26.11.2023r.
Uparta miłość t. III r. 5[5]
Pani Pelagia stała na schodach i patrzyła, jak jej szefowa wysiada z samochodu, Wyglądało to tak, jakby za chwilę miała się przewrócić. Poczciwa, stara woźna pobiegła po parasol i wyszła Mirce naprzeciw.Dyrektorka wyglądała bardzo źle, trzeba było pomóc jej , by pokonała parę schodków.I uczniowie i współpracownicy schodzili z drogi, cichły rozmowy. Ten i ów pytał szeptem, czy nie trzeba wzywać pomocy. Mirka usiłowała się uśmiechnąć i zapewniała mężnie, że wszystko jest w porządku. Pani Pelagia zaparzyła herbatę, siadła obok i jak mogła uspokajała.
- Chłopom różne rzeczy się przytrafiają, dobrze, że wszyscy żyją, mogło być gorzej. Nie desperuj tak, kochana, bo odchorujesz.Takie wiadomości przenoszą się , jak ogień,ale czas mija, coś innego się wydarzy i ludzie przestaną gadać.
Razem z Zalewską został mianowany wicedyrektorem pan Jacek Barszczewski - bardzo dobry fizyk. Wykonywać polecenia, owszem potrafił bezbłędnie, ale jak przyszło do własnych decyzji - gubił się . Teraz przymuszony przez współpracowników postanowił zawieźć dyrektorkę do domu i przejąć jej obowiązki.
Niedzielę Mirka przespała, obudził ją głód. I właśnie wtedy przyszła Renia z rondelkiem rosołu.
- Niech to szlak trafi, ale się narobiło! - dała upust nagromadzonym emocjom. - O niczym nie wiedziałaś?
- Mirka pokręciła głową, a później przerwała jedzenie i z wykrzywionymi, jak u dziecka, ustami w podkówkę , dodała.
- Nie wiedziałam, bo nie chciałam wiedzieć, a zdarzało się, że to i tamto nie pasowało.
- My też nie wiedzieliśmy, do głowy człowiekowi by coś takiego nie przyszło.U Bączyńskiej były panie z Opieki Społecznej. Ma przestrzelone ramię, marniutka, słabiutka, bo krwi natraciła, ale gadała z nimi przytomnie. Adama widzieli w Rąbinie, nic mu się nie stało. A ten szaleniec, na koniec, próbował domostwo podpalić, na szczęście nie zdążył.
Na odchodne Renia przytuliła sąsiadkę i rzekła :
- Poboli i przestanie, czas leczy rany.
Aldona, druga matematyczka, nie należała do osób lubianych w szkole.Potencjalnego słuchacza zamęczała opowieściami o swych licznych chorobach i o co by nie chodziło - miała czarną wizję przyszłości. Mirka miała do niej anielską cierpliwość i nawet ją lubiła Ostatnimi czasy, los się do Aldony uśmiechnął - poznała człowieka, który ją szczerze pokochał. Sprawy zaszły tak daleko, że rozważała czy nie przeprowadzić się do niego. Widząc Mirkę w tak opłakanym stanie, poczęła na wszystkie sposoby wspierać i pomagać. Zmuszała ją do spożywania przygotowanych dla niej obiadów, chętnie gościła pozwalając wypocząć. Jak się zdarzyło, ze przyjaciółka przysnęła - nie budziła jej, rada, że ma chwilę zapomnienia. Można by zaszyć się w szkole, w mieszkaniu Aldony, ale trzeba było pomyśleć, o Jagusi, jak przyjedzie na niedzielę. Nie sądziła, żeby Adam szybko pokazał się w domu. Wróciła więc do siebie i właśnie tego wieczoru zobaczyła męża, jak wysiada z samochodu. Wpadł do mieszkania, nawet drzwi za sobą nie zamknął i począł natarczywie pytać:
-Odezawala się do ciebie? Dzwoniła? - Mirka patrzyła na męża z wrogim milczeniem, ignorowała pytania przeświadczona, że to jakaś jego głupia zagrywka.
- Nie byli u ciebie? Staszek ci nie mówił, ze dzwoniłem do niego? TY nic nie wiesz?
- Wiem wszystko!- wysyczała wrogo.
- Ty nic nie wiesz? Jagusi nie ma od trzech dni!~Milicja jej szuka!
Gdyby nie mrok przed oczami, nie słabość w całym ciele , pewno by przypadła do męża, chwyciła za kołnierz, ale tylko cichutko zapytała;
- Jak to nie ma? Mieszkasz z nią nią i nie wiesz, gdzie jest?
31 październik 2018r. W życiu bywa różnie5 W zasadzie nikt nie był jej teraz potrzebny, najtrudniejszy okres minął. Agnieszka dostawała stypendium, były małżonek od czasu do czasu przypominał sobie, że ma troje dzieci i przysyłał parę złotych. Dzieciaki były na tyle samodzielne, że mogła brać dodatkowe dyżury i radziła sobie całkiem nieźle z utrzymaniem rodziny. Postanowiła, że nic w swoim życiu zmieniać nie będzie. Kończył się właśnie kolejny rok i Iwona umyśliła sobie, że urządzi u siebie składkowego Sylwestra - korzystając z tego, że babcia wzięła do siebie dzieci na przerwę świąteczną. Dobrze wstawiona Bożka przyjęła pierścionek zaręczynowy od swego adoratora i starała się nie myśleć, co będzie jutro. Zaraz po północy przyszedł niespodziewanie nieproszony gość - Rysiek. Był trzeźwiutki i bardzo poważny. Złożył Iwonie życzenia, a później ukląkł przed nią i wyrzekł głośno -Pani Bożeno, ja panią kocham. Jest pani dla mnie najukochańsza, jedyna
Komentarze
Prześlij komentarz