Przejdź do głównej zawartości
4 listopada 2018r.




W życiu bywa różnie

Kamienica była brudna i odrapana, mimo to pani Bożenie wydawała się pałacem. Z wielkim zapałem nosiła sprzęty i paczki na trzecie piętro
  .Mieszkanie cudem udało jej się wychodzić i wyprosić - dotąd mieszkali w strasznej ciasnocie u teściów. Mąż, niezadowolony z całej tej sytuacji, był gościem w domu, choć była dwójka dzieci i trzecie w drodze. Gdy tak targała po schodach ciężką paczkę, minął ją elegancik - włosy miał przyczesane w ząbek i cwaniacki uśmieszek na twarzy. Przystanął, popatrzył, po czym wziął karton i zaniósł do mieszkania.
-A tego kto tu prosił? Co on ma do naszej przeprowadzki? - fuknął mąż, jakby mu kto krzywdę zrobił.
-         Nic nie ma, po prostu pożałował kobiety w ciąży, że dźwiga -  odrzekła Bożenka i przysiadła na jakimś kartonie, żeby odsapnąć.
Ta dzielna kobieta była salową; napracowała się w szpitalu, naharowała w domu, nadenerwowała na męża i dzieci - tak, że nieraz wszystkiego miała po dziurki w nosie.
  Wiele sobie obiecywała po tym, że zamieszkali na swoim. Była pewna, że mąż nareszcie poczuje się gospodarzem  u siebie i zacznie brać czynny udział w urządzaniu mieszkania, no i w życiu rodziny.
  Tymczasem nic się nie zmieniło - mąż wybywał, jak dawniej na całe dnie i noce - nie bardzo się orientowała, kiedy ma dyżur w pracy, a kiedy się zabawia. Nie wszczynała jednak kłótni, gdyż zbliżał się termin porodu i mąż tak, czy siak – był potrzebny.
Mimo tej tolerancji, pewnego dnia, gdy wróciła z pracy, stwierdziła, ze małżonek zabrał swoje ubrania, zabrał pieniądze przeznaczone na życie i odszedł. Nawet nie próbowała go szukać.
   Szczęśliwie urodziła synka, tylko, że nie miał kto odebrać jaj ze szpitala. Wtedy niespodziewanie zaofiarował się z pomocą pan Rysiek. Ten sam sąsiad, który starał się pomóc w czasie przeprowadzki. Wynajął taksówkę, przywiózł ją z maleństwem, pozałatwiał formalności w urzędach, zrobił zakupy i polecał swoje usługi na przyszłość.                    
W zasadzie było jej wszystko jedno, kto wyciąga pomocną dłoń, ale nie mogła się nadziwić, dlaczego właśnie on.
A pan Rysiek mieszkał piętro wyżej z ojcem i bratem. Tylko, że prawie nigdy nie było ich trzech naraz w domu, gdyż przeważnie któryś siedział w więzieniu. Trudnili się złodziejskim fachem i żyli wesoło, swobodnie od wpadki do wpadki. Rysio niedawno wyszedł z paki.            Przyszedł trudny okres dla Bożenki. Sama była jeszcze słaba, dziecinka mała;                 
 a przecież dom musiał funkcjonować - starsze dziewczynki musiały chodzić do szkoły. .Trochę pomagały sąsiadki, a i Rysio wpadał od czasu do czasu i pytał, w czym może  być przydatny.
  Jednakże fakt, że Iwona przyjmowała pomoc od kryminalisty, sprawiła, że reszta lokatorów zaczęła odnosić się do niej z rezerwą.
- A może oni razem robią jakieś podejrzane interesy? - szeptano.                                                         Minął miesiąc i drugi i trzeci, synek podrósł, Bożena nabrała rumieńców i życia - i w zasadzie niczyja pomoc już nie była potrzebna.
