Przejdź do głównej zawartości
7 październik2018r.

Witajcie!

 Moje wesele 7

Zastanawiałam się, dlaczego Jola nie wspomniała o tym wszystkim ani słowem. Następnego dnie odrzekła, gdy ją zagadnęłam:
  -Na nasze potańcówki przyjeżdżają chłopacy z całej okolicy, pomyślałam , że sobie jakiegoś poderwiesz, bo z tym Jankiem...
  Straciłam ochotę na dalszą gościnę, mimo przepraszania i nalegania spakowałam torbę i poszłam na przystanek autobusowy. Stałam zamyślona i bardzo smutna, gdy najniespodziewaniej nadbiegł Janek.
  Co mnie prowadziło na ten przystanek? – pomyślałam uradowana. Chciał porozmawiać, postanowiłam więc, że wrócę wieczornym autobusem i poszliśmy na daleki spacer. Było  mgliście i dosyć ciepło, jak na koniec listopada. Nad pustymi polami krążyły stada jakichś, czarnych ptaków.
   Mój towarzysz milczał długą chwilę, po czym wyrzucił z siebie cały niepokój i strach i bezradność ; Zeszłej nocy matka  dostała ataku serca; był moment, że umierała. Leży w szpitalu i jest dużo lepiej, ale, co  trzeba było przeżyć – to nie daj Boże.
  Najgorsze jest to, że jej stanem nie przejmuje się ani ojciec, ani siostra Bożena. Oboje zostali zawiadomieni, co się dzieje i do teraz nie przyjechali, nie odezwali  się.  Jasiek popatrzył na mnie oczyma pełnymi łez i dodał:
   -Wszystko wskazuje na to, że mój tatuś ma inną kobietę i mamę zwyczajnie przekreślił. Ale Bożena – oczko w głowie mamusi, ukochana córunia? Żeby miesiącami nie napisać, nie zadzwonić – wyobrażasz sobie  coś takiego?
  Ujęłam go delikatnie pod ramię i szliśmy w milczeniu; a mgła gęstniała coraz bardziej, tak, że ledwo widzieliśmy zarys drogi przed nami. Postanowiliśmy wracać, drogi się rozwidlały.
       -No i co, jak idziemy w prawo, czy w lewo? – zapytał Jasiek z filuternym uśmiechem.
-         Nie mam pojęcia, ale ty znasz drogę .
-         Znam. Chciałbym przez całe życie tak cię prowadzić, żebyś nie błądziła – rzekł i przygarnął mnie do siebie. Od słodyczy pocałunku, od tej mgły i tych oświadczyn kręciło mi się w głowie; poza tym zbliżała się pora ostatniego kursu autobusu. Nagliłam, żeby wracać. A zasadnicza przyczyna była taka, że nie chciałam angażować się w ten związek. I tak sprawy za daleko zaszły – uważałam.
      Ze wszystkiego, co mówił , wynikało, że on zamierza zostać na wsi. Czy po to z wielkim mozołem skończyłam zaocznie prawo administracyjne, by teraz zakopać się na tej wioszczynie? A do tego ta matka...
 Nastały ciężkie dla mnie dni – z jednej strony tęsknota, a z drugiej chłodna kalkulacja, że ten związek nie ma przyszłości.
   Byłam tak udręczona, że zwierzyłam się mamie. Po chwili rozmowy, już żałowałam swojej szczerości. Postawiłam moją rodzicielkę w arcytrudnym położeniu. Oni oboje z ojcem ustalili strategię postępowania ze mną, która miała na celu zapewnienie mi szczęścia. Moje wyjazdy na wieś, odmiana w wyglądzie i zachowaniu – to wszystko potwierdzało, że kogoś tam poznałam.
  Ale, żeby ze wsi?! Dla ich córeczki, ich dumy i nadziei? No i teraz mama nie wiedziała, jak wybrnąć.  Rozumiała mnie i moją rozterkę, pociechą dla mnie byłyby słowa: jeśli kochasz, to bądź z nim, miłość wszystko pokona – ale ona tych słów nie mogła wyrzec.
  Tędy, owędy , klucząc i plącząc się w argumentach , wypowiedziała rady wręcz przeciwne.
