22.02.2020r.
Uparta miłość r 11 [3]
Pod Kutnem musieli się zatrzymać w przydrożnym zajeździe, gdyż burza szalała z taką siłą, ze niepodobna było podróżować.
Wynajęli pokój, zamówili kolację i czekali aż nawałnica minie. Grzmoty to cichły, to wracały z podwójną siłą i wyglądało na to będą musieli zanocować.
Rodzice pokładli się i zmęczeni, posnęli. Młodzi siedzieli przytuleni i patrzyli w okno. Błyskawice raz po raz rozświetlały widok tak, że wyraźnie było widać gałęzie drzew z pobliskiego lasu, A w chwilach ciszy było ciemno, że choć oko wykol ,
. Nareszcie burza minęła i zrobiło się zupełnie widno, choć dochodziła dziesiąta.
Adaś otworzył okno, a że było ciepło i przyjemnie zapragnęli pospacerować. Wyszli na dziedziniec i omijając wielkie kałuże, poszli w stronę lasu.
Wymyty i napojony do sta, stary bór roztaczał cudowną woń. Poprzez konary prześwitywały różowe błyski zachodu, gdzieś z głębi podnosiły się mlecznobiałe mgły; a ptactwo nawoływało swoje młode do gniazd.
Stali przy ścianie lasu i nie mogli się dosyć napatrzeć, nazachwycać, nadziwić. Adam przygarnął narzeczoną.
– Chyba mi serce pęknie ze szczęścia, nie mogę tego pomieścić! I moja najmilejsza przy mnie i mój kochany kraj dookoła!
Tymczasem rodzice powstawali, znieśli torby i rozglądali się za dziećmi, bo tato postanowił jednak jechać do domu.
Uparta miłość r 11 [3]
–
Hauleres deGaulle ma gościć w Polsce jesienią, to Warszawa jest tak odnawiana, że jak byłaś przedtem, to jej
nie poznasz – rzekł doktor Zalewski,
gdy minęli Sochaczew.
– Mnie i przedtem wszystko się podobało. Byłam w stolicy tylko raz, jak ciocia Rozalia przyleciała nas odwiedzić..
– A my to nawet jakiś czas mieszkaliśmy w Warszawie, na Pradze, ale Wiciu uparł się jechać na Ziemie Odzyskane, no i zostawiliśmy piękne mieszkanie w prawie wcale nie uszkodzonej kamienicy i pojechaliśmy do Stargardu – westchnęła pani Marynia
–
Widocznie tak miało być, inaczej nie spotkałabym mojego Adasia – uśmiechnęła się Mirka, a rodzice tylko wymienili spojrzenia.
Wypatrywali szczupłej , delikatnej sylwetki syna, tymczasem podszedł do nich mężczyzna słusznego wzrostu, barczysty i opalony na brąz. Do tego kryl oczy za fantazyjnymi okularami, tak, ze nie od razu go poznali. Dopiero gdy się odezwał, roześmiał – rzucili się witać, ściskać, całować.. Praca pod francuskim ciepłym i
– Mnie i przedtem wszystko się podobało. Byłam w stolicy tylko raz, jak ciocia Rozalia przyleciała nas odwiedzić..
– A my to nawet jakiś czas mieszkaliśmy w Warszawie, na Pradze, ale Wiciu uparł się jechać na Ziemie Odzyskane, no i zostawiliśmy piękne mieszkanie w prawie wcale nie uszkodzonej kamienicy i pojechaliśmy do Stargardu – westchnęła pani Marynia
–
Widocznie tak miało być, inaczej nie spotkałabym mojego Adasia – uśmiechnęła się Mirka, a rodzice tylko wymienili spojrzenia.
Wypatrywali szczupłej , delikatnej sylwetki syna, tymczasem podszedł do nich mężczyzna słusznego wzrostu, barczysty i opalony na brąz. Do tego kryl oczy za fantazyjnymi okularami, tak, ze nie od razu go poznali. Dopiero gdy się odezwał, roześmiał – rzucili się witać, ściskać, całować.. Praca pod francuskim ciepłym i
–
słonecznym niebem najwidoczniej służyła mu.
– Mój ty śliczny , kochany, nareszcie jesteś. Wspaniale wyglądasz – szeptała mu czule do ucha, gdy tulił ja w objęciach. Pani Marynia chlipała w chusteczkę, a ojciec patrzył trochę zazdrośnie, ze rodzice zeszli już na drugi plan.
Zanosiło się na burzę; rodzice
po nieprzespanej z emocji nocy, najchętniej zostaliby na odpoczynek w stolicy,
lecz Adam parł do domu. Postanowili
więc jechać, choć ulewa wisiała w powietrzu. – Mój ty śliczny , kochany, nareszcie jesteś. Wspaniale wyglądasz – szeptała mu czule do ucha, gdy tulił ja w objęciach. Pani Marynia chlipała w chusteczkę, a ojciec patrzył trochę zazdrośnie, ze rodzice zeszli już na drugi plan.
Pod Kutnem musieli się zatrzymać w przydrożnym zajeździe, gdyż burza szalała z taką siłą, ze niepodobna było podróżować.
Wynajęli pokój, zamówili kolację i czekali aż nawałnica minie. Grzmoty to cichły, to wracały z podwójną siłą i wyglądało na to będą musieli zanocować.
Rodzice pokładli się i zmęczeni, posnęli. Młodzi siedzieli przytuleni i patrzyli w okno. Błyskawice raz po raz rozświetlały widok tak, że wyraźnie było widać gałęzie drzew z pobliskiego lasu, A w chwilach ciszy było ciemno, że choć oko wykol ,
. Nareszcie burza minęła i zrobiło się zupełnie widno, choć dochodziła dziesiąta.
Adaś otworzył okno, a że było ciepło i przyjemnie zapragnęli pospacerować. Wyszli na dziedziniec i omijając wielkie kałuże, poszli w stronę lasu.
Wymyty i napojony do sta, stary bór roztaczał cudowną woń. Poprzez konary prześwitywały różowe błyski zachodu, gdzieś z głębi podnosiły się mlecznobiałe mgły; a ptactwo nawoływało swoje młode do gniazd.
Stali przy ścianie lasu i nie mogli się dosyć napatrzeć, nazachwycać, nadziwić. Adam przygarnął narzeczoną.
– Chyba mi serce pęknie ze szczęścia, nie mogę tego pomieścić! I moja najmilejsza przy mnie i mój kochany kraj dookoła!
Tymczasem rodzice powstawali, znieśli torby i rozglądali się za dziećmi, bo tato postanowił jednak jechać do domu.
Komentarze
Prześlij komentarz