Przejdź do głównej zawartości
8 listopada 2018r.


 Nasza mama 2

-                    Jakie kwiaty? – zapytaliśmy prawie jednocześnie. No i popłynęła ta opowieść:
          -Początek marca – Heleny, ojciec kupił mi na imieniny pięknego, różowego hiacynta. Nabiegałam się przy imieninowych gościach i w nocy pojechałam na porodówkę; rano urodził się Karol. Gdy wróciłam z maleństwem , całe mieszkanie pachniało tym hiacyntem. Na noc ojciec wynosił kwiatka do sieni, żeby czasem małemu ten intensywny zapach nie szkodził.
 -Coś takiego! – wykrzyknął nasz najstarszy brat. –  Ja nawet dobrze nie wiem  jak te hiacynty wyglądają. A ten kwiat to poniekąd mój patron – śmiał się, a my z nim.
  - No to teraz pora na Grześka, opowiadaj mamo, jak to z jego zjawieniem się na tym pięknym świecie było.
-                    Po trzech latach, gdy miał się rodzić Grześ, sprawy mocno się skomplikowały, bo ojciec ze swoją brygadą robił odwierty aż pod Częstochową. Nie było szans, żeby mógł być w domu na czas rozwiązania. Napisałam do mojej siostry, a waszej cioci Justynki i przyjechała Kasia.
-                    - Ta, co ma wiatraki? – zapytałem.
-                    Teraz to oni z mężem eksperymentują i z wiatrakami i z kolektorami słonecznymi, ale wtedy ona miała jakieś piętnaście, szesnaście lat. Bardzo zaradna dziewczyna; matkowała Karolkowi przez tydzień, a na dzień mego powrotu pięknie wysprzątała mieszkanie. A że była połowa czerwca i właśnie kwitły jaśminy – narobiła bukietów i nastawiała w każdym pomieszczeniu. Zapach odurzał. Trzeba było wietrzyć mieszkanie, ale maluszek wyraźnie aprobował tę woń, bo spał i w dzień i w nocy.
-                    -I to mu zostało!- dopowiedzieliśmy ze śmiechem.
-                    Teraz przyszła kolej na mnie, byłem niezmiernie ciekawy, jakie też kwiaty witały mnie.
-                     -W Rudnikach, gdzie mieszkaliśmy, miała powstać Gmina, no wiecie Gminna Rada Narodowa. Jedynym budynkiem, który nadawał się na jej siedzibę, był ten, w którym mieszkaliśmy. Przydzielono nam mieszkanie w starym młynie w Lipnikach.
   Młyn był zrujnowany, ale dwa mieszkania ocalały. Jedno zajmowała młynarzowa drugie my. To nie była zła kobieta, tylko, że wojna sprawiła, że jej rozum szwankował. Czasem strasznie nam dokuczała.  Jedyną pociechą  było to, że zaczęliśmy budowę tego naszego domu.
   No i wtedy urodził się Szymuś. U młynarzowej zakwitł mirt, one jakiś tak w sierpniu kwitną. No i , proszę was, przytaszczyła do nas tę wielką, ciężką donicę z pokaźnym kwiatem. A krzewinka cała była obsypana białym kwieciem, jak śliczna panna młoda.
-                     -  Żeby się dziecku w życiu szczęściło – powiedziała.   No i rzeczywiście, jakimś cudem dziecku służyło to mroczne, wilgotne mieszkanie w młynie. Nie chorował i do dziś jest z was najodporniejszy
-                    Mama umilkła i wyglądało na to, że dalszego ciągu nie będzie; zresztą starsi bracia pamiętali, jak Mikołaj się urodził.
§     -A ja jak zwykle się nie liczę i o mnie nie warto mówić – westchnął mój najmłodszy brat i poszedł przyłożyć do pieca.
§     - Mamo, opowiadaj dalej – szepnął  Karol; więc mama wróciła do przerwanego wątku:
-Budowa szła kulawo.
  Ojciec często zaglądał do kieliszka; kiedy był najbardziej potrzebny –  nie przyjeżdżał.
  Lekarz wyznaczył termin porodu na szóstego grudnia, stąd to jego piękne imię – a jakby była dziewczynka to – Nikola miała być. Jednakże maleństwo nie śpieszyło się na ten świat pełen kłopotów. Urodził się dopiero w połowie grudnia – a że oboje nie byliśmy za bardzo