Byłam zawiedziona i rozżalona, cierpiałam podwójnie; ale rzecz dziwna, po jakimś czasie nabrałam wreszcie rozeznania – czego chcę: Na dobre i na złe i na zawsze chcę być z Jankiem! Mając taką jasność sytuacji odetchnęłam z ulgą.
  Podczas następnego spotkania dowiedziałam się, że przyjechała siostra Bożenka, że załatwiła mamie rehabilitację w dobrym ośrodku i że obie z mamą bardzo chcą mnie poznać.
  Wizyta przebiegała w bardzo miłej atmosferze; piliśmy w kuchni kawę i czekaliśmy, kiedy matka się obudzi, żeby przejść do pokoju.
   A kiedy już można było tam pójść , mało nie upadłam. Straszna, wykrzywiona w grymasie twarz, półotwarte oczy, ślina z ust... Wyciągnęła do mnie zdrową rękę i wydała z siebie jakiś niezrozumiały bełkot.
   Odwróciłam głowę, to było ponad moje siły. Jakoś wytrwałam do końca odwiedzin, ale ten koszmarny obraz prześladował mnie dniami i nocami. Jeśli wyjdę za Janka, będę musiała żyć pod jednym dachem z tą nieszczęśliwą kobietą – innej możliwości nie ma.
   Chyba, żeby...Gdyby zmarła, problem by się rozwiązał. To było silniejsze ode mnie – życzyłam jej śmierci. Odganiałam te myśli, spowiadałam się z nich, lecz one wracały. Przepełniona tym złem, nie mogłam popatrzeć, jak dawniej, szczerze w oczy Jankowi. Czy wyczuł, czy zmęczyła go wciąż niepewna sytuacja, nie wiem. W każdym razie, zaczął unikać spotkań. A ja cierpiałam istne katusze; i znikąd pomocy.
  Od Joli dowiedziałam się, że matka Janka po leczeniu w prywatnej klinice czuje się na tyle dobrze, że zaczęła chodzić. No i że Jasiek jest bardzo zajęty, bo przebudowywuje oborę; ma zamiar powiększyć stado krów.
 A więc, to koniec. On mnie już nie potrzebuje, najgorszy dla niego okres minął – teraz da sobie radę i znajdzie taką, co te krowy będzie z nim doiła – pomyślałam i rzuciłam się w wir życia towarzyskiego, żeby zapomnieć
  Tak mi minęło upalne lato. Lecz pierwsze podmuchy jesieni przypominały mi boleśnie tamte spotkania sprzed dwóch lat – dlaczego nie ma dalszego ciągu? Czy tak miało być?.
  Pewnej wrześniowej niedzieli, kiedy snułam się po domu smutna i rozbita, ktoś podjechał pod dom wynajętą taksówką. O, mój Boże – Janek! Taki elegancki, z kwiatami – a ja w szlafroku.
-         Pewnie przyjechał się oświadczyć; biegnijże dziewczyno ubrać się, a ja go zagadam – już dawno nie widziałam mojej rodzicielki tak poruszonej i przejętej.
 Kwiaty były dla mamy. Były też przeprosiny , że tyle czasu minęło, a moi rodzice jeszcze go nie poznali. No i nowiny: że mama czuje się coraz lepiej, że jeździ po kuchni na fotelu z kółkami i zaczyna gotować obiady.
  Najważniejszą jednakże sprawą jest to, że tato przeprowadził rozwód i zrzekł się praw do ziemi i domu. W tej sytuacji Janek postanowił część ziemi sprzedać na działki. Tu zaczynają się schody -  czyli skomplikowana procedura przekształcenia ziemi ornej na teren pod zabudowę. I tu właśnie jest potrzebna moja pomoc i prowadzenie. O, jakże byłam zawiedziona! Rodzice zresztą także. Nie na to czekaliśmy.
  Gdy odjechał, byłam bliska płaczu. Ale, jeśli chodziło tylko o poradę fachowca, to co znaczą te gorące spojrzenia, przytulanie i pocałunki – jak tylko zostaliśmy sami?
  Ze zdziwieniem słuchałam teraz wypowiedzi moich rodziców, jaki to ten młodzian przystojny, ułożony, rozważny – po prostu

