Przejdź do głównej zawartości
8 październik 2018r.

Witajcie!

 Moje wesele 8

Wysłałam Jankowi wzory potrzebnych pism, później odebrałam przesyłkę z podziękowaniami i słodkościami – i nic, cisza. Za to zadzwoniła do mnie Jola, miała wielką potrzebę wygadania się. Była przybita po zerwaniu z narzeczonym  – a już mieszkali razem od roku  i ślub był kwestią miesięcy. Wyżaliła się, po czym zaczęła mnie ciągnąć za język, co u mnie. Widać nie była zadowolona z moich skąpych zwierzeń, bo mnie skarciła, że kłamię. A fakty są takie, że u sąsiadów po modernizacji obory przyszedł czas na dom. Trwa remont; mama Janka zagadnięta – odrzekła, że  to była konieczność, bo wiadomo, jak jest wesele – to w każdym kąciku musi być porządek i ładnie. A jeśli wesele, to tylko Janka – innej możliwości nie ma. A z kim niby on miałby się żenić, jak oprócz mnie nikogo nie  ma ?!
-         Moim zdaniem, to będzie mistrzostwo świata, jak wy się pobierzecie, no bo ile razy wyście się spotkali? Myślę, że w zupełności starczyłoby mi palców obu rąk! – zakończyła z sarkazmem.
   Ten telefon, aczkolwiek niezbyt miły dodał mi skrzydeł.
  W wielkiej tajemnicy, nic nie mówiąc nikomu, kupiłam materiał na suknię ślubną i czekałam i tęskniłam i marzyłam.
 Na początku grudnia odwiedził nas mój Jasiek i zaprosił mnie i rodziców na całe święta do siebie. Tym razem nie czekaliśmy daremnie. Uroczyście i z pompą w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia Janek poprosił rodziców o moją rękę. Obie mamy rozpłakały się ze wzruszenia, a później moja przyszła teściowa długo patrzyła na mnie.
-         Zawsze prosiłam Pana Boga o dobrą żonę dla Janka. Teraz widzę, że nasz Pan mnie wysłuchał. O lepszej i piękniejszej nie mogliśmy marzyć...
    Coś dławiło mnie w gardle, nie mogłam wyrzec słowa. Przypadłam do niej, objęłam, uściskałam. A w duchu poprzysięgłam sobie, że wynagrodzę jej to, że kiedyś tak źle jej życzyłam.
  Spędziliśmy razem urocze, rodzinne , pełne ciepła święta. Termin ślubu został wyznaczony na połowę czerwca. Teraz widywaliśmy się tak często, jak to tylko było możliwe. Jednakże i tamten dwu i pół roczny okres, kiedy fizycznie nie przebywaliśmy  ze sobą , nie był stracony. Nie było chwili, żebyśmy nie rozmyślali o sobie. To był czas dopasowywania się do siebie nawzajem, a kolejne spotkania pokazywały, co jeszcze trzeba dograć, żeby kiedyś móc stać się jednością.
  W pochmurną i chłodną sobotę czerwcową braliśmy ślub. Kiedy w przeddzień narzekałam na pogodę, moja teściowa uświadomiła mi, że ten chłód – to prawdziwe dobrodziejstwo.
-         Dziecko kochane, panu Bogu podziękuj. Nic się nie popsuje. I tak żeśmy lodówek naściągali skąd się dało, ale jak by utrzymał się ten upał – to by była katastrofa; przy takich gorączkach -  na stołach jedzenie fermentuje.
  Aczkolwiek przejęta i roztargniona – jak to w dzień własnego wesela – jednakże z niemałą satysfakcją dostrzegłam zaskoczenie u wszystkich , naszych „miastowych’ gości.
   No bo wiocha, a takie domy! Takie przy nich ogrody, takie przed nimi samochody! A już zupełnie pokonani byli przy stołach zastawionych przepysznymi, świeżutkimi smakołykami. I cygańska kapela, a jakże! I wodzirej – pierwsza miłość mojej teściowej. Ten potrafił przemawiać; i do śmiechu i do płaczu, ten potrafił prowadzić tańce i zabawy! Ach, Boże mój – czym  ja sobie zasłużyłam na tak piękne wesele, które było wspominane i komentowane miesiącami!?
 Aktualnie pracuję w domu przy komputerze, do swego urzędu jadę raz w tygodniu. A ponieważ jestem w stanie błogosławionym, zamierzam w przyszłości kontynuować taki styl pracy. Przydarzyła się nam najprawdziwsza miłość – dar boży – nie do przecenienia. Toteż dziękuję za nią każdego dnia, może nie tyle słowami, co dobrymi uczynkami wobec bliskich i obcych.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

