26.02.2024r. Uparta miłość t.III r.7[1] Lisowie wstali skoro świt; trzeba było zawieźć panią Lusię na najwcześniejszy pociąg. Jechała do córki radosna, bo czy może być większe szczęście, niż to przeświadczenie, że Pan Bóg wysłuchuje naszych próśb? Zaginęła - a znalazła się, życie jej wisiało na włosku - a oto przyjdzie nam razem świętować! Dotarła do Rostowa przed obiadem, to była pora, gdy Jagusia jeszcze spała w najlepsze. Wymizerowana, jak po chorobie, przybita, córka rzuciła jej się na szyję z trudem hamując łzy. - Nie desperuj, córka, że nie stało się najgorsze, to łaska od Pana Boga. Teraz już będzie z górki. - Mama, ale, co ta cholerna trucizna, te narkotyki zrobiły z mojego dziecka! Przecież ją nic ni interesuje, nic jej si nie chce. Cała buzia w liszajach, włosy jej obcięli - odrastają, ale są puste placki bez włosów. - Spokojnie, wszystko potrzebuje czasu. Bóg nam dał taką naturę, że prze do przodu, do dobrego!Dziecko rośnie, skaleczysz się, to się zgoi, złamiesz rę