Przejdź do głównej zawartości
24 września 2018r.


Witajcie!

 Koper włoski cały jest jadalny i pożyteczny. Z nasion parzy się herbatkę dla karmiących mam; reszta rośliny obniża cholesterol, działa przeciwnowotworowo, dostarcza licznych witamin+-



 Ich troje

Wiola i Sławek wychowywali się w jednym bloku, na tej samej klatce schodowej. Od dziecka często przebywali razem, choć to, co ich łączyło trudno byłoby nazwać przyjaźnią. To była zawsze wielka dominacja urodziwej, pełnej wdzięku i sprytu Wioletki nad ciężkim i powolnym Sławkiem. W szkole górował Sławek, był o wiele zdolniejszy, toteż pisał  wypracowania i rozwiązywał zadania dla uwielbianej koleżanki. Taki układ przetrwał nawet wtedy, gdy Wiola poszła do zawodówki. Choć ona spotykała się z innymi chłopcami –  śpieszył na każde zawołanie, szczęśliwy, że może się na coś przydać i że może być przy niej blisko.
Gdy byli sami, była miła; opowiadała mu o swoich kłopotach, radziła się w różnych sprawach. Gorzej było w towarzystwie: miała brzydki zwyczaj przyłączać się do tych, którzy z niego kpili. Razem z innymi wyśmiewała się z jego pulchnej sylwetki i ani razu nie stanęła po jego stronie. Był do tego przyzwyczajony i mimo tych udręk, wystarczyło, że zawołała – a już biegł na złamanie karku Czy to na skwerek przed blokiem, czy na ulubioną ławeczkę w parku, albo do kawiarenki na rogu ulicy.
Rodzice Sławka bardzo nie lubili tej przewrotnej dziewczyny; tłumaczeniom nie było końca. Jednakże – im bardzie mu ją obrzydzali – tym bardziej go do niej ciągnęło. Może przez tą zgubną słabość, a może przez to, że nie miał kolegów; coraz większe kłopoty były z nauką i coraz gorzej czuł się wśród rówieśników. Przenosił się ze szkoły do szkoły – w końcu żadnej nie skończył Pracował tu i tam, wreszcie zapisał się na kurs i został konduktorem Tam nareszcie czuł, że jest kimś ważnym. A Wiola szczęśliwie skończyła swoją zawodówkę i dostała pracę, jako kelnerka.

Starszy brat Sławka dawno się ożenił, posypały się dzieciaczki i rodzice postanowili, że się przeniosą do niego, na wieś, żeby pomagać młodym w gospodarstwie. Sławek został sam w sporym mieszkaniu. Dla Wioli, wciąż mieszkającej z liczną rodziną, wtedy stał się kimś wartym uwagi. Odwiedzała go często, już mniej opowiadała o swoich, wciąż licznych adoratorach. Jeśli miała kłopoty, on pocieszał, pomagał – ona się odwdzięczała, jak umiała i tak to trwało. Mimo wielkiego powodzenia, wciąż była do wzięcia, Sławek także; choć , za namową rodziców, próbował poszukać sobie kandydatki na żonę – nie potrafił. Postanowił, że poczeka, aż Wiolka go zechce.
Kiedyś, gdy jego pociąg czekał w małym miasteczku na mijankę – był świadkiem napadu na dziewczynę To była późna jesień, już zapadał zmrok. Dziewczyna wysiadła z jego pociągu, wzięła rower z budynku stacyjnego, przeprowadziła przez tory i skierowała się na dróżkę biegnącą wzdłuż ogrodzenia stacyjnego. Tam właśnie banda wyrostków napadła na nią. Któryś uderzył  i odepchnął, inny wyrwał z rąk torebkę, a jeszcze inny zabrał rower. To wszystko stało się tak szybko, że niewielu pasażerów wyglądających przez okna  zorientowało się, co się stało. Sławek nie zdążył nawet zawołać kogoś. Pociąg z naprzeciwka wjechał na stację, po chwili oni ruszyli w drogę. Roztrzęsiony, radiotelefonem powiadomił maszynistę, ten dał znać na stację – stamtąd wezwano policję. Złodzieje niedaleko zdołali uciec, gdy ich otoczył patrol policyjny.                                                                                             Następnego dnia wypatrywał panienki wagon po wagonie, niestety – jak przedtem widywał ją codziennie, tak teraz nigdzie jej nie było. Może zaczęła dojeżdżać autobusami?
