10 02.2024r,
Uparta mipść .III r4. 6[7]
W drodze powrotnej, przemyślała wszystko i doszła do wniosku, że choć tak się nacierpiała, tak boleśnie odczuła wciąż nowe ciosy, to Pan Bóg okazał jej łaskę, bo najbliższe osoby żyją i z dnia na dzień mają się lepiej.Postanowiła, że swoją wdzięczność będzie okazywać czyniąc dobro.Zadzwoniła do Tomka, by zasięgnąć języka. Miał dobre wiadomości -Adam szybko odzyskiwał siły. Był w stałym kontakcie z ojcem i Przemkiem.
- Skąd on do nich dzwoni, ze szpitala?
- To oni dzwonią, przeważnie wieczorem, po kolacji, wtedy wołają go do dyżurki. Właściwie można by na tym poprzestać, ale że chorego należy pocieszyć, postanowiła zadzwonić.
Mąż był bardzo zadowolony , że się odezwała, mniej słysząc, jaki jest stan córki.Widocznie tak Przemek, jak i ojciec, przedstawiali łagodniejszy obraz.Opowiedział żonie, jaki mają plan i jak daleko już posunęły się uzgodnienia.
- A dasz radę chodzić do sąsiedniego budynku do Jagusi?
- Już dziś bym zadreptał, a to przecież jeszcze potrwa, nabiorę sił.
- Oby się udało. Będę spokojniejsza, jak będziesz przy niej czuwał.
Nastała chwila ciszy, po czym, tłumiąc wzruszenie rzekł:
- Dzięki. Od bardzo dawna nie słyszałem tak pięknych słów.
Tego wieczoru dłużej stała przed lustrem - We dwoje jednak łatwiej. - rozmyślała. Jednakże popatrzyła na przygarbioną sylwetkę; z ciała uciekło parę kilo,
; na wpadnięte policzki, poszarzała twarz i już nie podtrzymywała tej myśli,że łatwiej. Zacisnęła usta i rzekła do swego odbicia: Dam sobie radę!
Po fali ciepła, w połowie lutego wróciła zima . Dosypało śniegu, przymroziło; a że słoneczko już nieźle przygrzewało - śnieg, za dnia topniał i robiło się ślizgo. Któregoś dnia wracając ze szkoły, minęła objuczoną torbami panienkę. Szła śliską ścieżką na poboczu starając się ostrożnie stąpać. Tak, to starsza córka Bączyńskich - Luiza - pomyślała i zatrzymała się. Dziewczyna się wzbraniała:
- Pani i tak zaraz skręci do siebie, nie opłaci się wsiadać.
- Ładuj się, podwiozę cię do leśniczówki,
Dziewczyna wsiadła i rzekła z powątpiewaniem:
- Nasza droga fatalna, szkoda, żeby sobie pani coś uszkodziła.
- Zobaczymy, co się da zrobić - Mirka uśmiechnęła się do dziewczyny, a ta oblała się rumieńcem.
- Przerwałaś szkołę?Powiedz, co tam u was, mama zdrowa?
- Jestem po egzaminach zawodowych. No a w maju matura.Trzyma się mama, ale lewa ręka bezwładna.
- Może potrzebna rehabilitacja.
- No tak, tylko z tym dojazdem. U nas pracują robotnicy, remontują mieszkanie dla przyszłego leśniczego i z nimi czasem można się zabrać.
- To ciężko się żyje, jak teraz , zimą jest remont.
- My mieszkamy na pietrze, w dwóch letnich pokoikach; a nasz dobytej w większości w stodole.Wstawili nam żelazny piecyk i palimy dzień i noc
.Przyjechali na miejsce. Mirka, patrząc na niebosiężne drzewa dookoła leśniczówki , rzekła:
- Piękne miejsce. Luiza milczała dobrą chwilę po czym odpowiedziała:
- Wieść o tym, co się zdarzyło rozeszła się wieść po rodzinie. Odezwała się daleka krewna mamy z Łodzi, to osoba niepełnosprawna i już w latach. Ona nas bierze do siebie w zamian za opiekę do śmierci.
= Łódź - ładne, duże miasto; czeka więc was nowe wspaniałe życie
!Już na zewnątrz, zabierając torby, Luiza powiedziała:
- Bardzo, bardzo dziękuję Pani jest taka o dobra, a tyle się wycierpiała niewinnie. Słyszałam też o Jagusi..
Mirka pomachała na pożegnanie, zamknęła okienko i odjechała.
31 październik 2018r. W życiu bywa różnie5 W zasadzie nikt nie był jej teraz potrzebny, najtrudniejszy okres minął. Agnieszka dostawała stypendium, były małżonek od czasu do czasu przypominał sobie, że ma troje dzieci i przysyłał parę złotych. Dzieciaki były na tyle samodzielne, że mogła brać dodatkowe dyżury i radziła sobie całkiem nieźle z utrzymaniem rodziny. Postanowiła, że nic w swoim życiu zmieniać nie będzie. Kończył się właśnie kolejny rok i Iwona umyśliła sobie, że urządzi u siebie składkowego Sylwestra - korzystając z tego, że babcia wzięła do siebie dzieci na przerwę świąteczną. Dobrze wstawiona Bożka przyjęła pierścionek zaręczynowy od swego adoratora i starała się nie myśleć, co będzie jutro. Zaraz po północy przyszedł niespodziewanie nieproszony gość - Rysiek. Był trzeźwiutki i bardzo poważny. Złożył Iwonie życzenia, a później ukląkł przed nią i wyrzekł głośno -Pani Bożeno, ja panią kocham. Jest pani dla mnie najukochańsza, jedyna
Komentarze
Prześlij komentarz