23.06.2019r
Uparta miłość rozdział pierwszy[1]
Uparta miłość rozdział pierwszy[1]
Ach, życie, życie, jak ty nas rzeźbisz, jak po kawałku
skrawasz – choć to przecież boli. A wszystko po to, byśmy stanęli kiedyś przed
Stwórcą doskonale piękni i świecili tam pełnym blaskiem.
Tacy właśnie piękni, ukształtowani przez ciernie życia byli
Mirosława i Adam Zalewscy. Absolutnie się nie wybierają na tamtą stronę, cieszą
się doskonałym zdrowiem, ludzką przychylnością i bożą przyjaźnią. Są, jak te
piękne wysokie drzewa wśród innych pękatych i powykrzywianych.
Dla Mirki najściślejszą Ojczyzną, ukochaną krainą
dzieciństwa i młodości zawsze będzie mały PGR w okolicach Szczecinka.
Tam osiedlili się jej rodzice po wojnie, gdy na Ziemie Odzyskane ciągnęły tysiące takich, co gdzie indziej nie mieli miejsca.
Właściwie to najpierw osiadł tam sam ojciec – Piotr Lis. Mama mieszkała jeszcze w Białośliwiu, a ślub był w sferze marzeń i pragnień.
Rodzinę Piotra wywieziono na roboty do Niemiec. Najpierw trafił tam ojciec, następnym transportem wyjechał Piotr z matką. Najmłodsza siostra - Rozalia została, zaopiekowała się nią sąsiadka, ale i oni po roku zostali wywiezieni.
Tam osiedlili się jej rodzice po wojnie, gdy na Ziemie Odzyskane ciągnęły tysiące takich, co gdzie indziej nie mieli miejsca.
Właściwie to najpierw osiadł tam sam ojciec – Piotr Lis. Mama mieszkała jeszcze w Białośliwiu, a ślub był w sferze marzeń i pragnień.
Rodzinę Piotra wywieziono na roboty do Niemiec. Najpierw trafił tam ojciec, następnym transportem wyjechał Piotr z matką. Najmłodsza siostra - Rozalia została, zaopiekowała się nią sąsiadka, ale i oni po roku zostali wywiezieni.
Nadszedł upragniony koniec wojny. Oblepione ludźmi pociągi
szły do Polski.
Wiozły tysiące młodych i starych, wesołych i ledwo żywych. Takim przeładowanym pociągiem wracał też do kraju Piotr z matką. Marzyli, by wrócić do swego domu, swoich stron – do malej wioski koło Pabianic, ale transport szedł na północ.
Wiozły tysiące młodych i starych, wesołych i ledwo żywych. Takim przeładowanym pociągiem wracał też do kraju Piotr z matką. Marzyli, by wrócić do swego domu, swoich stron – do malej wioski koło Pabianic, ale transport szedł na północ.
W pogodną , lipcową noc, pociąg miał dłuższy postój w Pile,
strażnicy w wojskowych mundurach chodzili wzdłuż wagonów i krzyczeli, że kto
chce może wysiadać.
Matka od dawna chorowała na nerki. W pociągu opuchła, nie mogła chodzić – na co było czekać? Piotr wyniósł tobołki, ludzie pomogli wysiąść matce.
Po trzech latach poniewierki, katorżniczej pracy byli wolni, byli w swoim kraju! Na Koszycach znaleźli puste, nie bardzo obrabowane mieszkanie. Mieli zapas amerykańskich puszek i sucharów, a w sadach zaczynały dojrzewać papierówki. Tak bardzo chciało się żyć!
Matka od dawna chorowała na nerki. W pociągu opuchła, nie mogła chodzić – na co było czekać? Piotr wyniósł tobołki, ludzie pomogli wysiąść matce.
Po trzech latach poniewierki, katorżniczej pracy byli wolni, byli w swoim kraju! Na Koszycach znaleźli puste, nie bardzo obrabowane mieszkanie. Mieli zapas amerykańskich puszek i sucharów, a w sadach zaczynały dojrzewać papierówki. Tak bardzo chciało się żyć!
Tymczasem z matką było coraz gorzej. Piotr znalazł staruszka
– niemieckiego lekarza, ten dał jakieś leki, zalecił też dietę opartą na mleku
i warzywach. ; .Piotr, szukając tych produktów, często zapuszczał się na
targowisko,
wszystko tam można
było kupić, tylko nie było za co.
Dogadał się z pewną energiczną handlarką, że odrobi – tak trafił do Białośliwia. Mąż, ranny w kampanii wrześniowej, przeżył wojnę, lecz teraz dogorywał w szpitalu; ziemi było sporo, a do roboty tylko syn Józef i córka Lucyna.
Piotr pracował za żywność dla siebie i matki. Niestety ta najlepsza z matek, jedyna przyjaciółka, zmarła na początku października. Z Czerwonego Krzyża też były złe wiadomości – poszukiwanego ojca i siostry Rozalii nie udało się odnaleźć; czyli prawdopodobnie nie przeżyli.
Dogadał się z pewną energiczną handlarką, że odrobi – tak trafił do Białośliwia. Mąż, ranny w kampanii wrześniowej, przeżył wojnę, lecz teraz dogorywał w szpitalu; ziemi było sporo, a do roboty tylko syn Józef i córka Lucyna.
