23.11. 2019r.
Uparta miłość r.VII[3]
Uparta miłość r.VII[3]
Dziadkowie z–
Szymonem dwoili się i roili przy żniwach, bo deszcz wisiał w powietrzu;
Mirka nie miała sumienia zostawić ich w tak gorący czas. Lecz kiedy pod koniec
sierpnia przyszły deszcze, nikt jej nie zatrzymywał, bo wiadomo, że dziewczyna
musi przyszykować się do szkoły.
W domu powitaniom nie było końca, tak bardzo za nią wszyscy tęsknili.
Najbardziej chłopcy, zaraz też opowiedzieli o licznych wizytach pana Zalewskiego i przytaszczyli wielką torbę z prezentami.
Pokazywali piękne zabawki.
Tato zaczął się tłumaczyć, że ją przyjęli w końcu , ale Mirka nie była zła. Przeciwnie. Wciąż się uśmiechała, gładziła pieszczotliwie piękne, połyskliwe tkaniny, oglądała kosmetyki w eleganckich pudełeczkach i nic nie mówiła.
Mama wyjęła z kredensu plik listów, dziewczyna trzymała je w ręku, spoglądała na ogień buzujący pod garnkami, po chwili wahania poszła do pokoju i gdzieś listy schowała.
Rodzice podkreślali , że o nikim nie zapomniał, każdemu cos kupił i tylko wzdychali, bo nie wiedzieli, co doradzać w tej sytuacji. Inna rzecz, że Mirka nie chciała rozmawiać o Adamie.
Bywało, że szła samotnie daleko w pola i tam rozmyślała, co dalej.
Jakiś głos odzywał się w niej samej i drwił:
- No i co tak bolejesz? Przecież wiedziałaś, jaki on jest, od pierwszych chwil. Po co mu serce ofiarowałaś?
A zgnębione serduszko odpowiadało: Wtedy nie cierpiałam z powodu jego przygód, bo nic nas nie łączyło.
- Ha, ha , śmiał się jakiś szyderca – nie cierpiałaś Przypomnij sobie przepłakane noce! Czy ty choć odrobinę poznałaś tego swego wybranego? To nic nie wart kłamczuch, im szybciej uwolnisz myśli od niego, tym lepiej!
A serduszko znowu w płacz: Jaki sens będzie miało życie bez niego? Bezduszny głos drwił dalej:
- On się tobą zwyczajnie bawi! Wystarczy, ze uwierzysz w skruchę , przeprosiny, a on już będzie miał następną. Intrygujesz go trochę i to wszystko.
Miłość jest siłą, która najmądrzejszych rad nie słucha, bo wie swoje. Tak właśnie było u Mirki – bolało, ale się zgoiło. On szuka zgody, znaczy, ze mu zależy.
W domu powitaniom nie było końca, tak bardzo za nią wszyscy tęsknili.
Najbardziej chłopcy, zaraz też opowiedzieli o licznych wizytach pana Zalewskiego i przytaszczyli wielką torbę z prezentami.
Pokazywali piękne zabawki.
Tato zaczął się tłumaczyć, że ją przyjęli w końcu , ale Mirka nie była zła. Przeciwnie. Wciąż się uśmiechała, gładziła pieszczotliwie piękne, połyskliwe tkaniny, oglądała kosmetyki w eleganckich pudełeczkach i nic nie mówiła.
Mama wyjęła z kredensu plik listów, dziewczyna trzymała je w ręku, spoglądała na ogień buzujący pod garnkami, po chwili wahania poszła do pokoju i gdzieś listy schowała.
Rodzice podkreślali , że o nikim nie zapomniał, każdemu cos kupił i tylko wzdychali, bo nie wiedzieli, co doradzać w tej sytuacji. Inna rzecz, że Mirka nie chciała rozmawiać o Adamie.
Bywało, że szła samotnie daleko w pola i tam rozmyślała, co dalej.
Jakiś głos odzywał się w niej samej i drwił:
- No i co tak bolejesz? Przecież wiedziałaś, jaki on jest, od pierwszych chwil. Po co mu serce ofiarowałaś?
A zgnębione serduszko odpowiadało: Wtedy nie cierpiałam z powodu jego przygód, bo nic nas nie łączyło.
- Ha, ha , śmiał się jakiś szyderca – nie cierpiałaś Przypomnij sobie przepłakane noce! Czy ty choć odrobinę poznałaś tego swego wybranego? To nic nie wart kłamczuch, im szybciej uwolnisz myśli od niego, tym lepiej!
A serduszko znowu w płacz: Jaki sens będzie miało życie bez niego? Bezduszny głos drwił dalej:
- On się tobą zwyczajnie bawi! Wystarczy, ze uwierzysz w skruchę , przeprosiny, a on już będzie miał następną. Intrygujesz go trochę i to wszystko.
Miłość jest siłą, która najmądrzejszych rad nie słucha, bo wie swoje. Tak właśnie było u Mirki – bolało, ale się zgoiło. On szuka zgody, znaczy, ze mu zależy.
