Przejdź do głównej zawartości
25.12. 2021r. Uparta miłość t.II r. 15[1] Pani Stasia Fabisiakowa opiekowała się mieszkaniem Maćkowiaków; gospodarowała tam, gdy wyjeżdżali. A wyjeżdżali często; po Nowym Roku nie było soboty, by gdzieś nie balowali. W zimową, mglistą sobotę Lisowa wybrała się do przyjaciółki, ale zastała tylko Michała. Smażył coś na patelni. – Idź tam do niej, pewnie psom gotuje, zamiast mężowi. Celiny też nie ma , praktykę mają w tej szkole krawieckiej. No i muszę sam sobie obiad robić. Stasia oprowadziła panią Lusię po bogato urządzonych pokojach, później siadły w kuchni i delektowały się świeżo zaparzoną czekoladą. Popijały i rozmawiały o gospodarzach tego mieszkania. – Ona jest dobrą kobietą, tylko na pokaz, na postrach jest taka ostra. A z nim jest odwrotnie – im bardziej poznajesz, tym więcej unikasz. – przekonywała Fabisiakowa. - A mój mówi, że Maćkowiak jest w każdym calu w porządku, a ona nigdy do końca nie jest z człowiekiem szczera – dowodziła swoich racji Lisowa. Zadzwonił telefon, Stasia uprzejmie kogoś poinformowała, że pana dyrektora dziś nie będzie. – Słuchaj, a nie będzie z tego kłopotu, jak ja bym do Mirki zadzwoniła? – Dzwoń śmiało i tak majątek płaci. – Chodzi mi o ten szeroki wózek dla bliźniaków, żeby przywieźli. Rozmawiałam wczoraj z Zahotową – z jednej strony szczęśliwa, że się z synem pogodziła, a z drugiej umęczona opieką nad tym chłopcami. Werka z Wojtkiem skoro świt do obory, to ona idzie do nich do bloku, czeka aż dzieci powstają – jednego do wózka, drugiego na ręce i do siebie. Jeszcze młodym obiady gotuje. – Dzieci rosną, Stefka pomaga, jak z internatu przyjeżdża i jakoś sobie radzą; ważne, że w zgodzie. A taki wózek faktycznie się przyda; tam jest tylko parę tygodni różnicy miedzy tymi chłopaczkami. To tak, jak bliźniaki. Lisowa przedstawiła problem córce, ale odpowiedź widać nie była po jej myśli, bo odłożyła słuchawkę z niezadowoloną miną – Przywiozą, ale dopiero na Wielkanoc. Ona ma teraz egzaminy, on nie dostanie wolnego , bo się szkoli. A mój w takie zmienne pogody – raz mrozi, raz plucha - nie pojedzie. Oczekiwani od dawna goście przyjechali do Pogórza przed samymi Świętami, w Wielki Czwartek. Zaraz też na progu oznajmili rozradowanej gospodyni, że już jutro muszą wracać. – No nie! Tyle szykowania, czekania i co – Nic się nie pogościmy? – Jak to nic – dziś i jutro do samego wieczora, czy to mało? – Adam cmoknął mamę w rękę, ujął pod ramię i poprowadził do mieszkania. – – No to ty zostań, córcia. Posiedzimy sobie, wnukami się nacieszymy, przecież ty nie musisz jechać. – W sobotę jadę z Adamem do Poznania, Chcemy odwiedzić Bondosów. Wiecie, jaki oni mają kłopot? – No wiemy, że synowa choruje; a co coś jeszcze się stało? – Zaraz po Świętach Jarek z Tatianą zabierają Lilę do Moskwy. Załatwili miejsce w jakimś dobrym szpitalu niedaleko miasta, tam będzie leczona. Tu nic nie pomogło, już nie może chodzić, wożą ją na wózku. – O, mój Boże! Toż ja ją pamiętam piękną, postawną i taka była grzeczna, miła. Pewnie, niech jedzie, niech ją ratują – mama aż przysiadła przybita wiadomościami – Chcemy ich trochę pocieszyć. No i mój chrześniak – Igorek niedawno skończył roczek, wtedy Lila była na leczeniu, to się nie jechało, teraz trzeba mu coś sprezentować. – A w Niedzielę mam dyżur – tak to wygląda . Ona nam pomagała przy maluchach, nie podobna byśmy ich zostawili w tym strapieniu– dodał Adam. – Ano tak – mama bezładnie kręciła się po kuchni. - Tu zaraz Werka z Wojtkiem przyjdą po wózek, trzeba by ich czymś poczęstować, no