2.01.2021r.
Uparta miłość r.26 [4]
-
. A co się
stało?
– Ona pisze, a nie Przemek, bo on ma
poharatane obie dłonie! Pojechał z wojskiem na poligon. Był wypadek, wybuchł
pocisk; kiedy Przemek śpieszył z pomocą nastąpił drugi wybuch. Jeden żołnierz
wciąż walczy o życie, drugi stracił stopę, a Przemek ma uszkodzone ręce. I Adam
czytał dalej.
- – To już prawie miesiąc od tego nieszczęścia. Przemek prosi, bym przyjechał. Co on sobie pomyśli, ze nawet się nie odezwałem. Zastanawiał się chwilę zgnębiony i rzekł
-
– Wiesz co, zaproponuję kolegom, że wezmę za
nich dyżury w Święta i w Sylwestra, żeby mi dali teraz wolne. I pojadę.
– Pokaż im ten list, że nie zmyślasz –
poradziła. W połowie grudnia Adamowi udało się załatwić krótki urlop i pojechał
do przyjaciela. Dopiero teraz Mirka przekonała się, jak wiele znaczyła pomoc
męża
-
, a nawet sama obecność. A tu trzeba było
przygotować dom do świąt, porobić zakupy, dopilnować dzieci; do tego praca w
dwóch miejscach! Kładła się spać koło północy i zrywała skoro świt. Któregoś
wieczoru, gdy ślęczała w kuchni nad sprawdzianami, podkręciła ściszone radio i
zdrętwiała. Spiker donosił, że Wybrzeżu doszło do demonstracji stoczniowców
protestujących przeciwko podwyżkom cen.
Rano wysłuchała wiadomości, że
Władysław Gomółka ze względów zdrowotnych nie pełni już funkcji pierwszego
sekretarza PZPR.. Wichrzyciele porządku
publicznego demonstrują na terenie
Trójmiasta i w Szczecinie. W biurze koledzy dzielili się tym, co usłyszeli w
radiu Wolna Europa. Załoga stoczni gdańskiej demonstrowała pod gmachem Partii,
padły strzały, są ofiary.
– Dlaczego on nie dzwoni – myślała
trwożnie - przecież musi wiedzieć, że
się martwię?!
Teściowie też nic nie wiedzieli i też
bardzo się niepokoili. Rozmawiała z ojcem, powiedział, że jeśli tylko drogi
będą przejezdne; przyjadą, by ją pocieszyć i wesprzeć. Na dwa dni przed Wigilią,
pod dom podjechała taksówka, ż trudem wygramoliła się z niej Alinka; miała nogę w gipsie.
Na przywitanie powiedziała, że mąż na
morzu, a ona potrzebuje opieki. Późnym wieczorem przybiegła Renia z nowinami:
W Gdańsku trwają starcia ludności z
milicją; do tego bandy chuliganów napadają na sklepy i rabują. Właśnie, gdy
Alina broniła swego sklepiku, została popchnięta, upadła i kość pękła. Szpitale
przepełnione są rannymi.
Nigdzie nie można się dodzwonić –
nałożyli jakąś blokadę telekomunikacyjną. Mirka słuchała tego blada, jak
papier, ale choć wieści były straszne – troszkę jej ulżyło:
Może nic się nie stało, tylko Adam nie
może się dodzwonić? Ale nastał nowy dzień i przyniósł jeszcze większy niepokój
i zgryzotę. _ Przecież jutro Wigilia – mówiła sobie – on musi być na dyżurze.
Jeśli nic by się nie stało , to by przyjechał przed tymi wszystkimi dniami,
kiedy będzie w pracy. Nie zrobiłby tego mnie i dzieciom, żeby do domu nie
zajrzeć. Strach o męża paraliżował, odbierał siły, a tu trzeba było iść do
roboty. W Wigilię biura pracowały tylko do południa, mimo to współpracownicy
wysyłali Mirkę do domu; żal było na nią patrzeć. Po bezsennej nocy ledwo
trzymała się na nogach.
I wtedy zadzwonił telefon! Dzwonił
Adam, że jest w Poznaniu, ze pracuje, ale jechać musiał pociągiem, bo mu
podpalono samochód. Inne, stojące obok spłonęły, a jego nawet bardzo nie
ucierpiał, ale jechać się nie dało. Mirka chciała o coś pytać, nie mogła jednak
wydobyć głosu. Stający obok ukradkiem
ocierali łzy wzruszenia, jakby ten Adam był ich bratem, czy krewnym.
