8.05. 2021r.
Uparta miłość r.5 [3]
Starsi państwo Zalewscy ponowili zaproszenie i młodzi postanowili spędzić z nimi Sylwestra i
Nowy Rok. Na widok mamy Zalewskiej, witającej ich w progu stanęli zdumieni.
Pani Marynia bardzo wyszczuplała i
wysubtelniała, a że wraz z tym przyszła poprawa zdrowia – promieniała radością.
Później spostrzegli, że to radosne ożywienie, to głównie na skutek tego, że
tato wodził za nią zachwyconym spojrzeniem. Adam nie pamiętał, by tato był aż
tak żoną zajęty.
W ciągu tych trzech dnie, jakie tam
spędzili, jakoś się tak składało, że tato bawił się z wnukami, mamie wciąż było
mało pogaduszek z synową, a Adam przesiadywał sam z książką, lub gazetą. Nigdy
wcześniej tak nie bywało – w tym domu od zawsze syn był oczkiem w głowie. Teraz
nie miał śmiałości narzucać swojej osoby ani matce, ani ojcu. Dopiero, gdy
odjeżdżali, poczuł ciepło rodzicielskiej miłości. Wystarczyło, by wspomniał, że
zamierzają spędzić urlop na Węgrzech, już pośpieszyli z obietnicą pomocy. Mama
zaofiarowała się do opieki nad dziećmi, tato zaproponował pożyczkę na kupno
nowego samochodu. Gdy sadowili się w aucie Adam postukał obcasem w oponę i
rzekł;
-
Jeszcze się garbusina trzyma, a forsa by się przydała na
budynek gospodarczy. Mam nadzieję, że tato nie zmieni zdania? - i objął ojca serdecznie. Po drodze zajechali do Białośliwia, do Miłorzębów. Dziadek krzątał się przy wieczornych
obrządkach, Anulka dreptała za nim krok w krok. Szymek wyjrzał z obórki,
nakazał gościom poczekać w mieszkaniu, aż skończą pracę i wrócił do zadawania
paszy krowom. Babcia wyszła witać,
zapytali o Brygidkę.
– Dopiero co wyszła na zebranie KGW.
Żebym wiedziała, że przyjedziecie, to by nie poszła, a tak, to ją wysłałam;
niech się wciąga. No bo tak – jedne kobiety chcą jakąś wycieczkę, a inne są za
tym, żeby dokupić naczyń, bo brakuje, jak ludzie wypożyczają na przyjęcia. Do
tego ksiądz wikary się wprosił, chce namawiać kobiety do chóru kościelnego Ona młoda, nich radzi z
innymi, ja się już dosyć nadziałałam.
Babcia zakrzątnęła się przy kolacji,
Adam wyszedł do gospodarzy., ale
wkrótce wrócił z płaczącą Anulką na rękach. Mała karmiła z dziadkiem króliki i
niegrzeczna królica podrapała jej rączkę. Babcia przytuliła wnuczkę, podeszli
też Jagusia i Henio – objęła całą trójkę.
– Panu Bogu podziękować piękne mam
wnuki i piękne prawnuczęta – niech zdrowo rosną!
– No faktycznie, wnuków trochę babcia
ma i dużych i małych. A jak tam wesele – zapytał Adam pałaszując kanapki z
domową szyneczką.
– Pięknie było! Brygidka to nawet
widziała zdjęcie Młodych w jakiejś gazecie. Jedzenia, przybrania, kwiatów, że
świat nie widział! Jedno, co mi się nie podobało, to fakt, że chociaż muzykanci wyłazili ze skóry, to goście jakoś nie
hulali. Trochę dzieciaki poskakały, trochę młodzież, ale żeby tak, jak u nas
koszyczki , kółeczka, korowody, pociągi, cudaczki – to nic!
– Jak to, Młodzi też nie tańczyli? –
zainteresowała się Mirka.
– E tam, raz, czy dwa i to wszystko.
Jeszcze tak powoluśku, nóżka za nóżką. Nie
wiem, czy u nich taka moda, czy Młoda źle się czuła. Ale wyglądać , to
wyglądała prześlicznie. Mówię wam, jak lalka! Ta Rosjanka, Tatiana przywiozła
jej suknię ślubną. Jasny róż, do tego białe koronki, bieluśkie guziczki i biały welon. Było na co popatrzeć.
– Jak tam nasi się bawili?
– Tak, jak wszyscy – pojedli popili i
po północy poszli spać do hotelu. Ale kochany, twoja teściowa przyjechała w
nowiutkim futrze! A jak! . Widać dobrze im się powodzi. Narzekali na tego
nowego kierownika, a on dba o załogę,
że mają na wszystko. Zięciu z Tatianą ,
widziałam, politykował, aż Jarek był zły.
Nareszcie przyszedł Szymon z ojcem. Babcia zajęła się mlekiem z wieczornego
udoju, a oni obmyli się i zasiedli do stołu. Miło się gwarzyło, lecz zrobiło
się późno. Dzieci były senne i marudne.
Czas ruszać w drogę..
- Śniegu, jak na lekarstwo. Mróz
słabiutki, drogi czarne. Zajedziecie spokojnie. Posiedźcie jeszcze. – prosił dziadek.
-
– To wszystko prawda
i posiedziałoby się z miłą chęcią, ale przede mną jeszcze droga do Poznania.
Wysadzę moich i ruszam. Jutro skoro świt muszę być na dyżurze.
– O, widzisz Zyguś, może by Ci Adam
przepisał jakie lekarstwo na te twoje krzyże. Weź go doktorku kochany do
pokoju, nich ci powie co i jak. A ja tu coś zapakuję na drogę.
- – No to lecę po moją torbę lekarską do samochodu – Adam ruszył do drzwi , a za nim Szymon z pełną miską dla psów.
– Co tak wyglądasz na drogę, psy pouciekał?– Patrzę, bo moja już powinna wrócić z tego zebrania. Mielibyśmy z tobą, Adaś do pogadania. Adam stanął na schodach, Szymek szeptem wyjawił w czym rzecz.
– Brygida boi się drugiego dziecka. Mówi, że teraz już się śmierci nie wywinie. Musiałbyś jej kiedyś przemówić do rozumu. Szkoda, że dziś jej niema, a wy się śpieszycie.
– Pomaleńku, wszystko się ułoży. Póki co Anulka jeszcze potrzebuje opieki. A z Brygidą pogadam; może byście do nas wpadli
Komentarze
Prześlij komentarz