12. 12. 2020r.
Uparta miłość r.26 [2]
– zapomnieli o tych rewelacjach.
–
Elegancki, jak nigdy
dotąd, Boguś i równie szykowna Alinka podeszli do wózków, powdzięczyli się do
dzieci, później pogratulowali Adamowi pięknych pociech, następnie poszli do
mieszkania, do Mirki.
Sabina tymczasem uznała, że dzieciom
może być za chłodno, więc ojciec pobiegł po kocyki, właśnie, gdy goście
wychodzili. Obtulili dzieci i naradzali się, gdzie iść; a do mieszkania znów
weszła Alinka.
– Widocznie czegoś zapomniała –
zauważył Adam. Mirka też tak pomyślała widząc ją ponownie. Ta, nie bawiąc się w
żadne ceregiele , odezwała się ostrym tonem
– Pani Zalewska, pożyczyła pani od
męża dziesięć tysięcy, w jesieni będzie
trzy lata. Czy nie uważa pani, że czas najwyższy oddać pieniądze?! Mirka
zmieszana, zaskoczona otworzyła usta, by wykrzyczeć
-
Przecież pan Bogdan nie przyjął pierwszej raty, powiedział, że
przepłaciliśmy, że dopiero teraz widać, ile tu trzeba włożyć... Nie wyrzekła
ani słowa, gardło miała tak ściśnięte, że nie mogła
Boże drogi, oni dopiero się pogodzili, przecież go pogrążę, jak to
powiem – myślała
trwożnie. Alina jakiś czas patrzyła na drżące ręce Mirki , na niebezpiecznie
dzwoniące naczynia wkładane do kartonu po czym rzuciła na stół wizytówkę
i wyszła.
– Boże mój – myślała roztrzęsiona – Tak mi się
podobał ten brodaty marynarz, on też robił słodkie oczy, może na coś liczył? Ja
też liczyłam na jego sympatię i anulowanie długu, a nie potrzebnie. Trzeba było spłacić, choćby przez Staszka.
– Ale do stu diabłów, tak się nie robi! – i Mirka walnęła pięścią w stół, zupełnie ,
jak mama Lisowa. Sam mógł przyjść i pogadać. Bogu dzięki, że nikt nie słyszał.
Truchlejąc ze strachu, żeby
zniecierpliwieni czekaniem nie zwrócili się do Adama, rozmyślała dzień i noc,
skąd wziąć pieniądze. Zgnębiona, zwierzyła się kiedyś koleżance z pracy.
– Czym ty się martwisz, dziewczyno?!
Mam udziały w Banku Spółdzielczym, dostanę pożyczkę od zaraz, a ty będziesz
spłacała. Pasuje? .
Mirka wyciskała ją serdecznie. Co
innego skręcić z domowego budżetu niewielką sumę, a co innego dziesięć tysięcy
położyć na stół.
Adam skończył staż; dwa tygodnie
wypoczywał zajmując się dziećmi z prawdziwym upodobaniem.
Bobasy miały po pięć miesięcy i były
coraz chętniejsze do zabawy. A tatuś od września zaczynał pracę w szpitalu klinicznym w Poznaniu, a w piątki i
soboty miał przyjmować w Rostowie.
Żona była bardzo rada temu, , ze
każdego tygodnia już od czwartku będzie miała męża w domu. Przez tę historię z
Bogdanem nieco rozluźniły się kontakty z sąsiadami. Jakoś nigdy nie było czasu,
żeby pogadać. Wakacje dobiegały końca; wróciła Liliana, ale i ona była
zabiegana, wciąż się dokądś śpieszyła.
Któregoś wieczoru, gdy Adam pojechał do Poznania, niespodziewanie
przyszła Renia i z ciężkim westchnieniem opadła na krzesło.
– Czy coś się stało? – zapytała
zaniepokojona Mirka zajęta studzeniem butelek z kaszką pod kranem.
-Nakarmię z tobą maluchy i pogadamy –
odrzekła sąsiadka. Gdy dzieci posnęły na dobre, poszły do kuchni pogadać przy
herbacie.
– Byłam wczoraj z Maciusiem na grzybach i
wyobraź sobie omal nie naszłam na naszą Liliannę! Oboje z Barańskim, mocno
roznegliżowani, leżeli sobie pod brzózką. A przecież teraz po lesie chodzi
mnóstwo ludzi. Widziałam ich ja, mogło ich widzieć wielu. W lipcu, jak byliśmy
u wujostwa, ciocia, cała szczęśliwa, opowiadała, jak Tomek oświadczył się Lili.
I co ty na to, Mirusia? Przestrzec tego Tomka, czy wpierw z Lilianą
porozmawiać? Serce mi się kraje, gdy o tym przemiłym chłopaku pomyślę. Może nie
jest z tych najprzystojniejszych, ale to prawy, dobry człowiek A ta małpa go
oszukuje. Stasiu, póki co, nic nie wie, tobie pierwszej to mówię.
– Najwidoczniej stęskniła się przez
wakacje – rzekła Mirka z sarkazmem.- Myślę, że wpierw trzeba pogadać z Lilą.
Adam, jeśli chodzi o nią nie ma skrupułów; powiem mu i on to załatwi. A jeśli
nie pomoże, to powiemy Tomkowi.
I czekały Adama i jego zdania w tej
sprawie. Okazało się, że życie napisało swój scenariusz . Po uroczystej
akademii rozpoczynającej rok szkolny, część grona pedagogicznego poszła na
wspólny obiad i kieliszek wina do miejscowej gospody. W czasie tegoż obiadu
doszło najpierw do gwałtownej wymiany zdań między panią Baciarkową a Lilianą;
po czym panie przeszły od słów do czynów. Pobiły się tak, że Baciarkową ze
złamanym nosem zabrało pogotowie. Były też straty materialne w postaci
potłuczonych naczyń i dwóch lamp. Interweniowali najpierw koleżanki i koledzy,
a później przyjechała milicja. Obie panie zostały zawieszone od wykonywania obowiązków do wyjaśnienia
sprawy. Sam Stasiu Dalszewski – kierownik szkoły bądź , co bądź i do tego
krewny Liliany – tego zajścia omal nie przypłacił atakiem serca.
– Nie ważne, co ustali komisja
dyscyplinarna, ja Lilki nie chce widzieć na oczy! Sam wystąpię o zwolnienie
dyscyplinarne – postanowił. Lila, opuchnięta i podrapana nie pokazywała się
przez tydzień, a kiedy już zeszła, oznajmiła gospodyni, ze następnego dnia
wyprowadza się.
-
Komentarze
Prześlij komentarz