Przejdź do głównej zawartości
7.12.2019r.


Uparta miłość r.VIII[1]






 Klasa maturalna, to nie żarty. Mirka od początku wzięła się ostro do roboty. Myślała o studiach ekonomicznych a profesorowie utwierdzali ją w tych planach.
 Mieszkały we trzy – ona, Paulina i Danuta. To była bardzo mądra i bardzo zarozumiała córka jakiegoś adwokata. Ubrana w najdroższe cichy;  pobierała lekcje tańca i śpiewu; bywała z rodzicami za granicą – z nikim się nie liczyła z wyjątkiem Mirki.
  Lisówna wkuwała zawzięcie trochę, by nie stracić pierwszej pozycji w klasie, a głównie, by nie rozmyślać o Adamie. Będzie – co ma być. Zdała się na los.
  Którejś soboty Adam podjechał; pod internat, poprosił wychodzącego właśnie ucznia, by zawołał taką to panienkę z klasy maturalnej.
  Mirka wyjrzała przez okno, kto czeka, przekonała młodszego kolegę, by skłamał, że jej nie ma, bo pojechała do domu.
 Adam uwierzył i gnał do Pogórza wśród mgły i ciemności. Rzecz jasna na darmo.
  Za drugim razem obiecał sobie, że nie będzie tak naiwny. Poprosił profesora dyżurnego i sam poszedł na górę. Poszukiwania rozpoczął od pokoju, który  Mirka zajmowała w czwartej klasie, dziewczyny wskazały właściwy; a że jej tam nie było, obiecały poszukać.
 Znalazły ją w kuchni, jak sobie podgrzewała bigos ze słoika. Ubłagała zdziwione koleżanki, by powiedziały, że jest na sali gimnastycznej.
  Adaś wypytał , gdzie to jest i poszedł. Mirka w tym czasie spakowała plecak, przekonała profesora, że musi jechać do domu i pobiegła na pociąg.
 Profesor uwierzył w ważną przyczynę, bo przecież przed chwilą szukał jej zaaferowany znajomy. Jakież więc było zdziwienie starego belfra, gdy ujrzał Adama, który wciąż szukał Łisówny.
  Tym razem młodzieniec nie uwierzył, że dziewczyna pojechała do domu.
  – Kupa wariatów! Można z nimi zbzikować – wyrzekał  w samochodzie oglądając się na internat
 Próbował się dodzwonić – na próżno. Wysłał  kolejne dwa listy – żadnej odpowiedzi.
  Jego gorąca, zaborcza natura nie znosiła takich uników i takiej pustki. Przecież musi być jakiś sposób na tę dziewczynę! Jeśli ona sama  powie mu, że to koniec, wtedy zrezygnuje. Na razie wciąż jest nadzieja – rozmyślał.
  Miał mnóstwo pracy na uczelni, ślęczał w laboratorium, zarywał noce wkuwając zawzięcie, lecz, jak tylko nadarzyła się sposobna chwila gnał do Koszalina, przeważnie na darmo.
  Mirkę cieszyły te wizyty – miała świadomość, że jemu bardzo zależy, Czuła jednak, że przeciąga strunę. Paulina też ją ostrzegała.
 – Jeszcze nie dziś, jeszcze nie jestem gotowa stanąć twarzą w twarz – tłumaczyła przyjaciółce swoje uniki.
   Kiedy była w domu unikała rozmowy na ten temat. Jeśli już to najlepiej rozmawiało się z Sabiną.
 Ona miała trzeźwe, rzeczowe podejście do  takich spraw. W ogóle przyjemnie było u niej posiedzieć, pobawić się z dziećmi, powspominać miniony czas.
  Kiedyś, gdy przyjechała i wybierała się do Sabiny, mama  miała frapujące wiadomości – u Sabiny był mąż! 
  -  Co by ludzie nie mówili – opowiadała mama z ożywieniem – mówię ci córcia, co to za przystojny mężczyzna, to trudno opisać!  Mundur to ci leży na nim, jak na jakim marszałku. Przyjemnie popatrzeć! No i byliby się z Sabiną dogadali, ale Halina namieszała i nic z tego. Tym bardziej ciekawa,  Mirka poszła w niedziele do Sabiny Dziadek siedział z gazetą przy oknie, dzieci spały a Sabina poszła do cielętnika. Dziadek wyjaśnił, że poszła wcześniej, by mieć wolny, niedzielny wieczór.
