15.05.2021r.
Upaerta miłość t.II r.6 [1]
Zima wciąż była
łagodna, choć styczeń dobiegał końca. Adam, po naradach ze Stasiem, zaprosił
inżyniera Barańskiego, by obejrzał plac i zaprojektował budynek gospodarczy.
Trzeba też było pozałatwiać formalności w urzędach; jeśli prace miałyby ruszyć
wiosną – nie było na co czekać.
Dzień był dosyć ciepły, choć mglisty;
obie rodziny towarzyszyły panu inżynierowi radząc gdzie i jaki obiekt ma
powstać. Adam przynaglał, by nie tracić czasu na dywagacje, a ustalać konkrety.
Czas uciekał, a on musiał jechać do Poznania, gdyż szedł na nocny dyżur.
Odwołał też zaraz żonę na bok i poprosił, by spakowała mu co trzeba. Mirka
uwinęła się z robotą, przygotowała też posiłek, by przed wyjazdem coś zjadł.
Właśnie biegła, by męża przywołać, gdy drzwi się otworzyły, wszedł pan Barański
a za nim Adam.
– A dzieci gdzie?
– Renia zaprosiła je na urodziny
Maciusia. Synek miał pretensje do rodziców, że zapomnieli; a w przedszkolu to
mu „Sto lat” śpiewali! – relacjonował Adam sadzając gościa przy stole; żona
zaraz zrobiła mu kawę, a męża przynaglała, by zjadł posiłek.
– No to Renia wymyśliła, że weźmie całą
czwórkę do cukierni. Będzie szybko i bez kłopotu. Ja ich podwiozę, a Stasiu
uwinie się z obrządkami i towarzystwo przywiezie
– Nie mogą jechać w tych brudnych ubrankach!
- i mamuśka zabrała, co potrzeba i pobiegła do sąsiadów.
.Po kwadransie całe towarzystwo
sadowiło się w samochodzie; Mirka życzyła miłego świętowania i pośpiesznie
wróciła, by dotrzymać towarzystwa gościowi. Mąż na odchodne polecił, by
ustaliła z inżynierem, jaką chce mieć tę kuchnię letnią i pobiegł, bo mali
pasażerowie niecierpliwili się.
Gdy Adam wyszedł, twarz pana Błażeja,
jak za dotknięciem różdżki, przybrała inny wyraz. Wpatrywał się w gospodynię
powłóczystym spojrzeniem, a na przemyślnie ułożonych wargach pojawił się
zmysłowy uśmieszek. Mirka obrzuciła go zimnym spojrzeniem i przystąpiła do
rzeczy. Starannie narysowała rzut garażu, podręcznego magazynka i letniej
kuchni.
– O takim czymś nie było mowy –
zauważył – trzeba poprowadzić przewód kominowy, a to podwyższy koszta. Przy tym
głównie patrzył na jej figurę, a nie na rysunek.
– Nie szkodzi, proszę tak
zaprojektować, jak pan tu widzi.
Pan inżynier,
widząc, ze jego urok osobisty jakoś nie działa, zaczął z innej beczki.
– Może pani jest zorientowana, czy pani
Liliana nadal mieszka na Dworskiej? To bodajże jest dzielnica Wilczy Młyn?
– Pani Liliana Bondos mieszka teraz z
mężem w Warszawie, proszę pana. - odrzekła Mirka takim tonem, że uśmiech
całkiem zniknął z twarzy pana Barańskiego. Jakiś czas milczał kreśląc coś w
notesie, po czym wstał i przybierając oficjalną pozę zapytał:
- Czy państwo zamierzacie wpłacić jakąś
zaliczkę na poczet przyszłych kosztów?
– Być może, ale nie wiem, co uzgodnił
mąż z panem Dalszewskim. Proszę przejść do sąsiada i zapytać – odrzekła
otwierając przed gościem drzwi. Gdy gość wyszedł rzekła głośno – Co za nędzna
kreatura! By go diabli wzięli! Otworzyła okno, gdyż nawet woń jego wody
kolońskiej irytowała ją.
–
I co on mi chciał zasugerować, że bywał u Liliany w Poznaniu?!
A to łajdak, Niech go czort porwie!!
Było już koło siódmej, gdy Stasiu
przywiózł rozbrykane towarzystwo. Renia przyprowadziła bliźniaki i zmęczona
opadła na krzesło. Mirka postawiła przed nią talerz z sałatką, kazała sobie
zrobić herbaty i poszła zająć się maluchami. Gdy już grzecznie poszły spać z
butlami kaszki i ona siadła do kolacji.
- Najchętniej już bym się
położyła, nawet w ubraniu – poskarżyła
się.
– A nie możesz? Stasiu już pewnie
położył dzieci spać.
– Barański się rozsiadł i nie wiadomo,
kiedy pójdzie, Krępuje mnie jego obecność , ale trzeba przyznać, że jest
pioruńsko przystojny, Te oczy... Widziałaś? Zielone, jak u kota. Piękne usta.
Jak patrzy, to jakby cię oczyma rozbierał.
Oczywiście nie mnie, w tym stanie, tak ogólnie mówię.
– Mnie się nie podobają tacy panowie,
choćby mieli nie wiem jak urodziwe twarze. Zła jestem na Adama, że nie poszukał
kogoś innego. Będziemy go tu mieli na głowie nie raz!
–Oj, Mireczko, twój gniew coś za mocno
kipi, czy aby czegoś pod nim nie ukrywasz? – Zażartowała Renia zbierając się do
wyjścia.
– Ale wymyśliła! – śmiała się Mirka
przytulając przyjaciółkę – Dzięki , kochana za wszystko. Dobranoc. Nie patrz na
nikogo, w końcu jesteś u siebie. Możesz temu panu pokazać zegarek
Budowa wymagała częstej obecności pana Błażeja, ale raz źle przyjęty, unikał pani Zalewskiej. Czekał na doktora, albo załatwiał sprawy ze Stasiem.
Wyglądało na to, że zima się kończy- mimo, że to był koniec lutego. Było tak ciepło, że udało się zalać fundamenty! Dalszewscy żyli z jednej pensji, toteż finansowanie przejęli Zalewscy. Za to sąsiad znalazł majstrów i po powrocie ze szkoły, razem z nimi pracował. Któregoś wyjątkowo pogodnego popołudnia Mirka spacerowała z bliźniakami w pobliżu budowy. Przy murze uwijał się człowiek, który kogoś jej przypominał. Podeszła bliżej, murarz uchylił kapelusza.
– Dzień dobry pani doktorowej! Jak dobrze pójdzie, to na Wielkanoc będzie pani mogła gospodarzyć w swojej letniej kuchni. Sam przywiozę i zamontuję westfalkę; wszystko będzie na glans!
– Powitać pana Walentego! Nie wiedziałam, że pan u nas pracuje [ Chciała powiedzieć- że pan już nie siedzi]
– Będzie miesiąc, jak wyszedłem z mamra. Spotkałem Alka, mówi, że Jędrzejewski raz przychodzi, raz – nie i żebym dołączył na jego miejsce. No to się stawiłem. Dalszewski kazał robić, i się pracuje! – odkrzyknął zabierając się do układania cegieł.
Był ogolony, w czystym roboczym ubraniu. Do tego jaśniał niezwykłą u niego pogodą. Pozytywny wpływ więzienia?
Komentarze
Prześlij komentarz