Przejdź do głównej zawartości
12.10.2019r.


Uparta miłość r.V [4]



-Przy takich młodych, pięknych  damach czuję się zaraz młodszy i zdrowszy, mówię ci Adam, serce inaczej pracuje – sapał biedny kierownik starając się zatrzeć niedelikatność swojej połowicy.
 Brygidka uśmiechała się do starszego pana, ale odezwać się bała. Onieśmielało ją zimne, taksujące spojrzenie pani Melanii; Waldek , gdy siedział obok, delikatnie gładził jej dłoń pod obrusem, a gdy  przyszło mu obsługiwać gości robił  do niej oko, dodając otuchy.
  Adam z Mirką starali się prowadzić miłą, swobodną rozmowę z biesiadnikami,  kosztowali tego i owego, chwalili zgodnie podawane potrawy ;posiedzieli parę minut i nie  bacząc na żadne argumenty, by zostać -  wyszli.
 Nie przypuszczali, że droga do Szczecinka będzie taka koszmarna. Mimo że Adam jechał bardzo wolno, samochód tańczył po całej jezdni, nie bardzo słuchając kierowcy. Gdy w końcu dotarli na miejsce , byli bardzo zmęczeni; Mirka najchętniej wróciłaby do domu i  poszła spać. Przywołała kelnera i zamówiła dwie kawy. 
– Pij gorącą, Adaśku ,po tej gimnastyce dobrze ci zrobi.
 Wypili kawę odsapnęli i znużenie ustąpiło miejsca radosnemu podnieceniu. Zatańczyli, szło im tak lekko i zgodnie, jakby ćwiczyli miesiącami. Ach, co to za rozkosz mieć przy sobie kochaną osobę po tak długiej rozłące. Piękna sala, nastrojowe światło, upajające melodie  i oni – dwoje! Niech ta czarowna  noc nie ma końca.!
  Ich stolik stał pod oknem i jakiś czas byli tam sami, wkrótce przysiedli się do nich nowi goście. Pan był elegancko ubrany, wytworny i pachnący, ale czemuś bardzo nerwowy; ledwo usiedli – wyszedł na papierosa Pani w pięknej bordowej sukni z  obszernym dekoltem, też była bardzo elegancka.
  Gdy tylko Mirka z Adamem wrócili po tańcach  do stolika, państwo przedstawili się , a pani wyraziła nadzieję, że wieczór upłynie im na wspólnej zabawie. Z miejsca też poczęła kokietować Adasia:  a to chusteczka jej spadła i trzeba było podnieść,  a to sięgała po coś tak, że sąsiad mógł zajrzeć w głąb jej dekoltu, albo trącała go pod stołem w nogę i przepraszała wpatrując się w  oczy
 Mirka odwracała głowę, by na to nie patrzeć, Adam starał się być grzeczny, ale było widać, że ta natarczywa kokieteria bardzo go irytuje.. Tak, czy owak, pani porywała go do tańca, a jej mąż czuł się w obowiązku dotrzymać towarzystwa Mirce. 
 – Przepraszam panią za moją żonę, pozbawia panią towarzystwa męża.
 – To nie jest mój mąż , w każdym razie jeszcze nie  - odrzekła Mirka – A Przepraszać nie ma za co, w końcu jesteśmy na balu
.- Ona już taka jest, że lubi się podobać. Taką pokochałem i nie mam żalu, choć się zdarza, że nie ze mną wraca do domu – dodał pan z ponurą miną.
 Mirka popatrzyła na swego towarzysza i pomyślała, że i ona pokochała kogoś z jego wadami, ale jej tolerancja nigdy aż taka nie będzie. A Adam  uwolniwszy się od natrętnej damy nie odstępował swojej Mireczki na krok Czule muskał jej włosy, tulił w tańcu i szeptał przemiłe komplementy.
         – Mireczko, a jakbyśmy się tak ulotnili po północy, co ty na to?
– Zaraz po północy?  Przecież mieliśmy wracać trochę później – popatrzyła zdziwiona.
        A kto mówi, żeby wracać, po prostu pójdziemy do hotelu trochę odpocząć.
  Mirka zrobiła wielkie  oczy – a oczy jej chłopaka świeciły takim blaskiem, ze oblała się rumieńcem
 – Nigdzie nie pójdziemy! Twoja propozycja mnie obraża! – odwróciła się i chciała odejść, ale orkiestra zaczynała grać, a Adam mocno trzymał za rękę. Tańczące pary potrącały ich stojących baz sensu i sprzeczających się. Tłok na parkiecie gęstniał, wiec  i oni zaczęli tańczyć.
 -  Kochanie moje, szeptał jej wprost do ucha – czy naprawdę nie chcesz pobyć tylko ze mną, bez tego całego tłumu? Przecież my się zobaczymy dopiero w maju. Zlituj się dziewczyno; boisz się mnie? Przecież wiesz, że będzie tak, jak zechcesz.
