27.04.2021r. Uparta miłość tII r.4 [2] Na studenckim wikcie, wpierw wychudł, jak szczapa; potem poszedł po rozum do głowy i po przepisy do mamy i nauczył się gotować. Nie tylko siebie utrzymywał w doskonałej formie, ale bywało, że i kolegów z sąsiednich pokoi też. A najsmaczniejsze potrawy, o niepowtarzalnym smaku, przyrządzał pod koniec miesiąca, gdy wiara była do czysta spłukana. Zawsze znalazł się chętny, który obszedł pokoje i zebrał, co kto miał: ostatnie dwie cebule, kawałki kiełbasy, trochę makaronu, parę suchych bułek, kilka ziemniaków, najostatniejsze jajko, zeschły ser, zapomniana puszka groszku, czy kukurydzy itp, itd. Przemek zamykał się w kuchni, gotował, podsmażał, zapiekał – aż cudowny zapach zwabiał głodne bractwo. W oczekiwaniu kolacji, jedni kuli, bo jutro zaliczenie, inni czytali i notowali, bo książkę trzeba oddać, jeszcze inni podszczypywali koleżanki. Nareszcie na stół wjeżdżało to, co udało się skomponować. Oprócz smaku, przemawiała też nazwa,