18.01.2020r.
Uparta miłość r,10[1]
- O czym ty mówisz?
– To nie wiesz, że zeszła się z naszym agronomem i żyją, jak małżeństwo?
– Mamo, o ile wiem , jej małżeństwo się rozpadło. Próbuje sobie życie ułożyć na nowo. Sama chwaliłaś pana Romana, że tak troskliwie zajmuje się Sabiny dziećmi, więc czemu ją teraz potępiasz?
– Co innego, jak tam czasem zajrzał, a co innego jak razem mieszkają. To wstyd i zgorszenie!
Mimo wstydu i zgorszenia, Mirka poszła do przyjaciółki.
Pan Bojarski zastępował chorego kierownika Łukowskiego. Nim Mirka przyszła, miedzy Romanem i Sabina toczyła się taka rozmowa:
- To mówisz Romciu, że dałeś Kostka od Bruzdów do stróżowania? – pytała krojąc chleb na kolację.
Roman coś odpowiedział z pokoju, ale nie słyszała, bo dzieci baraszkowały po podłodze, więc wziął Bogusia na ręce i przyszedł do kuchni.
– Widzisz w tym cos złego? – zapytał i uważnie słuchał odpowiedzi, bo już nie raz Sabina trafnie podpowiadała, jak postąpić
– Oczywiście, że widzę! Powiedz mi czemu on nie poprosił o te robotę Starego ? No bo Łukowski dobrze wie, że Kostek chodzi do Kaśki Grzesiaków; a Grzesiak ma klucze od wszystkich magazynów – i nawozowego i zbożowego i tego nowego z paszami. Toż oni obaj by ci nocami pół zasobów wynieśli!
- Wobec tego, co radzisz?
– Weź Józka Majdów od kowala i daj go do stróżowania. Majdy od zawsze z Grzesiakami koty darli, to czego, jak czego – ale magazynów nikt nie tknie. A Kostka daj do kowala i już. Jak nie zechce, droga wolna, ty ludzi masz na jego miejsce.
– A jakich ja ludzi niby mam?
– No przecież było tu wczoraj trzech za robotą – stanęła z nożem w ręku wyczekując odpowiedzi.
– Odesłałem ich do Zalipia, ja nie mam mieszkań
.- No nie! - rzuciła nóż na stół – wiosna idzie, roboty do cholery, dwa nowe traktory przysłali, a ty ludzi odsyłasz?! Zdajesz sobie sprawę, ile jest pola do zaorania, jak przyłączyli do nas ten klin pod Ciłkami? To nie mogłeś się poradzić choćby Lisa? Przecież masz mieszkania, stoją puste.
– O których ty mieszkaniach mówisz Sabinko?
– Jedno nad stolarnią, a dwa następne za świniarnią, cały budynek stoi pusty, a tam to i trzy rodziny, pamiętam, mieszkały.
– Tam nikt nie chce mieszkać za tą świniarnią, tam gnojówka podchodzi pod samo podwórko.>
- No bo ciężkimi traktorami zepsuliście dreny, oba ostojniki na gnojówke zasypane, to nic dziwnego, że rozlewa się byle gdzie.
Jakbyś poprosił kierownika budowy, to z całą pewnością dałby ci ze dwóch ludzi i wszystko by naprawili. Oni z takim czymś mają doczynienia, jak kopią fundamenty
- Kiedy widzisz Sabciu, ja nie jestem jeszcze szefem, nie wiem, czy mogę tak radykalnie... – Ale gdybyś pokazał, że umiesz podejmować śmiałe decyzje, to i załoga i góra by widziała, że dasz sobie radę, jako kierownik!
– Rządzić to musi ktoś, kto ma lata praktyki, albo wyczucie, albo twardy, bezwzględny charakter, a co ja z tego mam? – popatrzył na nią bezradnie.
– Wiem, wiem, niewiele z tego masz. Jednakże jesteś wykształcony, masz wiedzę; ludzie też woleliby ciebie, jak kogoś obcego. Lis chętnie by pomógł, ja bym cos doradziła. Przecież Łukowski to nie żaden rolnik, to żołnierz, frontowiec.
Uparta miłość r,10[1]
dziesiąty
Pierścionek został w
domu, Mirka pojechała do szkoły; o zaręczynach wiedzieli tylko najbliżsi
Dziewczyna dużo czasu poświęcała na powtarzanie materiału; uznała, że może
pomagać innym przy tej okazji. Pod jej
kierownictwem spora grupa przygotowywała się do matury.
.
Paulina chadzała własnymi drogami, to sprawiało, że inni zabiegali o jej sympatię; do tego przyrządzała wciąż jakieś nowe przysmaki i bawiła towarzystwo
Danka, choć wyniosła i nieprzystępna , miała tę zaletę, że lubiła sprzątać.
Tym sposobem, choć bardzo się różniły, żyły zgodnie i ubolewały, że do końca szkoły blisko i że się rozejdą być może na zawsze. Mirka namawiała koleżanki, by chodziły na grupowe powtórki, Danka odrzekła
– Daj sobie spokój z tym tałatajstwem. Na maturze poda im się ściągę i po krzyku.
Paulina uważała, że skoro do tej pory nie zgłębiła tajników geometrii i matematyki, to i teraz nie zdoła wszystkiego pojąć, Mirka niezmordowanie ciągnęła swoją robotę.
Koleżanki żyły przygotowaniami do studniówki, randkami, strojami – a ją pochłaniała nauka i czekanie na listy od narzeczonego. Wszystko inne było obok, jakby za mgłą.
