Przejdź do głównej zawartości

 5. 12 2020r.



Uparta miłość r.26 [1]



 

Chrzest odbył się podczas uroczystej sumy. Chrzestnymi Jagusi byli Sabina Bielak i Tomek Bondos, a Henia podawali Brygidka Miłorząb i Stasiu Dalszewski.
 Po wystawnym obiedzie goście wylegli przed dom, gdyż zbierało się na burzę i w mieszkaniu było bardzo duszno. Posiadali na czym kto mógł i rozprawiali głównie o polityce. Tomek nie mógł się nachwalić swego nowego szefa – Mieczysława Moczara Pan Piotr był sceptycznie nastawiony do tego polityka.

        Tomuś, ty jesteś jeszcze młody, przez to łatwowierny. Gdyby doszło do tego, że Moczar nastałby po Gomółce, to byśmy mieli państwo milicyjne. Byłoby więcej szpicli, jak przeciętnych zjadaczy chleba.
 Tomek jeszcze nie zdążył otworzyć ust, by bronić swoich racji, jak do dyskusji włączyła się Sabina.
 – Na Śląsku się mówi, że w razie czego, to Gierek stanie na czele Partii, z nim w Warszawie bardzo się liczą. Nic dziwnego, takiego postępu we wszystkim, jak jest u nas nie ma nigdzie!
  – A co wy tak obstawiacie stanowiska ?– włączył się Adam do dyskusji –póki co towarzysz Wiesław mocno się trzyma; Moskwa jest za nim, a jak jeszcze uda mu się doprowadzić do końca ten pakt z Niemcami, to będzie nie do ruszenia.
 – Coś musi być na rzeczy, bo u nas ci pół Niemcy, szwargoczą między sobą, że kto będzie chciał, będzie mógł wyjechać z Polski do swoich – dodała Sabina.
 – Gomółka i wrogów ma od groma, wiem coś o tym bośmy się ostatnio z Jarkiem trochę kręcili wśród polityków. Może Loga-Sowiński to go jeszcze szczerze popiera a reszta – ni cholery! – skonkludował Tomek, podszedł do Adama i szeptem się usprawiedliwiał, że już odjeżdża. Chciał bowiem jeszcze pojechać do Czarnkowa, do Liliany.
Przed wieczorem rozpadało się na dobre; Mirka zapraszała na podwieczorek, ale goście, jedni po drugich zaczęli się żegnać i odjeżdżać..  Babcia też pośpiesznie szykowała się do drogi, choć wcześniej zapowiedziała, że nocuje.
 – Dawaj Piotrek, dawaj – poganiała zięcia – jedziemy! Siano moknie, a wczoraj mówiłam – zwieziemy. Nigdy mnie nie słuchają!
 Poganiała syna, córkę i synową, jakby to mogło pomóc temu moknącemu sianu W końcu została tylko Sabina i starsi państwo Zalewscy. Oboje byli trochę niezdrowi, więc zaraz poszli się położyć.
 Dzieci zmęczone doznaniami w tym uroczystym dniu, posnęły bez kąpieli; Adam razem z nimi.
 Przyjaciółki dołączyły do kucharek, pomogły sprzątać ze stołów, a gdy te odjechały, poszły na górę pogadać.
 Deszcz szumiał za otwartym oknem a one wspominały dzieciństwo i młodość – wszystko, co razem przeżyły w Pogórzu.
 – Zobaczyłam ten  wasz ganek cały w kwiatach róż i dech mi zaparło. Na wsi byli tacy, co mówili, żeście kupili, jakąś ruinę do remontu – a tu taki dom! I te rzędy drzewek i porzeczek i te śliczne różyczki przy wjeździe... Powiodło ci  się w życiu, Mirka , nie ma co gadać! Dawniej, myślałam, że to ja jestem ta bystra, obrotna, że to ja będę samą śmietankę spijać.