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

11.08.2025r. Uparta miłość t.III r. 17[3] Dzień był wyjątkowo zimny, jak na połowę listopada. Adam uwijał się przy drzewie; później pilnował pieca . w końcu pomyślał, że w ciepłym domu można by było spędzić trochę czasu wspólnie.Zniecierpliwiony czekaniem zajrzał do pokoju, żona siedziała nad stertą dokumentów, machnęła ręką, wskazując na śpiącą córeczkę. Widząc, że czeka, poszła za nim do kuchni. - Jeszcze pół godzinki i miałabym koniec. - Twoja robota ma to do siebie, ze nie ma końca - uśmiechnął się. Mam dla ciebie pyszne jedzonko i ciekawe wiadomości - co najpierw? - Jeść! Wyjął z piekarnika pachnącą zapiekankę. - No, po prostu poezja- oceniła po chwili. - To ta nasza z makaronem i piersią kurczaka, czym przyprawiłeś, że taka smaczna? - Ubiłem pianę z jajek i dałem do gorącego piekarnika - odrzekł zadowolony, dokładając sobie nową porcję - Teraz powiedz, co to za nowiny, tylko oszczędź mi przykrych przed nocą - patrzyła wyczekująco na kończącego kolację męża. - Gadałem ...
16.10.2021r. Uparta miłość t.II r. 13 [2] moralności, jak wy niegdyś? Przed Bożym Narodzeniem nastała pogoda zmienna i kapryśna. W taki czas Zalewscy wybierali się do Szczecina na wesele . Pan Andrzej – przyjaciel rodziny, u którego mieli się zatrzymać, nalegał, by przyjechali w przeddzień. Tak też zrobili; razem spożyli wieczerzę wigilijną i w świąteczne popołudnie, wypoczęci, pojechali na ślub. Choć Elwira nie miała, oprócz paru dalszych kuzynów, żadnej rodziny; wesele było okazałe. Hulało na nim pół akademika, wielu dostojnych profesorów, oraz rodzina i przyjaciele Przemka. Panna Młoda subtelna i piękna tak się zalewała łzami w czasie ceremonii ślubnej, że Mirka zapomniała, że był czas, kiedy najchętniej odradziła by Przemkowi ten związek. – Co może miłość! Popatrz na nich – jacy zadowoleni, piękni. Daj Boże, niech im się wszystko ułoży jak najlepiej – szeptała do ucha mężowi, gdy stali w długiej kolejce, by złożyć życzenia. – Ano tak i ja życzę im jak najlepiej, szkoda t...
12.02.2025r. Po mokrej jesieni nastal suchy, mroźny grudzień; przed samymi Świętami sypnęło śniegiem i zrobiło się uroczyście, nastrojowo. Przygotowania do Bożego Narodzenia szły pełną parą. Wszyscy bardzo chcieli spędzić je razem; było tylko wciąż nie wiadomo, czy dziadek przyjedzie, czy trzeba jechać do niego , by nie był sam. Zadzwonił na parę dni przed Wigilią, że czeka na rodzinkę, najlepiej w same Święta, bo tak to musi dotrzymać towarzystwa Andrzejowi.Wobec tego pierwszego dnia Świąt Jagusia z mężem i Henio, skoro świt ruszyli na stację,by rannym pociągiem dotrzeć do Szczecina. Na miejscu okazało się , że obaj starsi panowie pomagają Siostrom Felicjankom na Wieniawskiego: dziadek przyjmuje bezdomnych w ich gabinecie, a Pan Andrzej pomaga w kuchni. Przygotowania do Wigilii dla dziesiątków bezdomnych, wyczerpało obu, tak, że poszli spać z kurami, dopiero świętować zaczęli, gdy młodzież przyjechała. Panowie, w dziadka mieszkaniu ,nagromadzili wszelkiego jadła z zakonnej kuchni, ...