Tak minęła zima, nastało urokliwe przedwiośnie z dniami olśniewająco jasnymi i radosnymi. W domu trwały wiosenne porządki, mama odłożyła sporo ubranek po braciach, lecz, gdy córka chciała je zanieść Sabinie, fuknęła ze złością:
- Po co jej stare cichy?! Ona
teraz ma, co chce!: Paulina chadzała własnymi drogami, to sprawiało, że inni zabiegali o jej sympatię; do tego przyrządzała wciąż jakieś nowe przysmaki i bawiła towarzystwo
Danka, choć wyniosła i nieprzystępna , miała tę zaletę, że lubiła sprzątać.
Tym sposobem, choć bardzo się różniły, żyły zgodnie i ubolewały, że do końca szkoły blisko i że się rozejdą być może na zawsze. Mirka namawiała koleżanki, by chodziły na grupowe powtórki, Danka odrzekła
– Daj sobie spokój z tym tałatajstwem. Na maturze poda im się ściągę i po krzyku.
Paulina uważała, że skoro do tej pory nie zgłębiła tajników geometrii i matematyki, to i teraz nie zdoła wszystkiego pojąć, Mirka niezmordowanie ciągnęła swoją robotę.
Koleżanki żyły przygotowaniami do studniówki, randkami, strojami – a ją pochłaniała nauka i czekanie na listy od narzeczonego. Wszystko inne było obok, jakby za mgłą.
Tak minęła zima, nastało urokliwe przedwiośnie z dniami olśniewająco jasnymi i radosnymi. W domu trwały wiosenne porządki, mama odłożyła sporo ubranek po braciach, lecz, gdy córka chciała je zanieść Sabinie, fuknęła ze złością:
- O czym ty mówisz?
– To nie wiesz, że zeszła się z naszym agronomem i żyją, jak małżeństwo?
– Mamo, o ile wiem , jej małżeństwo się rozpadło. Próbuje sobie życie ułożyć na nowo. Sama chwaliłaś pana Romana, że tak troskliwie zajmuje się Sabiny dziećmi, więc czemu ją teraz potępiasz?
– Co innego, jak tam czasem zajrzał, a co innego jak razem mieszkają. To wstyd i zgorszenie!
Mimo wstydu i zgorszenia, Mirka poszła do przyjaciółki.
Pan Bojarski zastępował chorego kierownika Łukowskiego. Nim Mirka przyszła, miedzy Romanem i Sabina toczyła się taka rozmowa:
- To mówisz Romciu, że dałeś Kostka od Bruzdów do stróżowania? – pytała krojąc chleb na kolację.
Roman coś odpowiedział z pokoju, ale nie słyszała, bo dzieci baraszkowały po podłodze, więc wziął Bogusia na ręce i przyszedł do kuchni.
– Widzisz w tym cos złego? – zapytał i uważnie słuchał odpowiedzi, bo już nie raz Sabina trafnie podpowiadała, jak postąpić
– Oczywiście, że widzę! Powiedz mi czemu on nie poprosił o te robotę Starego ? No bo Łukowski dobrze wie, że Kostek chodzi do Kaśki Grzesiaków; a Grzesiak ma klucze od wszystkich magazynów – i nawozowego i zbożowego i tego nowego z paszami. Toż oni obaj by ci nocami pół zasobów wynieśli!
- Wobec tego, co radzisz?
– Weź Józka Majdów od kowala i daj go do stróżowania. Majdy od zawsze z Grzesiakami koty darli, to czego, jak czego – ale magazynów nikt nie tknie. A Kostka daj do kowala i już. Jak nie zechce, droga wolna, ty ludzi masz na jego miejsce.
– A jakich ja ludzi niby mam?
– No przecież było tu wczoraj trzech za robotą – stanęła z nożem w ręku wyczekując odpowiedzi.
– Odesłałem ich do Zalipia, ja nie mam mieszkań
.- No nie! - rzuciła nóż na stół – wiosna idzie, roboty do cholery, dwa nowe traktory przysłali, a ty ludzi odsyłasz?! Zdajesz sobie sprawę, ile jest pola do zaorania, jak przyłączyli do nas ten klin pod Ciłkami? To nie mogłeś się poradzić choćby Lisa? Przecież masz mieszkania, stoją puste.
– O których ty mieszkaniach mówisz Sabinko?
– Jedno nad stolarnią, a dwa następne za świniarnią, cały budynek stoi pusty, a tam to i trzy rodziny, pamiętam, mieszkały.
– Tam nikt nie chce mieszkać za tą świniarnią, tam gnojówka podchodzi pod samo podwórko.>
- No bo ciężkimi traktorami zepsuliście dreny, oba ostojniki na gnojówke zasypane, to nic dziwnego, że rozlewa się byle gdzie.
Jakbyś poprosił kierownika budowy, to z całą pewnością dałby ci ze dwóch ludzi i wszystko by naprawili. Oni z takim czymś mają doczynienia, jak kopią fundamenty
- Kiedy widzisz Sabciu, ja nie jestem jeszcze szefem, nie wiem, czy mogę tak radykalnie... – Ale gdybyś pokazał, że umiesz podejmować śmiałe decyzje, to i załoga i góra by widziała, że dasz sobie radę, jako kierownik!
– Rządzić to musi ktoś, kto ma lata praktyki, albo wyczucie, albo twardy, bezwzględny charakter, a co ja z tego mam? – popatrzył na nią bezradnie.
– Wiem, wiem, niewiele z tego masz. Jednakże jesteś wykształcony, masz wiedzę; ludzie też woleliby ciebie, jak kogoś obcego. Lis chętnie by pomógł, ja bym cos doradziła. Przecież Łukowski to nie żaden rolnik, to żołnierz, frontowiec.
Komentarze
Prześlij komentarz