         – A koło ciebie, pięknej, ta chuda, krzywa Mirka?
 – Nie, nigdy tak nie myślałam. Byłaś mądra i szczera i to mi się u ciebie podobało.  Każda poszła w swoją stronę, jak to w życiu. U mnie wciąż kiepsko. Byłam kurą domową wstydził się mnie. Poszłam między ludzi, dbam o siebie, znów nie tak. Nie było forsy – bieda; teraz na wszystko nas stać, a Julek wciąż niezadowolony. Teściowa w zasadzie trzyma moją stronę, ale to nic nie zmienia. Mamy sąsiada, były górnik. Stracił w robocie palce, za odszkodowanie kupił lokal i otwiera kawiarnię, mam wielką ochotę iść tam do pracy, tylko jak chłopa przekonać by mi pozwolił?
 – A kto zostaje z dziećmi, jak wy wciąż poza domem? 
 - Monisia od września idzie do szkoły, Boguś skończył pięć lat. Do babci się wozi. U nas z dojazdem nie ma problemu – masz podmiejski pociąg, albo tramwaj, lub też autobus; wszystkie miasta połączone, wszędzie dojedziesz. Babcia na emeryturze, nieraz zajrzy do sklepu do siostrzenicy, ale woli w domu. Kwiatuszki, ciasta, jakie chcesz, serweteczki – typowa Ślązaczka.
  Nazajutrz, z samego rana wyjechali starsi państwo Zalewscy, gdyż tato po obiedzie miał dyżur w szpitalu.  Po śniadaniu Mirka pakowała do kartonów naczynia, by je odwieźć do Praktycznej Pani; Adam z Sabiną siedzieli przed gankiem , delektowali się resztkami tortu i kołysali dzieci. Maluchy nie chciały spać, więc Adaś zaproponował dłuższy spacer, do samego miasta, tak, żeby gość zobaczył  w jak uroczym miejscu osiedli.
 Od Dalszewskich wyszli goście: Boguś z Alinką. Coś tam Renia wspominała, że szwagier pogodził się z byłą żoną i być może przyjadą w odwiedziny, ale zagonieni przed chrzcinami, zapomnieli o tych rewelacjach.

           

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

31 październik 2018r.  W życiu bywa różnie5       W             zasadzie nikt nie był jej teraz potrzebny, najtrudniejszy okres minął.   Agnieszka dostawała stypendium, były małżonek od czasu do czasu przypominał sobie, że ma troje dzieci i przysyłał parę złotych. Dzieciaki były na tyle samodzielne, że mogła brać dodatkowe dyżury i radziła sobie całkiem nieźle z utrzymaniem rodziny. Postanowiła, że nic w swoim życiu zmieniać nie będzie. Kończył się właśnie kolejny rok i Iwona umyśliła sobie, że urządzi u siebie składkowego Sylwestra - korzystając z tego, że babcia wzięła do siebie dzieci na przerwę świąteczną.   Dobrze wstawiona Bożka przyjęła pierścionek zaręczynowy od swego adoratora i starała się nie myśleć, co będzie jutro. Zaraz po północy przyszedł niespodziewanie nieproszony gość - Rysiek. Był trzeźwiutki i bardzo poważny. Złożył Iwonie życzenia, a później ukląkł przed nią i wyrzekł głośno -Pani Bożeno, ja panią kocham. Jest pani dla mnie najukochańsza, jedyna
6.01.2024r. Uparta miość .III r.6[2] Pani Pelagia, widząc, że Mirce wrócił spokój, siadła naprzeciwka i poczęła wykładać swoje racje. - Pani Aldona nawet połowy swoich sprzętów nie zabrała; kazała mi szukać kupca. Na co jej stare graty, przecież te Żaki, to bogacze - mają rzeźnię, prowadzą sklep mięsny, co im bida zrobi? - . Nasza Aldonka dobrze zrobiła, ze nie patrzyła, że ten Jakub gruby, że prostak - liczy się serce. Ona by pani wszystko darmo dała, tylko na co to dyrektorce? - Komu oddała klucze? - Jeszcze nikomu, ale , kochana, pomyśl, gdzie się pakujesz.Ja dobrze pamiętam Baciarkową; przemiła kobieta. Jeszcze szkoła nie była gotowa - oni zamieszkali. No i co? Może trzy może cztery lata i zmarniała. Baciarek - młody wdowiec uwijał się i w domu, bo było dwoje dzieci i w pracy. Szkołę wykończył, dzieci wykształcił i niestety rozm stracił. Pani już była, jak ta Wioletta tu nastała/? Zadręczyła chłopa. Kiedy go brakło, to takie Sodomy, Gomory tu wyprawiała, że strach! Na szczę