  Najstarsza córka bardzo nie lubiła, gdy przychodził pan Rysiek; ona najlepiej pamiętała ojca i za nim tęskniła. A dzieci na podwórku śmiały się, że szykuje jej się nowy tatuś i to taki, co żadną uczciwą pracą nigdy się nie zhańbił. Powiedziała o tym matce i Bożena, jak mogła unikała sąsiada. A i on, jakby wyczuł sytuację, bo się nie pokazywał.  Jednakże, gdy już natknęli się na siebie przed domem, albo na schodach - obdarzali się zawsze miłym, przyjaznym uśmiechem.
  Mały  kończył dwa latka, przyjechała na skromną uroczystość matka Bożki. Przyjechała i została. Bowiem po śmierci męża, sprzedała lichą gospodarkę, pieniądze rozdzieliła między dzieci i postanowiła, że dożyje swoich lat - mieszkając u każdego po trochę.
Babcia zajęła się dziećmi i domem.
  Odciążona Bożenka zaczęła dbać o siebie - wyładniała ,poweselała i ni z tego, ni z owego - stała się atrakcyjną kobietą To wszystko z miejsca zauważył i docenił Rysio i znów zaczął przychodzić. O dziwo - spodobał się mamie.
   Starsza pani postanowiła zająć się nim, a ściślej mówiąc - popracować nad jego duszą, aby nie doznała całkowitego potępienia.
  Cokolwiek mówiła - Rysio przyjmował wszystko bez szemrania. Siedział pokornie i słuchał. Był rad ze spokojnego kąta i talerza zupy. Ojciec i brat pili do upadłego, a po pijanemu szarpali się, wyzywali i tłukli nieliczne już sprzęty. Rysiek pod tym względem odstawał od rodziny. U Bożeny można było przeczekać , aż ich sen zmorzy.
Babcia kazała sąsiadowi prowadzać się co drugi dzień do kościoła. Wmawiała mu, że sama się zgubi w obcym mieście, a on bez gadania brał swą opiekunkę pod rękę i prowadził na mszę.
   Bardzo możliwe, że babcia nawróciłaby Rysia całkowicie - niestety wnuczka Agnieszka znów była narażona na przykre uwagi ze strony rówieśników. Prosiła, żeby mama i babcia zabroniły Rysiowi przesiadywać w ich mieszkaniu. A gdy nie reagowały - zagroziła, że wezwie policję.                                                                                                                                    - Tak? I co im powiesz? - pytała nie zbita z tropu babcia - Że zjadł zupę, później wypił ze mną kawę, a jeszcze później przeglądał „   Pismo Święte”.? - A panowie policjanci z miejsca zakują go za to w kajdany i wrzucą do ciemnej celi! Tak? - droczyła się z wnuczką.            Jednakże widząc, że dziewczyna naprawdę cierpi - zakazała Rysiowi odwiedzin. Kiedy babcia rozmawiała z Bożką o Ryśku, zawsze podkreślała jego dobre serce.  
-To dusza chłopak, tylko, ,że los  go pokrzywdził. Opowiadał mi, jak płakał, gdy ich matka zostawiła i poszła z jakimś kochasiem w Polskę. Ojciec radził sobie jakoś z wychowaniem synów, aż go skusiły łatwe zarobki. Kolesie namówili, by rzucił pracę, żeby się z nimi napił i tak się zaczęło. Synowie brali przykład  z ojca , a pobyty w zakładach karnych dokończyły dzieła zepsucia.
Zastanawiały się , czy Rysio potrafiłby pracować uczciwie, wyrzec się złodziejstwa - wątpiły w to obie.                                                               
Po trzech latach babcia przeniosła się do  syna. Najstarsza córka poszła do ogólniaka, a Bożence  oświadczył się bardzo miły i stateczny kierowca pogotowia. Zwlekała z odpowiedzią, bo w gruncie rzeczy nic a  nic do niego nie czuła, choć on od dawna okazywał jej swoje przywiązanie.