–
Wobec takich
przemyśleń, żal gdzieś wyparował, a jego miejsce zajęła przekora:
- Oj, poczekasz ty sobie, poczekasz! Dużo wody w rzekach upłynie, zanim przytulę cię do serca.
Pakowała rzeczy do internatu, pogodna i pełna nadziei. Rodzice chcieli, by pobyła z nimi do ostatniego dnia wakacji, ale ona miała swój plan i pojechała.
Adam liczył na spotkanie, czekał na stacji w Pogórzu wsi w piękne sierpniowe popołudnie; wiele młodzieży wsiadało do pociągu; wracali po wakacjach do swoich szkół, ale Mirki nie było.
Córka tak krótko była w domu, że Lisowie nie zdążyli opowiedzieć , czym żyli mieszkańcy majątku przez ostatnie tygodnie.
Przed samym Świętem Odrodzenia, do Pogórza pierwszy raz zajechał autobus PKS! Na przystanku była niemal cała załoga, a już z dzieciaków, to żadnego nie brakowało. Oboje państwo Łukowscy kwiatami witali mocno zmieszanego kierowcę, dużo ludzi, ot tak sobie pojechało na gapę do Pogórza- wsi. Od tej pory na przystanku wciąż są jakieś osoby, albo gdzieś jadą, albo chcą wiedzieć, kto gdzieś jedzie.
Nowin było więcej – latem ukończono prace remontowe przy poniemieckiej hydroforni i cały pałac miał bieżącą wodę. A Łukowscy i agronom kazali sobie porobić ubikacje i mają całkiem , jak w mieście. Ci z nowych bloków na razie bieżącej wody nie mają, bo jak mówi kierownik : „ góra skreśliła”
Łukowski, dawniej pełen werwy i animuszu – teraz jakoś przygasł i posmutniał. Jedni mówili, ze to z powodu szwankującego zdrowia, bardziej wtajemniczeni utrzymywali, ze to sprawy zawodowe.
W Zespole Państwowych Gospodarstw Rolnych panował niezły bałagan i biednego kierownika nękały często sprzeczne polecenia. Nie było też , jak dawniej notabli z Komitetu partyjnego, żeby przyjechali choćby na oddanie nowych bloków do użytku. Ale robota w polu szła jak dawniej, ziemia musiała rodzić chleb.
Pod koniec września tato wrócił z pracy z sensacyjną wiadomością, że Sabina wróciła ze Śląska! Przyjechała z dwojgiem małych dzieci, mieszka, póki co, u Halinki. Dziadek Czyżewski urządza dla niej mieszkanie w pałacu na piętrze , a sam mieszka u Grzelaków, gdyż jego domek rozebrano, bo zaczynał się walić
Gdy Mirka przyjechała do domu i dowiedziała się o powrocie przyjaciółki, natychmiast chciała biegnąć do pałacu – mama ją powstrzymała.
- Oj, poczekasz ty sobie, poczekasz! Dużo wody w rzekach upłynie, zanim przytulę cię do serca.
Pakowała rzeczy do internatu, pogodna i pełna nadziei. Rodzice chcieli, by pobyła z nimi do ostatniego dnia wakacji, ale ona miała swój plan i pojechała.
Adam liczył na spotkanie, czekał na stacji w Pogórzu wsi w piękne sierpniowe popołudnie; wiele młodzieży wsiadało do pociągu; wracali po wakacjach do swoich szkół, ale Mirki nie było.
Córka tak krótko była w domu, że Lisowie nie zdążyli opowiedzieć , czym żyli mieszkańcy majątku przez ostatnie tygodnie.
Przed samym Świętem Odrodzenia, do Pogórza pierwszy raz zajechał autobus PKS! Na przystanku była niemal cała załoga, a już z dzieciaków, to żadnego nie brakowało. Oboje państwo Łukowscy kwiatami witali mocno zmieszanego kierowcę, dużo ludzi, ot tak sobie pojechało na gapę do Pogórza- wsi. Od tej pory na przystanku wciąż są jakieś osoby, albo gdzieś jadą, albo chcą wiedzieć, kto gdzieś jedzie.
Nowin było więcej – latem ukończono prace remontowe przy poniemieckiej hydroforni i cały pałac miał bieżącą wodę. A Łukowscy i agronom kazali sobie porobić ubikacje i mają całkiem , jak w mieście. Ci z nowych bloków na razie bieżącej wody nie mają, bo jak mówi kierownik : „ góra skreśliła”
Łukowski, dawniej pełen werwy i animuszu – teraz jakoś przygasł i posmutniał. Jedni mówili, ze to z powodu szwankującego zdrowia, bardziej wtajemniczeni utrzymywali, ze to sprawy zawodowe.
W Zespole Państwowych Gospodarstw Rolnych panował niezły bałagan i biednego kierownika nękały często sprzeczne polecenia. Nie było też , jak dawniej notabli z Komitetu partyjnego, żeby przyjechali choćby na oddanie nowych bloków do użytku. Ale robota w polu szła jak dawniej, ziemia musiała rodzić chleb.