- Mnie w zupełności wystarcza twoje przemiłe towarzystwo tutaj Nigdzie nie zamierzam z tobą iść, tym bardziej, że... -pokazała na zmierzających w ich kierunku rodziców.
– No ,jeśli to miała być niespodzianka, to ci się udało – rzekł nachmurzony.
 Nie było czasu , bo kelner prowadził Lisów do sąsiedniego stolika. Zaraz też wyrósł przed nimi, jak spod ziemi pan Markowski – kierownik  sąsiedniego pegeeru – Zalipie. Zagrała orkiestra, Markowski porwał do tańca mamę, a tato zaprosił córkę.
– I jak się bawisz, córeczko? Czy mi się zdaje, czy jesteś jakaś nachmurzona?
        – Głowa mnie rozbolała; a prawdę powiedziawszy, to już bym chętnie wróciła do domu i poszła spać. Jak droga, bardzo ślisko?
  – Posypali i idzie wytrzymać odrzekł tato i pytał dalej:
A jego też głowa boli, bo i on coś markotny?
Zbliżała się północ. Kończył się rok 1965, za chwilę miał się zacząć  rok – Milenium Państwa Polskiego  - 1966.
  Póki co, trwał bal, kelnerzy wnieśli gorącą kolację, później płonące lody i tace z szampanem. Orkiestra dała tusz – wybiła północ!
 Wśród gwaru, radosnych okrzyków, wiwatów – Adaś stanął przed Mirka i nie mógł wyrzec słowa, to ona pierwsza złożyła mu życzenia. Bardzo wzruszony patrzył jej w oczy i wyszeptał :
  - Jeśli ci uchybiłem – wybacz. Życzę nam dużo szczęścia, wszystko, co najlepsze, wciąż jeszcze przed nami.
 Chciał jej jeszcze dużo powiedzieć, ale w kolejce już stali rodzice i znajomi. Kto wie może ten bal zakończyłby się inaczej, gdyby Mirki nie porywali do tańca, jeden po drugim ojca znajomi -  notabli powiatowi
  A tak, ona tańczyła; Markowscy się przysiedli – zaczęły się toasty i wiwaty i Adam się upił.
 Pani Misia Markowska – kobieta o bujnych kształtach – sto dwadzieścia kilo żywej wagi, nie była z tych, co wylewają za kołnierz . Kiedy inni już padają pod stół – ona dopiero zaczyna się rozgrzewać! Wziąwszy raz Adasia pod swoje skrzydła, ani myślała go wypuścić. A do tego przypomniała sobie o nim piękna kokietka spod okna.
Tymczasem trwały szalone kółeczka, korowody i tańce grupowe, tak, że Mirka całkiem straciła swego partnera z oczu.
  Kiedy nastała przerwa, wróciła do stolika, zorientowała się, że wypił za dużo – dała znak ojcu, że chce wracać.  Adam spostrzegł w czym rzecz, dopiero, gdy tamci zeszli na dół do szatni. Zaraz przyszedł, chwycił Mirkę za rękę i starając się trzymać pion i mówić swobodnie – poprosił;
-         Kochanie pozwól na słówko.
A ona zła, ostro odsunęła go od siebie  i rzekła rozkazująco
-         Odejdź, nie stój ludziom na drodze. Idź tam , gdzie na ciebie czekają!
-         W samochodzie mama kręciła się niespokojnie, co i raz spoglądając na córkę, w końcu dała upust złości:
-Ja to zawsze mówiłam, że najgorsze to jest to jaśnie państwo! Wszystkie te Łukowskie, czy Zalewskie1 Niby  straszna szlachta – a jak przyjdzie co do czego – to się jeden z drugim zachować nie potrafi! Ten też nogami zamiatał, a kłaniał
się na wszystkie strony – i co? Wywija z tą świrniętą Markowską, albo z tą drugą, rozmamłaną! Wstyd i hańba!
 Mirka wtuliła twarz w futerko kołnierza  i udawała, że drzemie.
 W Nowy Rok Piotrek z Pawełkiem harcowali od rana na wyślizganej górce obok pałacu. Choć bardzo pochłonięci zabawą, widzieli Adasia, jak go pan Markowski przywiózł, niedługo po tym,  jak Mirka z mamą poszły do Pogórza – wsi na nabożeństwo noworoczne.
Adam przyszedł przeprosić  za Sylwestra, chciał się zobaczyć z Mirką, lecz czekać nie mógł, bo jechali z wujkiem po jego samochód do Szczecinka. Zabrał paczkę dla cioci Rozalii i pognał do pałacu
-         – Czyli wyjedzie bez pożegnania. A więc to już koniec – skonstatowała dziewczyna , gdy wróciły z kościoła..
         
