27.02.2021r
Uparta miłość tII r.3 [1]
.Mirka radziła , by i on korzystając
z ciszy i spokoju w domu, starał się odpocząć – ale nie dało się Terminy goniły
– samo skompletowanie brakujących dokumentów w staraniach o stypendium. zajęło
mu tydzień. Jednakże wszyscy, którzy papiery przeglądali, wyrażali opinię, że
jest pewnym kandydatem.
Wrócił z wczasów wujek z ciocią i
wkrótce okazało się, że pod wspólnym dachem jest ciężko i nieprzyjemnie. Adam
rozważał, czy się nie wyprowadzić. Powstrzymywała go obawa, że taki krok obudzi
podejrzenia u rodziny, postanowił
zaczekać.
Unikał skrzętnie
Ani, lecz po jakimś czasie zorientował się, że to ona go unika! – Pewnie kogoś
ma – myślał – no i dobrze, wszystko rozwiąże się bez mego udziału.
Jednakże myślenie o tym sprawiało mu ból. Pragnął gorąco wyjechać,
odpocząć od rozpamiętywania..
Teraz najlepiej było w domu; z wielką
radością witał żonę i dzieci, gdy ich pan Piotr przywiózł. Okazało się, że po
drodze zajechali do Białośliwia, do babci. Słuchał, jak u nich teraz miło i
rodzinnie i bił się w piersi i poprzysięgał sobie, że nigdy nie będzie się
wdawał w żadne romanse, byle tylko wszystko ucichło i w jego rodzinie też
zapanowała harmonia.
Niby już było
dobrze, a tu nowa zgryzota – w domu wujostwa, wśród stosu gazet znalazł kopertę
adresowaną ojca ręką do Bondosów. Zdrętwiał! O czym i po co ojciec pisał do
wujostwa?
A starsi państwo Zalewscy dziękowali
wujkowi i cioci za rodzicielską troskę o syna. Podkreślali kilkakrotnie, że co
było, to na szczęście minęło. Bardzo prosili, by nie komentować tego, ani
teraz, ani w przyszłości; w szczególności przy Mirusi i Lisach. Zapraszali na
kolejne odwiedziny niczym już nie zakłócone. Obiecywali zawieźć do Szczecina i
nad morze. Mama chwaliła piękny wystrój mieszkania i wspaniałe wyposażenie kuchni.
Bondosowie odpisali
w równie miłym tonie. Wcześniej zamierzali wypowiedzieć Adamowi lokum, teraz
nie śmieli tego zrobić.
– Więcej go nie ma, jak jest; do tego
chodzi, jak kot po gorącej blasze, aż mi go żal – przedstawiała mężowi zmianę
frontu ciocia Jadwinia.
– Jak tu powiedzieć, że chłopaki
się żenią, skoro się nie żenią. No i
jak tu się brać za remont, kiedy na wczasach mocno przekroczyliśmy limit –
wtórował wujek – niech jeszcze mieszka. – Jarek z Tomkiem mają wrócić przed
samym Świętem Odrodzenia z jakąś delegacją radziecką; trzeba by pomyśleć o
lepszym obiedzie , może zechcą kogoś zaprosić – rozważała ciocia.
–
A co, pisali coś o tym?
– No tak napomykali – odrzekła z
tajemniczym uśmiechem.
W połowie lipca nastały takie upały, że
dopiero pod wieczór można było wyjść
czy to do ogrodu, czy na spacer. W taki czas Zalewscy brali dzieci do wózka i
szli w stronę Rąbina. To była ich ulubiona droga, o tej porze napełniona
cudowną wonią nagrzanych słońcem drzew. Z jednej strony bowiem miało się stary
bór sosnowy, a drugiej brzozowe zagajniki. Dzieci przeważnie wytrzymywały do
pierwszej górki, później błogo zasypiały. Można było porozmawiać. Mirka żyła
jeszcze sprawami Pogórza, a Adam wolał słuchać, niż mówić o tym, co u niego.
– Nie było by tak udanego pobytu,
gdyby nie to , że mama nareszcie jest zdrowa.
Bogu dzięki wróciły jej siły, ale prawie nie szyje.
– Zdążyłem zauważyć, że jest dobrze,
energia ją rozpiera, co widać też po tym, że buzia jej się nie zamyka –
przytaknął nie bez odrobiny złośliwości.
– Tato też jej to wytyka, ale patrzy w
nią, jak w obrazek, na nowo zakochany i szczęśliwy. Wyobraź sobie, że wymogła na ojcu, by zadzwonił do Markowskiego i
przez niego sprowadził Justynę Dudkowską! A kiedy już się dziewczyna pokazała,
wzięła sobie do pomocy Fabisiakową i dalejże obu panienkom – Justynie i Werce
Przemawiać do rozumu: -Matki nie ma, to waszym obowiązkiem jest zająć się
młodszym rodzeństwem. Czyż Alka was nie pomagała wychować?
– A Dudkowskiej znowu nie ma?
– Nie było, aż milicja przyjeżdżała,
ale nie było się czego czepić, bo dziewczyny wzięły rodzeństwo do siebie.
– Myślę, ze tę kobietę trzeba by
leczyć, te liczne porody podkopały jej zdrowie psychiczne, jest zupełnie
wyjałowiona z uczuć
- Musiało być kobiecie ciężko z taką
gromadą; pamiętam, że ledwo które podrosło i nauczyło się dobrze chodzić, już
szło do obory, do ojca i tam się pałętało.
–
Komentarze
Prześlij komentarz