Pod koniec września tato wrócił z pracy z sensacyjną wiadomością, że Sabina wróciła ze Śląska! Przyjechała z dwojgiem małych dzieci, mieszka, póki co, u Halinki. Dziadek Czyżewski urządza dla niej mieszkanie w pałacu na piętrze , a sam mieszka u Grzelaków, gdyż jego domek rozebrano, bo zaczynał się walić
Gdy Mirka przyjechała do domu i dowiedziała się o powrocie przyjaciółki, natychmiast chciała biegnąć do pałacu – mama ją powstrzymała.
–
Jak to tak, z pustymi
rękoma? Przebrały ubranka po chłopcach, upiekły ciasto i w niedzielę po
mszy poszły w odwiedziny; Mirka do
Sabiny, mama do Stasi Fabisiakowej.
Na piętrze, naprzeciwko mieszkania pana Bojarskiego, Sabinie przydzielono dwa małe pokoiki. Otworzyła przyjaciółka, ale jakże odmieniona!
Niegdyś piękna, pulchna blondynka, z burzą kędzierzawych włosów – teraz przypominała raczej jakąś swoją ciotkę. Włosy skróciła i przyciemniła, twarz poszarzała i wychudła, a sylwetka zdawała się być zupełnie inna – mniejsza i przygarbiona.
Przywitały się serdecznie, jak siostry. Sabina wzięła na ręce synka i karmiła mleczkiem z butelki. Mirka chwilę przyglądała się dziecku.
– Ile ma bobasek?
- Skończył trzy miesiące – odrzekła dumna mama.
– Nie bałaś się ruszyć w drogę z taką kruszyną? – Ach, już mi było wszystko jedno! Byle jak najdalej od nich wszystkich. – A mąż? – zapytała Mirka ostrożnie. – A czort z nim! Jak mu się w głowie odmieni, to mnie znajdzie. A jak nie, to mała strata – odrzekła i roześmiała się tym swoim perlistym, zaraźliwym śmiechem. Przyjaciółka rozejrzała się po pokoju; szafa, łóżko, stół z krzywymi krzesłami i łóżeczko – całe umeblowanie.
– Szybko się urządziłaś.
– Daj spokój, zbieranina, jakiej świat nie widział Dziadek z Jaśkiem Grzelakiem przynieśli to z pałacowej piwnicy, Halinka wykombinowała pościel i tyle. Chodź zobacz w kuchni. Tam stał stary, ale świeżo pomalowany kredens, mała szafka na garnki, stolik z jednym taboretem i nowa skrzynka na drewno, Westfalka też chyba pochodziła z jakiegoś złomowiska, bo była mocno sfatygowana, ale ugotować się dało. Do czysta wyszorowana podłoga i koronkowe firaneczki czyniły to pomieszczenie bardzo przytulnym. Mirka wyjrzała przez okno – widok nie był piękny, bo przy murze leżała kupa gruzu. Sabina stanęła za nią.
Na piętrze, naprzeciwko mieszkania pana Bojarskiego, Sabinie przydzielono dwa małe pokoiki. Otworzyła przyjaciółka, ale jakże odmieniona!
Niegdyś piękna, pulchna blondynka, z burzą kędzierzawych włosów – teraz przypominała raczej jakąś swoją ciotkę. Włosy skróciła i przyciemniła, twarz poszarzała i wychudła, a sylwetka zdawała się być zupełnie inna – mniejsza i przygarbiona.
Przywitały się serdecznie, jak siostry. Sabina wzięła na ręce synka i karmiła mleczkiem z butelki. Mirka chwilę przyglądała się dziecku.
– Ile ma bobasek?
- Skończył trzy miesiące – odrzekła dumna mama.
– Nie bałaś się ruszyć w drogę z taką kruszyną? – Ach, już mi było wszystko jedno! Byle jak najdalej od nich wszystkich. – A mąż? – zapytała Mirka ostrożnie. – A czort z nim! Jak mu się w głowie odmieni, to mnie znajdzie. A jak nie, to mała strata – odrzekła i roześmiała się tym swoim perlistym, zaraźliwym śmiechem. Przyjaciółka rozejrzała się po pokoju; szafa, łóżko, stół z krzywymi krzesłami i łóżeczko – całe umeblowanie.
– Szybko się urządziłaś.
– Daj spokój, zbieranina, jakiej świat nie widział Dziadek z Jaśkiem Grzelakiem przynieśli to z pałacowej piwnicy, Halinka wykombinowała pościel i tyle. Chodź zobacz w kuchni. Tam stał stary, ale świeżo pomalowany kredens, mała szafka na garnki, stolik z jednym taboretem i nowa skrzynka na drewno, Westfalka też chyba pochodziła z jakiegoś złomowiska, bo była mocno sfatygowana, ale ugotować się dało. Do czysta wyszorowana podłoga i koronkowe firaneczki czyniły to pomieszczenie bardzo przytulnym. Mirka wyjrzała przez okno – widok nie był piękny, bo przy murze leżała kupa gruzu. Sabina stanęła za nią.
Komentarze
Prześlij komentarz