nie? – Tato , wracając z pracy spotkał młodych i razem przyszli . Mama z córką zdążyły zastawić stół przygotowanymi na Świeta pysznościami. – Ale my nie będziemy robić kłopotu – wzbraniała się Werka -macie państwo gości, nie będziemy przeszkadzać. Zapłacimy tylko i idziemy; my prosto z obory, błota naniesiemy. – O, moja kochana, tak ładnie wyglądasz, że nikt by nie powiedział, że prosto z roboty – tato elegancko się znalazł – Jak gospodyni zaprasza nie wypada odmówić. – E tam, trochę włosy podcięłam, jakeśmy jechali za tymi buhajami – odrzekła przysiadając na brzeszku krzesła. -A gdzie wyście tych samców szukali? – zapytał Adam nakładając gościom świątecznego bigosu. – Koło Kielc jest Okręgowa Stacja Hodowli Zwierząt. Tam kiedyś nasza pani Maćkowiak odbywała praktykę, jako studentka. Tam kupiliśmy dwa buhaje, jeden czerwony, drugi czarno – biały. Piękne , potężne zwierzaki – odezwał się Wojtek. – Już tu są? - zaciekawiła się Mirka. – Ależ skąd! Musi być ciepło, teraz by zmarzły w wagonie kolejowym. Za drogi to interes, by miały zachorować. Pomału pozałatwiamy formalności i w maju będą przywiezione – wyjaśnił tato. - Już tam Wojtek pilnuje, by wszystko było dobrze, słowem on tam rządzi No nie!. Pchają mnie na studia, pewnie będę musiał , wtedy coś bym miał do powiedzenia – Później szefowa pojechała do Warszawy, a myśmy odwiedzili ciotkę pod Radomiem – dodała Werka z ciężkim westchnieniem. – Chodź Łusia do nas , co tam jeszcze szykujesz, wszystkiego jest dosyć - wołał żonę tato. –

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

31 październik 2018r.  W życiu bywa różnie5       W             zasadzie nikt nie był jej teraz potrzebny, najtrudniejszy okres minął.   Agnieszka dostawała stypendium, były małżonek od czasu do czasu przypominał sobie, że ma troje dzieci i przysyłał parę złotych. Dzieciaki były na tyle samodzielne, że mogła brać dodatkowe dyżury i radziła sobie całkiem nieźle z utrzymaniem rodziny. Postanowiła, że nic w swoim życiu zmieniać nie będzie. Kończył się właśnie kolejny rok i Iwona umyśliła sobie, że urządzi u siebie składkowego Sylwestra - korzystając z tego, że babcia wzięła do siebie dzieci na przerwę świąteczną.   Dobrze wstawiona Bożka przyjęła pierścionek zaręczynowy od swego adoratora i starała się nie myśleć, co będzie jutro. Zaraz po północy przyszedł niespodziewanie nieproszony gość - Rysiek. Był trzeźwiutki i bardzo poważny. Złożył Iwonie życzenia, a później ukląkł przed nią i wyrzekł głośno -Pani Bożeno, ja panią kocham. Jest pani dla mnie najukochańsza, jedyna
6.01.2024r. Uparta miość .III r.6[2] Pani Pelagia, widząc, że Mirce wrócił spokój, siadła naprzeciwka i poczęła wykładać swoje racje. - Pani Aldona nawet połowy swoich sprzętów nie zabrała; kazała mi szukać kupca. Na co jej stare graty, przecież te Żaki, to bogacze - mają rzeźnię, prowadzą sklep mięsny, co im bida zrobi? - . Nasza Aldonka dobrze zrobiła, ze nie patrzyła, że ten Jakub gruby, że prostak - liczy się serce. Ona by pani wszystko darmo dała, tylko na co to dyrektorce? - Komu oddała klucze? - Jeszcze nikomu, ale , kochana, pomyśl, gdzie się pakujesz.Ja dobrze pamiętam Baciarkową; przemiła kobieta. Jeszcze szkoła nie była gotowa - oni zamieszkali. No i co? Może trzy może cztery lata i zmarniała. Baciarek - młody wdowiec uwijał się i w domu, bo było dwoje dzieci i w pracy. Szkołę wykończył, dzieci wykształcił i niestety rozm stracił. Pani już była, jak ta Wioletta tu nastała/? Zadręczyła chłopa. Kiedy go brakło, to takie Sodomy, Gomory tu wyprawiała, że strach! Na szczę