Przejdź do głównej zawartości

 31.07.2021r

 

 

Uparta miłość t.II r.9 [1]

 

 

 

W monotonnym kołysaniu pociągu napływały wspomnienia. Były dla Adama rozkosznie miłe. Namiętne spojrzenia Elwiry, która chciała tańczyć jeszcze i jeszcze, albo pełne piersi Angeliki, mocno przytulone i piękne usta tuż, tuż.

 No i ta Rosjanka, trochę wstawiona, która mu szeptała do ucha numer pokoju- 124
 – Zapamiętaj i przyjdź! Wszystko to mile łechtało jego męską próżność i byłby się zatopił we wspomnieniach, gdyby nie duchowa nieobecność jego Mireczki. Zapatrzona w mijane pejzaże, uśmiechała się do jakichś swoich myśli , przeżyć i zdawała się nie dostrzegać go.
 To mąciło spokój, to nie pozwalało się rozmarzyć. Po raz nie wiadomo który przekonał się, że tylko ona jest ważna. Od jej niezachwianej, stałej wierności, jak od skały można się ewentualnie odbić na mały skok w bok A jakby się ta skała miała okazać grząskim gruntem? Taka moja, bliska, swoja, a jednak nieznana, tajemnicza. Ach!
 Ta Mirka !– wciąż frapująca, pociągająca i wciąż do zdobywania! Diabli z tamtym wszystkim. Ważne jest to, do jakich swoich wspomnień tak się uśmiecha Co przeżyła, o czym nie wiem? Wyciągnął rękę, a ona, choć zdawała się drzemać, ścisnęła ją i ułożyła na swoich kolanach. Czy tylko ja jestem ważny? Widać takie same wnioski wyciągnęli delektując się wspomnieniami, bo Adam objął żonę a ona ułożyła mu głowę na ramieniu i tak dalej podróżowali.
  W domu wszystko zdawało się oczekiwać powrotu gospodarzy. Młode drzewka czereśni i wiśni stały obwieszone dojrzałymi owocami; agrest zdążył pożółknąć od nadmiary słodyczy. Tylko czarne porzeczki Renia musiała oberwać, bo sypały się na potęgę.
 – Trzeba było ze wszystkiego korzystać do woli. Widzę, żeście tu pielili i podlewali, coś się przecież za to należy – rzekła Mirka przygarniając chrześniaczkę Kasię, która nie odstępowała jej na krok.
 Siedzieli na ganku u Dalszewskich przy wspólnej kolacji. Sąsiedzi chłonęli opowieść o pięknym Budapeszcie, jak baśń o fantastycznej krainie.
 – A zdarzyło się, żeby ktoś wspominał jeszcze krwawą interwencję radziecką z 1956 roku? – zapytał Stasiu.
  -Ależ skąd!  W naszym pensjonacie była grupa Rosjan, byli traktowani bardzo dobrze, bez cienia jakichś animozji – odrzekł Adam sięgając po następną garść czereśni.
 – No tak, Janos Kadar, to bliski i oddany przyjaciel przywódców radzieckich! Jakże mogło by być inaczej! – zakpił Stasiu.
 – Ty się z takim czymś nie rozpędzaj i patrz z czego masz chleb! – zganiła zapędy polityczne męża Renia. Panowie jednakże chcieli jeszcze popolitykować, więc ruszyli na obchód posesji; dzieciaki podreptały za nimi. Gospodyni przysiadła obok Mirki, podziwiała w blasku zachodzącego słońca piękną opaleniznę i koronkową bluzeczkę – węgierski nabytek.
 – My tu gadu, gadu, a tam może mała płacze – rzekła  Mirka spoglądając w głąb korytarza. Renia spuściła głowę, a usta wygięły się jej w żałosną podkówkę.
 – Julcia jest w szpitalu. Nasza lekarka wybadała, że jest coś nie w porządku z lewym bioderkiem. 