   A z wizytą pana Bielaka było tak; W pierwszym okresie po tym, jak został sam, nawet był rad nowej sytuacji. Swoje małżeństwo uważał za mezalians, Sabinie niezmiernie na nim zależało, a on chętnie by się uwolnił.
  Lecz mijały dni i ta wolność, choć suto zakrapiana i w  hulankach świętowana, zaczęła mu ciążyć. Poza tym denerwowało go milczenie dziewczyny. Pieniądze dawno jej się skończyły, dziadek mieszka u obcych, wiec co się dzieje? Czemu nie pisze i nie prosi o pomoc? Tygodnie mijają, a ona nie robi nic, by móc wrócić. Że też tak sobie mogła odejść – i to ona taka oddana, potulna, zakochana!
 Głupio tak stracić kogoś nad kim się miało taką władzę, kto był na skinienie! Już myślał, że ma ją na wyłączność, co by się nie działo – a tu takie coś. Był jednakże przekonany, ze wystarczy, by go zobaczyła, a zapragnie znów być przy nim. Najbardziej był ciekaw gdzie mieszka i z czego żyje.
 Uważał, ze tylko się wstydzi prosić o pomoc, ale wyciągnięta rękę  po prostu ucałuje!
  Nie, stanowczo warto zobaczyć jej klęskę – rozmyślał pakując się do drogi.
Przyjechał popołudniowym pociągiem, Sabina miała trochę czasu przed wieczornym obrządkiem, siedziała przy łóżeczku i szyła małemu spodenki.
 Julian głośno zapukał i wszedł z impetem do pokoju. Uciszyła go gestem ręki wskazując na śpiące dziecko. Nie podniosła się na powitanie.
  – U kogo tu mieszkasz? – zapytał zanim jeszcze zdjął płaszcz.
 – U siebie  - odrzekła spokojnie, choć nie bez satysfakcji.
 Rozejrzał się po schludnym pomieszczeniu i podszedł do łóżeczka; chwilę przyglądał się synkowi.
   – A gdzie Moniczka? _
  -Halina ją wzięła, zaraz przyjdą, bo obiecała posiedzieć z dziećmi. Ja już musze iść do cielętnika. – wyszła przebrać się w robocze ubranie.
  -  Powinien jeszcze pospać, a jakby marudził to pokołysz i zaśnie – rzekła na odchodne, Julian chodził po pokoju, zaglądał do szafy, podobną inspekcję przeprowadził też w kuchni. Ten hałas obudził dziecko.
  Boguś kręcił się i popłakiwał. Ojciec pochylił się nad łóżeczkiem; kiedy dziecko zobaczyło obcą twarz, rozpłakało się na dobre. Julian począł go kołysać, nie pomogło. Próbował przemawiać pieszczotliwie, też na nic. Wszystko, co tu zastał i ten płacz dziecka – rozdrażniały go coraz bardziej. Ujął dwa rogi poduszki i próbował ukołysać -  wystraszone krzyczało wniebogłosy. Wziął na ręce – było jeszcze gorzej, więc znów położył i począł krzyczeć i potrząsać dzieckiem.
 Halinka prowadziła właśnie Moniczkę do tatusia, już na schodach usłyszała przeraźliwy krzyk dziecka i wrzaski Juliana. Wpadła bez tchu do pokoju. Odepchnęła ojca i chwyciła dziecko na ręce.
  – Czyś ty zwariował ,  ty tatusiu  od siedmiu boleści! Kto tak krzyczy na dziecko?!
   Halinka tuliła spocone, umęczone maleństwo, a Julian całkiem zbity z tropu wyjmował z torby słodycze i zabawki i przywoływał do siebie córkę.
 Ta  jednak nie postąpiła ani kroku. Dźwięk głosu Juliana na nowo przestraszył Bogusia i dziecko rozpłakało się na nowo.
   – Idź ty chłopie do kuchni, bo tak się spisałeś, że dzieciaka nie można uspokoić.
