Do tego stopnia uległ jej czarowi, że za