  Po paru dniach, sprawdzając bilety spostrzegł, że siedzi skromniutko przy samych drzwiach. Ogromnie się ucieszył, przysiadł obok i zaczął wypytywać o zajście. Opowiedziała, jak było. Była przekonana, że wszystko zawdzięcza policji. Sławek przemilczał swój udział w całej sprawie. Teraz, każdego dnia wykonując swoją pracę, szukał jej, a ona, ilekroć na nią spojrzał, rumieniła się i odpowiadała uroczym uśmiechem.
  Niby nic – a Sławek zmienił się w stosunku do Wioli. Zobojętniał na jej humory i zachcianki. To obudziło jej czujność -  co, albo kto, się za tym kryje? Przychodziła, jak dawniej i zdziwiona spostrzegała, że sąsiad przestał się cieszyć na jej widok. Kiedyś przybiegła w samym szlafroczku, tylko na chwileczkę, żeby zapytać , co nowego. A on nie chciał rozmawiać, tłumaczył, ze jest
  . Poszła, ale następnego dnia, ledwo przekroczył próg – już była. Przyniosła maść rozgrzewającą i tabletki na przeziębienie. Przygotowała pyszną kolację, a gdy się posilili, zaczęła go rozbierać; rzecz jasna, po to, żeby go natrzeć.
  Nie szczędziła wysiłku i Sławek począł faktycznie się rozgrzewać. Kiedy już spała, przytulona do jego boku, pomyślał;
   Baba, jak się uprze, to dopnie swego, choćby nie wiem co.
  Po paru dniach przyszła, żeby zobaczyć, czy wydobrzał i też została na noc . Koniecznie chciała zostać na dłużej. Rano poprosiła o klucze do mieszkania. Spodziewał się tego i miał już gotową wymówkę: wyjeżdża na szkolenie, mama będzie doglądać mieszkania.            Dawniej upajały go noce spędzone z Wiolą; teraz czuł tylko niesmak. Jakże urocza była Stasia w swojej nieśmiałości i zawstydzeniu. Przyjemnością była króciutka nawet rozmowa z nią, później wciąż widział jej twarz. Nieraz mu się śniła, kiedy przysnął w turkocącym pociągu.
  Miłość jest jak kwitnąca róża – zachwycająca , świeża i pachnąca – tak sobie kiedyś pomyślał i postanowił umówić się ze Stasią. Zgodziła się chętnie, rumieniąc się i uśmiechając w odpowiedzi.    
  Szli ścieżką, którą od lat oglądał z okien pociągu. Po bokach leżał świeży śnieg, dróżka czerniła  się wśród białego puchu i krętą pręgą  znikała w lesie. Księżyc chwilami wychylał się spoza ciężkich, śniegowych chmur. A oni byli onieśmieleni swoją bliskością. Tuż za laskiem było gospodarstwo. Stasia mieszkała tam z matką i zamężną siostrą .Żyli bardzo skromnie; matka prowadziła dom, siostra z mężem obrabiali ziemię i doglądali inwentarza, dziewczyna dojeżdżała do pracy, a ojciec od rana do wieczora szukał kompanów do kieliszka-Ach, zabrać by ją stąd, choćby i dziś – pomyślał zorientowawszy się w sytuacji.
