26.11.2018r.
Po burzy jest pogoda 5
Po burzy jest pogoda 5
Grupa dzieci wyszła ze świetlicy i przechodziła
przez hol. Mała, jasnowłosa dziewczynka podbiegła do Dominiki, objęła jej nogi
i wyszeptała:
-
Zabierz mnie, ja już nie sikam w majtki i sama umiem ubierać
sukienkę...
-
Dominika doznała dziwnych, nieznanych jej dotąd uczuć. Miała wielką
ochotę wziąć małą na ręce i przytulić, ale wychowawczyni przywołała dziecko
do grupy. Grzegorz miał łzy w oczach. Nie chciał już oglądać innych dzieci.
Z rozmowy z dyrektorką dowiedzieli się, że mała ma siostrę, z którą jest bardzo
związana. Dominika, jak przedtem chciała odwlec adopcję, tak teraz nagliła,
przyśpieszała; gorąco przekonywała matkę i męża, że jeśli brać to obie dziewczynki
i to już, natychmiast! I tak, szybciej, niż by się ktoś mógł spodziewać -
czteroletnia Irenka i sześcioletnia Kamilka zostały córkami Dominiki i
Grzegorza.
Wcześniejsze kursy przedadopcyjne
przygotowywały ich na wszelkie niespodzianki związane z rodzicielstwem, ale nie
na taką eksplozję miłości, jaka teraz
na nich spadła. Dziewczynki nie odstępowały ich na krok. Tuliły się,
głaskały po rękach, całowały i uparcie pytały:
-Mamusiu,
czy my już na zawsze będziemy tu mieszkać? Nie odwieziesz nas tam? Przysięgnij! Wystarczyło, że pod dom
podjechał jakiś samochód - a one chowały się momentalnie, jakby się pod ziemię
zapadły. Największym problemem było chowanie jedzenia. Długi czas
przyzwyczajały się do tego, że tu nikt niczego nie odbiera - wręcz przeciwnie. Dominika
wysubtelniała, wyładniała i jakby jej lat ubyło. Stawała się innym człowiekiem.
Nigdy nie żałowała bezsennych nocy, gdy czuwała przy którejś z dziewczynek w
czasie choroby. Teraz w domu nie panowała już męcząca cisza, lecz pełno było
wesołego śmiechu, nieustannej krzątaniny i nie kończących się rozmów .
Grzegorz
starał się organizować wszystko tak, by nie była przeciążona nadmiarem
obowiązków. Bał się, że pierwsza euforia minie i żona zniechęci się, zacznie żałować dawnego, wygodniejszego
życia. Ale ona brnęła w to nowe coraz bardziej szczęśliwa. Przyszła wiosna, nastał wonny
maj. Kamilka szła do Pierwszej Komunii Świętej. W domu było moc roboty, choć
podleczona babcia ze wszystkich sił starała się pomagać. A Dominika ni z tego,
ni z owego zaczęła opadać sił. Straciła apetyt i dotychczasowy spokój; wciąż
miała problemy z żołądkiem. Lekarz rejonowy wyraził przypuszczenie, że to może
być ciąża - odrzuciła to jako niemożliwe i niedorzeczne. Czas mijał i nic się
nie zmieniało - dokładne badania potwierdziły pierwszą diagnozę. Niemożliwe
stało się możliwe!
Tuż
przed uroczystością powiedziała o tym mężowi. W kościele nie mogli ukryć
wzruszenia. Po skromnym przyjęciu, oznajmili nowinę matce i dziewczynkom.
Zamiast radości nowina wywołała strach i łzy. Bardzo żałowali, że nie wybrali
odpowiedniejszego momentu. Dopiero następnego dnia udało się z dziewczynkami
porozmawiać w miarę spokojnie, choć Kamilka zaczęła zaczepnie: - No to teraz już ci nie
będziemy potrzebne, jak będziesz miała własne dziecko. Już nas nie będziesz
kochała. Odwieziecie nas do Bidula?
Ależ
nic podobnego - uspakajali oboje- teraz to dopiero będziemy mieli prawdziwą dużą
rodzinę. Mamy nadzieję, że będziecie pomagać przy dzidziusiu.
Zrazu obojętne, z czasem panienki zaczęły coraz
goręcej pragnąć tego maluszka w domu. Urodził się zdrowy syn. Najszczęśliwszym
człowiekiem był rzecz jasna ojciec, ale cała rodzina mocno to wydarzenie przeżyła. I
stał się następny cud - mamie
ustąpiły przykurcze i bóle kręgosłupa.
Tak, jak tego gorąco pragnęła, mogła maleństwo kąpać i niańczyć. Są zgodną,
kochającą się rodziną. Mają wiele trosk, ale przeważa zadowolenie, a i często,
gęsto - prawdziwe szczęście!
Komentarze
Prześlij komentarz