   Odezwał się też małżonek - podupadł na zdrowiu i chciał wrócić. Odbyła z dziećmi naradę i razem postanowili, że trzeba wystąpić o rozwód. Nie było mowy o wspólnym życiu po tych latach i dobitnie: milczenia z jego strony.
      W            zasadzie nikt nie był jej teraz potrzebny, najtrudniejszy okres minął.  Agnieszka dostawała stypendium, były małżonek od czasu do czasu przypominał sobie, że ma troje dzieci i przysyłał parę złotych. Dzieciaki były na tyle samodzielne, że mogła brać dodatkowe dyżury i radziła sobie całkiem nieźle z utrzymaniem rodziny. Postanowiła, że nic w swoim życiu zmieniać nie będzie. Kończył się właśnie kolejny rok i Iwona umyśliła sobie, że urządzi u siebie składkowego Sylwestra - korzystając z tego, że babcia wzięła do siebie dzieci na przerwę świąteczną.
 Dobrze wstawiona Bożka przyjęła pierścionek zaręczynowy od swego adoratora i starała się nie myśleć, co będzie jutro. Zaraz po północy przyszedł niespodziewanie nieproszony gość - Rysiek. Był trzeźwiutki i bardzo poważny. Złożył Iwonie życzenia, a później ukląkł przed nią i wyrzekł głośno                                                            
-Pani Bożeno, ja panią kocham. Jest pani dla mnie najukochańsza, jedyna na świecie!  Dla pani zrobię wszystko.-  objął jej kolana i wtulił twarz w falbany sukienki. Zaproszeni goście, aczkolwiek podchmieleni, patrzyli na te scenę osłupiali. Albo się upił i się wygłupia, albo....            Gospodyni stała, jak słup soli. Teraz była całkiem trzeźwa. Widziała w oczach Ryśka taki ogień, taką bolesna prawdę, że serce chciało wyskoczyć z piersi.                                                   Narzeczony pierwszy odzyskał głos
- Kobieto, weź za fraki tego przybłędę i wyrzuć za drzwi, albo ja to zrobię! Czego on tu szuka!?                                                                                   
 A Bożena patrzyła Ryśkowi w oczy - wszystko poza tym było, jakby w innym wymiarze. Nalała wina, wznieśli toast - tylko oni oboje, wypili i pocałowali się.
  Narzeczony, widząc to, wybiegł na mróz w samej tylko koszuli, reszta towarzystwa też zaczęła się zbierać. Bożenie było wszystko jedno. Niechby wszyscy już sobie poszli, niechby została  tylko z Ryśkiem, niechby grali tango i niechby tańczył z nią, aż po świt. Nic takiego się jednak nie stało, gdyż Rysio , widząc jakiego narobił zamieszania - ukłonił się i mamrocząc jakieś wyjaśnienia i przepraszając - wyszedł.                                                                                               Zaraz po Nowym Roku Ryśka aresztowano. Okazało się, że był zamieszany w jakiś większy napad. Później odbyła się rozprawa, odwieszono stary wyrok i razem zasadzono trzy lata odsiadki. Bożka miała o czym rozmyślać :
Co robić? Podeptać swoje i jego uczucia i zapomnieć? A może pomóc mu przetrwać więzienie? - Wybrała to drugie i pojechała na odwiedziny. Wpatrywał się w jej twarz i powtarzał najpiękniejsze słowa miłości i tęsknoty. Przy tym niczego nie żądał i o nic nie prosił. Pisał też piękne listy. Tak bardzo szczere, że nawet Agnieszka, która przeczytała przypadkiem jeden z nich, była poruszona.                              
  Mijały miesiące, minął jeden, drugi i trzeci rok więzienia; zbliżał się termin zwolnienia - a sprawy mocno się skomplikowały, gdyż Rysiek nie miał gdzie wrócić. Brat wyniósł się do jakiejś kobiety, ojciec zapił się prawie na śmierć. Podleczony trafił do przytułku - a mieszkanie zajęli nowi lokatorzy.                    