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

11.08.2025r. Uparta miłość t.III r. 17[3] Dzień był wyjątkowo zimny, jak na połowę listopada. Adam uwijał się przy drzewie; później pilnował pieca . w końcu pomyślał, że w ciepłym domu można by było spędzić trochę czasu wspólnie.Zniecierpliwiony czekaniem zajrzał do pokoju, żona siedziała nad stertą dokumentów, machnęła ręką, wskazując na śpiącą córeczkę. Widząc, że czeka, poszła za nim do kuchni. - Jeszcze pół godzinki i miałabym koniec. - Twoja robota ma to do siebie, ze nie ma końca - uśmiechnął się. Mam dla ciebie pyszne jedzonko i ciekawe wiadomości - co najpierw? - Jeść! Wyjął z piekarnika pachnącą zapiekankę. - No, po prostu poezja- oceniła po chwili. - To ta nasza z makaronem i piersią kurczaka, czym przyprawiłeś, że taka smaczna? - Ubiłem pianę z jajek i dałem do gorącego piekarnika - odrzekł zadowolony, dokładając sobie nową porcję - Teraz powiedz, co to za nowiny, tylko oszczędź mi przykrych przed nocą - patrzyła wyczekująco na kończącego kolację męża. - Gadałem ...
16.10.2021r. Uparta miłość t.II r. 13 [2] moralności, jak wy niegdyś? Przed Bożym Narodzeniem nastała pogoda zmienna i kapryśna. W taki czas Zalewscy wybierali się do Szczecina na wesele . Pan Andrzej – przyjaciel rodziny, u którego mieli się zatrzymać, nalegał, by przyjechali w przeddzień. Tak też zrobili; razem spożyli wieczerzę wigilijną i w świąteczne popołudnie, wypoczęci, pojechali na ślub. Choć Elwira nie miała, oprócz paru dalszych kuzynów, żadnej rodziny; wesele było okazałe. Hulało na nim pół akademika, wielu dostojnych profesorów, oraz rodzina i przyjaciele Przemka. Panna Młoda subtelna i piękna tak się zalewała łzami w czasie ceremonii ślubnej, że Mirka zapomniała, że był czas, kiedy najchętniej odradziła by Przemkowi ten związek. – Co może miłość! Popatrz na nich – jacy zadowoleni, piękni. Daj Boże, niech im się wszystko ułoży jak najlepiej – szeptała do ucha mężowi, gdy stali w długiej kolejce, by złożyć życzenia. – Ano tak i ja życzę im jak najlepiej, szkoda t...
12.02.2025r. Po mokrej jesieni nastal suchy, mroźny grudzień; przed samymi Świętami sypnęło śniegiem i zrobiło się uroczyście, nastrojowo. Przygotowania do Bożego Narodzenia szły pełną parą. Wszyscy bardzo chcieli spędzić je razem; było tylko wciąż nie wiadomo, czy dziadek przyjedzie, czy trzeba jechać do niego , by nie był sam. Zadzwonił na parę dni przed Wigilią, że czeka na rodzinkę, najlepiej w same Święta, bo tak to musi dotrzymać towarzystwa Andrzejowi.Wobec tego pierwszego dnia Świąt Jagusia z mężem i Henio, skoro świt ruszyli na stację,by rannym pociągiem dotrzeć do Szczecina. Na miejscu okazało się , że obaj starsi panowie pomagają Siostrom Felicjankom na Wieniawskiego: dziadek przyjmuje bezdomnych w ich gabinecie, a Pan Andrzej pomaga w kuchni. Przygotowania do Wigilii dla dziesiątków bezdomnych, wyczerpało obu, tak, że poszli spać z kurami, dopiero świętować zaczęli, gdy młodzież przyjechała. Panowie, w dziadka mieszkaniu ,nagromadzili wszelkiego jadła z zakonnej kuchni, ...