  Bez słowa nałożył płaszcz i poszedł szukać Sabiny. Kobiety, gdy go ujrzały na progu cielętnika, poczęły przynaglać dziewczynę, by zostawiła robotę i szła do męża. Posłuchała ich niechętnie. Wracali wśród ciemności i błota. Uparcie odtrącała jego rękę, gdy próbował ją przeprowadzić przez kałużę.
Sabina, przyjechałem by pogadać i zabrać cię do domu, a ty jakieś fochy stroisz, więc uważaj, żebyś nie żałowała – rzekł poirytowany.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

31 październik 2018r.  W życiu bywa różnie5       W             zasadzie nikt nie był jej teraz potrzebny, najtrudniejszy okres minął.   Agnieszka dostawała stypendium, były małżonek od czasu do czasu przypominał sobie, że ma troje dzieci i przysyłał parę złotych. Dzieciaki były na tyle samodzielne, że mogła brać dodatkowe dyżury i radziła sobie całkiem nieźle z utrzymaniem rodziny. Postanowiła, że nic w swoim życiu zmieniać nie będzie. Kończył się właśnie kolejny rok i Iwona umyśliła sobie, że urządzi u siebie składkowego Sylwestra - korzystając z tego, że babcia wzięła do siebie dzieci na przerwę świąteczną.   Dobrze wstawiona Bożka przyjęła pierścionek zaręczynowy od swego adoratora i starała się nie myśleć, co będzie jutro. Zaraz po północy przyszedł niespodziewanie nieproszony gość - Rysiek. Był trzeźwiutki i bardzo poważny. Złożył Iwonie życzenia, a później ukląkł przed nią i wyrzekł głośno -Pani Bożeno, ja panią kocham. Jest pani dla mnie najukochańsza, jedyna
7.03.2020r. Uparta miłość r.12[2]  Mszę ślubną przesunięto aż na godzinę dziewiętnastą, bo wchodziły pielgrzymki i dla nich głównie odprawiały się nabożeństwa.   W czasie trwania obrządków ślubnych   też weszło dwie grupy pielgrzymów- niewielka   kobiet w strojach góralskich i druga, większa = młodzieży z Rybnika.     Pani Melania od rana przyglądała się wchodzącym pielgrzymom.   Widok ludzi utrudzonych drogą, przemęczonych, zakurzonych – a tak bardzo szczęśliwych, wprawiał ją w stan zdumienia i wzruszenia.   Mijały godziny; jej mąż i inni z grona weselników, chodzili po mieście , krążyli wśród straganów z pamiątkami, a ona   siedziała w przedsionku Kaplicy Cudownego Obrazu i syciła oczy widokiem rozmodlonego tłumu. Jakaś siła trzymała ją w tym miejscu; a z sercem i duszą działo się coś dziwnego. Najpierw męczący rozgardiasz, a później coraz słodszy spokój i ukojenie.   -Panie Boże dziękuję ci, że tu jestem – szeptała wśród modlitwy   . Msza ślubna skończyła się i Młoda
16 września 2018r. Witajcie! Kolendra poprawia smak  potraw i przetworów. W wielu krajach stosuje się ziarna kolendry, jako lek - oczyszcza organizm, pomaga strawić tłuszcz, obniża cholesterol, działa przeciwbólowo, goi rany.                     Daj kurze grzędę... Panna Joasia była wyjątkowo urodziwa, przy tym niegłupia i z dobrej rodziny. Miejscowi kawalerowie nie mieli u niej żadnych szans – czekała na księcia z bajki. Pojawił się on niespodziewanie szybko. Dzięki funduszom unijnym ukończono nareszcie budowę nowej przychodni, przy niej dobudowano dom , żeby nowo zatrudniani lekarze mieli gdzie mieszkać.    No i kiedy w Ośrodku zaczął przyjmować młody, przystojny stomatolog, każdy wiedział, że to ktoś dla Joasi. Ona   też tak pomyślała. Wyleczyła wpierw zęby w sąsiednim miasteczku, potem dopiero poszła do miejscowego dentysty, niby do kontroli. Ten zachwycił się wpierw stanem uzębienia pięknej pacjentki, a później i nią samą. Do tego stopnia uległ jej czarowi, że za