Znękana, poradziła się dzieci - czy zgodzą się, by Rysiek na jakiś czas zamieszkał z nimi Mały był zachwycony. Przecież to Rysio kupował kredki, huśtał na huśtawce, uczył jeździć na rowerze. Obie córki długo milczały. Po długim namyśle rzekły:
 -Trzeba dać mu szansę.
   Rysiek zawiódł  wszystkich. Nie bawił się z małym, nie pomagał w domu, nie okazywał najmniejszej wdzięczności za to, że ma dach nad głową.
 Albo leżał całe dnie na tapczanie i gapił się w telewizor, albo wymykał się skoro świt i wracał po północy. Bożena gryzła się z tego powodu okropnie. Runęły jej plany, nadzieje, marzenia. Rysiek był wrakiem mężczyzny. Zgnębiona poradziła się znajomego lekarza - czy są jakieś leki na taki stan. Doktor długo patrzył w okno zamyślony, po czym rzekł:      
  -Tu jest chora dusza, a na to lekarstwa nie wynaleziono. Ale wiesz  co, Bożena - właśnie szukam kupca na działkę. Tanio ci puszczę. Więc kup ode mnie tę działkę i wyślij go tam.
Popatrzyła na lekarza zbita z tropu. Kpi, czy o drogę pyta.                                      
  - Mówię ci, spróbuj go tam zatrudnić. A robić jest co, bo od lat tej działki nie uprawiamy
- długo ją przekonywał, że to ma sens - w końcu przystała na jego propozycję.     
  Rysiek nie miał wyboru; albo przenosi się na działkę, albo wyprowadza , gdzie chce.  Już po paru dniach było widać, że to jest właśnie to, co było mu potrzebne; wciągnęły go wiosenne prace i po prostu nie chciał przyjeżdżać do domu nawet na niedziele.
 Choć noce były jeszcze chłodne, spał w altance i ruszał do roboty skoro świt. Stał się weselszy, rozluźniony, swobodny. Nareszcie zniknął męczący stan napięcia - można było z nim rozmawiać, żartować, śmiać się. Czuł się potrzebny, pożyteczny i dodawało mu poczucia własnej godności. Poznał sąsiadów i zaofiarował się, że będzie doglądał ich działek - za to miał parę groszy.                                                                                                            
Rysio często prosił, by Bożka wzięła dzieci i pobyła z nim na działce, lecz jakoś nigdy nie składało się tak, żeby wszyscy na raz dysponowali wolnym czasem. Dopiero na początku lipca tak się złożyło, że miała parę dni wolnego.
  Najstarsza córka odrabiała praktykę, młodsze dzieci wzięła babcia na wieś. Bożenka pojechała na działkę, żeby się poopalać. Zbierało się na burzę, więc Rysio namówił ją, by została na noc .Po krótkiej, gwałtownej nawałnicy, nastała ciepła, pachnąca noc. Do okna zaglądały mokre, ciężkie róże, którymi dawny gospodarz obsadził  altankę. Pani ułożyła się do spania na kanapie, Rysio pościelił sobie obok na podłodze.
-          Wiesz co Bożenko, niedługo minie siedem lat, jak cię po raz pierwszy zobaczyłem. Chyba już wtedy się zakochałem. I tak to trwa do dziś dnia...
-          - Wyciągnęła do niego rękę, a on przywarł do niej gorącymi ustami. Setki razy jawiła jej się w wyobraźni taka noc, lecz nigdy nie było tak pięknie, jak teraz na jawie.
