27.07 20129r.
Uparta miłość r II [1]
Uparta miłość r II [1]
Mirka chodziła już do siódmej klasy. Była, jak ojciec
wysoka, tak jak ojciec pracowita i nad wiek poważna. To ona najwięcej czasu
poświęcała braciom i to ona interweniowała, gdy bliźniacy wchodzili rodzicom na
głowę. Ćwiczenia, wykonywane z żelazną konsekwencją sprawiły, że choć po
młodzieńczemu nieco kanciasta – była bardzo zgrabną panienką. Miała tylko jedną przyjaciółkę od serca
- była to dwa lata starsza Sabina.
Cieszyła się ona specjalnymi względami i kierownictwa i
poniekąd wszystkich mieszkańców
Pogórza. Matka jej bowiem przywiozła ją
z obozu koncentracyjnego w Majdanku. Tam ją urodziła i szczęśliwie przechowała,
aż do wyzwolenia. Co było prawdziwym
cudem! Byłaby to piękna, szczęśliwa historia, gdyby nie to, że nadmiar strasznych
doznań pomieszał matce w głowie. Sabiną wychowywał dziadek i pegeerowskie
podwórko.
Skończyła podstawówkę, dwa lata pracowała jako pomoc w
stołówce, aż Łukowski uznał, że
pracownicy powinni mieć miejsce do kulturalnego odpoczynku. Otwarto
kawiarnię z telewizorem! Dziewczyna awansowała na kierowniczkę tego przybytku.
Radziła sobie doskonale z parzeniem kawy i herbaty, ze sprzedażą piwa i słodyczy. Organizowała potańcówki, radziła sobie z tymi, co za dużo wypili; potrafiła i zakląć i krzyknąć, tak, że porządek musiał być!
Kierownik, doceniając jej zaradność, obiecał, że magazynek obok kawiarenki będzie wyremontowany i otworzy się sklep. Do tej pory to przeważnie dzieciaki wracając ze szkoły robiły zakupy w Pogórzu-wsi i dźwigały je dobre dwa kilometry.
Przed samymi dożynkami delegat z powiatowego komitetu Partii uroczyście otworzył sklep. Teraz Sabina do obiadu królowała w sklepie, a po obiedzie w kawiarence.
Radziła sobie doskonale z parzeniem kawy i herbaty, ze sprzedażą piwa i słodyczy. Organizowała potańcówki, radziła sobie z tymi, co za dużo wypili; potrafiła i zakląć i krzyknąć, tak, że porządek musiał być!
Kierownik, doceniając jej zaradność, obiecał, że magazynek obok kawiarenki będzie wyremontowany i otworzy się sklep. Do tej pory to przeważnie dzieciaki wracając ze szkoły robiły zakupy w Pogórzu-wsi i dźwigały je dobre dwa kilometry.
Przed samymi dożynkami delegat z powiatowego komitetu Partii uroczyście otworzył sklep. Teraz Sabina do obiadu królowała w sklepie, a po obiedzie w kawiarence.
Gdy była jakaś wolna chwila, kiedy mama nie była zawalona
szyciem, Mirka mogła wyskoczyć do przyjaciółki.
Owego lata mama
dawała jej trochę więcej swobody, gdyż pomyślnie zdała egzaminy i od września
miała się uczyć w Technikum Ekonomicznym w Koszalinie. Póki co, trwały gorące
żniwa, drogą wzdłuż płotu przy ogrodzie Sabiny furmani zwozili z pola snopy
dojrzałego jęczmienia. A w sadku dojrzewały wczesne śliwki.