         

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

31 październik 2018r.  W życiu bywa różnie5       W             zasadzie nikt nie był jej teraz potrzebny, najtrudniejszy okres minął.   Agnieszka dostawała stypendium, były małżonek od czasu do czasu przypominał sobie, że ma troje dzieci i przysyłał parę złotych. Dzieciaki były na tyle samodzielne, że mogła brać dodatkowe dyżury i radziła sobie całkiem nieźle z utrzymaniem rodziny. Postanowiła, że nic w swoim życiu zmieniać nie będzie. Kończył się właśnie kolejny rok i Iwona umyśliła sobie, że urządzi u siebie składkowego Sylwestra - korzystając z tego, że babcia wzięła do siebie dzieci na przerwę świąteczną.   Dobrze wstawiona Bożka przyjęła pierścionek zaręczynowy od swego adoratora i starała się nie myśleć, co będzie jutro. Zaraz po północy przyszedł niespodziewanie nieproszony gość - Rysiek. Był trzeźwiutki i bardzo poważny. Złożył Iwonie życzenia, a później ukląkł przed nią i wyrzekł głośno -Pani Bożeno, ja panią kocham. Jest pani dla mnie najukochańsza, jedyna
7.03.2020r. Uparta miłość r.12[2]  Mszę ślubną przesunięto aż na godzinę dziewiętnastą, bo wchodziły pielgrzymki i dla nich głównie odprawiały się nabożeństwa.   W czasie trwania obrządków ślubnych   też weszło dwie grupy pielgrzymów- niewielka   kobiet w strojach góralskich i druga, większa = młodzieży z Rybnika.     Pani Melania od rana przyglądała się wchodzącym pielgrzymom.   Widok ludzi utrudzonych drogą, przemęczonych, zakurzonych – a tak bardzo szczęśliwych, wprawiał ją w stan zdumienia i wzruszenia.   Mijały godziny; jej mąż i inni z grona weselników, chodzili po mieście , krążyli wśród straganów z pamiątkami, a ona   siedziała w przedsionku Kaplicy Cudownego Obrazu i syciła oczy widokiem rozmodlonego tłumu. Jakaś siła trzymała ją w tym miejscu; a z sercem i duszą działo się coś dziwnego. Najpierw męczący rozgardiasz, a później coraz słodszy spokój i ukojenie.   -Panie Boże dziękuję ci, że tu jestem – szeptała wśród modlitwy   . Msza ślubna skończyła się i Młoda
16 września 2018r. Witajcie! Kolendra poprawia smak  potraw i przetworów. W wielu krajach stosuje się ziarna kolendry, jako lek - oczyszcza organizm, pomaga strawić tłuszcz, obniża cholesterol, działa przeciwbólowo, goi rany.                     Daj kurze grzędę... Panna Joasia była wyjątkowo urodziwa, przy tym niegłupia i z dobrej rodziny. Miejscowi kawalerowie nie mieli u niej żadnych szans – czekała na księcia z bajki. Pojawił się on niespodziewanie szybko. Dzięki funduszom unijnym ukończono nareszcie budowę nowej przychodni, przy niej dobudowano dom , żeby nowo zatrudniani lekarze mieli gdzie mieszkać.    No i kiedy w Ośrodku zaczął przyjmować młody, przystojny stomatolog, każdy wiedział, że to ktoś dla Joasi. Ona   też tak pomyślała. Wyleczyła wpierw zęby w sąsiednim miasteczku, potem dopiero poszła do miejscowego dentysty, niby do kontroli. Ten zachwycił się wpierw stanem uzębienia pięknej pacjentki, a później i nią samą. Do tego stopnia uległ jej czarowi, że za