30.11.2019r.
Uparta miłość r.VII[4]
– Trochę wiem o wszystkim od Halinki. Ona twierdzi, że Zalewski szaleje za tobą. Myślę, że warto przebaczyć, bo co innego przelotny romansik, a co innego prawdziwa miłość. Wygląda na to, że mu zależy, inaczej nie przyjeżdżałby tu. Ale, moja kochana – patrz na moje życie i ucz się. Nie pozwól nad sobą zapanować! Jak poczuje, że on karty rozdaje, to po tobie!
– Tak, jak mówisz, Sabinko - uśmiechnęła się Mirka ściskając przyjaciółkę na pożegnanie.
Uparta miłość r.VII[4]
–
Już patrzyłam, wezmę się za to niedługo. Teraz, jesienią
kwiatów nasadzić, to wiosną pięknie
zakwitną. Wtedy i kierownikowa łaskawiej na mnie spojrzy. Ponoć zrobiła
mężowi awanturę, że mnie przygarnął, obiecał robotę i parę razy tu zajrzał.
– A na dole kto mieszka?
– A na dole kto mieszka?
–
– Na dole jest
stołówka, tak, że ta ściana nikogo nie obchodzi, niestety – znów się śmiała,
ale już ciszej, bo synek zasnął.
– Nie gniewaj się, że znoszę ci używane rzeczy, ale myślę, że te spodenki i sweterki będą jak w sam raz na twoją córeczkę. O właśnie, a gdzie ona?
Halinka namówiła Romana na wspólny wyjazd na grzyby i wzięli małą. To takie cygańskie dziecko, nikogo się nie boi i wszędzie jest u siebie.
Sabina postawiła na stole dzbanek z kwaśnym mlekiem
.- Pychota, spróbuj. Oborowy daje mi tyle mleka, że zostawiam na zsiadłe. Chwilę milczały delektując się mlekiem. Mirce niezręcznie było pytać, co dalej zamierza, bo pomoc obcych wkrótce się skończy. Sabina sama zaczęła:
- Matkę mi zmarnowali. Wiesz, że nie żyje? A tu by bidulka, jeszcze pożyła. Nalegali, żeby przywieźć, bo nie dawałam rady opiekować się dzieckiem i robić zakupy, gotować obiady, urzędy obskoczyć, towarów nawieźć z hurtowni. Tam wszyscy zajęci – siostry Julka w szwalni, matka w sklepie, mąż na służbie. A jak przyjeżdżał w soboty, to koło niego trzeba było skakać.
No i się zgodziłam, choć wiedziałam, że niewiele mi pomoże ; ale niech ktoś bliski będzie koło mnie. I owszem bywały dni, że i dziecko pokołysała, i przy kuchni postała, ale bywało też i tak, że w sweterku i kapciach szła na mróz i szukaj wiatru w polu. Trzeba było wydzwaniać po szpitalach, milicję zawiadamiać. No i za którymś razem zawieźli ją do wariatkowa, nie trwało długo, może miesiąc i zmarła.
– Nie mogliście zamieszkać osobno? Przecież wojskowi nie mają kłopotu z przydziałem mieszkania.
– Ano właśnie! Mały lada dzień miał przyjść na świat, więc pojechałam tam i pytam, czy nie dałoby się przydziału przyśpieszyć? A oni mi na to, że Julian Bielak o żadne mieszkanie nigdy się nie starał. Wyobrażasz sobie? Mówił, że czekamy w kolejce, żebym była służącą! Myślałam, że mnie tam trafi na miejscu. Dziecko się urodziło, a ja nie miałam pokarmu przez te nerwy. O nie! Tego już za wiele, jak tylko nabrałam sił, a mały podrósł- hajda, do swoich!
– A jak przyjedzie za tobą? – badała dalej Mirka.