W domu czekali już starsi państwo
Zalewscy. Wiedzieli o wszystkim już od rana. Ojciec nawet chciał jechać do
Szczecina przyholować samochód, ale matka nie pozwoliła.
– Dobrze, że Adamowi nic się nie stało.
Samochód na razie zaciągnęli do pana Andrzeja, po Świętach się pojedzie i
zobaczy, czy warto naprawiać – rozważał ojciec piastując bliźniaki.
Mirka
skoczyła znosić potrawy z kuchni, siadła przy stole i zanim zaczęli
wieczerzę, rzekła:
- Boże kochany, święta się zaczynają, a
ile ludzi w kraju teraz gorzko płacze.
– Myślę, że milicja uszanuje świąteczny
czas i już nic złego się nie zdarzy. Zresztą Gierek już wszystko trzyma w
swoich rękach uspokajał ojciec.
– Żeby tylko Ruscy się nie wtrącili,
jak on tak zacznie po swojemu rządzić. Pamiętam 56 rok, wkroczenie armii
radzieckiej wisiało na włosku – odezwała się mama Zalewska - No ale dziś świętujemy Bogu dzięki w
spokoju, pomódlmy się by tak zostało.
Przez pierwszy dzień Świąt wypatrywali
gości z Pogórza, ci zjechali dopiero w drugi dzień przed obiadem, choć tato
zapowiadał, że przyjadą na Wigilię. Okazało się, że dziadek Zyguś rozchorował
się; babcia została sama z robotą, bo Brygidka z Szymkiem od paru dni gościli u
Grzelakowej.
– Pomagaliśmy przy obrządkach i przy
chorym, innej rady nie było. No ale dziś wieczorem młodzi wracają, wiec
mogliśmy przyjechać do was - opowiadała
mama Lisowa rozpakowując torby z prezentami. Gospodyni pośpiesznie szykowała
świąteczny obiad, babcie niańczyły wnuki
, a panowie rozprawili o polityce, jak wszyscy w ten gorący czas.
– Moim zdaniem dobrze, ze coś się
nareszcie ruszyło. U nas w majątku to już takie dziadostwo nastało, że strach.
Nastał nowy kierownik, co z tego, jak go zwierzchnicy krępują, ze niewiele może
zmienić. Albo wziąć okolicznych rolników, ci tylko kombinują aby się wywiązać z
obowiązujących dostaw – a chałupy im się walą, a na jakąś nową maszynę ich
wciąż nie stać. No gdzie tu postęp?- wyłuszczał swoje racje Lis.
– Dobrze że się ruszyło, tylko
niedobrze, że takim kosztem – odrzekł doktor – gdy na ulicę wychodzi tłum,
tragedia wisi w powietrzu. Robotnicy, owszem idą swoim torem, a drugim cała
hałastra zbirów, chuliganów i złodziei. Wczoraj robiłem opatrunek sąsiadce,
dobrze nie uderzyła głową o bruk , gdy broniła przed napaścią swego sklepu.
Adamowi podpalili samochód – przecież to nie robotnicy tak walczą. Lepiej, by
było, by siedli do rozmów, nie demonstrowali.
– No mówiła nam córka, o tym
wszystkim. Dobrze, że on cały i zdrowy! Tym sposobem rządzący są spaleni, muszą
przyjść nowi, mądrzejsi i lepsi.
– Są spaleni, jak te ich gmachy! Adam
mówił, że w Szczecinie niewiele zostało z siedziby PZPR.
– Może ten Jaroszewicz podreperuje
gospodarkę. To frontowiec, a tacy potrafią rządzić; jak choćby pana szwagier.
– No właśnie a co u nich? – ale tato
Lis nie zdążył odpowiedzieć, bo czekał świąteczny obiad.
W Sylwestra Adam znów był w pracy.
Mirka nie miała ochoty na wizytę u sąsiadów. Siedziała z dziećmi i oglądała
telewizję. Nastawał rok pełen nadziei, na lepsze. Przemówienie noworoczne
Edwarda Gierka napełniło serca Polaków nadzieją i wiarą w sukces. Wiele razy
przedtem słuchali podobnych obietnic – teraz jednakże zaufali!
–
Świetne opowiadanie! Zapraszam także na bloga, który prowadzę z przyjaciółkami :)
OdpowiedzUsuń