-          Jesienią udało się załatwić dla Rysia pracę w szpitalu - na stanowisku palacza. A na Boże Narodzenie wzięli ślub. Bożka ma czułego męża, mały kochającego tatusia, a starsze dziewczyny niezawodnego przyjaciela. Aż trudno uwierzyć, że los może tak się odmienić.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

11.08.2025r. Uparta miłość t.III r. 17[3] Dzień był wyjątkowo zimny, jak na połowę listopada. Adam uwijał się przy drzewie; później pilnował pieca . w końcu pomyślał, że w ciepłym domu można by było spędzić trochę czasu wspólnie.Zniecierpliwiony czekaniem zajrzał do pokoju, żona siedziała nad stertą dokumentów, machnęła ręką, wskazując na śpiącą córeczkę. Widząc, że czeka, poszła za nim do kuchni. - Jeszcze pół godzinki i miałabym koniec. - Twoja robota ma to do siebie, ze nie ma końca - uśmiechnął się. Mam dla ciebie pyszne jedzonko i ciekawe wiadomości - co najpierw? - Jeść! Wyjął z piekarnika pachnącą zapiekankę. - No, po prostu poezja- oceniła po chwili. - To ta nasza z makaronem i piersią kurczaka, czym przyprawiłeś, że taka smaczna? - Ubiłem pianę z jajek i dałem do gorącego piekarnika - odrzekł zadowolony, dokładając sobie nową porcję - Teraz powiedz, co to za nowiny, tylko oszczędź mi przykrych przed nocą - patrzyła wyczekująco na kończącego kolację męża. - Gadałem ...
16.10.2021r. Uparta miłość t.II r. 13 [2] moralności, jak wy niegdyś? Przed Bożym Narodzeniem nastała pogoda zmienna i kapryśna. W taki czas Zalewscy wybierali się do Szczecina na wesele . Pan Andrzej – przyjaciel rodziny, u którego mieli się zatrzymać, nalegał, by przyjechali w przeddzień. Tak też zrobili; razem spożyli wieczerzę wigilijną i w świąteczne popołudnie, wypoczęci, pojechali na ślub. Choć Elwira nie miała, oprócz paru dalszych kuzynów, żadnej rodziny; wesele było okazałe. Hulało na nim pół akademika, wielu dostojnych profesorów, oraz rodzina i przyjaciele Przemka. Panna Młoda subtelna i piękna tak się zalewała łzami w czasie ceremonii ślubnej, że Mirka zapomniała, że był czas, kiedy najchętniej odradziła by Przemkowi ten związek. – Co może miłość! Popatrz na nich – jacy zadowoleni, piękni. Daj Boże, niech im się wszystko ułoży jak najlepiej – szeptała do ucha mężowi, gdy stali w długiej kolejce, by złożyć życzenia. – Ano tak i ja życzę im jak najlepiej, szkoda t...
12.02.2025r. Po mokrej jesieni nastal suchy, mroźny grudzień; przed samymi Świętami sypnęło śniegiem i zrobiło się uroczyście, nastrojowo. Przygotowania do Bożego Narodzenia szły pełną parą. Wszyscy bardzo chcieli spędzić je razem; było tylko wciąż nie wiadomo, czy dziadek przyjedzie, czy trzeba jechać do niego , by nie był sam. Zadzwonił na parę dni przed Wigilią, że czeka na rodzinkę, najlepiej w same Święta, bo tak to musi dotrzymać towarzystwa Andrzejowi.Wobec tego pierwszego dnia Świąt Jagusia z mężem i Henio, skoro świt ruszyli na stację,by rannym pociągiem dotrzeć do Szczecina. Na miejscu okazało się , że obaj starsi panowie pomagają Siostrom Felicjankom na Wieniawskiego: dziadek przyjmuje bezdomnych w ich gabinecie, a Pan Andrzej pomaga w kuchni. Przygotowania do Wigilii dla dziesiątków bezdomnych, wyczerpało obu, tak, że poszli spać z kurami, dopiero świętować zaczęli, gdy młodzież przyjechała. Panowie, w dziadka mieszkaniu ,nagromadzili wszelkiego jadła z zakonnej kuchni, ...