Przyjaciółki otrząsnęły owoce i nosiły pełne wiadra raz do Lisów, raz do domu Sabiny. Mirka zbierała owoce tuż przy płocie, parząc ręce o wysokie, dorodne pokrzywy; Sabina poszła z wiadrem wysypać śliwki. Z pola pędził ktoś na motocyklu – nie wiadomo, czy kierowca chciał skosztować śliwek, czy zawrócić; w każdym razie wykonał jakiś gwałtowny manewr i silnik zgasł. Młody, smagły chłopak w samych spodenkach pochylił się nad maszyną. Dzieliło go od dziewczyny dwa kroki, widziała go doskonale ukryta za płotem i pokrzywami, słyszała oddech. Patrzyła , jak urzeczona – pomyślała: -O, gdyby on kiedyś na mnie spojrzał.. Ach, , gdyby się do mnie uśmiechnął.. Mój Boże, gdyby... i od gwałtownych emocji ścisnęło jej się gardło a w oczach stanęły łzy.
Przyjaciółki otrząsnęły owoce i nosiły pełne wiadra raz do Lisów, raz do domu Sabiny. Mirka zbierała owoce tuż przy płocie, parząc ręce o wysokie, dorodne pokrzywy; Sabina poszła z wiadrem wysypać śliwki. Z pola pędził ktoś na motocyklu – nie wiadomo, czy kierowca chciał skosztować śliwek, czy zawrócić; w każdym razie wykonał jakiś gwałtowny manewr i silnik zgasł. Młody, smagły chłopak w samych spodenkach pochylił się nad maszyną. Dzieliło go od dziewczyny dwa kroki, widziała go doskonale ukryta za płotem i pokrzywami, słyszała oddech. Patrzyła , jak urzeczona – pomyślała: -O, gdyby on kiedyś na mnie spojrzał.. Ach, , gdyby się do mnie uśmiechnął.. Mój Boże, gdyby... i od gwałtownych emocji ścisnęło jej się gardło a w oczach stanęły łzy.
Gdy Sabina wróciła z pustym wiaderkiem, młodzieńca już nie
było. Opisała go przyjaciółce: Taki czarny, piękny, przepiękny, opalony, jak
Cygan – kto to jest? Ja go tu nigdy nie widziałam!
–
Ach, ten. To Adaś Zalewski. Przyjechał do wujostwa, czyli
do Łukowskich. On tu już był parę razy, ale jak ty wciąż przesiadywałaś
w domu z dzieciakami, no to go nie widziałaś. Ty wiesz, jak dziewczyny za nim
ganiają? Teraz na krok nie odstępuje go
Jadźka Bruzdów. Ale wiadomo, tyle jej,
co przez lato – później ona do obory, do krów; a on do szkół, ponoć na lekarza
ma się kształcić.
– Ano tak, nieraz widziałam przy Waldku Łukowskich jakiegoś nieznajomego – przypomniała sobie Mirka.
Adaś bawił do dożynek. Całe dnie ganiał na motorze – a to z biura do żniwujących, a to z jednego pola na drugie z częściami do maszyn. Jak było trzeba jechał sprowadzić lekarza, czy weterynarza, albo rozwoził napoje kombajnistom, lub też próbował sam jeździć na kombajnie. Znali go tu wszyscy, a jego roześmiana twarz wszędzie wywoływała uśmiech sympatii.
Na dożynkach obtańczył wszystkie dostojne panie, wycałował po kątach co ładniejsze panny, popił, pośpiewał wszystkich widział i znał, tylko jednej Mirki nie spostrzegł.
– Ano tak, nieraz widziałam przy Waldku Łukowskich jakiegoś nieznajomego – przypomniała sobie Mirka.
Adaś bawił do dożynek. Całe dnie ganiał na motorze – a to z biura do żniwujących, a to z jednego pola na drugie z częściami do maszyn. Jak było trzeba jechał sprowadzić lekarza, czy weterynarza, albo rozwoził napoje kombajnistom, lub też próbował sam jeździć na kombajnie. Znali go tu wszyscy, a jego roześmiana twarz wszędzie wywoływała uśmiech sympatii.
Na dożynkach obtańczył wszystkie dostojne panie, wycałował po kątach co ładniejsze panny, popił, pośpiewał wszystkich widział i znał, tylko jednej Mirki nie spostrzegł.
