7.03.2020r.
Uparta miłość r.12[2]
Jeśli coś mąciło zadowolenie pani Lusi, to tylko ten, rzucający się w oczy zachwyt z jakim, czy to kelnerki, czy inne kobiety patrzyły na Adasia.
On natomiast świata bożego nie widział poza swoją śliczną żoną.
Wciąż miał ją przed oczyma, gdy wyszła do niego ze swego pokoju – nie, jak się spodziewał w błękitnym kostiumie, przywiezionym z Francji, lecz w białej sukni i welonie! Doznał wtedy trudnego do opisania wzruszenia i zachwytu.
– Tak, teraz jest tylko ona, a co będzie za rok, za dwa?
Skoro świt Młodzi pojechali pociągiem do Katowic, a stamtąd przez Niemcy do Paryża, do cioci Rozalii.
Uparta miłość r.12[2]
Mszę ślubną przesunięto aż na godzinę dziewiętnastą, bo wchodziły pielgrzymki i dla
nich głównie odprawiały się nabożeństwa.
W czasie trwania obrządków ślubnych
też weszło dwie grupy pielgrzymów- niewielka kobiet w strojach góralskich i druga, większa = młodzieży z
Rybnika.
Pani Melania od rana przyglądała się wchodzącym pielgrzymom.
Widok ludzi utrudzonych drogą, przemęczonych, zakurzonych – a tak bardzo szczęśliwych, wprawiał ją w stan zdumienia i wzruszenia.
Mijały godziny; jej mąż i inni z grona weselników, chodzili po mieście , krążyli wśród straganów z pamiątkami, a ona siedziała w przedsionku Kaplicy Cudownego Obrazu i syciła oczy widokiem rozmodlonego tłumu. Jakaś siła trzymała ją w tym miejscu; a z sercem i duszą działo się coś dziwnego. Najpierw męczący rozgardiasz, a później coraz słodszy spokój i ukojenie.
-Panie Boże dziękuję ci, że tu jestem – szeptała wśród modlitwy
. Msza ślubna skończyła się i Młoda Para wyszła na dziedziniec ; przyjmowali życzenia od grupki weselników.
Wyszło też trochę pielgrzymów i spontanicznie przyłączyli się do winszujących nowożeńcom. A młodzi stali otoczeni i bliskimi i obcymi ludźmi – słuchali wiwatów, śląskich przyśpiewek i byli bardzo wzruszeni,
Pani Melania od rana przyglądała się wchodzącym pielgrzymom.
Widok ludzi utrudzonych drogą, przemęczonych, zakurzonych – a tak bardzo szczęśliwych, wprawiał ją w stan zdumienia i wzruszenia.
Mijały godziny; jej mąż i inni z grona weselników, chodzili po mieście , krążyli wśród straganów z pamiątkami, a ona siedziała w przedsionku Kaplicy Cudownego Obrazu i syciła oczy widokiem rozmodlonego tłumu. Jakaś siła trzymała ją w tym miejscu; a z sercem i duszą działo się coś dziwnego. Najpierw męczący rozgardiasz, a później coraz słodszy spokój i ukojenie.
-Panie Boże dziękuję ci, że tu jestem – szeptała wśród modlitwy
. Msza ślubna skończyła się i Młoda Para wyszła na dziedziniec ; przyjmowali życzenia od grupki weselników.
Wyszło też trochę pielgrzymów i spontanicznie przyłączyli się do winszujących nowożeńcom. A młodzi stali otoczeni i bliskimi i obcymi ludźmi – słuchali wiwatów, śląskich przyśpiewek i byli bardzo wzruszeni,
.. Na koniec dwie
stare góralki, złożyły życzenia i
wygłosiły jakiś starodawny, obrzędowy wiersz; goście nie wszystko rozumieli,
lecz zgodnie twierdzili, że był przepiękny!
To niespodziewane zbratanie z zupełnie obcymi ludźmi, tyle okazanego serca, tyle najlepszych słów, tyle łez prawdziwego wzruszenia - a wszystko przy tej, jednej na świecie Świątyni, Ach, to wszystko starczało za cały tłum gości!
To niespodziewane zbratanie z zupełnie obcymi ludźmi, tyle okazanego serca, tyle najlepszych słów, tyle łez prawdziwego wzruszenia - a wszystko przy tej, jednej na świecie Świątyni, Ach, to wszystko starczało za cały tłum gości!
, Odprowadzeni
przez rozśpiewaną grupkę młodych Ślązaków, dotarli do restauracji, gdzie tato
obstalował ślubne przyjęcie.
Ponieważ grono weselników było niewielkie, nakryto dla nich w małej , bocznej salce. Na dużej właśnie zaczynał się dansing, do tańca przygrywała orkiestra cygańska.
Cyganie zerwali się z miejsc, otoczyli Młodych i poczęli przygrywać tak, że nogi same niosły do tańca.
Nestor zespołu, stary, wąsaty Cygan, zachwycony czystą, subtelną urodą Panny Młodej. giął się w ukłonach i pięknie przygrywał na skrzypeczkach , aż Młodzi usadowili się na swoich miejscach.
Adam hojnie nagrodził jego staranie, przeto ten skinął na resztę i cały zespół, czas jakiś grał dla gości weselnych.
Młode, pełne wdzięku kelnereczki sprawnie obsługiwały gości.
Pani Lusia, siedząc u boku Adama, w towarzystwie doktora Zalewskiego, uśmiechała się zadowolona.