Piotr pracował za żywność dla siebie i matki. Niestety ta najlepsza z matek, jedyna przyjaciółka, zmarła na początku października. Z Czerwonego Krzyża też były złe wiadomości – poszukiwanego ojca i siostry Rozalii nie udało się odnaleźć; czyli prawdopodobnie nie przeżyli.
Osierocony
młodzieniec przystał do rodziny Bondosów,
pracował do wiosny za wikt i opierunek ;może szukałby czegoś innego, ale
oczy i serce ciągnęła Lusia. A i on nie był jej obojętny.
Matka jednakże nie była rada rodzącemu się uczuciu, głównie dlatego, że parobek chudł w oczach, a z takiego na gospodarce pożytku nie ma. Jakoż faktycznie – wiosną to nie tylko pożytku nie było, ale trzeba było koło niego chodzić, gdyż rozchorował się na dobre. Diagnoza przygniotła i jego i ukochaną do ziemi: gruźlica!
Rad, nierad musiał wyjechać na pół roku, by się leczyć. Nie bardzo wierzył, że Lucyna będzie na niego czekać, modlił się o to gorąco – lecz, po kuracji, jechał do Bondosów z duszą na ramieniu,
Nie przewidział, że w rodzinie tej, w czasie tego czasu, zajdzie aż tyle zmian.
Matka jednakże nie była rada rodzącemu się uczuciu, głównie dlatego, że parobek chudł w oczach, a z takiego na gospodarce pożytku nie ma. Jakoż faktycznie – wiosną to nie tylko pożytku nie było, ale trzeba było koło niego chodzić, gdyż rozchorował się na dobre. Diagnoza przygniotła i jego i ukochaną do ziemi: gruźlica!
Rad, nierad musiał wyjechać na pół roku, by się leczyć. Nie bardzo wierzył, że Lucyna będzie na niego czekać, modlił się o to gorąco – lecz, po kuracji, jechał do Bondosów z duszą na ramieniu,
Nie przewidział, że w rodzinie tej, w czasie tego czasu, zajdzie aż tyle zmian.
Po śmierci męża, Bondosowa nie bawiła się w żadne ceregiele,
tylko wzięła sobie młodego chłopa, żeby miał kto pole obrabiać. Syn Józef
uznał, że skoro jest w domu gospodarz, to on jest zbędny i wyjechał do
Poznania, gdzie można było znaleźć zatrudnienie , no i ładną, miastową
dziewczynę.
Lusia oczy
wypłakiwała za ukochanym; i rzecz dziwna
- mama teraz nie miała nic przeciw ewentualnemu związkowi. A zmiana
frontu nastąpiła po tym, jak spostrzegła, że jej Zyguś dziwnym okiem spogląda
na pasierbicę. Przyjechał niby tylko po parę nędznych rzeczy, jakie zostawił.
O, jakże go obie witały!
-
Żeby przez tyle czasu, słowa nie napisać, kto to słyszał! –
utyskiwała niby matka skacząc koło
gościa.
- A ta co się nabeczała, nawyglądała... I co teraz myśli robić, gdzie zamieszkać? – pytała nie zważając na znaki dawane przez córkę, żeby dała gościowi spokój.
- A ta co się nabeczała, nawyglądała... I co teraz myśli robić, gdzie zamieszkać? – pytała nie zważając na znaki dawane przez córkę, żeby dała gościowi spokój.
-
– W szpitalu poznałem starszego, dobrego człowieka, namawiał
mnie, żebym przyjechał do takiego majątku koło Szczecinka. Jest robota i
mieszkania, jakie chcesz. – odrzekł Piotr posilając się podróży.
-
– E tam! Tak na
łapu capu nie ma co wyjeżdżać,
przecież u nas też i robota jest i pomieszkać jest gdzie. Pobędzie, odpocznie,
namyśli się i wtedy coś postanowi. Przecież zaraz Wielkanoc, gdzie będzie
jechał, jak samemu, wśród obcych świętować? – przemawiała mama Piotrowi do rozumu. A jej nowy mąż -
Zygmunt Miłorząb, tylko kiwał głową, gdyż z natury był małomówny.
-
Piotr niby gotowy był
do wyjazdu, lecz wciąż coś stawało na przeszkodzie; najpierw święta, później
pilne prace w polu, następnie sianokosy, żniwa – i tak zeszło do jesieni. A na
zimę gdzie się pchać?
-
Znów nadeszła wiosna i pewność, że nikt tylko Lucyna, na całe
życie i postanowienie, żeby iść na swoje.
W piękną, kwietniową niedzielę młodzi wybrali się na daleki spacer. Pod lasem znaleźli pierwsze fiołki. Piotr narwał cały pęczek – ukląkł przed wybranką swego serca i zapytał: -Chcesz być moją żoną? – A ona zamiast odpowiedzi rozpłakała się i obsypała jego twarz pocałunkami. Latem wzięli ślub i wyjechali na swoje, czyli do tego zarekomendowanego majątku.
W piękną, kwietniową niedzielę młodzi wybrali się na daleki spacer. Pod lasem znaleźli pierwsze fiołki. Piotr narwał cały pęczek – ukląkł przed wybranką swego serca i zapytał: -Chcesz być moją żoną? – A ona zamiast odpowiedzi rozpłakała się i obsypała jego twarz pocałunkami. Latem wzięli ślub i wyjechali na swoje, czyli do tego zarekomendowanego majątku.
-
Komentarze
Prześlij komentarz