–
Dumni Lisowie odwieźli
Mirkę do szkoły swoją nową warszawą; byli pierwszymi w Pogórzu szczęśliwymi
posiadaczami samochodu. Kierownikowa, za każdym razem, gdy ją mijali odwracała
głowę. Za to Lisowa, kiedy Łukowscy w niedzielę objeżdżali pola rozparci w
bryczce, udawała, że ich nie widzi.
Dom bez Mirki zdawał się być pusty, chłopcy przycichli, posmutnieli, Pawełek popłakiwał po kątach. Rodzice liczyli dni do niedzieli wyjazdowej, żeby zobaczyć córkę; gdy wreszcie przyjechała, przyglądali się jej , jak obcej.
Obcięła włosy, ubrała się w pożyczone rzeczy i stąpała po pokojach ważna i wyniosła. Wieczorem, gdy zapytała rodziców, czy może iść do kawiarenki , mama rzekła ostro:
- Idź, ale nie siedź do późna i przebierz się, nie rób z siebie jakiegoś przebierańca! Marny to ptak, co się wstydzi swego gniazda. Mirka zawstydzona nie rzekła ani słowa, nie pochwaliła się, że ją wybrano na gospodarza klasy.
Dom bez Mirki zdawał się być pusty, chłopcy przycichli, posmutnieli, Pawełek popłakiwał po kątach. Rodzice liczyli dni do niedzieli wyjazdowej, żeby zobaczyć córkę; gdy wreszcie przyjechała, przyglądali się jej , jak obcej.
Obcięła włosy, ubrała się w pożyczone rzeczy i stąpała po pokojach ważna i wyniosła. Wieczorem, gdy zapytała rodziców, czy może iść do kawiarenki , mama rzekła ostro:
- Idź, ale nie siedź do późna i przebierz się, nie rób z siebie jakiegoś przebierańca! Marny to ptak, co się wstydzi swego gniazda. Mirka zawstydzona nie rzekła ani słowa, nie pochwaliła się, że ją wybrano na gospodarza klasy.
–
Kawiarnia świeciła pustkami, Sabina wyjaśniła, że w Pogórzu –
wsi otworzyli klub rolnika; teraz tam się młodzież zbiera w długie jesienne
wieczory. Przyszła Halinka, też jakaś przygaszona, wpadło parę dzieciaków ;
Sabina ostro zapytała, czy mają pieniądze, żeby coś kupić, bo jeśli nie to:
- Wynocha, podłogi mi nie zadeptywać!
W końcu zostały same, piły herbatkę i milczały przyglądając się sobie.; wreszcie Sabina zapytała:
- Już wiesz, powiedzieli ci w domu? Mirka zrobiła wielkie oczy.
- Wynocha, podłogi mi nie zadeptywać!
W końcu zostały same, piły herbatkę i milczały przyglądając się sobie.; wreszcie Sabina zapytała:
- Już wiesz, powiedzieli ci w domu? Mirka zrobiła wielkie oczy.
– O czym mieli mi powiedzieć?
- No co ludzie gadają o mnie i kierowniku... –
–
A co gadają – Mirka cały czas myślała o tym, że Sabina jest
piękną dziewczyną, no i jeśli ludzie gadają, to nie bez powodu
.- Głupoty opowiadają i tyle! Ja
mam siedemnaście lat, on z pięćdziesiąt, żonę i syna, co między
nami może być?
– A co jest? – Mirkę bardzo zaciekawił ewentualny romans
przyjaciółki, tym bardziej, że Sabina była z nią szczera i można by zajrzeć w
ten zaczarowany , dotąd nieznany świat miłości.
- On lubi tu przyjść, ja lubię , kiedy przyjdzie. Porozmawiamy,
pożartujemy. Czasem powie coś takiego, że jestem wspaniała i w ogóle – Sabina
oblała się rumieńcem.