Po tej grudniowej randce Sławek był częstym gościem w domku za lasem Wiola tymczasem zajmowała się swoimi sprawami. Straciła pracę; za namową koleżanki postanowiła poszukać pracy w domu wczasowym. Szczęście jej dopisało, znalazła posadę w renomowanym uzdrowisku, w Polanicy Zdroju. Od czasu do czasu pisała listy, dzieląc się ze  Sławkiem swoją radością.                                                                                                                        Nadeszła wiosna, znajoma ścieżka wiła się wśród młodziutkiej trawy i pierwszego kwiecia. Później przyszło lato , upały trawę przypaliły, lecz ścieżka nie traciła swojego uroku. Sławek przemierzał ją dziesiątki razy - szedł po szczęście i wracał szczęśliwy. Pod jesień niespodziewanie wróciła do miasteczka Wiola, znów jej się nie udało. W zmiennych kolejach losu, jedynie Sławek zdawał się jej być punktem pewnym i stałym - jak latarnia morska. Szukała kontaktu, nagle stęskniona  i gotowa na każdy rodzaj związku. A on się opędzał, jak przed natrętną  muchą.                                                                                                             Nie przyjmowała tłumaczeń; nie dopuszczała nawet myśli, że Sławek może zainteresować się inną kobietą. A, że fakty przemawiały za tym - dotąd chodziła, śledziła i pytała, aż odkryła, kto zabrał jej tak oddanego przyjaciela.. Zaczepiła Stasię na ulicy i nagadała głupstw, że ona i Sławek są od dawna parą - a ślub, to tylko kwestia czasu. Teraz Stasia wręcz uciekała przed swoim adoratorem, a on widział jej zapłakane oczy i domyślał się, co się stało .Z wielkim trudem udało mu się namówić dziewczynę na chwilę rozmowy
.Wioletta, przekonana, że oczyściła przedpole, wkrótce złożyła mu wizytę. O, jakże była rozczarowana! Nie pozwolił na żadne pokrętne tłumaczenia, po prostu wyrzucił pannę za drzwi. Teraz nastał niby spokojny czas; Stasia powolutku nabierała zaufania i wiary w słowa Sławka. Wiola nie dała jednakże za wygraną – znów postarała się, by wpaść jakimś dziwnym przypadkiem na swoją rywalkę. Tym razem atak był frontalny: przysięgała, że jest ze Sławkiem w ciąży. Chłopak klękał przed Stasią- przysięgał, zaklinał się na wszystkie świętości, że nie prawda. Ona wierzyła i nie wierzyła – uznała, że lepiej będzie, jak przez jakiś czas nie będą się widywać. Niech czas tę sprawę rozwiąże.                                                         Piękna sąsiadka uznała, że nareszcie tamten związek się rozpadł i któregoś dnia zastąpiła Sławkowi drogę: wyznaniom i błaganiom nie było końca. On się opędzał, ona próbowała go obejmować, całować; pewna, że w końcu przełamie obojętność. Znów  koniecznie chciała wejść z nim do mieszkania, a gdy ją odepchnął, waliła w drzwi i krzyczała: - Będę walczyła do końca, albo moja śmierć, albo jej!                                                                                   Tego wieczoru Sławek siedział długo zgnębiony i rozmyślał, jak się bronić przed tym chorobliwym uczuciem. Nazajutrz pojechał do rodziców, by się poradzić.                 - Ojciec uskładał trochę grosza, kupicie samochód, żebyś miał czym dojeżdżać do pracy, bo jedyne wyjście – to się stamtąd wyprowadzić.- radziła matka                                        - Ty zamieszkasz tu, a my wrócimy do miasta – dodał ojciec.                                        Sam, choć otoczony rodziną, Sławek ogromnie tęsknił za Stasią. Pragnął mieć wreszcie swoje gniazdo, swoją rodzinkę. Wybrał się w odwiedziny do swej lubej. Nie dała się namówić na spacer, choć piękna pogoda październikowa wręcz zapraszała;  siedzieli więc w kuchni i długo patrzyli na siebie w milczeniu. Opowiedział jej o swoich ostatnich przeżyciach i zmianie mieszkania, a ona jakby nie słuchała.
-Strasznie schudłeś, chorowałeś?- zapytała zatroskana. Wtedy przytulił ją do serca. -  Tak umie patrzeć tylko ten, kto kocha – pomyślał.
 Zaproponował Stasi, by zamieszkali razem u brata, w części domu zajmowanej dotąd przez rodziców. Odmówiła wykręcając się niedogodnym dojazdem do pracy, ale przyjeżdżała pomagać przy remoncie. W pośpiechu odnawiali mieszkanie, gdyż chcieli tam spędzić pierwsze, wspólne święta Bożego Narodzenia. Przyjechał też ojciec, żeby pomóc i przywiózł najświeższe nowiny. Wiola przeszła załamanie nerwowe, nie obyło się bez szpitala. Ale ona zawsze spada na cztery łapy – zawróciła w głowie jakiemuś sanitariuszowi. Już wydobrzała i zamieszkała u niego.
