Przejdź do głównej zawartości

 6.03.2021r.

 

 

Uparta miłość t II r.3[2]

 

 

        dawała  rady – stwierdził Adaś  oganiając dzieci od much.
  – O Dudkowską to się ktoś martwi, a o własną żonę nie bardzo. A jak mnie liczne obowiązki wyjałowią z uczuć do ciebie? – pytała z filuternym uśmiechem. Adam przygarnął ją do siebie.
 – Ty żartujesz, a ja nieraz spać nie mogę, tylko myślę, czy dobrze robię zostawiając cię samą.
 – Nie bój żaby. Najwyżej dam sobie spokój ze studiami, jak będzie za ciężko. Najważniejsze, że Renia ,póki co, nie wraca do szkoły. To oznacza dobrą opiekę dla dzieci na najbliższy rok.
 – Wracajmy, Miruś, coraz więcej tych muszek. Poprawił dzieciom kołderkę przytulił żonę i tak objęci wrócili do  domu.
 W niedzielę mąż pojechał do Poznania, a Mirka wzięła dzieci i poszła na spacer . Dzieci, jak zwykle słodko spały, a ona rozmyślała – jak się to wszystko ułoży. Zmiana pracy, studia, nieobecność męża; poczucie, że się za wszystko odpowiada – będzie ciężko. Nauczyła się, co prawda, radzić sobie nieźle bez niego, lecz wiedziała, że przyjedzie, wesprze, pomoże. A teraz nie będzie go przez dziesięć miesięcy, no może z krótką przerwą świąteczną. Rozmyślania te przerwało nawoływanie, by zaczekała. Z zagajnika wyłoniła się Renia z pełną kanką borówek. Wracały razem. 
 – Tak mnie mdli, że wciąż coś wymyślam, żeby tylko wyjść z domu.
 – Coś z żołądkiem?
 – Gdzie tam z żołądkiem! Znowu jestem przy nadziei, nic nie spostrzegłaś?
 – Do głowy by mi nie przyszło – rzekła Mirka i uważniej popatrzyła na sąsiadkę – faktycznie, bardzo zmizerniała. Głowę mam zajętą swoimi sprawami, dlatego nie zauważyłam – pomyślała.
  – A mnie się zdaje, że kto na mnie spojrzy, już wie Stasiu mi wciąż powtarza, że to nasza sprawa. Nasze dzieci, nasze kłopoty, nasze chowanie!
 – A ty co, wstydzisz się?
 – Chyba tak. Ludzie się dorabiają, a my drepcemy w miejscu, tylko dzieci się dorobiliśmy.
 – Nigdy tak nie myśl! Niejedni by chcieli mieć, to, co wy- taką rodzinę, dom, zgodę. I teraz oby Bóg dał zdrowe dziecko, a wam siły – wszystko się ułoży! Ciesz się, a nie zamartwiaj.
 – Masz rację, Mirka, dobrze usłyszeć takie słowa. A nie ; po co wam tyle dzieci? Albo coś w tym rodzaju. Niechby tylko były takie mądre, jak te wasze bystrzaki.  Z Jagusią to już pogadasz, jak ze starą. Dziś mówi do mnie: Tata pojechał tam. Albo : Mama buja Enia – to dużo, jak na takiego szkraba. A Henio, póki co, tak jak moje – wymawia tylko pojedyncze słowa.
 – Henio, to myśliciel – mało mówi, ale dużo rozumie – wyjaśniła dumna mama.
 Państwo Bondosowie doczekali się nareszcie od dawna wyczekiwanych synów. Nawieźli rodzicom rozmaitych prezentów i pamiątek; na każdym kroku wyrażali swój zachwyt miastem, a przede wszystkim gościnnością Rosjan. Szczególnie Jarek wygłaszał istne hymny pochwalne na cześć wszystkiego, co tam widział.
  Obwoziła go po mieście koleżanka po fachu – Tatiana Iwanowna Mizerska. Tomkowi udało się pojeździć i pochodzić indywidualnie i patrzył na wszystko mniej entuzjastycznie.
 – Są oczywiście wspaniałe budowle – relacjonował  na uroczystej kolacji z rodzicami i lokatorem – ale są też zaułki nieopisanie brzydkie, brudne i biedne. Widzi się młodych ludzi pełnych wiary i animuszu, ale i całe mnóstwo osobników bez jutra – alkoholików, włóczęgów , biedaków.
 – Ty Tomek to byś chciał mieć społeczeństwo idealne, a gdzie takie są? Przyznasz, że Kreml zapiera dech w piersiach – trwał przy swoim Jarek.
 – A co to jest ten Kreml ?– zaciekawiła się matka stawiając na stole kolejne półmiski z mięsiwem.
 – To widzisz, mama, jest tak – jest plac, dosyć duży; ma chyba więcej, jak pół kilometra, a dookoła niego są różne budowle – zaczął Tomek nakładając sobie pieczystego.
 – Wielkie metropolie mają takie swoje centralne miejsca; w Paryżu to jest Place de la  Concorde – odezwał się wyjątkowo dziś cichy i małomówny Adam.
  - No więc Kreml, to cały kompleks budowli; zamek kremlowski, twierdza obronna, gmachy rządowe, mury, wieżyce; no i wspaniałe cerkwie i sobory. Najsławniejsze to cerkiew Wniebowzięcia i  Wasyla Błogosławionego.
 – W obrębie tego placu jest też sławne muzeum historyczne z Mauzoleum Lenina i tak zwany GUM ze wspaniałym szklanym dachem – dodał Jarek
 – A ten GUM to też muzeum? – dopytywał ojciec.
 – No co ty tato, to dom towarowy – śmiał się Tomek. – Tak, Plac Czerwony z jego budowlami zajął nam trzy dni; później przez dwa dni chodziliśmy po Galerii Trietjakowskiej – tam są takie piękne obrazy, że przy jednym się stoi i stoi, nie można się napatrzeć.