– I więcej nic?- Mirka była
zawiedziona.
– A ty myślałaś, że ja jestem
druga Halinka, że zaraz do łóżka?
- Halina dziś jakaś nie w sosie, widziałaś?
– Melania ją odstawiła; już u kierowników nie sprząta. Odpadło
więc darmowe żarcie. Mela teraz przechodzi sama siebie; wystrojona wypachniona
każe się wozić dziadkowi to tu, to tam. Diabli wiedzą po co, chyba chce, by
Paweł był zazdrosny.
– Co by nie mówić elegancka z niej kobieta – zauważyła Mirka.
– A twojej mamie co brakuje? Zawsze czyściutka, schludna. Kto by
powiedział, że ma was troje, że zdąży z obrządkami i z szyciem i
bliźniaków dopilnuje. A moja bidulka
albo leży i patrzy w sufit , albo jak się czepi jakiej roboty, to bez pojęcia myje,
albo zamiata – może tak godzinę i dwie. Najgorzej, jak nam ucieknie – wtedy się
z dziadkiem nalatamy, naszukamy; strachu najemy. Wiesz, że odkopała studnię, co
ją Niemcy przed samym wysiedleniem zasypali? Wyciągnęliśmy stamtąd trochę
garnków, naczyń, trochę zbutwiałych ubrań; dziadek ma z tego całego skarbu
zegarek.
– Niemcy byli przekonani, że wrócą – zauważyła Mirka.
– Niemcy to powinni być przez Pana Boga wyniszczeni, co do jednego! – syknęła Sabina z jakąś nieznaną przyjaciółce furią w głosie. Mirka straciła poczucie czasu zagadawszy się, wróciła późno i znów jej się oberwało. Mama nie lubiła Sabiny i nie pochwalała tej przyjaźni. Późnym wieczorem wyrzucała mężowi, że milczy na ten temat.
– Niemcy byli przekonani, że wrócą – zauważyła Mirka.
– Niemcy to powinni być przez Pana Boga wyniszczeni, co do jednego! – syknęła Sabina z jakąś nieznaną przyjaciółce furią w głosie. Mirka straciła poczucie czasu zagadawszy się, wróciła późno i znów jej się oberwało. Mama nie lubiła Sabiny i nie pochwalała tej przyjaźni. Późnym wieczorem wyrzucała mężowi, że milczy na ten temat.
– O tej dziewusze za dużo ludzie
gadają; co to za towarzystwo dla naszej córki – Piotr już drzemał –
odpowiedział nieco sennie.
– Twoja córka ma prawie piętnaście lat, uczy się życia. Nie bój
się o nią, to mądra dziewczyna.
– Mądra wybiera sobie odpowiednie towarzystwo, a ta Sabina co?
Ledwo podstawówkę skończyła. Żeby nie kierownik, to by gnój w oborze wyrzucała;
umiała się zakręcić koło kogo trzeba. Pan Piotr uniósł głowę i popatrzył na
żonę zgorszony. –
–
Daj spokój Lusia, jak możesz takie głupoty opowiadać?!
Przecież on jest dla niej , jak ojciec. Co ta matka znaczy? Tyle, że żyje, czy
ona wie, dajmy na to, jaki dziś dzień, jaki miesiąc. Dobrze, że Łukowski
papiery złożył i ma z czego żyć, bo
dawniej, jak mieli tylko to, co dostał Czyżewski za stróżowanie, to klepali
biedę.
–
– A ten jej numer obozowy widziałeś? – drążyła wcale nie zbita
z tropu Lucyna. –
–
Widziałem. Jak umrze to i ty pójdziesz zobaczyć, bo tak to ci
nie pokaże – Pan Piotr pokręcił głową i
odwrócił się do ściany, na znak, że jest bardzo zdegustowany.
Bardzo podobał mi się opis Mirki. Dziewczęce pogaduchy też wciągnęły.
OdpowiedzUsuń-Zuza