        O mój Boże! Może po dokładnych badaniach okaże się, że to tylko przypuszczenia. Powiem Adamowi, niech myśli, jak pomóc. Jak będzie trzeba może poszuka miejsca w tym szpitalu ortopedycznym, gdzie poprzednio pracował.
 – Zobaczymy, co tu powiedzą. Jutro byś musiała zajrzeć do swoich ogórków – zmieniła bolesny widać temat, Renia – myślę, że dobre wiaderko nazrywasz, szkoda, żeby przerosły.
 – Wiesz co, oberwij sobie wszystko. Ja jutro muszę jechać do Pogórza, Adam do pracy; jeszcze cały sierpień przed nami, jeszcze się przetworów narobi.
  Bliźniaki podrosły, nabrały ciała opaliły się na brąz i bez wyjazdu na Węgry!  Mama nie mogła się dosyć napatrzeć i nacieszyć. Oboje relacjonowali Mirce swoje przeżycia; buzie im się nie zamykały – a że się połowy nie rozumiało, to inna rzecz. Odpychali też jedno, drugie – tak, że oboje naraz musiała tulić, całować, godzić i uspakajać. A po babci nie było widać ani zmęczenia ich towarzystwem, ani zniecierpliwienia.

          - Myśmy sobie wypoczywali, a ty mamo, miałaś tu z nimi kupę roboty i kłopoty – objęła matkę w serdecznym uścisku – Bardzo cię wymęczyły?
   

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

14.01.2019r. Na życzenie czytelników powtórna publikacja niektórych opowiadań. Dziś " Słomiany wdowiec" Z moją Alą   zapoznałem się na czerwcowym biwaku. Ja kończyłem szkołę ekonomiczną, Ala liceum pedagogiczne. Po maturze zacząłem pracować w pobliskim spółdzielni mieszkaniowej. Byliśmy nieprzytomnie zakochani i czekaliśmy tylko, żeby skończyć szkołę,   i wziąć ślub. Dyrektor mojej instytucji zaproponował nam mieszkanie w nowo wybudowanym bloku. Mieliśmy gdzie mieszkać, pracowaliśmy; wkrótce doczekaliśmy się dwojga dzieci.    Żyliśmy pełnią życia – młodzi, zdrowi, szczęśliwi. Gdy dzieciaki podrosły, Ala poszła na wymarzone studia, zaoczne. Wkrótce po ukończeniu nauki, zaproponowano   mojej żonie posadę dyrektorki szkoły. Byliśmy oboje bardzo dumni z tego, tylko, że Ala zaczęła się zmieniać – była wyniosła, podkreślała swoją pozycję, a ja byłem coraz mniejszy, coraz mniej interesujący, jako mężczyzna . Dzieci poszły na studia, wkrótce syn się ożeni...
16 września 2018r. Witajcie! Kolendra poprawia smak  potraw i przetworów. W wielu krajach stosuje się ziarna kolendry, jako lek - oczyszcza organizm, pomaga strawić tłuszcz, obniża cholesterol, działa przeciwbólowo, goi rany.                     Daj kurze grzędę... Panna Joasia była wyjątkowo urodziwa, przy tym niegłupia i z dobrej rodziny. Miejscowi kawalerowie nie mieli u niej żadnych szans – czekała na księcia z bajki. Pojawił się on niespodziewanie szybko. Dzięki funduszom unijnym ukończono nareszcie budowę nowej przychodni, przy niej dobudowano dom , żeby nowo zatrudniani lekarze mieli gdzie mieszkać.    No i kiedy w Ośrodku zaczął przyjmować młody, przystojny stomatolog, każdy wiedział, że to ktoś dla Joasi. Ona   też tak pomyślała. Wyleczyła wpierw zęby w sąsiednim miasteczku, potem dopiero poszła do miejscowego dentysty, niby do kontroli. Ten zachw...
20.07.2019r. Uparta miłość t.I r.I [5] Tak więc Lis wrócił na stanowisko        księgowego, otrzymał trochę wyższą pensję i osobny pokój do pracy. Kiedyś sekretarka Halinka zaszła tam do niego i wyjawiła, że kiedy Łukowski dowiedział się, że Lisowie mają zamiar wyprowadzić się - pojechał do Komitetu Partii i postawił wszystko na jedną kartę: albo Lis będzie oczyszczony z bzdurnych zarzutów, albo on też odchodzi! No i wygrał. Nikt o tym nie wie, nawet Melania, ale ona   - Halina wie, bo ma swoje kontakty. –           Późnym wieczorem, gdy dzieci spały, Piotr dzielił się z żoną zasłyszanymi rewelacjami. Siedzieli przy kuchennym stole i popijali przepisane   Lisowi ziółka. Pani Lusia krzywiła się przy każdym łyku, ale, że nie chciało jej się palić i gotować wody na herbatę, męczyła się spożywając gorzki napar. –           – Ja ci już dawno mówiłam, że Paweł ...