         -  Przekrój malarstwa od siedemnastego wieku – uzupełnił Jarek i dodał – jeżdżenie metrem też nam zajęło trochę czasu. Chyba nigdzie na świecie nie ma tak wspaniałych stacji podziemnych, są jak pałace!
 – No, linie metra liczą prawie dwieście kilometrów, a stacji jest ponoć 150.  -  Ty masz zdjęcia i foldery, idź, przynieś – zwrócił się do brata Tomek.
  Korzystając z chwilowej nieobecności Jarka, zagadał parodiując głos braciszka :” A najpiękniejsza w Moskwie jest Tatiana!” Założę się, że będzie chciał przedstawić ją wam i to w najbliższych dniach, bo oni jakoś pod koniec lipca wracają. 
 – A jak wyście się tam dogadywali z tymi Ruskimi ?– pytał tato.
  – Mieliśmy przewodnika. A jeśli chodzi o Tatianę , to jej babcia była Polką. Panienka wszystko rozumie, ale słabo mówi po polsku.
 – Ona pewnie prawosławna?  - zainteresowała się mama. Tomek zrobił nieokreślony ruch ręką i pomyślał : Jak się dowiedzą, że całkowita ateistka i do tego rozwódka, dopiero będzie szok! Wrócił Jarek z fotografiami i folderami. 
 – Jedno mnie zastanawia – rzekł – podczas wszystkich rozmów i spotkań uderzała wielka niechęć do Gierka. Wyczuwałem, że oni woleliby, by mu się nic nie udało z tego, co zamierza.
 – Słabym łatwiej kierować – odezwał się ojciec i nalał po kieliszku ‘ „moskiewskiej."

         – Gierek woli współpracę z Zachodem, a to ich drażni – zauważył Adam. Ciocia spojrzała na talerz lokatora i zerwała się, by mu czegoś nałożyć; lecz on przeprosił, że opuszcza towarzystwo, ale musi przed nocką odrobiną się zdrzemnąć.

  – A co on taki dziki się zrobił? – zapytali bracia. Rodzice popatrzyli po sobie i zmienili temat rozmowy.”

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

14.01.2019r. Na życzenie czytelników powtórna publikacja niektórych opowiadań. Dziś " Słomiany wdowiec" Z moją Alą   zapoznałem się na czerwcowym biwaku. Ja kończyłem szkołę ekonomiczną, Ala liceum pedagogiczne. Po maturze zacząłem pracować w pobliskim spółdzielni mieszkaniowej. Byliśmy nieprzytomnie zakochani i czekaliśmy tylko, żeby skończyć szkołę,   i wziąć ślub. Dyrektor mojej instytucji zaproponował nam mieszkanie w nowo wybudowanym bloku. Mieliśmy gdzie mieszkać, pracowaliśmy; wkrótce doczekaliśmy się dwojga dzieci.    Żyliśmy pełnią życia – młodzi, zdrowi, szczęśliwi. Gdy dzieciaki podrosły, Ala poszła na wymarzone studia, zaoczne. Wkrótce po ukończeniu nauki, zaproponowano   mojej żonie posadę dyrektorki szkoły. Byliśmy oboje bardzo dumni z tego, tylko, że Ala zaczęła się zmieniać – była wyniosła, podkreślała swoją pozycję, a ja byłem coraz mniejszy, coraz mniej interesujący, jako mężczyzna . Dzieci poszły na studia, wkrótce syn się ożeni...
16 września 2018r. Witajcie! Kolendra poprawia smak  potraw i przetworów. W wielu krajach stosuje się ziarna kolendry, jako lek - oczyszcza organizm, pomaga strawić tłuszcz, obniża cholesterol, działa przeciwbólowo, goi rany.                     Daj kurze grzędę... Panna Joasia była wyjątkowo urodziwa, przy tym niegłupia i z dobrej rodziny. Miejscowi kawalerowie nie mieli u niej żadnych szans – czekała na księcia z bajki. Pojawił się on niespodziewanie szybko. Dzięki funduszom unijnym ukończono nareszcie budowę nowej przychodni, przy niej dobudowano dom , żeby nowo zatrudniani lekarze mieli gdzie mieszkać.    No i kiedy w Ośrodku zaczął przyjmować młody, przystojny stomatolog, każdy wiedział, że to ktoś dla Joasi. Ona   też tak pomyślała. Wyleczyła wpierw zęby w sąsiednim miasteczku, potem dopiero poszła do miejscowego dentysty, niby do kontroli. Ten zachw...
20.07.2019r. Uparta miłość t.I r.I [5] Tak więc Lis wrócił na stanowisko        księgowego, otrzymał trochę wyższą pensję i osobny pokój do pracy. Kiedyś sekretarka Halinka zaszła tam do niego i wyjawiła, że kiedy Łukowski dowiedział się, że Lisowie mają zamiar wyprowadzić się - pojechał do Komitetu Partii i postawił wszystko na jedną kartę: albo Lis będzie oczyszczony z bzdurnych zarzutów, albo on też odchodzi! No i wygrał. Nikt o tym nie wie, nawet Melania, ale ona   - Halina wie, bo ma swoje kontakty. –           Późnym wieczorem, gdy dzieci spały, Piotr dzielił się z żoną zasłyszanymi rewelacjami. Siedzieli przy kuchennym stole i popijali przepisane   Lisowi ziółka. Pani Lusia krzywiła się przy każdym łyku, ale, że nie chciało jej się palić i gotować wody na herbatę, męczyła się spożywając gorzki napar. –           – Ja ci już dawno mówiłam, że Paweł ...