2 październik 2018r.
Witajcie!
Melisa lekarska może zastąpić herbatę. Leczy nerwice, uspakaja i działa nasennie.
trwała dobrą godzinę.
Milczałam starając się puszczać te przykre słowa mimo uszu. Żegnając ich,
rzekłam tylko:
- Mam nadzieję, że pojawicie
się na ślubie.
Osamotnieni, tym bardziej utwierdzaliśmy się w przekonaniu, że
jesteśmy dla siebie i nikt nas nie rozłączy. Zaplanowaliśmy tylko skromny obiad
w restauracji po uroczystości w Urzędzie Stanu Cywilnego – nic więcej. Wydatków
i tak było mnóstwo, a my nie mieliśmy żadnych oszczędności. Przyjaciółka ze
studiów uszyła mi kostiumik z kremowej wełenki, do tego skądś pożyczyła piękny,
biały kapelusz z kwiatami. Dziadek znalazł koronkowe rękawiczki mojej babci.
O, jakże byłam elegancka! Wszyscy, którzy mnie widzieli tego
dnia stawali zachwyceni i otwierali buzie z niedowierzania, że to naprawdę ja!
Do tego sprzyjała nam aura – dzień był rozkosznie ciepły, a świat bajecznie
kolorowy. Jak to w październiku bywa.
Moi rodzice przyszli na ślub, złożyli nam życzenia, wręczyli
kopertę z niezłą gotówką i ulotnili się nie wiadomo kiedy
A ja byłam spokojna i radosna; wiedziałam , komu
ślubowałam; już nie grałam na loterii, już nie potrzebowałam, by mnie ktoś
utwierdzał w trafności wyboru. W tym dniu bardziej liczyły się niekłamane łzy
radości u moich pasierbic, niż afront ze strony rodziców.
Wkrótce po ślubie otrzymałam wiadomość o śmierci Mariusza. Zginął
w niejasnych okolicznościach. Mój ojciec poprzez zaprzyjaźnionych policjantów
dowiedział się, że był związany z jakąś mafią. No i że wcale nie zarabiał
malując portrety, jak nam wmawiał,
lecz” zdobił „odpowiednimi obrazami domy publiczne.
Dlaczego młody, piękny i
utalentowany mężczyzna tak marnie skończył? Miał talent, oddaną, kochającą żonę
i tylu ludzi wokół chętnych do pomocy. Wszystko podeptał, żadnej szansy nie
wykorzystał. Żal mi człowieka; nawet nie dlatego, że związałam z nim swoje
życie – żal mi, bo niczego już nie można naprawić, ani zmienić.
W tej sytuacji, po roku
przypieczętowaliśmy nasz związek jeszcze ślubem kościelnym.
Jesteśmy szczęśliwą rodziną;
bo choć niestarzy, ale już doświadczeni przez życie, nie pozwalamy sobie na
niepotrzebne swary i gniewy. Wolimy przeczekać, wyjaśnić, ochłonąć i to
niezależnie od tego – o jaką sprawę chodzi.
W dziadku mamy niezrównanego przyjaciela i pomocnika. Ostatnio tylko
zasmuca nas tym, że chce sporządzić testament, gdyż czuje, że jego czas dobiega
końca.
Patrzę na jego czerstwą, rumianą twarz i mówię mu, że jeszcze nie
pora, że jest tyle spraw, tyle drzewek do posadzenia, tyle kwiatów do
rozmnożenia, tyle do zrobienia! Nie patrzmy jeszcze w tę stronę.
Dziadek kiwa głową, lecz
broda mu się trzęsie i żebym nie widziała łez – wychodzi. To nas niepokoi. Poza
tym wszystkie sprawy układają nam się bardzo dobrze.
Ach, gdybym jeszcze mogła
urodzić swoje dziecko, byłabym do końca spełniona i szczęśliwa. A może tak musi
być, bym całe serce oddała Kasi i Jagodzie? I tak los uśmiechnął się do nas,
choć w przeszłości bywało tak strasznie ciężko – teraz jesteśmy szczęśliwi;
spoglądamy w słoneczną stronę życia ku dobrym, jasnym dniom.
2 październik 20
Komentarze
Prześlij komentarz