11.08.2025r. Uparta miłość t.III r. 17[3] Dzień był wyjątkowo zimny, jak na połowę listopada. Adam uwijał się przy drzewie; później pilnował pieca . w końcu pomyślał, że w ciepłym domu można by było spędzić trochę czasu wspólnie.Zniecierpliwiony czekaniem zajrzał do pokoju, żona siedziała nad stertą dokumentów, machnęła ręką, wskazując na śpiącą córeczkę. Widząc, że czeka, poszła za nim do kuchni. - Jeszcze pół godzinki i miałabym koniec. - Twoja robota ma to do siebie, ze nie ma końca - uśmiechnął się. Mam dla ciebie pyszne jedzonko i ciekawe wiadomości - co najpierw? - Jeść! Wyjął z piekarnika pachnącą zapiekankę. - No, po prostu poezja- oceniła po chwili. - To ta nasza z makaronem i piersią kurczaka, czym przyprawiłeś, że taka smaczna? - Ubiłem pianę z jajek i dałem do gorącego piekarnika - odrzekł zadowolony, dokładając sobie nową porcję - Teraz powiedz, co to za nowiny, tylko oszczędź mi przykrych przed nocą - patrzyła wyczekująco na kończącego kolację męża. - Gadałem ...
16.10.2021r. Uparta miłość t.II r. 13 [2] moralności, jak wy niegdyś? Przed Bożym Narodzeniem nastała pogoda zmienna i kapryśna. W taki czas Zalewscy wybierali się do Szczecina na wesele . Pan Andrzej – przyjaciel rodziny, u którego mieli się zatrzymać, nalegał, by przyjechali w przeddzień. Tak też zrobili; razem spożyli wieczerzę wigilijną i w świąteczne popołudnie, wypoczęci, pojechali na ślub. Choć Elwira nie miała, oprócz paru dalszych kuzynów, żadnej rodziny; wesele było okazałe. Hulało na nim pół akademika, wielu dostojnych profesorów, oraz rodzina i przyjaciele Przemka. Panna Młoda subtelna i piękna tak się zalewała łzami w czasie ceremonii ślubnej, że Mirka zapomniała, że był czas, kiedy najchętniej odradziła by Przemkowi ten związek. – Co może miłość! Popatrz na nich – jacy zadowoleni, piękni. Daj Boże, niech im się wszystko ułoży jak najlepiej – szeptała do ucha mężowi, gdy stali w długiej kolejce, by złożyć życzenia. – Ano tak i ja życzę im jak najlepiej, szkoda t...
12.02.2025r. Po mokrej jesieni nastal suchy, mroźny grudzień; przed samymi Świętami sypnęło śniegiem i zrobiło się uroczyście, nastrojowo. Przygotowania do Bożego Narodzenia szły pełną parą. Wszyscy bardzo chcieli spędzić je razem; było tylko wciąż nie wiadomo, czy dziadek przyjedzie, czy trzeba jechać do niego , by nie był sam. Zadzwonił na parę dni przed Wigilią, że czeka na rodzinkę, najlepiej w same Święta, bo tak to musi dotrzymać towarzystwa Andrzejowi.Wobec tego pierwszego dnia Świąt Jagusia z mężem i Henio, skoro świt ruszyli na stację,by rannym pociągiem dotrzeć do Szczecina. Na miejscu okazało się , że obaj starsi panowie pomagają Siostrom Felicjankom na Wieniawskiego: dziadek przyjmuje bezdomnych w ich gabinecie, a Pan Andrzej pomaga w kuchni. Przygotowania do Wigilii dla dziesiątków bezdomnych, wyczerpało obu, tak, że poszli spać z kurami, dopiero świętować zaczęli, gdy młodzież przyjechała. Panowie, w dziadka mieszkaniu ,nagromadzili wszelkiego jadła z zakonnej kuchni, ...