– Nie wiem, jednak jest dwoje dzieci i ślub nas łączy. Powiem ci jednak, że tam byłam wciąż obca, a tu czuję, że jestem w domu. Dziadek dał mi swoją emeryturę, Dudkowski daje mleko, ludzie znoszą różne rzeczy. No dobrze – uśmiechnęła się – starczy o mnie, teraz powiedz, co u ciebie?
– Moje sprawy też marnie
stoją. Adam był we Francji i niestety nie był mi wierny. Teraz się zastanawiam,
co z tym fantem począć. – Nie gniewaj się, że znoszę ci używane rzeczy, ale myślę, że te spodenki i sweterki będą jak w sam raz na twoją córeczkę. O właśnie, a gdzie ona?
Halinka namówiła Romana na wspólny wyjazd na grzyby i wzięli małą. To takie cygańskie dziecko, nikogo się nie boi i wszędzie jest u siebie.
Sabina postawiła na stole dzbanek z kwaśnym mlekiem
.- Pychota, spróbuj. Oborowy daje mi tyle mleka, że zostawiam na zsiadłe. Chwilę milczały delektując się mlekiem. Mirce niezręcznie było pytać, co dalej zamierza, bo pomoc obcych wkrótce się skończy. Sabina sama zaczęła:
- Matkę mi zmarnowali. Wiesz, że nie żyje? A tu by bidulka, jeszcze pożyła. Nalegali, żeby przywieźć, bo nie dawałam rady opiekować się dzieckiem i robić zakupy, gotować obiady, urzędy obskoczyć, towarów nawieźć z hurtowni. Tam wszyscy zajęci – siostry Julka w szwalni, matka w sklepie, mąż na służbie. A jak przyjeżdżał w soboty, to koło niego trzeba było skakać.
No i się zgodziłam, choć wiedziałam, że niewiele mi pomoże ; ale niech ktoś bliski będzie koło mnie. I owszem bywały dni, że i dziecko pokołysała, i przy kuchni postała, ale bywało też i tak, że w sweterku i kapciach szła na mróz i szukaj wiatru w polu. Trzeba było wydzwaniać po szpitalach, milicję zawiadamiać. No i za którymś razem zawieźli ją do wariatkowa, nie trwało długo, może miesiąc i zmarła.
– Nie mogliście zamieszkać osobno? Przecież wojskowi nie mają kłopotu z przydziałem mieszkania.
– Ano właśnie! Mały lada dzień miał przyjść na świat, więc pojechałam tam i pytam, czy nie dałoby się przydziału przyśpieszyć? A oni mi na to, że Julian Bielak o żadne mieszkanie nigdy się nie starał. Wyobrażasz sobie? Mówił, że czekamy w kolejce, żebym była służącą! Myślałam, że mnie tam trafi na miejscu. Dziecko się urodziło, a ja nie miałam pokarmu przez te nerwy. O nie! Tego już za wiele, jak tylko nabrałam sił, a mały podrósł- hajda, do swoich!
– A jak przyjedzie za tobą? – badała dalej Mirka.
– Nie wiem, jednak jest dwoje dzieci i ślub nas łączy. Powiem ci jednak, że tam byłam wciąż obca, a tu czuję, że jestem w domu. Dziadek dał mi swoją emeryturę, Dudkowski daje mleko, ludzie znoszą różne rzeczy. No dobrze – uśmiechnęła się – starczy o mnie, teraz powiedz, co u ciebie?
– Trochę wiem o wszystkim od Halinki. Ona twierdzi, że Zalewski szaleje za tobą. Myślę, że warto przebaczyć, bo co innego przelotny romansik, a co innego prawdziwa miłość. Wygląda na to, że mu zależy, inaczej nie przyjeżdżałby tu. Ale, moja kochana – patrz na moje życie i ucz się. Nie pozwól nad sobą zapanować! Jak poczuje, że on karty rozdaje, to po tobie!
– Tak, jak mówisz, Sabinko - uśmiechnęła się Mirka ściskając przyjaciółkę na pożegnanie.
Komentarze
Prześlij komentarz