 No i chwała Bogu, oby na dobre – westchnął Sławek
Przed samymi świętami nastała taka snieżyca, taka zadymka, że świata bożego nie było widać. Nie czekali  więc na rodziców; postanowili  zaprosić do siebie całą, liczną rodzinę brata .
Stanęli kołem przy stole. Sławek wziął na ręce najmłodsze z dzieci, a Stasia obnosiła dookoła nakryty haftowaną serwetką talerz z opłatkiem. Tak wkroczyli w nowe, wspólne życie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

31 październik 2018r.  W życiu bywa różnie5       W             zasadzie nikt nie był jej teraz potrzebny, najtrudniejszy okres minął.   Agnieszka dostawała stypendium, były małżonek od czasu do czasu przypominał sobie, że ma troje dzieci i przysyłał parę złotych. Dzieciaki były na tyle samodzielne, że mogła brać dodatkowe dyżury i radziła sobie całkiem nieźle z utrzymaniem rodziny. Postanowiła, że nic w swoim życiu zmieniać nie będzie. Kończył się właśnie kolejny rok i Iwona umyśliła sobie, że urządzi u siebie składkowego Sylwestra - korzystając z tego, że babcia wzięła do siebie dzieci na przerwę świąteczną.   Dobrze wstawiona Bożka przyjęła pierścionek zaręczynowy od swego adoratora i starała się nie myśleć, co będzie jutro. Zaraz po północy przyszedł niespodziewanie nieproszony gość - Rysiek. Był trzeźwiutki i bardzo poważny. Złożył Iwonie życzenia, a później ukląkł przed nią i wyrzekł głośno -Pani Bożeno, ja panią kocham. Jest pani dla mnie najukochańsza, jedyna
7.03.2020r. Uparta miłość r.12[2]  Mszę ślubną przesunięto aż na godzinę dziewiętnastą, bo wchodziły pielgrzymki i dla nich głównie odprawiały się nabożeństwa.   W czasie trwania obrządków ślubnych   też weszło dwie grupy pielgrzymów- niewielka   kobiet w strojach góralskich i druga, większa = młodzieży z Rybnika.     Pani Melania od rana przyglądała się wchodzącym pielgrzymom.   Widok ludzi utrudzonych drogą, przemęczonych, zakurzonych – a tak bardzo szczęśliwych, wprawiał ją w stan zdumienia i wzruszenia.   Mijały godziny; jej mąż i inni z grona weselników, chodzili po mieście , krążyli wśród straganów z pamiątkami, a ona   siedziała w przedsionku Kaplicy Cudownego Obrazu i syciła oczy widokiem rozmodlonego tłumu. Jakaś siła trzymała ją w tym miejscu; a z sercem i duszą działo się coś dziwnego. Najpierw męczący rozgardiasz, a później coraz słodszy spokój i ukojenie.   -Panie Boże dziękuję ci, że tu jestem – szeptała wśród modlitwy   . Msza ślubna skończyła się i Młoda
16 września 2018r. Witajcie! Kolendra poprawia smak  potraw i przetworów. W wielu krajach stosuje się ziarna kolendry, jako lek - oczyszcza organizm, pomaga strawić tłuszcz, obniża cholesterol, działa przeciwbólowo, goi rany.                     Daj kurze grzędę... Panna Joasia była wyjątkowo urodziwa, przy tym niegłupia i z dobrej rodziny. Miejscowi kawalerowie nie mieli u niej żadnych szans – czekała na księcia z bajki. Pojawił się on niespodziewanie szybko. Dzięki funduszom unijnym ukończono nareszcie budowę nowej przychodni, przy niej dobudowano dom , żeby nowo zatrudniani lekarze mieli gdzie mieszkać.    No i kiedy w Ośrodku zaczął przyjmować młody, przystojny stomatolog, każdy wiedział, że to ktoś dla Joasi. Ona   też tak pomyślała. Wyleczyła wpierw zęby w sąsiednim miasteczku, potem dopiero poszła do miejscowego dentysty, niby do kontroli. Ten zachwycił się wpierw stanem uzębienia pięknej pacjentki, a później i nią samą. Do tego stopnia uległ jej czarowi, że za