Nikt nie wiedział , jak ciężkie przeżyła chwile. Pomysł Mirki, by ślubować w Częstochowie na początku wprost ją przeraził. Później w trakcie przygotowań i rozmaitych starań, doszła jeszcze zwyczajna złość na córkę, że tak wydziwia. A nie mogła zdradzić się choćby słówkiem, co przeżywa. Przyrzekła sobie, że nie zepsuje Mirce szczęścia swoimi strachami i obawami. Jeden Pan Bóg wie, ile ja to kosztowało.
A dziewczyna od samego powrotu Adama z Francji, żyła, jak w transie, jak we śnie., jakże mogłaby przerwać ten szczęśliwy czas swoimi nerwami.
Jedynie mąż odgadywał, co przeżywa. Być może i on rozmyślał: jak to będzie, jak to się wszystko ułoży?
Co powiedzą Zalewscy, jak się nie uda?
Dopiero w Częstochowie, gdy wczesnym rankiem podążali Aleją ku Jasnej Górze ogarnął ich spokój. Nawet, widząc rosnący niepokój córki , tej równowagi nie tracili. Pani Lusia przygarnęła Mirkę i szepnęła
– Wszystko będzie dobrze, moje dziecko, jesteśmy pod skrzydłami Panienki Częstochowskiej, ona zadba, by się wszystko pięknie poukładało.
W czasie ceremonii ślubnej, gdy stali z rodzicami Adama tuż za klęczącą parą – myślała: Tak jest najlepiej, tak jest najpiękniej, lepiej nigdzie by nie było! A gdy spojrzała w twarz męża, odgadła ze szczęśliwego spojrzenia, że on myśli tak samo. Zresztą wszystkim weselnikom udzielił się ten podniosły, radosny nastrój.
Z Pogórza przyjechała Grzelakowa z Brygidką,. Łukowscy z Waldkiem i Fabisiakowie, bo Stasia Fabisiakowa była Mirki chrzestną. Waldek i Paulina świadkowali,a ze strony Adama były tylko dwie starsze kuzynki pani Maryni i przyjaciel Adama – ze studiów – Przemek Żeliga.
Ponieważ grono weselników było niewielkie, nakryto dla nich w małej , bocznej salce. Na dużej właśnie zaczynał się dansing, do tańca przygrywała orkiestra cygańska.
Cyganie zerwali się z miejsc, otoczyli Młodych i poczęli przygrywać tak, że nogi same niosły do tańca.
Nestor zespołu, stary, wąsaty Cygan, zachwycony czystą, subtelną urodą Panny Młodej. giął się w ukłonach i pięknie przygrywał na skrzypeczkach , aż Młodzi usadowili się na swoich miejscach.
Adam hojnie nagrodził jego staranie, przeto ten skinął na resztę i cały zespół, czas jakiś grał dla gości weselnych.
Młode, pełne wdzięku kelnereczki sprawnie obsługiwały gości.
Pani Lusia, siedząc u boku Adama, w towarzystwie doktora Zalewskiego, uśmiechała się zadowolona.
Nikt nie wiedział , jak ciężkie przeżyła chwile. Pomysł Mirki, by ślubować w Częstochowie na początku wprost ją przeraził. Później w trakcie przygotowań i rozmaitych starań, doszła jeszcze zwyczajna złość na córkę, że tak wydziwia. A nie mogła zdradzić się choćby słówkiem, co przeżywa. Przyrzekła sobie, że nie zepsuje Mirce szczęścia swoimi strachami i obawami. Jeden Pan Bóg wie, ile ja to kosztowało.
A dziewczyna od samego powrotu Adama z Francji, żyła, jak w transie, jak we śnie., jakże mogłaby przerwać ten szczęśliwy czas swoimi nerwami.
Jedynie mąż odgadywał, co przeżywa. Być może i on rozmyślał: jak to będzie, jak to się wszystko ułoży?
Co powiedzą Zalewscy, jak się nie uda?
Dopiero w Częstochowie, gdy wczesnym rankiem podążali Aleją ku Jasnej Górze ogarnął ich spokój. Nawet, widząc rosnący niepokój córki , tej równowagi nie tracili. Pani Lusia przygarnęła Mirkę i szepnęła
– Wszystko będzie dobrze, moje dziecko, jesteśmy pod skrzydłami Panienki Częstochowskiej, ona zadba, by się wszystko pięknie poukładało.
W czasie ceremonii ślubnej, gdy stali z rodzicami Adama tuż za klęczącą parą – myślała: Tak jest najlepiej, tak jest najpiękniej, lepiej nigdzie by nie było! A gdy spojrzała w twarz męża, odgadła ze szczęśliwego spojrzenia, że on myśli tak samo. Zresztą wszystkim weselnikom udzielił się ten podniosły, radosny nastrój.
Z Pogórza przyjechała Grzelakowa z Brygidką,. Łukowscy z Waldkiem i Fabisiakowie, bo Stasia Fabisiakowa była Mirki chrzestną. Waldek i Paulina świadkowali,a ze strony Adama były tylko dwie starsze kuzynki pani Maryni i przyjaciel Adama – ze studiów – Przemek Żeliga.
Jeśli coś mąciło zadowolenie pani Lusi, to tylko ten, rzucający się w oczy zachwyt z jakim, czy to kelnerki, czy inne kobiety patrzyły na Adasia.
On natomiast świata bożego nie widział poza swoją śliczną żoną.
Wciąż miał ją przed oczyma, gdy wyszła do niego ze swego pokoju – nie, jak się spodziewał w błękitnym kostiumie, przywiezionym z Francji, lecz w białej sukni i welonie! Doznał wtedy trudnego do opisania wzruszenia i zachwytu.
– Tak, teraz jest tylko ona, a co będzie za rok, za dwa?
Skoro świt Młodzi pojechali pociągiem do Katowic, a stamtąd przez Niemcy do Paryża, do cioci Rozalii.
Komentarze
Prześlij komentarz